czy to jest choroba??

Problemy natury seksualnej.

czy to jest choroba??

Postprzez agnieszka » 29 gru 2007, o 21:55

Czy w wieku 25 lat bycie dziewicą jest normalne?? Zaczęła niepokoić sie tym, ale z drugiej strony nie interesuje mnie to. Są oczywiscie momenty gdzy bardzo tego potrzebuje..ale strach przed zajściem w ciążę przeraza mnie za bardzo.. a z drugiej strony bycie w takim stanie w jakim jestem jest dla mnie wazniejsze niż pojście z kimś do łozka...czy to jest zupelnie normalnie..?? napiszcie swoje zdanie..
agnieszka
 
Posty: 190
Dołączył(a): 22 lip 2007, o 12:25

Postprzez Megie » 30 gru 2007, o 09:12

ja osobiscie znam kilka kobiet ktore stracily dziewictwo w wieku 28 lat,
ale co to za roznica.
Skoro Ty sie dobrze z tym czujesz to nie przejmuj sie tym ze moze jest malo dziewic w Twoim wieku. Najwazniejsze ze masz swoje zasady i sie ich trzymaj.
Nic w tym zlego ze chcesz to zrobic z mezczyzna ktorego naprawde bedziesz kochac.
I bardzo dobrze, trzymam za Ciebie kciuki.
to jest jak najnormalniejsze moim zdaniem..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez agik » 30 gru 2007, o 12:00

Witaj

Mnie się wydaje, że sam fakt bycia dziewicą- jest jak najzupełniej ok. Sam fakt o niczym chorym, ani nienormalnym nie świadczy.

Natomiast Twój strach....Hmm...
Umiesz dokładnie nazwać ten strach? piszesz o strachu przed ciaża... Z czego to wynika? Z sytuacji zyciowej, czy z czegoś innego?
Nic nie piszesz o przekonaniach religijnych.
Piszesz, że bycie w takim stanie (rozumiem, że w stanie dziewictwa...) jest ważniejsze...Czy fakt bycia dziewicą daje Ci poczucie jakiejś, no nie wiem- władzy? Dlaczego to takie wazne?

Zastanawia mnie w ogóle dlaczego zamieciłaś tutaj taki temat...
jakos nie widać tu wielkiego dylematu, chyba że o nim nie piszesz.
Piszesz, ze jakoś brakuje cielesności w Twoim życiu, więc to chyba nie oziębłość... więc co? Strach przed bliskością? Czekanie na wielką miłość?

No, nie wiem... Odpowiesz mi?

W każdym razie sam fakt dziewictwa- to tylko i wyłącznie Twoja sprawa- nikomu nie musisz się tłumaczyć, ani próbowac się na siłę dopasowywać do innych.

Pozdrawiam ciepło, mam nadzieje, że cię niczym nie uraziłam
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Filemon » 30 gru 2007, o 17:02

a ja byłem... DZIEWICEM :lol: do... 27 roku życia i w moim wypadku oceniam to jako spowodowane wewnętrznymi problemami i zahamowaniami - głównie lękami (akurat nie przed ciążą, ale innego rodzaju... :) ). W pewnym sensie świadomie nad tym pracowałem, żeby nie popaść w... dożywotnie dziewictwo ;) i na szczęście po różnych bojach i zmaganiach z samym sobą udało mi się uniknąć tej przykrej opcji... :lol: :lol:

Znalezienie odpowiedniego partnera (partnerki) i rozpoczęcie współżycia w wieku dwudziestu paru lat wydaje mi się rzeczą naturalną i powszechną. Jeżeli jednak tak się nie dzieje i ktoś ma sam w sobie wątpliwości (inne niż tylko co na to inni powiedzą!!), to myślę, że jest to sygnał, że faktycznie jakiś problem wewnętrzny może być na rzeczy... (zewnętrzne "objawy" bywają czasami tylko "przykrywką"...)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez agnieszka » 30 gru 2007, o 20:08

tzn są i to napewno. Depresja, niechec do ciaz dzieci i tego typu spraw. Dosc mi zycie przecieklo miedzy palcami do tej pory, dosc juz jestem stara i wielu rzeczy sie nie wroci..boje sie przemijającego czasu bo przy dzieciach to wszystko baaarrdzo szybko plynie, a ja nie chce. Wiem ze nigdy nie bede w danym wieku ale chce zeby to wolniej szlo. Wiem że jesli spowoduje ze znajde osobe ktora bedzie chciala dzieci postawie ich przed faktem dokonanym ja albo dzic iwybor nalezy do ciebie...wiem ze jesli urodze to trafie do psychiatryka. al tego baardzo nie chce wiec w tym tkwi problem...ale tez ze nigdy to dziecko nie bedzie czescia mnie nigdy nie bede wiedziala co mysli co planuje....ale chyba najbardziej boje sie siebie....
agnieszka
 
Posty: 190
Dołączył(a): 22 lip 2007, o 12:25

Postprzez Filemon » 31 gru 2007, o 12:31

Agnieszko, z tego co piszesz, to wydaje mi się, że DOSKONALE WIESZ CZEGO NIE CHESZ, z powodu konkretnych obaw i lęków. Gdybym to ja tak wyraźnie odczuwał to, co Ty odczuwasz, to... tego bym się trzymał i postępował konsekwentnie tak, jak czuję. Oczywiście może Ci to przysporzyć rozmaitych trudności, bo chyba jednak przeważająca większość dwudziestoparoletnich kobiet i mężczyzn, którzy się pokochali i chcą się ze sobą na serio życiowo związać, pragnie założenia pełnej rodziny i posiadania dzieci. Oczywiście są jednak (choć pewnie w mniejszości) osoby podobne Tobie - Ci, którzy z takich czy innych powodów czują, że nie chcą lub nie mogą (boją się, itp.) zakładać pełnej rodziny. Myślę, że masz szansę znaleźć podobnego sobie partnera, choć może to nie być łatwe i może się również okazać, że i on ma takie czy inne ograniczenia wewnętrzne i problemy ze sobą, które będą rzutować na Wasz związek...

Moim osobistym i szczerym zdaniem to co opisujesz to rodzaj wewnętrznych problemów i komplikacji - takich, które życia nie ułatwiają... Ktoś może powiedziałby, że przecież można iść na jakąś terapię i próbować to zgłębić, "leczyć" (w cudzysłowie albo i bez) i jakoś rozwikłać. Ja sam uważam, że zawsze warto spróbować, jeśli komuś na tym zależy, ma takie możliwości i czuje się na siłach. Jednak - w tym miejscu powiem coś z czym wiele osób tutaj być może się nie zgodzi - moim zdaniem wszelkiego rodzaju psychoterapie przynoszą stosunkowo niewielkie efekty i tylko u niewielkiej liczby osób są one bardziej znaczące... Przeważnie okazuje się, że głębszych wewnętrznych, powikłanych problemów specjaliści, którzy się tym zajmują nie potrafią pomóc nam skutecznie rozwiązać. Tak więc uważam, że można spróbować, ale raczej bardziej warto liczyć na siebie i swoje własne próby poradzenia sobie, niż na naprawdę skuteczną w istotnym stopniu pomoc specjalisty...

I jeszcze coś w mojego doświadczenia. Ładnych parę lat temu przez około 6 lat przyjaźniłem się z trzydziestoletnią wówczas kobietą, z którą zwierzaliśmy się sobie z najbardziej osobistych spraw. Ona właśnie podobnie do Ciebie zdecydowanie obawiała się ciąży, porodu a przede wszystkim wychowywania małego dziecka przez pierwsze lata jego życia. Powiedziała mi, że pochodzi z domu, w którym była przemoc a jej ojciec był przez długie lata chory psychicznie (i możliwe, że może miały miejsce nawet nadużycia seksualne...). Moja przyjaciółka powiedziała mi, że nie wyobraża sobie siebie rodzącej i wychowującej maleńkie dziecko, że chyba by zwariowała i że najbardziej boi się, że ona sama nie potrafiłaby się powstrzymać od stosowania przemocy wobec swojego małego dziecka... Twierdziła również, że gdyby ktoś powierzył jej już dziecko starsze, w wieku około powiedzmy 8-10 lat, to tego by się nie obawiała, mogłaby takie dziecko wychowywać a nawet mogłaby się zdecydować na adopcję takiego dziecka i w takiej sytuacji nie miałaby większych obaw... Jej lęki dotyczyły ciąży, porodu i wychowywania bardzo małego dziecka.

Wiem z grubsza, jak ułożyły się jej dalsze losy. (Podobnie do Ciebie) PEŁNE życie seksualne rozpoczęła raczej późno, bo dopiero około trzydziestki (w jej przypadku istotne jeszcze były silne skrupuły moralno-religijne, z którymi jednak w końcu jakoś sobie poradziła). Miała wiele różnych doświadczeń (krótkich i dłuższych relacji). Po paru latach (około 35 roku życia) wyszła za mąż za mężczyznę, który nie chciał mieć dzieci. Okazało się jednak, że jest to mężczyzna stosujący wobec niej przemoc i to tak poważną, że z obawy o własne zdrowie i życie zdecydowała się z nim rozwieść chyba po około 3 (??) latach małżeństwa... Rok czy dwa później stało się to czego obawiała się najbardziej - zaszła z dosyć przypadkowym partnerem w ciążę. Przeżyła wówczas koszmarny okres w swoim życiu, ale ostatecznie poradziła sobie - zdecydowała się na usunięcie tej ciąży, zrobiła to, chociaż przeżyła to bardzo silnie i w pewien sposób odchorowała - co ciekawe, pojawiły się w niej wówczas niespodziewanie i dosyć silnie pewnego rodzaju rozmaite uczucia macierzyńskie, jednak ostatecznie ciążę usunęła. Upłynęło jeszcze trochę czasu. O ile wiem obecnie czuje się nie najgorzej. Pracuje, w miarę normalnie funkcjonuje. Prowadzi jednak dosyć swobodne życie osobiste (intymne). Zdaje się, że po kolejnym dłuższym związku, który się później rozpadł obecnie miewa kontakty kolejno z różnymi mężczyznami, najczęściej sporo młodszymi od siebie (sama jest juz po czterdziestce) - z jednym się kończy, z innym potem zaczyna, itd... O ile wiem, czuje się ze sobą i swoim życiem takie jakie ma całkiem OK i nie narzeka. Jeżeli już, to raczej na to, że obecnie trochę zbyt mało zarabia...

Na wszelki wypadek dodam w tym miejscu, że w mojej ocenie nie jest to kobieta niewrażliwa uczuciowo czy przytępiona emocjonalnie - wręcz przeciwnie. Poza tym była to jedna z najbardziej wyrozumiałych i tolerancyjnych osób z jakimi się w życiu zetknąłem... Nawiasem mówiąc otrzymałem od nie bardzo wiele serdecznego wsparcia w moich własnych trudnościach i więcej akceptacji i zrozumienia niż od własnej najbliższej rodziny... (zresztą poniekąd z pewną też moją wzajemnością... :) )

Kobieta, o której tu piszę i z którą kiedyś byłem bardzo blisko zaprzyjaźniony borykała się też przez dłuższe okresy życia z depresją, jednak ostatecznie uporała się z tym - bez leków branych na stałe i bez wieloletnich psychoterapii - po prostu na przestrzeni lat, pośród tego wszystkiego co życie jej przyniosło. W młodości była nawet raz hospitalizowana a później niekiedy pojawiały się dłuższe nawroty depresji podczas których czasami stosowała okresowo leki. Tak czy siak w depresji się nie pogrążyła i skutecznie potrafiła się z niej wykaraskać (co niekoniecznie oznacza, że raz na zawsze się jej pozbyć...).

Nie wiem... ale pomyślałem, że może w czymś Ci pomoże opis tej historii, dlatego go tutaj zamieściłem. Jeszcze jedno zdanie ode mnie. Ja niegdyś inaczej rozumiałem tę moją przyjaciółkę, niż ma to miejsce obecnie. Wydawało mi się, że jest ona na swój sposób zagubiona i że dobrze byłoby, żeby znalazła jakiś sposób, by powrócić na drogę życia taką, po jakiej idzie większość tak zwanych normalnych ludzi... Obecnie uważam, że dla niej akurat coś takiego jest po prostu najprawdopodobniej niemożliwe. Jej życie jest inne, jej droga jest inna niż większości przeciętnych osób, żyjących wedle pewnych przyjętych ogólnie standardów. Myślę, że ta moja ówczesna przyjaciółka po prostu zamiast prowadzić niestrudzoną walkę, która być może ciągnęłaby się przez całe jej życie, z własnymi problemami i ograniczeniami, zdecydowała się jakby wziąć samą siebie taką, jaka jest i próbować układać sobie życie tak, jak dla niej jest to możliwe i w miarę jej możliwości najlepsze... Cóż, jest to już obszar ludzkich wyborów, których musimy wszyscy dokonywać samodzielnie (jest to zarówno konieczność jak i życiowy przywilej - że nie ktoś nami kieruje, tylko my sami sobą). Wybory takie są z pewnością trudne, wiążą się z pewnym ryzykiem, no i ich konsekwencje ponosimy przede wszystkim my sami na własnej skórze... Co nie oznacza oczywiście, że nie możemy zmieniać zdania oraz, w granicach możliwości, raz podjętych decyzji i dokonanych wyborów - aby tylko nie krzywdzić kogoś ani siebie samego...

Pozdrawiam i życzę twórczych osobistych wyborów oraz życiowych decyzji, które przyniosą Ci dobre samopoczucie i zadowolenie z własnego życia... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Błękitna » 3 sty 2008, o 22:00

Tak, to jest normalne.
Wszystko jest normalne co Ty uważasz za normalne, przecież to względne.

A jeśli mowa o ciąży, to może jakieś zabezpieczenia ?
Wizyta u lekarza ?
Dla lepszego samopoczucia chociażby :wink:
Avatar użytkownika
Błękitna
 
Posty: 4
Dołączył(a): 3 sty 2008, o 21:32

Postprzez agnieszka » 5 sty 2008, o 13:27

NO JASNE PRZECIEZ TRZA SIE ZABEZPIECZYC I TO OBUSTRNNIE NIE TYLKO JA ALE I POTENCJALNY ON TEZ...
agnieszka
 
Posty: 190
Dołączył(a): 22 lip 2007, o 12:25

Postprzez Filemon » 5 sty 2008, o 17:23

Błękitna napisał(a):Wszystko jest normalne co Ty uważasz za normalne, przecież to względne.


Zupełnie się nie zgadzam z takim postawieniem sprawy - na przykład wiadomo mi, że wielu pedofili uważa, że to co robią jest nie tylko normalne, ale że dzieci tego pragną i że podłożem tych sytuacji są uczucia miłosne... :?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)


Powrót do Problemy seksualne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 335 gości