Jejciu, przecież ja też gotuję bardzo prosto.
Robię zakupy raz na tydzień, mam na nie ok 50- 70 zł. Musi mi starczyć na wszystko. I to jeszcze tak, żeby nie było, dodatkowego dołowania, ze jestem biedna i muszę jeść na okrągło ziemniaki.
Gotuję z tego co mam, dlatego planuję dokładnie zakupy, żeby nie jeśc ciagle tego samego, albo ciagle tylko mielonego.
W w sobotę i niedzielę luby jadł kotlety z karkówki, ja jadłam zupę pomidorową, potem była reszta karkówki duszona w sosie, potem zupa ogórkowa dla mnie, bogracz dla lubego ( oszukany, bo z łopatki wieprzowej, a nie wołowiny, jak na 400g mięsa, wyszedł z tego duży garnek, jeszcze tata dostał), wczoraj też bogracz, bo nie miałam czasu gotować.
A dziś luby powiedział, że też moze być bogracz, bo jest pyszny ( a jeszcze jest).
U mnie takie nowinki nie przechodzą. Mój chłop lubi tradycyjnie. On ma chyba uświęcony tradycją jasno określony i sztywny pogląd na obiady: Niedziela: rosół, kluski, rolady i modro kapusta, poniedziałek: naleśniki z serem, labo dżemem truskawkowym, wtorek schabowe, ziemniaki, mizeria ( albo kapusta zasmażana), środa: może być wątróbka, ziemniaki, mizeria lub ogórek konserwowy; czwartek: karminadle, ziemniaki, buraczki z chrzanem, piatek: smażony, panierowany mintaj, ziemniaki surowka z kapusty kiszonej, sobota: fasolka po bretońsku. To wszystko, co mu potrzebne do szczęścia: smażona wieprzowina na okrągło, z możliwością podmianki naleśników na pierogi, albo placki ziemniaczane, mielonych na udka z kurczaka, a fasolki po bretońsku na flaki. Śniadania też raczej takie same: kanapki z mięchem oczywiście, kolacja albo kanapki, albo smażona, gotowana kiełbasa. Istnieje jeszcze w jego jadłospisie sałatka jarzynowa, jajka z majonezem, mięsne galaretki, bigos, makaron z serem, jajecznica z kiełbasą, grochówka i moze jeszcze parę innych rzeczy. Wszystkie grzechy polskiej byle jakiej kuchni. Kiedyś mi się zaplątał na jego talerz jeden strączek fasolki szparagowej, którą ja jadłam na obiad ( uwielbiam). On ten strączek tryumfalnie podniósł i mowi: widzisz!!! Jem warzywa
Ale generalnie to jest tak, ze on warzywa traktuje jako dekorację talerza.
On chętnie próbuje nowych rzeczy, ale przeważnie jest: dziękuję, dobre ( bardzo dobre, pyszne), ale wolałbym rolady.
Jeszcze wcześniej, jak razem pracowaliśmy, to ja gotowałam dla siebie, a on dla siebie. ( Nawet zaczynał mi zaglądać w garnki i próbować) Ale teraz, jak wraca po 12-15 godzinach, a ja nie mam kompletnie nic do roboty, to by było strasznie nie fair, gdyby musiał jeszcze sobie robić jedzenie.
A ja lubię zupy warzywne, pomidory, fasolkę szparagową, cukinie i dynie, makarony i sery, duuuuuuuuuuużo zielonego i kolorowego. Życie jest za krótkie na banalne jedzenie
- takie hasło na jakimś blogu jest.
A wracając do tematu: dziś na obiad bogracz chyba, a jutro jeszcze nie wiem: mam udka, mielone, łopatkę, rybę, pierogi zamrożone, gołąbki, fasolkę po bretońsku- całkiem fajne zapasy mi się zrobiły przez te 3 tygodnie ( to w ramach tych tygodniowych zakupów: nic się nie wyrzuca, jak się nie zje jednego dnia, to drugiego się dojada, albo zamraża na zaś, a w planie tygodniowym jest ujęty każdy dzień
, wiec jak coś zostaje, albo wiecej wyjdzie czegoś innego to plan się modyfikuje każdym razem