Mam romans..

Problemy z partnerami.

Mam romans..

Postprzez 7tzu9l » 19 wrz 2011, o 12:27

Szczerze, to nie wiem od czego zacząć.. Może od faktów.
Mam ponad 25 lat i jestem (jeszcze a może już nie..) w związku prawie 5 lat. Mieszkamy razem od ponad dwóch.. Aczkolwiek bez jakiejkolwiek jeszcze deklaracji formalizowania związku, a tym bardziej bez potomstwa.. Przez większość czasu (poza jednym zwątpieniem.. ale tylko zwątpieniem i stosunkowo krótkotrwałym) wiedziałem, że Y. jest kobietą mojego życia, a ja mężczyzną jej życia.. Że idealnie do siebie pasujemy.. Oczywiście kłóciliśmy się czasami i w ogóle, ale raczej o drobiazgi, a w tych najważniejszych sprawach byliśmy zgodni.. Widzieliśmy się razem za 5, 10, 30 lat... Można powiedzieć, że jest (był..) to idealny związek. Oczywiście nie taka sielanka jak w filmach, ale idealny patrząc na nas.. Po prostu Y. byłą idealną kobietą dla mnie, a ja idealnym facetem dla Niej.. Tak naprawę byliśmy pierwszymi poważnymi partnerami dla siebie.

Kiedy zaczęło się coś złego? Nie wiem... Po prostu przestało mi tak zależeć jak na początku.. Może to dziwnie zabrzmi, ale to ja dbałem o wszystko.. O to, aby zakupy były zrobione.. aby pranie było zrobione.. aby było co zjeść i na czym zjeść.. Po prostu role są odwrócone - ja pełniłem rolę (stereotypowej) kobiety, a Y. była facetem. Z tą różnicą, że ja jeszcze miałem 8h etatu na głowie, a Ona tylko siebie.. Początkowo kompletnie mi to nie przeszkadzało, ponieważ chciałem się starać (fakt, że może przesadziłem i nauczyłem, że ja wszystko dam radę zrobić..). Zawsze chciałem kobiety silnej, niezależnej i właśnie taka była Y., dlatego nie przeszkadzało mi to, że po pracy muszę prać, sprzątać gotować.. Niestety z czasem Y. przestała robić to co na początku - a więc coraz mniej czasu przeznaczała na rozwój intelektualny, który zawsze mnie najbardziej w Niej pociągał (specyfika jej zawodu sprawia, że człowiek do 30 się uczy..), a coraz więcej czasu zajmowało marnowanie go na pierdoły (seriale, sen, itp.) Nawet nie na dbanie o siebie.. Może w tym też jest problem, że ja staram się, nie 'dziadzieje', mimo iż 8h w pracy i cała reszta obowiązków sprawiają, ze nie mam czasu i chęci to i tak zasuwam na siłownie/basen żeby się Jej podobać.. Może nawet po to, aby Jej zasygnalizować, żeby też coś ze sobą zrobiła.. Nie wymagam niczego wielkiego.. Naprawdę nie chcę pachnącej laluni.. Ale cóż, jakiekolwiek próby zwrócenia uwagi, że mogłaby mi pomóc w dbaniu o dom czy mogłaby zabrać się za siebie kończyły się fiaskiem, gdyż Ona nie widziała problemu, więc trwaliśmy w tym stanie.. Tylko, że z czasem było coraz mniej chęci z mojej strony.. Ponadto, swoją rolę odebrała rutyna i nuda w związku, spowszechnieliśmy sobie.. A jakiekolwiek próby wyciągnięcia Jej kończą się 'Nie chce mi się', a następnego dnia słowa typu "Bo Ty mnie nigdy nigdzie nie zabierasz".. Czuję, że dalej Ją kocham, ale to już inna miłość niż jakiś czas temu. Nie umiem tego wytłumaczyć..

Ale pewnego dnia, pojawiła się X.. Absurdalna sytuacja - zupełnie przypadkowe poznanie, Ona zapytała na necie o opinię odnośnie mojego pracodawcy, ja ją wyraziłem i od słowa do słowa z podstawowej kwestii przeszliśmy na tematy zupełnie prywatne.. Znamy się 2 miesiące.. Przez miesiąc wymienialiśmy wyłącznie maile.. Z racji tego, że jesteśmy z tego samego miasta, po miesiącu znajomości poszliśmy na koleżeńską kawę. W tym momencie, X wiedziała, że ja mam kogoś, ja natomiast wiedziałem, że Ona nikogo nie ma. Ale zawsze podkreślaliśmy, że jesteśmy tylko kolegami.. Po pewnym czasie, zaczęliśmy razem pracować - tak po prostu wyszło, zresztą od tego zaczęła się nasza znajomość.. Można powiedzieć, że byliśmy sobie bliżsi niż z pozostałymi współpracownikami, ale dalej tylko kumplami.. Mnóstwo czasu spędzaliśmy razem - 8h w pracy plus większość wieczorów na komunikatorach.. Naprawdę traktowaliśmy się jak koledzy, bliscy ale koledzy.. Czasem tak jest, że z kimś złapie się wspólny język i można godzinami rozmawiać i tak właśnie było. Prywatnych spotkań poza pracą raczej było niewiele, ale kilka razy wyskoczyliśmy na kawę czy jakiś spacer. (Spacer których Y. nie chciała mi dać, bo 'nie miała czasu'..) Kontrolowaliśmy się i do niczego nie dochodziło między nami, ponieważ ja znałem granicę, a X. też wiedziała, jakie jest Jej 'miejsce w szeregu'. Wydaje mi się, że X. była szczera i żadnych innych zamiarów, względem mojej osoby, jak tylko kumplowanie się, nie miała.

Wszystko się zmieniło, gdy zaprosiłem ją do siebie.. (wcześniej normalnie byłem u Niej na kawie) Wiec zupełnie normalnie teraz ja zaprosiłem X do mnie na kawę.. Y. wtedy wyjechała na kilka dni.. [ważna rzecz, o której nie wspomniałem X. wie o Y., ale Y. nie wie o X.] Było to trochę ponad tydzień temu.. Początkowo, wszystko było ok, siedzieliśmy, gadaliśmy i było ok.. Ale po pewnym czasie, usiedliśmy bliżej siebie i zaczęliśmy się przytulać.. Już wtedy przestało być 'koleżeńsko', ale tylko na przytulaniu się skończyło.. Wiec odsunęliśmy się od siebie, porozmawialiśmy że to niewłaściwe i nie powinniśmy tak się zachowywać i stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak już X. pójdzie do siebie.. Gdy miała wychodzić, zamiast się pożegnać, zaczęliśmy się całować.. Na szczęście w drodze do sypialni opanowałem się i przerwaliśmy.. X. poszła do siebie. Ale namiętność i pożądanie, jakie wtedy wybuchło jest w nas do teraz.. Długa nocna rozmowa zakończyła się tym, że dalej będziemy się kumplować, ale bez żadnego dotyku.. No i faktycznie, przez kolejne 3 dni, pomimo iż się widzieliśmy, tylko rozmawialiśmy, kumplowaliśmy się, ale praktycznie nawet bez podania ręki na powitanie.. Oboje chcieliśmy się rzucić na siebie, ale potrafiliśmy się opanować.. Niestety postanowienie braku dotyku, nie wytrzymało.. zakończyło się to w sypialni seksem oralnym.. i co ważniejsze, obustronnym uczuciem, które nie jest już tylko pożądaniem..

Tak, wiem że zdradziłem.. że mam romans i że kawał drania ze mnie.. To wszystko wiem, bo zawsze miałem jakieś wartości, których się trzymałem i mogłem spojrzeć w lustro z przekonaniem, że jestem uczciwym facetem.. Naprawdę możecie postawić na mnie krzyżyk, bo wiem że popsułem idealne życie.. Ale jeśli chociaż odrobinę wahacie się czy postawić na mnie krzyżyk czy nie, to prosiłbym o radę, co dalej.. W tym momencie jestem gotów przekreślić te 5 lat związku z Y., dla czegoś zupełnie niepewnego z X.. Boje się zakończyć związek z Y., ale również wiem jak mnie ciągnie do X.. Nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżyłem.. Ba, zawsze wydawało mi się, ze jestem dojrzałym, odpowiedzialnym facetem.. A teraz zachowuje się jak nastolatek.. Wspomniałem na początku postu o jednym zwątpieniu w moim związku z Y., ale siła tamtego zwątpienia jest niczym względem obecnej sytuacji.. Po prostu jest to mieszanka pożądania i zakochania, z którą ciężko walczyć..

Kompletne nie wiem co mam zrobić.. Co powinienem zrobić.. Wiem, że mój związek z Y. staje się fikcją, ale nie mam odwagi tego skończyć.. Brakuje odwagi i przekonania, że powinienem to skończyć, bo naprawdę Y. jest idealną dla mnie kobietą.. Prawdopodobnie nie znajdę drugiej takiej, która tak dobrze będzie mnie rozumieć.. X. jest podobna do Y., dlatego mnie fascynuje.. Nigdy mnie nie pociągała krótka spódniczka, tylko intelekt, sposób bycia itd.. Nie wiem czy to jest tylko zauroczenie czy nie, bo ilość emocji towarzyszących tej sytuacji jest ogromna.

Kiedyś dawno temu (podczas wspomnianego zwątpienia), znalazłem rozwiązanie dzięki Wam.. Co prawda, wtedy znalazłem je w odpowiednim momencie.. Teraz wiem, że już granica dawno została przekroczona, ale liczę na Wasze doświadczenie.. Na to że ‘skopiecie’ mi tyłek albo powiecie, żebym nie walczył z nowym uczuciem.. Nie wiem czego oczekuję, ale wiem że mi pomożecie, dlatego też z góry dziękuję!

Pozdrawiam

P.s. Nie musicie dbać o język, więc walcie z grubej rury, może to zadziała..
7tzu9l
 
Posty: 70
Dołączył(a): 6 lut 2010, o 23:40

Re: Mam romans..

Postprzez blanka77 » 19 wrz 2011, o 12:42

Pierwsze co mi przyszło na myśl, to to, żebyś zrobił "rozrachunek" zysków i strat swojego związku. Czy ma on więcej plusów czy minusów. Po drugie, skoro Y nie jest Ci obojętna, to bym porozmawiała z nią o obecnej sytuacji - czyli tym, co zaczyna Ci się nie podobać w jej zachowaniu. Czy ono spowodowane jest tym, że uczucie się wypala, czy tym, że z nudów jej się nic nie chce. Bo kwestię nudów można rozwiązać, natomiast w uczuciem już jest większy problem.

Wydaje mi się, że najlepsze w tym momencie będzie gdy trochę ochłoniesz i nie będziesz dawał ponieść się emocjom i fascynacjom X bo możesz popełnić błąd. Wiesz, jakoś nie mam odczucia żeby Ci powiedzieć, że źle zrobiłeś zdradzając Y. Powiem Ci natomiast, że na Twoim miejscu tak na poważnie zastanowiłabym się czego chcę. Bo nie możesz dwóch srok ciągnąć za ogon. A znajomość dwumiesięczna to trochę dla mnie mało żeby przekreślać 5-letni związek.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Re: Mam romans..

Postprzez sikorka » 19 wrz 2011, o 12:54

7tzu9l napisał(a): wiem że popsułem idealne życie..
...
naprawdę Y. jest idealną dla mnie kobietą..

cholernie duzo w Tobie sprzecznosci. opisujesz swoj zwiazek jako wypalajacy sie, nudny, nierozwojowy, wiec jakim cudem jest to idealne zycie?
i dlaczego Y jest idealna kobieta dla Ciebie skoro tak wiele Ci w niej przeszkadza?

jestem za zdecydowanymi krokami, tzn ze absolutnie nie powinienes dzialac na dwa frony, bo to Cie zwyczajnie wykonczy, a i do uczciwych nie nalezy. a ktora wybierzesz to oczywiscie Ty juz wiesz najlepiej :)
osobiscie bardzo Ci wspolczuje, zycie z takim ciezarem pewnie nie nalezy do latwych :pocieszacz:
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: Mam romans..

Postprzez Abssinth » 19 wrz 2011, o 12:57

mnie sie wydaje, ze jesli pojawia sie romans i zainteresowanie kims innym, to znaczy, ze tak naprawde ten poprzedni zwiazek jest skonczony, tylko ktos sie nie ma odwagi do tego przyznac...

'popsulem idealne zycie' - Ty tak powaznie czy naprawde Ci sie az na taki melodramatyzm zebralo? Czy po prostu oczekujesz, ze ktos Ci powie 'stary, to nie bylo idealne zycie'?
to bede ja :) gdybym byla na Twoim miejscu, a Twoje obecna partnerka byla moim facetem...to juz dawno bym przestala byc w zwiazku, bo ile sie mozna starac, kiedy druga osoba nie rozwija sie, a tylko coraz bardziej sie zapada w laury , jak w stara kanape?

piszesz, ze boisz sie odejsc...czego sie boisz, dokladnie?

zastanawiam sie, na ile Twoja partnerka jest z Toba z przyzwyczajenia rowniez...to, o czym piszesz, nie wyglada mi na zdrowy, czuly i kochajacy zwiazek dwojga ludzi, raczej na jakis uklad, ktory znudzil sie juz obu osobom, a ktorego ze strachu przed samotnoscia i nieznanym nie chca przerwac.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Mam romans..

Postprzez 7tzu9l » 19 wrz 2011, o 14:27

Dziękuję za odpowiedzi! Szczerze - myślałem, że mnie pojedziecie za to co zrobiłem..

Odniosę się najpierw do kwestii 'idealnego życia'. Ja jestem strasznym typem człowieka - ciężko się ze mną żyje, bo mam trudny charakter.. Owszem jestem 'uczynny' i staram się, ale potrafię również wszystko olewać.. Idealne życie miałem na myśli:
-sukces zawodowy - nie najgorzej sobie radzę w pracy..
-sukces towarzyski - raczej należę do ludzi lubianych..
-sukces uczuciowy - oddany jednej osobie..
Po prostu miałem wizję swojego życia, a teraz po prostu nie mam tej wizji.. Oczywiście 'idealne' miałem na myśli, że zgodne z moimi planami, a nie idealne w sensie genialności.. Miałem wszystko to co dawało mi szczęście. Jasne, że mogło być lepiej, ale zawsze może być lepiej.. ważne, żeby osiągnąć taki poziom, powyżej którego można powiedzieć: 'tak jestem szczęśliwy' i ja właśnie miałem taki poziom..

blanka77
Widzisz, problem jest taki, że Y. mnie kocha - ja to wiem. Tylko nie zdaje sobie sprawy (mimo, iż Jej to mówiłem) z tego, że Jej zachowanie mi się nie podoba.. W ogóle nie widzi problemu w swojej osobie.. Nie mówię, że wszystko to Jej wina, bo tak nie jest, ale ja potrafię powiedzieć, że coś źle zrobiłem, a Ona raczej nie.. Strasznie dobra jest w merytorycznych dyskusjach, więc szybko wychodzi na to, że wszystko to moja wina i nie ma w niczym problemu.. Nie jest mi obojętną osobą - czasami jak tak na Nią spojrzę i uświadomię sobie to wszystko co nas łączy/łączyło to myślę sobie 'może jutro będzie lepiej i nie warto niszczyć tego co jest teraz'.. Bo Y jest naprawdę fantastyczną kobietą, tylko nie zdaje sobie sprawy ze swoich wad.. Może po prostu nie umiem Jej dobrze przekazać tego co mi się w Niej nie podoba..
Nie wiem, może faktycznie uczucie się wypala.. Ale na pewno, jeszcze całkiem się nie wypaliło, bo potrafię na Nią spojrzeć i poczuć to co kiedyś, więc z pewnością nie mogę powiedzieć, że nic do Niej nie czuję.
Chciałbym móc ochłonąć - staram się zwolnić, aby to wszystko toczyło się wolniej.. Oboje z X chcemy się lepiej poznać, ale trudno jest się opanować.. Opanować niekoniecznie w sensie pożądania, a takiego ogólnego opanowania - Nie pisać smsa co 5 minut czy rozmawiać przez godzinę.. czy jechać przez pół miasta tylko po to, aby się zobaczyć przez 5 minut.. Opanowania w sensie takiego racjonalnego zachowania.
Jest jeszcze jeden istotny problem - Y. nie zdaje sobie sprawy z moich rozterek, bo aktualnie (od 2-3 tygodni) pracuje nad jednym z najważniejszych w życiu projektów, więc od jakiegoś czasu jest pochłonięta i nie widzi, jak się miotam.. Ja z drugiej strony, nie chcę jej rozpraszać, żeby nie zawaliła tego projektu.. Tylko, że projekt kończy się w tą sobotę, a w poniedziałek Y. wyjeżdża na pół roku...(musi wyjechać, nie ma opcji, aby została i też nie ma opcji, abym to ja pojechał z Nią) Boję się, że jak wyjedzie to już nie będzie miała do czego wracać.. A z drugiej strony, wiem, że może taka rozłąka (pod warunkiem przerwania tego co mnie łączy z X) mogłaby wszystko naprawić.. Nie mogę teraz Y powiedzieć o moich rozterkach, bo wiem że zawaliłaby projekt, a naprawdę chcę Jej szczęścia.. może nie ze mną, ale niech będzie szczęśliwa, a ten projekt Jej to umożliwi.. Ona też zawsze mnie wspierała w moich planach..
A kończenie 5-letniego związku dla 2-miesięcznej znajomości zawsze wydawało mi się głupotą.. aż do teraz.


sikorka
Idealne, bo chyba na więcej nie mam co liczyć.. Pomimo, iż mam straszne rozterki, jeśli ktoś mnie zapytałby, czy jestem szczęśliwy - bez wahania odpowiem, że tak. I jestem tego pewien, tak po prostu mam wszystko czego potrzebuję.. Oczywiście poza wewnętrznym spokojem. I też nie chcę, abyście myśleli, że mam problem z samooceną.. otóż ja doskonale wiem, ile jestem wart i raczej nie jest to niska ocena..
Oczywiście, że Y ma wady, jak każdy.. Po prostu, ma jedną podstawową zaletę - akceptuje mnie! Nie przez 5 minut czy miesiąc, ale przez 5 lat akceptuje moje wady, to jaki jestem i potrafi takiego kochać..
Nie jest łatwe, dlatego Was się radzę :)


Abssinth
Tylko jest zawsze jedna obawa - że to nowe to tylko zauroczenia.. Ktoś kiedyś mi napisał, że nowe zawsze wydaje się fajniejsze.. Nie wiem czy to nie jest zwykłe zauroczenie.. Tak samo, jak nie wiem czy z X byłbym wstanie zbudować trwały związek..
Wiesz co (mam nadzieję, że mogę pisać na Ty), po prostu Y mnie akceptuje. Nigdy wcześniej nikomu nie udało się mnie zaakceptować to po 1., a po 2. potrafiła przez 5 lat mnie na tyle fascynować, że nie miałem wątpliwości czy chcę z Nią być.. A to naprawdę duży sukces, bo nigdy wcześniej nikomu to się nie udało.. Jak już wspominałem, jesteśmy dla siebie pierwszym poważnym związkiem..

A strach?
Strach przed tym, że jednak Y jest kobietą mojego życia i z nikim innym nie ułożę sobie życia.. To jest tak, że może nie jest najlepiej, ale jest ok, wiec może lepiej mieć ok (i nie mieć lepiej) niż nie mieć nic.. To chyba jest największy strach..
Strach przed tym, że X to zwykłe zauroczenie, które się wypali po jakimś czasie.. w końcu znamy się 2 miesiące.. a później już nie będzie powrotu do Y..
Strach przed tym, jak zareagują znajomi/rodzina, bo wszyscy widzą w nas idealną parę, które jest sobie pisana..
Strach przed tym, że zranię Y..
Strach, że robię błąd..

Ale obecny związek też nie wygląda tak, że wstaje, praca, obiad, zakupy i spać.. Nie! Są momenty, gdy się śmiejemy, przytulamy, gdy wszystko jest dobrze.. Fakt, że jest tych momentów mniej, ale są. Potrafimy się razem cieszyć.. mamy wspólne wizje życia razem.. zresztą przez 5 lat wypracowaliśmy jakiś model przyszłości.. Ale prawdą jest, że Y nie widzi problemów w naszym związku..
7tzu9l
 
Posty: 70
Dołączył(a): 6 lut 2010, o 23:40

Re: Mam romans..

Postprzez Abssinth » 19 wrz 2011, o 14:54

hej hej :)

pewnie, ze na Ty, jeszcze nie widzialam, zeby sie ty ktos do kogokolwiek na pan/pani zwracal :)

Tylko nie zdaje sobie sprawy (mimo, iż Jej to mówiłem) z tego, że Jej zachowanie mi się nie podoba.. W ogóle nie widzi problemu w swojej osobie..


to jest cos, co mi sie bardzo nie podoba. mowiles, wyjasniales, nie po raz i nie po dwa - nie dotarlo, trudno.

dobra jest w merytorycznych dyskusjach, więc szybko wychodzi na to, że wszystko to moja wina i nie ma w niczym problemu..

i to wlasnie w polaczeniu z powyzszym...wychodzi mi na to, ze ktos Cie tutaj bardzo ladnie manipuluje, zeby bylo na to, ze Ty jestes taki siaki i owaki, wszystko Twoja wina, ale - przeciez ona Cie akceptuje..i nikt inny Cie nigdy nie zaakceptuje... (skads masz to przekonanie, nawet statystycznie rzecz ujmujac z prawda malo zgodne)

no popatrz, na zdrowy chlopski rozum - jesli ktos Cie akceptuje w pelni, to dlaczego jakies negatywne zachowania tej osoby mialyby byc Twoja wina?
w ogole, dlaczego czyjes jakiekolwiek zachowania maja byc Twoja wina? przeciez pistoletu jej przy glowie nie trzymasz...no chyba, ze trzymasz?

'konczenie zwiazku dla 2-miesiecznej znajomosci'...
a moze po prostu konczenie zwiazku, a potem zobaczysz co bedzie dalej?
byc moze wyjdzie akurat z ta osoba.
byc moze nie.

takie strasznie asekuranctwo tu widze...taka malpe, co nie pusci sie jednej galezi, dopoki odpowiednio mocno nie uchwyci sie nastepnej.

ale...jesli ktos inny niz Twoja obecna partnerka potrafi w Tobie wywolac takie cos...to tez zwiazek sam w sobie nie ma sensu.

chyba, ze chcesz przezyc cale zycie bedac z kims z przyzwyczajenia, i dlatego, ze czasem sa dobre chwile.

----------
poza tym...jako, ze cos sie wydarzylo z inna osoba...Twoja obecna kobieta ma prawo o tym wiedziec.
ma prawo, by podjac decyzje, czy z Toba byc czy nie - wiedzac o wszystkich czynnikach, jakie moga na ta decyzje wplynac.

bo - jak sobie wyobrazasz bycie z nia dalej razem, nawet jesli z 'nowa' kobieta nic wiecej sie nie zdarzy?
jak bedziesz potrafil spojrzec w lustro? jak bedziesz potrafil powiedziec 'kocham cie'?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Mam romans..

Postprzez blanka77 » 19 wrz 2011, o 15:10

7tzu9l napisał(a): A z drugiej strony, wiem, że może taka rozłąka (pod warunkiem przerwania tego co mnie łączy z X) mogłaby wszystko naprawić.. Nie mogę teraz Y powiedzieć o moich rozterkach, bo wiem że zawaliłaby projekt, a naprawdę chcę Jej szczęścia.. może nie ze mną, ale niech będzie szczęśliwa, a ten projekt Jej to umożliwi..


To wydaje mi się być rozsądne. Żeby się przekonać z kim chcesz być musisz się zdystansować do jednego związku i drugiego (jeśli go tak można ogólnie nazwać). Bo angażując się w ten nowy pod nieobecność Y to werdykt wydaje mi się być raczej oczywisty, chyba że X okaże się kimś innym niż jest teraz.

A ogólnie rzecz ujmując, to myślę, że z Y wpadliście w rutynę, a X jest nowa i wyzwala w Tobie więcej emocji - pożądania. Mimo wszystko wydaje mi się, że to pożadanie, przynajmniej teraz. Bo X jest miła, atrakcyjna, nie macie zobowiązań i to Ci bardzo smakuje, bo Y już spowszedniała.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Re: Mam romans..

Postprzez ludolfina » 19 wrz 2011, o 16:30

Tylko, że projekt kończy się w tą sobotę, a w poniedziałek Y. wyjeżdża na pół roku...(musi wyjechać, nie ma opcji, aby została i też nie ma opcji, abym to ja pojechał z Nią)

iealna sytuacja aby rozmans zakwitl
raczej nie ma szans, aby on zostal stlumiony

ja na twoim miejscu porozmawialabym z Y o tym, ze twoje uczucie do niej ginie PRZED jej wyjazdem

wasz rozpad emocjonalnej wiezi juz nastapil, a nie dopiero nastapi

jestes w rozterce i masz moralny dylemat, problem winy, zmagasz sie z przewartosciowaniem - twoje idealne zycie rozbija namietnosc, ktora w glebi siebie czujesz jako piekna, a nie obrzydliwa, przewartosciowujesz i "trujesz" wspomnienia, Y bedzie sukcesywnie tracic w twoich oczach, porownywana z X, po to, zebys chyba wyrzuty sumienia latwiej opanowal. latwiej zrozumiec,ze sie weszlo w romans Z POWODU brakow w poprzednim zwiazku (nie nazywajac tego obwinianiem, ale "przyczynami"). trudno sobie wytlumaczyc powody wchodzenia w romans z perspektywy idelnego zycia.

gdybys jednak zaryzykowal zycie z X, to jakie wartosci by mu przyswiecaly?
twoje zycie jakie by sie stalo po obaleniu idealnego porzadku?
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: Mam romans..

Postprzez Bianka » 19 wrz 2011, o 17:16

Jak przeczytałam Twój post to pomyślałam, że jasne odpuść sobie Y bądź z X, ale jak przeczytałam późniejsze Twoje odpowiedzi to już nie jestem tego taka pewna, myślę, że dopadła Cię rutyna, że Y spowszedniała po prostu i nie tyle chodzi o te wady bo jednak piszesz o niej wiele pięknych rzeczy i nie chcesz jej zranić, nie chcesz żeby zawaliła projekt itp
Fascynacja X mnie nie dziwi, kiedy dopada rutyna w związku bardzo łatwo popaść w coś co jest nowe, tajemnicze i nie jest obciążone tym czym jest związek z Y, ale tak na prawdę nie znasz tej osoby jeszcze, a na pewno też ma jakieś wady i nie wiesz jak za 5 lat byś na nią patrzył, może wtedy wygrała by Y?
Myślę, że masz rację żeby nic nie mówić Y przed wyjazdem, żeby nie zawaliła ważnych spraw to raz a dwa Ty sam nie wiesz jeszcze czego chcesz więc ten czas kiedy Y nie będzie możesz wszystko przemyśleć, zatęsknić itp pod warunkiem, że nie rozkręci się z X:( ale jak znam życie to się raczej rozkręci bo warunki są idealne:/
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: Mam romans..

Postprzez Sansevieria » 19 wrz 2011, o 17:22

Mnie to wygląda na klasyczny "kryzys siódmego roku w związku", który niekiedy występuje nieco wcześniej.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Mam romans..

Postprzez woman » 19 wrz 2011, o 18:11

Wnioskując w mnóstwa sprzeczności w ocenie Y, wnioskuję, że wszelka krytyka jej osoby wynika z zauroczenia panią X.
Przeszłam bardzo płomienny romans, fruwałam w chmurach, nosiły mnie motyle w brzuchu, a mąż niemal z dnia na dzień z księcia stał się w moich oczach oślizgłym płazem..
Nagle potrafiłam wymienić 20 jego wad bez mrugnięcia okiem. Irytował mnie Jego sposób chodzenia, mówienia, wszystko.

Nie zazdroszczę sytuacji. Mnie, to co przeszłam kosztowało wiele, po pierwszych chwilach uniesień dotarło do mnie co robię, ale też zaczęły spadać klapki z oczu odnośnie pana wybranka.
Byłam strzępem człowieka, miałam najgorsze myśli. Szarpałam się strasznie, żyłam na emocjonalnej karuzeli. Trwało to 2-3 lata :(
Dziś wtulam się w mojego oślizgłego płaza, który na powrót stał się księciem i dziękuję opatrzności, że mamy dzieci, które tak na prawdę uratowały nasz związek.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Re: Mam romans..

Postprzez Bianka » 19 wrz 2011, o 18:25

Woman i co zrobiłaś, że się skończyło? mąż się dowiedział? pytam z ciekawości, jak nie chcesz nie odpowiadaj:)
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: Mam romans..

Postprzez ludolfina » 19 wrz 2011, o 18:47

Strach przed tym, jak zareagują znajomi/rodzina, bo wszyscy widzą w nas idealną parę, które jest sobie pisana..
Strach przed tym, że zranię Y..
Strach, że robię błąd..


a jeszcze zranienie X wchodzi w gre mysle
wszak tez ma uczucia, cos sie w niej budzi, itd
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: Mam romans..

Postprzez Bianka » 19 wrz 2011, o 22:01

Jak dla mnie X świadomie wkroczyła w czyjś związek i jakoś nie przejmuje się Y...
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: Mam romans..

Postprzez biscuit » 20 wrz 2011, o 00:07

mój ulubiony temat
romanse :D

interesujące, że kobietę obecną w Twoim życiu od 5 lat nazwałeś Y
a kobietę obecną od 2 miesięcy X
wszak w alfabecie kolejność jest odwrotna

dziadek Freud by z pewnością tego nie przeoczył
8)
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 322 gości