Dziś dostałam kolejnego maila z cyklu "Nie ufam ci już". Zabolało jak cholera i trudno mi się pozbierać w pracy.
Od jakiegoś czasu zauważyłam, że sama pakuję się w kłopoty i to dość świadomie - wiem, że jak powiem drugiej osobie coś co powiedziała mi inna, to jest złe - ale i tak to mówię. Bo wiem, że lepiej wypadnę w oczach tej drugiej. Zawsze ceniłam sobie szczerość i uczciwość. Probowałam zachować takie pozory, być taka. Ale chyba nie umiem być do końca fair wobec ludzi. Za bardzo zależy mi na ich akceptacji, na tym co o mnie w danej chwili myślą, niż na tym co powinno się racjonalnie w danej chwili zrobić.
Ale to nie jest problem tylko z tym. Moje podejście do odpowiedzialności jest skrajne. Albo nie umiem przyjąć krytyki - kłamię, kręcę, zwalam na coś/kogoś innego winę, albo od razu pakuję się w totalne poczucie winy, przepraszam za to że żyję, płaczę. Czuję się jak zły człowiek. Mimo, że nigdy nie chciałam być zła. Nie umiem podchodzić dojrzale do swoich błędów, wyciągać wnioski, a potem błędów nie powtarzać. Jedynym wnioskiem jaki wyciągam jest taki, że jestem złym człowiekiem i że powinnam wziąć się w garść, bo stracę wszystko co mam. Niestety błędy powtarzam znowu. Kolejne, nowe, stare, inne, znane.
Czuję, że okłamuję wszystkich naokoło. Że okłamuję siebie. Ale nie wiem czy umiem żyć w prawdzie. To wszystko jest dla mnie wirtualne i niezrozumiałe. Nawet jak z facetem się pokłócę, to najpierw go atakuję, a potem wpadam w histerię i nie mogę przestać płakac myśląc o swoich kategorycznych błędach.
I nawet nie mam z kim o tym pogadać. Co powiem? Że nie umiem być uczciwa? Wiadomo, że nikt mnie nie pogłaska po głowie.
Czy terapia sprawi, że przestanę być złym człowiekiem? Tymbardziej przytłacza mnie fakt, że podobno wzbudzam zaufanie, że ludzie we mnie wierzą. Przytłacza mnie to, bo wiem, że ich zawiodę i nie chcę, żeby ktokolwiek mi ufał. Tak jest bezpieczniej. I lepiej dla mnie - bo fakt, ze tracę kogoś, czyjeś zaufanie jest dla mnie druzgocący.
Kiedyś taka nie byłam. Byłam lojalna i uczciwa do bólu. Nie wiem dlaczego nagle zaczęłam być hipokrytką. Moje wartości stały się tylko teorią. A ja naprawdę chciałabym żyć wg tego, w co wierzę i co szanuję. A mam wrażenie, że nie potrafię. Nie sądziłam, że to stanie się dla mnie takie trudne.
Coraz częściej chce mi się płakać. Moje zachowanie staje się coraz mniej racjonalne i nawet mój facet przestaje mnie rozumieć. Po raz kolejny w życiu mam obawę ,że wariuję.
I nawet nie potrafię określić czego potrzebuję i jakich reakcji potrzebuję teraz od innych.