Szczerze, to nie wiem od czego zacząć.. Może od faktów.
Mam ponad 25 lat i jestem (jeszcze a może już nie..) w związku prawie 5 lat. Mieszkamy razem od ponad dwóch.. Aczkolwiek bez jakiejkolwiek jeszcze deklaracji formalizowania związku, a tym bardziej bez potomstwa.. Przez większość czasu (poza jednym zwątpieniem.. ale tylko zwątpieniem i stosunkowo krótkotrwałym) wiedziałem, że Y. jest kobietą mojego życia, a ja mężczyzną jej życia.. Że idealnie do siebie pasujemy.. Oczywiście kłóciliśmy się czasami i w ogóle, ale raczej o drobiazgi, a w tych najważniejszych sprawach byliśmy zgodni.. Widzieliśmy się razem za 5, 10, 30 lat... Można powiedzieć, że jest (był..) to idealny związek. Oczywiście nie taka sielanka jak w filmach, ale idealny patrząc na nas.. Po prostu Y. byłą idealną kobietą dla mnie, a ja idealnym facetem dla Niej.. Tak naprawę byliśmy pierwszymi poważnymi partnerami dla siebie.
Kiedy zaczęło się coś złego? Nie wiem... Po prostu przestało mi tak zależeć jak na początku.. Może to dziwnie zabrzmi, ale to ja dbałem o wszystko.. O to, aby zakupy były zrobione.. aby pranie było zrobione.. aby było co zjeść i na czym zjeść.. Po prostu role są odwrócone - ja pełniłem rolę (stereotypowej) kobiety, a Y. była facetem. Z tą różnicą, że ja jeszcze miałem 8h etatu na głowie, a Ona tylko siebie.. Początkowo kompletnie mi to nie przeszkadzało, ponieważ chciałem się starać (fakt, że może przesadziłem i nauczyłem, że ja wszystko dam radę zrobić..). Zawsze chciałem kobiety silnej, niezależnej i właśnie taka była Y., dlatego nie przeszkadzało mi to, że po pracy muszę prać, sprzątać gotować.. Niestety z czasem Y. przestała robić to co na początku - a więc coraz mniej czasu przeznaczała na rozwój intelektualny, który zawsze mnie najbardziej w Niej pociągał (specyfika jej zawodu sprawia, że człowiek do 30 się uczy..), a coraz więcej czasu zajmowało marnowanie go na pierdoły (seriale, sen, itp.) Nawet nie na dbanie o siebie.. Może w tym też jest problem, że ja staram się, nie 'dziadzieje', mimo iż 8h w pracy i cała reszta obowiązków sprawiają, ze nie mam czasu i chęci to i tak zasuwam na siłownie/basen żeby się Jej podobać.. Może nawet po to, aby Jej zasygnalizować, żeby też coś ze sobą zrobiła.. Nie wymagam niczego wielkiego.. Naprawdę nie chcę pachnącej laluni.. Ale cóż, jakiekolwiek próby zwrócenia uwagi, że mogłaby mi pomóc w dbaniu o dom czy mogłaby zabrać się za siebie kończyły się fiaskiem, gdyż Ona nie widziała problemu, więc trwaliśmy w tym stanie.. Tylko, że z czasem było coraz mniej chęci z mojej strony.. Ponadto, swoją rolę odebrała rutyna i nuda w związku, spowszechnieliśmy sobie.. A jakiekolwiek próby wyciągnięcia Jej kończą się 'Nie chce mi się', a następnego dnia słowa typu "Bo Ty mnie nigdy nigdzie nie zabierasz".. Czuję, że dalej Ją kocham, ale to już inna miłość niż jakiś czas temu. Nie umiem tego wytłumaczyć..
Ale pewnego dnia, pojawiła się X.. Absurdalna sytuacja - zupełnie przypadkowe poznanie, Ona zapytała na necie o opinię odnośnie mojego pracodawcy, ja ją wyraziłem i od słowa do słowa z podstawowej kwestii przeszliśmy na tematy zupełnie prywatne.. Znamy się 2 miesiące.. Przez miesiąc wymienialiśmy wyłącznie maile.. Z racji tego, że jesteśmy z tego samego miasta, po miesiącu znajomości poszliśmy na koleżeńską kawę. W tym momencie, X wiedziała, że ja mam kogoś, ja natomiast wiedziałem, że Ona nikogo nie ma. Ale zawsze podkreślaliśmy, że jesteśmy tylko kolegami.. Po pewnym czasie, zaczęliśmy razem pracować - tak po prostu wyszło, zresztą od tego zaczęła się nasza znajomość.. Można powiedzieć, że byliśmy sobie bliżsi niż z pozostałymi współpracownikami, ale dalej tylko kumplami.. Mnóstwo czasu spędzaliśmy razem - 8h w pracy plus większość wieczorów na komunikatorach.. Naprawdę traktowaliśmy się jak koledzy, bliscy ale koledzy.. Czasem tak jest, że z kimś złapie się wspólny język i można godzinami rozmawiać i tak właśnie było. Prywatnych spotkań poza pracą raczej było niewiele, ale kilka razy wyskoczyliśmy na kawę czy jakiś spacer. (Spacer których Y. nie chciała mi dać, bo 'nie miała czasu'..) Kontrolowaliśmy się i do niczego nie dochodziło między nami, ponieważ ja znałem granicę, a X. też wiedziała, jakie jest Jej 'miejsce w szeregu'. Wydaje mi się, że X. była szczera i żadnych innych zamiarów, względem mojej osoby, jak tylko kumplowanie się, nie miała.
Wszystko się zmieniło, gdy zaprosiłem ją do siebie.. (wcześniej normalnie byłem u Niej na kawie) Wiec zupełnie normalnie teraz ja zaprosiłem X do mnie na kawę.. Y. wtedy wyjechała na kilka dni.. [ważna rzecz, o której nie wspomniałem X. wie o Y., ale Y. nie wie o X.] Było to trochę ponad tydzień temu.. Początkowo, wszystko było ok, siedzieliśmy, gadaliśmy i było ok.. Ale po pewnym czasie, usiedliśmy bliżej siebie i zaczęliśmy się przytulać.. Już wtedy przestało być 'koleżeńsko', ale tylko na przytulaniu się skończyło.. Wiec odsunęliśmy się od siebie, porozmawialiśmy że to niewłaściwe i nie powinniśmy tak się zachowywać i stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak już X. pójdzie do siebie.. Gdy miała wychodzić, zamiast się pożegnać, zaczęliśmy się całować.. Na szczęście w drodze do sypialni opanowałem się i przerwaliśmy.. X. poszła do siebie. Ale namiętność i pożądanie, jakie wtedy wybuchło jest w nas do teraz.. Długa nocna rozmowa zakończyła się tym, że dalej będziemy się kumplować, ale bez żadnego dotyku.. No i faktycznie, przez kolejne 3 dni, pomimo iż się widzieliśmy, tylko rozmawialiśmy, kumplowaliśmy się, ale praktycznie nawet bez podania ręki na powitanie.. Oboje chcieliśmy się rzucić na siebie, ale potrafiliśmy się opanować.. Niestety postanowienie braku dotyku, nie wytrzymało.. zakończyło się to w sypialni seksem oralnym.. i co ważniejsze, obustronnym uczuciem, które nie jest już tylko pożądaniem..
Tak, wiem że zdradziłem.. że mam romans i że kawał drania ze mnie.. To wszystko wiem, bo zawsze miałem jakieś wartości, których się trzymałem i mogłem spojrzeć w lustro z przekonaniem, że jestem uczciwym facetem.. Naprawdę możecie postawić na mnie krzyżyk, bo wiem że popsułem idealne życie.. Ale jeśli chociaż odrobinę wahacie się czy postawić na mnie krzyżyk czy nie, to prosiłbym o radę, co dalej.. W tym momencie jestem gotów przekreślić te 5 lat związku z Y., dla czegoś zupełnie niepewnego z X.. Boje się zakończyć związek z Y., ale również wiem jak mnie ciągnie do X.. Nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżyłem.. Ba, zawsze wydawało mi się, ze jestem dojrzałym, odpowiedzialnym facetem.. A teraz zachowuje się jak nastolatek.. Wspomniałem na początku postu o jednym zwątpieniu w moim związku z Y., ale siła tamtego zwątpienia jest niczym względem obecnej sytuacji.. Po prostu jest to mieszanka pożądania i zakochania, z którą ciężko walczyć..
Kompletne nie wiem co mam zrobić.. Co powinienem zrobić.. Wiem, że mój związek z Y. staje się fikcją, ale nie mam odwagi tego skończyć.. Brakuje odwagi i przekonania, że powinienem to skończyć, bo naprawdę Y. jest idealną dla mnie kobietą.. Prawdopodobnie nie znajdę drugiej takiej, która tak dobrze będzie mnie rozumieć.. X. jest podobna do Y., dlatego mnie fascynuje.. Nigdy mnie nie pociągała krótka spódniczka, tylko intelekt, sposób bycia itd.. Nie wiem czy to jest tylko zauroczenie czy nie, bo ilość emocji towarzyszących tej sytuacji jest ogromna.
Kiedyś dawno temu (podczas wspomnianego zwątpienia), znalazłem rozwiązanie dzięki Wam.. Co prawda, wtedy znalazłem je w odpowiednim momencie.. Teraz wiem, że już granica dawno została przekroczona, ale liczę na Wasze doświadczenie.. Na to że ‘skopiecie’ mi tyłek albo powiecie, żebym nie walczył z nowym uczuciem.. Nie wiem czego oczekuję, ale wiem że mi pomożecie, dlatego też z góry dziękuję!
Pozdrawiam
P.s. Nie musicie dbać o język, więc walcie z grubej rury, może to zadziała..