miłość do DDA

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez mariusz25 » 15 maja 2011, o 23:19

w sumie niewiele rozumiem z tego posta, zycie nie jest proste a ja powiem Tobie ze nie warto sie przejmowac nikim innym jak soba, czyn tak by to bylo w zgodzie z toba, ta czescia ktora pcha do dzialania
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez Orm Embar » 15 maja 2011, o 23:30

mariusz25 napisał(a):w sumie niewiele rozumiem z tego posta, zycie nie jest proste a ja powiem Tobie ze nie warto sie przejmowac nikim innym jak soba, czyn tak by to bylo w zgodzie z toba, ta czescia ktora pcha do dzialania


Zaryzykowałbym twierdzenie, że nie należy się przejmować nawet sobą ;-) czyli jeżeli się da, wychodzić ze stanu ustawicznego mielenia swoich uczuć i negatywnych emocji (choćby i jak najbardziej usprawiedliwionych), natomiast należy DBAĆ o kogo się tylko da - najpierw oczywiście o siebie (to jedyna osoba, z którą na pewno spędzimy całe życie...) ale także i o innych.

dobrej nocy!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Jamania » 16 maja 2011, o 17:52

o, odpowiedz Maksa bardziej mi odpowiada :) lubię dbać o swoich bliskich, taką mam naturę. Lubię wywoływać u ludzi uśmiech. Ale staram się najbardziej lubić siebie :) po ostatnich przeżyciach stałam się dużo bardziej asertywna. Podoba mi się to. A dziś mam dobry humor, bo kupiłam sobie zupełnie niepotrzebną, za to piękną sukienkę w kwiaty :D
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez mariusz25 » 29 maja 2011, o 21:50

pszyklejony napisał(a):"Co do DDA to nie jest koniec świata, i z wielu trudniejszych problemów ludzie wychodzili i dobrze żyli z bliskimi. To nie koniec świata i nie ostatnie nieszczęście..."

Jakie znasz większe problemy? Bez nogi, można zyć całkiem nieźle, z DD nie bardzo.



"mój chłopak... stworzył bajkę i ja byłam w niej księżniczką."

Nie, on wierzył, że taka jest rzeczywistość, a ponieważ nic w niej nie pasuje, trzeba oszukać, wszystich, przede wszystkim siebie.


odp. siebie oszukac sie nie da
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez Jamania » 18 cze 2011, o 21:29

---------- 01:09 18.06.2011 ----------

tamten sukienkowy nastrój szybko prysł. Różnie bywa ze mną, ale chyba idzie ku dobremu,bo już nie obezwładnia mnie żal za tym co było i powoli wraca mi chęć do kierowania własnym życiem, a nie tylko unoszenia się na powierzchni. Oczywiście są gorsze i lepsze dni, ale na to trzeba czasu.

On nadal mnie okłamuje, ale mniej mnie to dotyka. Nie staram się już tak mocno dowiedzieć prawdy, bo to tylko generuje u Niego uniki, a u mnie ogromny stres. Właściwie to powoli przestaje mi zależeć na poznaniu jego rzeczywistości. Bardzo bym chciała ze względu na Niego, żeby uporał się ze swoimi problemami, ale On chyba nie jest gotowy na terapię. Był na 3 lub 4 spotkaniach, potem przestał... nie powiedział mi prawdy oczywiście, ale to wiem na pewno. Nie wiem naprawdę co mam robić... czy potrafię mu pomóc. Umówiłam się do psychologa, z którym On rozmawiał. Może ten pan będzie miał dla mnie dobrą radę. Ale boję się, że powie mi to, do czego ja sama dochodzę- że moje starania nic nie znaczą, jeśli On sam nie będzie chciał zmierzyć się z problemem współuzależnienia. Podobno chodzi na jakieś spotkania, gdzie jest większa grupa ludzi, z różnymi problemami, mówi o tym dość wiarygodnie, ale ja nie usiłuję tego sprawdzać.

jednak w jakimś sensie On chyba mnie potrzebuje, a ja czuję się na siłach żeby dać mu wsparcie. chciałabym pomóc, bo zależy mi na Jego szczęściu (już oddzielam od tego własne szczęście) W takich sprawach nie łatwo się poddaję.

Spotkaliśmy się dwa razy w tym tygodniu, pierwszy raz od miesiąca- wcześniej nie chciałam się z Nim widzieć, dopóki nie przedstawi mi obiektywnych dowodów na tę wersję, którą akurat mi podaje. Kilka razy prosił mnie o rozmowę, ale byłam konsekwentna. On naprawdę mocno mnie okłamywał, więc nie dziwcie się, że teraz chciałam zobaczyć takie namacalne dowody, jak zaświadczenie o zatrudnieniu, potwierdzenie że kończy studia mgr itp. Właściwe minęły już 3 miesiące,a On nadal nie spełnił mojej prośby, warunku(?) Deklarował milion razy, że chce to zrobić i tylko zawsze przeszkody się pojawiały,szkoda słów- oczywiście nie wierzyłam w nie, mówiłam to. I wreszcie do mnie dotarło(i cały czas dociera), że to nic nie da. ja się wykończę, a On tylko będzie się bronił i zużyje na to całą energię.

na spotkaniu rozmawialiśmy spokojnie. Mną nie szarpały negatywne emocje, On się chyba starał. spytałam Go, czy jest w stanie przyznać się przede mną do kłamstwa- nie chodziło o konkrety tylko o samą czynność. Zrobił to, zdenerwował się tym, już widziałam popłoch w oczach, ale chyba mój spokój, ton głosu, uspokoił Go. Spytałam się też czy wie dlaczego tak często kłamie. Odpowiedział (i to naprawdę brzmiało szczerze), że to po prostu z Niego wypływa zanim zdąrzy zdecydować się na prawdę, a potem brnie dalej, bo nie potrafi się wycofać. Powiedziałam mu, że właściwie użył tych samych słów, co osoby opisywne w książkach o DDA i że może to doda mu otuchy, ze to nie znaczy że jest złym człowiekiem, tylko ma problem, który dotknął też innych i że można z tym walczyć. Mówiłam dużo krzepiacych słów, o tym że małymi kroczkami, że nie należy się zniechęcać kiedy coś nie wyjdzie, że nie oczekuję od niego żadnych obietnic, tylko zależy mi na tym, by myślał o wyjściu z sytuacji. Że jest młody i nie zrobił niczego, czego by się nie dało odkręcić. Rozmawialiśmy o Jego Bracie i Mamie. Powiedziałam mu, że oczywiście bardzo mi zależy na tym, by chodził na terapie, ale sam o tym decyduje. Przypomniałam mu o książce DDA, którą dostał ode mnie, o różnych forach, ale nie dopytywałam się później czy gdzieś zaglądał.

a dziś nie rozmawialiśmy wcale.

Mam obawy, że jako była dziewczyna nie jestem najlepszą osobą do udzielania takiej pomocy... ale jestem obecnie jedyną osobą, przed którą On przyznaje się do tego że jest źle i która tego nie bagatelizuje.

I jestem taką osobą, która stara się wyciągnąć pomocną dłoń, zwłasza do kogoś, kto kiedyś był tak blisko!

Proszę, napiszcie czy Waszym zdaniem tym sposobem mogę pomóc

---------- 21:29 ----------

yyy liczyłam,że już ktoś mądry się wypowie. No nic, w końcu weekend- lepiej korzystać z niego :)

dziś rozmawialiśmy przez tel, bardzo chciał mi opowiedzieć, że spotkał się z dwoma kumplami z szkolnych lat i pogadali sobie szczerze... ON MÓWIŁ o swoich problemach domowych, Oni też. Opowiadając mi o tym był bardzo przejęty, więc nie sadzę, żeby to był kolejny wymysł. To chyba znaczy, że przestaje wypierać problem?jak dla mnie to postęp :)
co ważne- ci kumple mają podobne problemy (zaczynam się zastanawiać, czy jest rodzina w Polsce bez takich obciążeń...smutne...) a więc mogą się wzajemnie wspierać, na pewno potrafią się dobrze zrozumieć.
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez Sansevieria » 18 cze 2011, o 22:36

No nie wiem czy ja podpadam pod "ktoś mądry" :)
W mojej ocenie to, co i jak czynisz obecnie wydaje się być sensownym wsparciem. I tak ogólnie mam wrażenie że faktycznie On jakby zaczynał dpouszczać do siebie że "ma problem" i w dalszej przyszłości może zdecyduje się coś z tym zrobic. No byłabym ostrożną optymistką. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez moniaw-w » 19 cze 2011, o 22:34

Jamania napisał(a):---------- 01:09 18.06.2011 ----------

Proszę, napiszcie czy Waszym zdaniem tym sposobem mogę pomóc


nie wiem, jak to odbierzesz, ale ja bym na Twoim miejscu tez poczytala o wspoluzaleznieniu
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez Jamania » 20 cze 2011, o 00:32

---------- 23:54 19.06.2011 ----------

poczytać mogę, może coś w tym jest... ale nie sądzę żeby mnie to dotyczyło. Po moich postach można przypuszczać, że żyję tylko tym, ale to dlatego, że nie opisuję innych rzeczy ze swojego życia, a dzieje się sporo. A gdy mam gorszy czas, to są przyjaciele, rower.
Wiesz, byłam z Nim 5 lat, było super i nagle krach... nie bylo tak, że rozeszlismy się, bo coś się nie układało. Jednego dnia myślałam że mam extra plan na życie z ukochanym, następnego okazało się że to kłamstwo, które On wymyślił. Więc był szok i niedowierzanie, tak jakby to był zły sen... i głupia nadzieja, że się obudzę i wszystko wróci na swoje miejsce. Potem zaczęło do mnie docierać, że to jednak jest rzeczywistość i przyszedł bunt-nie chciałam jej zaakceptować, musiałam działać i to było dla mnie złe. Wymęczyłam się porządnie i wyszło, że nie dość że to nic nie daje, to jeszcze mi bardzo nie służy. Przestałam walczyć i pogodziłam się z sytuacją-na nic innego nie miałam już po prostu siły. I odnajduję się w tym nowym życiu, liżę rany, ale już znów zaczynam patrzeć w przyszłość, która niewiele ma wspólnego z tym co było. Ale czy mam teraz zacząć udawać, że jest mi wszystko jedno co się z Nim dzieje?
Na pewno miałabym łatwiejsze życie, ale czułabym się z tym źle. "Zrobiłeś błąd, ale sam nie jesteś błędem" te słowa pomogły mi oddzielić to wszystko co się wydarzyło od człowieka. I wyszło mi, że jest On bardzo zagubiony i nieszczęśliwy i tylko ja mam o tym jako-takie pojęcie. I nie potrafię tak po prostu odwrócić się. Albo powzdychać nad ciężkim losem, jak robią to inni, myśląć w duchu, że to nie ich problem. Jasne, to nie jest mój problem. Ale czy naprawdę w życiu warto skupiać się wyłącznie na swoich problemach? Robię to dla siebie, bo taka jestem. Gdybym nie próbowała pomóc, poczułabym się jak kołtun. Oczywiście biorę pod uwagę to, że to może być tylko kolejna faza, jakiś nowy fortel mojego umysłu, żeby łatwiej znosić ból i odwlekać moment definytywnego końca. Dlatego przyjmuję Twoją radę i postaram zapoznać się z tematem.

---------- 00:32 20.06.2011 ----------

ooo dopiero zauważyłam ,że Sans też mi odpisała :)
cieszę się, że uważasz, że to dobre wsparcie... jednak ja nadal zastanawiam się czy to nie niedźwiedzia przysługa... uczestnicząc w jego zyciu mogę rozdrapywać jego rany, powodować pokusę powrotu do fikcji, w której było mu ze mną dobrze (zastanawiam się czy dlatego nadal mi kłamie). Będąc jedyną osobą, na której może się oprzeć mogę blokować chęć poszukania wsparcia u innych. To są moje wątpliwości.
Ale znam go na tyle dobrze, że podejrzewam, że jeśli teraz zostawie go bez rozmów ze mną, to zamknie się z powrotem, upchnie problem w ciemny kąt i znów obrośnie w nowy system obronny. Podejrzewam, że pracoholizm.
A jak otworzy się na mnie, to może zechce tez na innych (psycholog, kumple z podobnymi problemami) i wtedy wsparcie dla Niego rozłoży się na kilka osób...i jeśli będzie chciał, to w końcu stanie na własne nogi.
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez Sansevieria » 20 cze 2011, o 10:24

No nie da się ukryć Jamania, że to, co robisz niesie za sobą ryzyka liczne. Poczytać "na temat' na pewno nie zaszkodzi. No żeby działać świadomie i przede wszystkim nie zaszkodzić sobie.
W kwestii konkretów o których piszesz to może spróbuj mniej się zastanawiać, a bardziej po prostu żyć ? Boisz się, że kontakt z Tobą to rozdrapywanie dawnych ran. Terapia jest niczym innym jak rozdrapywaniem dawnych ran, oczyszczaniem ich i leczeniem tak, by się zabliźniły "na czysto", a nie jak poprzednio, z ukrytą infekcją pod spodem. Jesli on ma wyzdrowieć, owo rozdrapywanie będzie nieuniknione. Mogą te kontakty powodować chęć powrotu do fikcji - mogą. Ważne żeby u Ciebie nie spowodowały. Tego pilnuj. On ze swoimi chęciami musi sobie sam poradzić. Możesz blokować chęć szukania wsparcia u innych - owszem. Ale jeśli nie wpadniesz w pułapką "zawsze do dyspozycji" to tak się stać nie musi. Bardzo wiele zależy od tego, ile miejsca dasz mu w swoim obecnym życiu. Jego zdrowienie nie zalezy od Ciebie. I nie jest twoją rolą rola terapeuty. Nie jest Twoją odpowiedzialnością to, co on zrobi. Na przykład jeśli kiedyś powiesz "Sorki, dziś nie mam czasu na rozmowę z Tobą" albo kiedy spotkasz kogoś, kim się zainteresujesz. Jakie systemy obronne on ma teraz czy jakie ewentualnie zbuduje - to już nie Twoja działka. Granica między wsparciem a przyjęciem roli czyjegoś terapeuty jest cieniutka... no po prostu musisz bardzo uważnie obserwować siebie. Bo pomóc komuś a nie zaszkodzić sobie to niełatwe jest. Przyjmowanie czyjegoś "otwierania się" to przede wszystkim zajęcie dla profesjonalistów i w jakimś zakresie ewentualnie grup terapeutycznych czy grup wsparcia. Ty nie masz do tego przygotowania. Mozesz popełnić liczne błędy ze zwykłej niewiedzy połączonej z dobrymi chęciami, co zaszkodzi bardziej niż pomoże. Mozesz uzyskać informacje, z którymi nie będziesz wiedziała, jak sobie poradzić i co zrobić. Nie wiesz przecież, jakie tak naprawdę piekło on ma schowane w przeszłości... ryzykujesz zatem że dostaniesz coś, co Cię zwyczajnie przerośnie, coś od czego uciekniesz, bo będzie "za duże". Wchodzenie do czyjegoś piekła to nie są przelewki, to jest coś, co może bardzo uszkodzić osobę nieprzygotowaną. Są ludzie umiejący podnosić ponad 200 kg ciężary, ale zwykły człowiek nie tylko nie podniesie, ale jeszcze sobie to i owo naderwać może. Ty jesteś w sytuacji zwykłego człowieka, który powinien wziąć pod uwagę, że sztanga, którą widzi, może mieć i 250 kg, choć pozornie nie wygląda. Zdecydowanie jesli masz go wspierać, to raczej w kierunku szybkiego przejścia na relacje przyjazno koleżeńskie, a nie na zasadzie "niech się otworzy przede mna". Bo puszki Pandory mają naprawdę paskudną zawartość. I wiesz, Jamania, człowiek z problemami bardzo często nie dlatego się otwiera że chce, ale dlatego, że "pęka" i już nie jest w stanie dalej wpychać pod dywan. Zwykle podjęcie trapii poprzedzone jest okresem w życiu osoby potrzebującej tej terapii bardzo i niesympatycznym i bolesnym. Prozaicznie rzecz ujmując to "po dobroci i na tłumaczenie " na terapię raczej się nie idzie, musi zaboleć na tyle dolegliwie, żeby się nie widziało innego wyjścia....
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Jamania » 20 cze 2011, o 20:49

już zaczęłam odpisywać, ale ... muszę to dobrze przegryźć... na razie- dziękuję! :)
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez Sansevieria » 20 cze 2011, o 21:45

A przegryzaj sobie... nie pali się :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: miłość do DDA

Postprzez Jamania » 7 wrz 2011, o 00:41

Oficjalnie kończę wątek :) chcę tylko podziękowac wszystkim, którzy mi doradzali, chcieli pomóc :buziaki:
Chyba to wreszcie przegryzłam. Już nie czuję się zależna ani odpowiedzialna za Jego problemy.
Utrzymujemy kontakt, zobaczymy czy dalej też się da. Na pewno trzymam za Niego kciuki, ale to On sam może sobie pomóc. Chcę tylko, żeby wiedział, że wierzę, że mu się uda.
Ale moje życie... to juz zupełnie odrębna historia. Sporo mnie to doświadczenie nauczyło i doszłam już do takiego momentu, że cieszę sie z tego, co jest teraz.

DZIĘKI :!:
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Re: miłość do DDA

Postprzez Abssinth » 7 wrz 2011, o 10:51

Sporo mnie to doświadczenie nauczyło i doszłam już do takiego momentu, że cieszę sie z tego, co jest teraz.


i dobrze! :)

ciesze sie, ze tak wyszlo i sie ponaprawialas wewnetrznie :)

xxx
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: miłość do DDA

Postprzez Aksamitny » 11 wrz 2011, o 09:16

Powinienem przeczytać dokładnie wszystkie wypowiedzi nim zacznę się wymądrzać.
Jednak jedna fundamentalna rada jest uniwersalna.
On nigdy nie będzie miała nikogo bardziej ( nie wiem czy to adekawatne słowo, ale ) kompetentnego w tym problemie.
Moja rada wytrzymaj.
Najgorsze w życiu jest uciekanie.
Nie wiem czy wszystkie wasze przeżycia czegoś nauczą.
Jednak człowiek zawsze będzie bogatszy o jakąś wiedzę.
Fakt niesienia samej pomocy bez względu nawet czy to coś da jest darem niebios.
WYTRZYMAJ.
Za to ci dziękuję, że on ma ciebie.
Aksamitny
 
Posty: 62
Dołączył(a): 28 paź 2009, o 02:51
Lokalizacja: Zgierz

Poprzednia strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości