Wcale nie żaden "głupi pomysł" tylko cenny sygnał zwrotny od obserwatorki naszej rozmowy. Owszem, Marie zauważyła bystrym oczkiem, że stosujesz w tej rozmowie znaną technikę flirtu zwaną przez moją babcię "zabawa w gonionego". W wersji pierwotnej polega owa technika na tym, że panna nie mówi zainteresowanemu kawalerowi jednoznacznie ani "tak" ani "nie". W ten sposób trzyma kawalera w niepewności dając sobie czas na rozeznanie sytuacji, ze szczególnym uwzględnieniem własnego bezpieczeństwa w ewentualnym związku. Sztuką jest, jak mawiała babcia, w tej zabawie "nie przedobrzyć" i dobrze wyczuć moment krytyczny. Po przekroczeniu granicy wytrzymałości kawalera panna zostaje na lodzie, a on udaje się na poszukiwanie innej partnerki.
"Zabawa w gonionego" stosowana w sytuacjach innych niż flirt powoduje zniechęcenie potencjalnych przyjaciół czy bliskich znajomych. Tu moment krytyczny następuje znacznie szybciej niż w układzie "panna - kawaler", bo motywacja do zacieśnienia znajomości jest z natury rzeczy słabsza niż motywacja zdobycia partnerki. W naszej rozmowie ja byłam "kawalerem", a Ty Miguelu - "panną".
"Zabawa w gonionego" w sytuacji ewentualnej Twojej randki z kobietą, która Ci się podoba, jesli zastosujesz tę "zabawę w gonionego" z odwróceniem ról, zwyczajnie nie może dać spodziewanego wyniku. Bo małe są szanse na to, że spotkasz kobietę zainteresowaną Tobą aż tak bardzo, że Cię postanowi za wszelką cenę zdobyć. Z młodości pamiętam takich chłopaków, co to próbowali w tej zabawie role zamieniać. Zwykle byli głęboko przekonani o własnej cudowności, taki model "inteligentny, przystojny i z bogatego domu". Działało na krótką metę, o ile w ogóle działało. Przypuszczam, że jednak w naszym gatunku samiec powinien gonić a samica uciekać
Ponieważ zaś nie flirtujemy,
ceterum censeo nie otrzymałam odpowiedzi na swoje pytanie.