wypalam sie

Problemy z partnerami.

wypalam sie

Postprzez Applee » 15 gru 2007, o 21:40

...................
Powinnam od wrzesnia byc szczesliwa narzeczona... Ogladac sukienki, latac nad ziemia i zastanawiac sie nad zaproszeniami.
A tak naprawde z dnia na dzien jest coraz gorzej.
Dobrze jest przez tydz. a potem sie zaczyna...Klotnia za klotnia.
"nie chce juz o nas rozmawiac", "mam dosc"
.................................................................
A ja jak ta glupia czekam az on sie zmieni...I co?????ILUZJA. nie rzeczywistosc. Iluzja...To co dla mnie jest "lepsze"..
Nie moge sie zdecydowac na ten ostateczny krok, bo ile mozna sie meczyc?
Njagorsze jest to, ze oczywiscie, jak wiekszosc... pamietam dobre chwile. A zle bardzo szybko uciekaja mi z pamieci...

Nie umiem sobie pomoc. Psycholog nie umie, przyjaciele podobnie...
I caly czas sie zastanawiam jak ja sie w to wszystko wplatalam...
Byc moze moje "podejrzenia" i paranoje byly sluszne???
Moze ja sie boje byc sama?!
CHyba o to chodzi. STRACH i niepewnosc siebie trzymaja mnie przy nim
A on - mantra- powtarza "pamietaj, wina lezy po obu stronach".
Tylko ze ja na ten moment swojego zycia nie mam sobie absolutnie nic do zarzucenia. Tak jak zawsze bralam wine na siebie, calaaaa, tak teraz...? nie czuje sie winna jesli poniosa mnie emocje bo ON robi TO SAMO co w jego mniemaniu nie jest "zle".
Skoro on tak sadzi..to chyba nie powinnam i ja obwiniac siebie.

.......................
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez mariusz25 » 15 gru 2007, o 22:03

to samo mialem
udalo sie uciec wczoraj
dziwnie, pusto, nie mam dzis jakos sily, ale nie skrzywdzi juz mnie slowem, czynem wymuszeniem, to sie tak wydaje, to proste, bierzesz rzeczy swoje albo jego i heja...
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez Applee » 16 gru 2007, o 11:00

Hmm.. Jak widac dla niektorych to jest proste. Trzeba miec jakies wewnetrzne przekonanie..albo dosc zwiazku,zeby zdecydowac sie na odejscie.
..............
Ja walcze sama ze soba...Problem w tym,ze nie czuje sie dostatecznie ..gotowa(?!) na wyprowadzke.

Z drugiej str. Ty Mariusz, przynajmiej masz jakis spokoj...Prawda?
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez ewka » 16 gru 2007, o 12:10

Hej!

Widzisz... to musi być Twoja decyzja. Musisz ją czuć całą sobą - aby odejść lub aby być. A o co te kłótnie? Ja nie chciałabym być z facetem, z którym się ciągle trzeba kłócić... co jest powodem tych nieporozumień? Jeden problem czy kilka? Kłótnie niczego nie rozwiązują, jedynie można wypchnąć emocje... ale niczego nie załatwiają - skoro wracają, to potrzebują rozwiązania.

Buźka
:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Applee » 16 gru 2007, o 12:25

Ewo,
ale ja tez powtarzam, ze jesli nie rozwiazemy problemow...to one nie znikna a nasila sie tylko.I tak sie dzieje. Wkurza mnie to...i chociaz nic nie mowie to z czasem wybucham.Bo wszystko sie gromadzi i kumuluje...
To juz nie sa kolezanki...Tu oczywiscie...jakims cudem poradzilam sobie. A byc moze on mi nie daje pretekstow do tego,zeby go o cos podejrzewac?
Ale w to miejsce pojawily sie kolejne. Drobne przytyki, zloscliwosci. OK, mozna to wytrzymac i sie nie przejmowac.Ale ile razy?1, 2 3?
Potem juz akcja osiaga kulminacyjny punkt i....
Ja sie juz od miesiaca.."wyprowadzam"...przez co on caly czas czuje sie niepewnie. Niby sie staral..ale wiem,ze w nim wtedy wszystko buzowalo...

...Chora milosc...

Wszyscy mi mowia,ze to ILUZJE. I byc moze tak wlasnie jest.
Za duzo wiem o jego przeszlosci- tez mnie to meczy. Zbyt wiele nieprzemyslanych slow padlo,zeby... decydowac sie na bycie razem na cale zycie.
I skoro tak jest to czemu nie umiem zdobyc sie na odjescie?
Bo jestem...skrzywdzonym dzieckiem. To sobie uswiadomilam na terapii. Najgorsze w tym jest fakt, ze nie wiem co z tym zrobic. I pytam moja psych. ale ona nie daje mi konkretnej odpowiedzi.
Uswiadomilam sobie przyczyny swoich zachowan----ale i tak tego nie zmienie....Bo inaczej nie bylabym soba tylko kims innym...To jestem JA- sa we mnie rozne sprzecznosci...I dlatego sie tak motam i szarpie.
Niby mam do tego peelne prawo, ale chce...byc w srodku..spokojna... USTABILIZOWANA emocjonalnie...
A nie jestem...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez mariusz25 » 16 gru 2007, o 13:56

mam spokoj, to prawda, ale tak mi smutno, nie czuje ze chce zyc,
zniszcyzla mnie, nie ma mnie
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez ważka » 16 gru 2007, o 15:54

Bo nie masz tego spokoju poniekąd tez przez niego!A w normalnym związku opartym na zufaniu i szacunku powinnaś go miec.Powinnaś czuc sie bezpiecznie!
Avatar użytkownika
ważka
 
Posty: 611
Dołączył(a): 7 paź 2007, o 17:36
Lokalizacja: Anglia

Postprzez Applee » 17 gru 2007, o 14:07

Wazko,
wiem ze masz racje...Kazdy ktp nie jest w mojej skorze, ja ma.
NIGDY nikomu nie ufalam..Jemu tez nie. Od poczatku. Tzn wydawalo mi sie, ale to nie bylo zaufanie.
Kurcze, dziwne jest to wszystko. Nie moge narzekac na.. brak okazywania uczuc, slow uwielbien i zapewnien..Nie moge. Ale tez nie moge pozbyc sie mysli, ze on mnie predzej czy pozniej ZOSTAWI, bo... stwierdzi ze nie pasujemy do siebie a ja sie za bardzo wszystkiego czepiam..
Ale ja taka juz jestem i siebie nie zmienie...
Wlasnie..ogarnelo mnie dziwne przczucie...ze jestem zalosna..z ta swoja miloscia...ZALOSNA>...:/
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez echo » 17 gru 2007, o 15:18

ale silence, co on zrobił Tobie? Przeszłosć każdy jakąś ma i wytrzymałość na analizę związku także. Faceci tego nie znoszą, tak mają i już. Może juz przestań rozstrząsać stare historie, daj trochę luzu, przesuń ten slub, nic na siłę i popatrz jak się oboje zachowujecie. Konsekwentnie , ale spokojnie mów co ci nie pasuje i chwal za postępy. A jeśli ich nie będzie- będziesz miała jasniejszą odpowiedź na dylematy. Stan zakochania nie trwa wiecznie, chyba u was nastapiła faza "przyglądania się" i krytyki. Ważne, żeby pozostał wzajemny szacunek.
Dajcie sobie wytchnienie i trochę czasu.

pozdrawiam

ps. ja też nigdy nikomu nie ufałam i miałam rację. Nie zamierzam też ufać, bo widzę co się dzieje dookoła. Jestem chyba DDA, ale wiesz swój brak zaufania nie traktuję jako obciążenia, ale raczej jak dystans do świata, jakiś rodzaj realizmu, który jednak wcale nie przeszkadza mi cieszyć się pięknymi chwilami. Nawet nie rozumiem dlaczego ludzie to wykluczają. Ja nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań w stosunku do innych ludzi, sama ideałem nie jestem, ale cenię pozytywne cechy i dobro we wszystkich przejawach. Może warto tak spróbować , jak się nie da inaczej. Szukać różnych ścieżek. pa.
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Applee » 20 gru 2007, o 15:27

Wlasnie...chodzi o to,ze zrobil Przynajmiej w mojej glowie. Przyjaznil sie z kobieta,,,ltorej po porstu nie cierpialam. Sama sie dziwilam dlaczego u mnie jest taki wstret do niej,ale nie mogam wytrzymac w jej towarzystwie.
I klocilam sie z nim o nia...On zaprzeczal, twierdzil,ze t tylko kolezanka.
To trwalo 2-3 miesiace, padaly pod moim adresem z jej str rozne niemile slowa...I w koncu okazalo sie,ze to zjej str nie jest zwykla przyjazn...Chciala znim byc, bo widziala jaki on jest dla mnie "dobry"...
Od tego nasz zwiazek zaczal sie psuc. do tego doszly kwestie materialne, rodzinne.
Ja mam jeden wielki metlik w glowie. Psych. zamiast cos wyjasniac...wprowadza jeszcze wieksze zamieszanie do mojej glowy.
Zdaniem psych. widze swiat jako idealny a wszelkie odstepstwa sa dla mnie nie do zaakceptowania. I tak jest. Dla mnie chyba wszystko jest albo czarne albo biale- a;e nigdy po srodku. Zatem miotam sie nie podejmujac decyzji o rozstaniu. Czyli trwam, bo kocham, ale co kocham? sama nie wiem..
Walcze z jego upartoscia, ale czasem brak mi juz sil do tego.
Ida swieta.
Nie wiem co powinnam robic. Czekam na "wlasciwy czas" ktory pewnie nigdy nie nadejdzie...

POzdrawiam cieplutko
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez bunia » 20 gru 2007, o 16:47

Moim zdaniem byc w chorym ,niszczacym zwiazku to lepiej byc samemu....najtrudniej jest podjac decyzje,staramy sie doszukiwac nadziei w czyms co jest beznadziejne....nowe nie musi byc gorsze !!
Trzymajcie sie :papa:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Applee » 5 sty 2008, o 14:59

Zyje..a raczej..egzystuje..

Uderzyl mnie watek "rozpadam sie... pomoże kto pozbierać szzcątki?" Martu...

W zachowaniu jej chlopaka..widze siebie... Tylko, ze ja po takich "akcjach", gdy ochlone..to przepraszam. Czyli najpierw sie denewuje.. a potem jest mi glupio i...

sylweter, ja+on+ znajomi. Przed wyjsciem z domu uslyszalam " jelsi sie z kims zagadam dluzej niz 15 minut, to podejdz i przytul albo wez za reke"... moja odpowiedz "dobrze"..

I co? oczywiscie...tego nie zrobilam. A zareagowalam alergicznie na kobiety, z ktorymi rozmawial. Doszlo do klotni zakonczonej tym,ze oddalam mu pierscionek i przy osobach trzecich powiedzialam, ze to koniec...
Probowal ze mna pozniej pogadac, ale to juz na nic sie zdalo. gdy patrzylam, jak on rozmawia z innymi, glownie kobietami a nie interesuje sie mna, to cisnienie mi skoczylo co w porownaniu ze spora iloscia alkoholu moze dac mieszanke wybuchowa.
Wrocilam do domu...
On wrocil dopiero wieczorem nastepnego dnia, po tym, jak spedzil cala reszte sylwestra i nowy rok z moja kolezanka, ktora dokladnie opowiedziala mi wszystko to, co ja tu WAM pisze.

..................................................

Wiem, ze to JA powinnam byc gora, bo on jest ze MNA..POwinnam sie cieszyc i byc pewna siebie. Narzekam i narzekam,a potem...przepraszam za to, jaka jestem.
POwiedzial,ze za tydz wychodzi sam z kolezankami na cala noc na impreze, ze chodzi o zasady, ze nie mozna drugiej osoby ograniczac a trzeba ufac.
Powiedzialam,ze sie boje, a wrecz jestem PRZERAZONA ta wizja.
wydawalo mi sie, ze skoro JA chce spedzac czas z nim i tak naparwde inni mezczyzni nie sa mi do szczescia potrzebni...to ona ma podobnie... A tu nagle rzeczywistosc okazuje sie ZUPELNIE inna.
Nie wiem co myslec...pytam tylko o zdanie... Kazdy ma inne.
Moj poprzedni zwiazek tez rozpadl sie o zazdrosc.. Ja chyba nie umie zyc inaczej. Nie wyobrazam sobie mojego narzeczonego gadajacego, tanczacego przez cala noc w towarzystwie innych dziewczyn.
Czy to jest zle?
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez Abssinth » 5 sty 2008, o 17:02

silence...a jak jest z Toba? czy Ty masz kumpli, kolegow, takich normalnych bez zadnych podtekstow? Czy ogolnie masz duzo znajomych? Jak to u Ciebie poza zwiazkiem wyglada?

bo widzisz, ja z moim facetem (juz niedlugo bylym) mam/mialam podobnie - zrobilam sie zazdrosna, nie podoba mi sie, kiedy wychodzimy razem do klubu, a on cala noc bawi sie z pannami, zagaduje do roznych kobiet, potem mi opowiada jakie one fajne - potem pisze do nich na myspace itd...on twierdzi, ze mnie kocha, ale mi sie wydaje, ze z jego strony to wygoda i przyzwyczajenie.
I...jeszcze jedno - ja wczesniej nigdy nie bylam zazdrosna o facetow - a to dlatego, ze wczesniej ja mialam wielu kolegow, przyjaciol, bez zadnych podtekstow...tutaj, gdy poznalam Andy'ego, nie znalam prawie nikogo....i nie moglam poznac, bo na kazda moja probe rozmowy z jakims osobnikiem plci meskiej moj reagowal awantura. W koncu - udalo mu sie odwrocic role...teraz on zagaduje do panienek (i nie wyglada mi to na normalne, takie zeby sie zakumplowac), a ja dalej sie boje rozmawiac z facetami, nauczylam sie tego jakos, nawet nie to, ze sie boje, ale nie chce....a on sobie uzywa.

i teraz jakas konkluzja tego wszystkiego - zastanow sie, jak u Was bylo na poczatku. Jak jest z Toba - czy Ty masz znajomych, czy nie szukasz podtekstow u niego na sile...zastanow sie nad swoimi pobudkami troszeczke i nad jego pobudkami.

Bo moze byc tak, ze Twoja zazdrosc jest uzasadniona...a mze byc tak, ze nie jest, bo on Twoj jest po prostu takim typem, ze ma duzo kolezanek i nic z tego nie wyniknie....a moze byc tak, ze jest bawidamkiem i potrzebuje ciaglego uwielbienia z wielu stron. itd itd

sorry za chaos, zazdrosc obustronna jest teraz czyms nad czym pracuje dosc ciezko i moze za bardzo analizuje :)

pozdrawiam bardzo :)
miauk miauk :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Applee » 11 sty 2008, o 13:35

Hmm.. wiesz Abss, czytajac to co napisalas w tym watku..a to, co sie stalo u Ciebie, nasuwa mi sie tylko jedna mysl: ZAZDROSC nie ejst niczym zdrowym i skoro sie pojawia to oznacza, ze cos rzeczywiscie ejst nie tak.
..................................................................................
Nie powinnam tego pisac bo sama siebie nakrece, ale Twoja sytuacja powtwierdza tylko moja wizje zazdosci.
U nas juz od poczatku wiedzialam o istnieniu jego kolezanek, ja mialam swoje towarzystwo. Obiecalam sobie ze tym razem nie poswiece sie w 100% mezczyznie, ze bede miala czas na zycie prywatne.
I prosze, sytuacja sie zmienila w momencie gdy zamieszkalismy razem. Kazda wo;lna chwile CHCE spedzac z nim...
Nie wiem, czy to normalne. Jestem czasem zazdrosna nawet o komputer. Nie wyobrazam sobie sytuacji,ze on moglby raz na jakis czas wyjsc gdzies sam ze znajomymi. To nie pasuje do mojej wizji zwiazku...
Nie wiem co robic. Wkolko moge tylko narzekac i narzekac zamiast wziac sie za siebie i swoje zycie.
Przede mna trudny egz z pediatrii a ja jakos nie moge skupic sie nad ksiazkami.
....zycie...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez Ladybird » 11 sty 2008, o 23:54

Silence, masz przwo do zazdrosci .zzten sylwester to przegięcie. Ja bym tego nie stolerowala nigdy. moj facet, chciaz sie deczko napil, tańczyl tylko ze mną, na balu, gdzie bylo 300 osób, obsciskiwal sie z kolega ( wiadomo, wspolne tematy) .Pojechal ze mna do domu i poszedl grzecznnie spać prytulony do mnie.
ja bym nie tolerowala takiego zachowania, a troche mam doświadczenia .Szanujmy sie a będziemy szanowane.
Nikt mnie nigdy nie zdradzil, wiec widocznie postepuje ,prznajmniej w tym temacie ,slusznie.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 70 gości

cron