Pojawiały się już tutaj podobne tematy, i ja również kiedyś o tym pisałam, jednak dziś znów wydarzyło się coś z rana, co zepsuło mi cały dzień...
... Mieszkam od kilku miesięcy znów u rodziców, bo mam ciągły remont w mieszkaniu, i dziwie się sobie samej, że tyle wytrzymałam. Pozornie nic się takiego nie dzieje, jednak to tylko pozory..
.. dziś spotkałam się z koleżanką z roku, w celu poćwiczenia statystyki, bo mam zaległą i muszę ją w tym roku zaliczyć. nie miałyśmy się gdzie spotkać, tzn nie było takiego miejsca, w którym nikt by nam nie przeszkadzał, więc zaproponowałam jej by spotkać się w mieszkaniu, moim de facto, w którym trwa remont... wiadomo jak to w mieszkaniu w trakcie remontu... owszem większosc rzeczy już tam jest, ale ciągle jeszcze jest kurz i inne bambetle tam stoją...... moja matka zrobiła mi z rana aferę o to,że powinnam tam pojechać i wyszorować całe mieszkanie bo co sobie koleżanka o mnie pomyśli, dodala, że zostawiła mi wszystkie do tego środki w pewnym miejscu i mam jechać natychmiast tam i to zrobić...
... jak jej odpowiedziałam by się nie gniewała, ale że to moje mieszkanie i wiem co mam robić, obraziła się na mnie.... cała matka... dodam,że wspierają mnie niestety na chwile obecną finansową bo .. musiałam sie zwolnić... i od tej pory szukam czegoś bezkutecznie... no i ... argument kasy jest juz wystarczający by traktować mnie jak śmiecia... sami mi zaproponowali takie tymczasowe rozwiązanie, ale ciągle mi to wypominają...
.....niby ta gadka ze strony mojej mamy to nic takiego, ale ton i ogólnie sposób w jaki mi to przedstawiła było według mnie nie do przyjęcia.. Ona i starsza siostra mają taki sam sposób bycia, rozmawiania... i źle sie z tym bardzo czuje..poczułam się po tej rozmowie tak żądnie... ogólnie mam problemy ze sobą, tzn miałam straszliwe z samooceną, ale bardzo nad sobą popracowałam, z pomocą mojego faceta również i odzyskałam jakąś tam część siebie, jednak odkąd tu mieszkam mam ochotę się zacząć głodzić, moja samoocena jest poniżej zera..i modle sie do boga bym mogła sie za chwile wyprowadzic z stąd, znaleźć jakąś robotę i odetchnąć...bo ta moja matka mnie dobia straszliwie....ciagle robie wszystko źle według niej, ciągle to ja jestem winna kłótni z kimkolwiek, ciągle słysze same negatywy, a to nie tak, że wszystko jest źle... tylko z czasem to przyjmujejako prawdę...
.... nienawidzę jej za to, bo dzięki tym jej słowom, przykrym słowom tracę wiarę w siebie... totalna masakra..... co ta kobieta ze mna narobiła...
a siebie nienawidze za to, że jestem taka słaba i, że się tym przyjmuje, bo nie powinnam...
smutno mi......,czuje sie samotna, jest mi zimno
czuje sie tak samo jak wtedy w szkole, jak koleżanki zmówiły się przeciwko mnie... bez powodu, tylko, że tamte to były obce kobiety, a tutaj jest niby twoja matka, która wzbudza w tobie takie uczucia, przykre..
wiem jedno, że przyjdzie taki dzień, w którym definitywnie odetnę się od nich
psychicznie fizycznie, materialnie, ale czy będe na tyle silna?....:-/
chciałabym móc o nich zapomnieć, tyle lat mnie to niszczy...