Jak sobie z tym poradzić??

Problemy z partnerami.

Jak sobie z tym poradzić??

Postprzez cosy » 27 gru 2007, o 21:23

Witam wszystkich,

Czytam od jakiegoś czasu Wasze posty i jestem pełna podziwu dla Was. Jesteście naprawdę dobrymi ludźmi, którzy swoim słowem starają sie wesprzeć innych forumowiczów, i co ważne Wam się to udaje :) Tak więc uszanowanie dla Was.
Postanowiłam napisać tutaj gdyż też mam swoją jedną życiową sytuację która ciągnie się już drugi rok i która nie jest jeszcze do końca rozwiązana.
Postaram się w skrócie opisać istotę sprawy.
Otóż zakochałam się w chłopaku (ze wzajemnościa), z którym ówcześnie pracowałam w jednejm firmie ( dość mała firma ). Pokochałam go. Czułam że i On mnie kocha - jednak nigdy mi tego nie powiedział. Spotykaliśmy się codziennie i wpracy i po pracy przez około pół roku. Po ok. 5 mies. wyczuwałam że zaczynamy sie od siebie oddalać -On miał przymusowy urlop w pracy - dosć długo i zajął sie remontem domu - co sprawilo że jeszcze rzadziej się widywaliśmy (bo w domu pracował do późna). Do tego doszło to że weekend ja z kolei miałam cały zajety - w sobotę całodniowy wyjazd, w niedziele zgodziłam sie cioci pomóc przy wyprawianiu komuni - to było kosztem naszego spotkania ale nie potrafiłam odmówić tej pomocy, pomoc przedłuzała sie z godziny na godzine co go trochę zezłościło, po tym jak wróciłam do domu wieczorem spotkalismy sie ale chyba na bardzo krótko - był zły na mnie wiec atmosfera była dziwna.l Do tego wszytskiego jego mama od paru dni leżała w szpitalu (byc moze tym tez podświadomie był troche poruszony lecz nie okazywał tego za bardzo - nawet nie chciał w niedziele jej odwiedzic ale pojechał - prosiłam go by pojechał ). Następnego dnia w poniedziałek załatwiłam sobie urlop na wtorek - chciałam sie spotkać z dawno nie widzianą kolezanką ze studiów - taka mozliwosc zdarza sie raz na pół roku bo Ona mieszka za granicą wiec chiałam skorzystac z tego ze jest w Polsce. Pomyslałał ze zaproszę D. na ten wyjazd - ze w ten sposób bedziemy mogli spędzic troche czasu razem, przy okazji On pozna moją przyjaciółke - widziałam same pozytywy tego pomysłu. Zaproponowałam to jemu i początkowo się zgodził , uznał ze czemu nie, jednak po kilku godzinach gdy chciałam ustalic szczegóły tej wyprawy powiedział ze On jednak chyba nie pojedzie, bym pojechała sama. Zdziwiła mnie ta zmiana, do głowy przychodziły mi rózne negatywne argumenty, ze moze On nie chce być juz ze mną i dlatego nie chce jechac...a tego niestety nie przyjmowałam do wiadomosci, On był dla mnie tym jedynym - i na mysl o rozstaniu od razu mi cisnienie sie podnosio ze strachu.Rozmawialismy wtedy przez telefon. On uzywal róznych argumentów, ze musi płot pomalować i będzie to robił do późna...Dla mnie wszystkie teargumenty były 'do przejscia' lub 'ominięcia'. Rozmawialismy dosc długo przez ten tel - nie przyjmowałam tego ze On tam ze mną nie pojedzie - chyba go tak długo męczyłam ze sie w koncu zgodził. Ucieszyłam sie, gdy usłyszałam, 'no dobra, pojade' :) Wyjechalismy tego samego wieczoru (mielismy nocowac juz na miejscu). Gdy wyjezdzalismy powiedział mi ze to chyba nie jest dobry pomysł bo jego tata cos mówił o mamie, przebąkiwal cos o śmierci itp Ja na to ze skoro tak jest to że nie musimy jechac, ale On nie, pojedziemy. Skoro tak...to pojechalismy. Jednak atmosfera byłą dziwna, On sie dziwnie zachowywał. Był taki jakis nieobecny - a ja nie odczytałam tego poprawnie , nie odczytałam ze powodem tego zachowania było to ze On sie martwił o swoją mame (jego relacje z Rodzina nie były zbyt bliskie wiec nie przyszło mi do głowy że On sie tak tym martwi), Zajechalismy na miejsce , zjedlismy kolacje - nawet miał pretensje do mnie że nie zrobiłam mu kanapek (wyłożyłam wszystko na stól by częstował sie tym na co ma ochote), ze jego była dziewczyna jemu zawsze robiła! Obraził mnie tym :( Potem wyszedł przed blok na papierosa, po chwili zadzwonił czy mogę zejsc. Nie wiedziałam o co chodzi ale zeszłam. Powiedział mi wtedy że jego mama umarła :( Przytuliłam go, zapytał czy wróce z nim, oczywiscie ze wróce, pobiegłam szybko na góre po rzeczy wyruszylismy w drogę powrotną. Mielismy przed sobą ok 90 km drogi, nie odzywałam sie do niego bo nie wiedziałam co powiedziec, nawet go nie złapałam za ręke, mimo ze bardzo chciałam, bo nie chciałam go rozpraszac podczas jazdy. Chiałam byc tego wieczoru z nim, ale On nie chciał.Powiedział że nast dnia sie spotkamy. Odwiózł mnie do domu, i jeszcze w dodatku przeprosił że musielismy wracac. To przeciez ja powinnam go przeprosic za to ze przeze mnie nie był wtedy w domu, przy ojciu, siostrach. A nie zrobiłam tego. Zupełnie jak bym miała jakies klapki na oczach. Nie spałam w nocy, bardzo przezywalam tą smierc. Nie spotkalismy sie nast dnia, nawet nie smiałam dopominac sie o to spotkanie. Zapewniłam go tylko ze jesli bedzie potrzebował pomocy, lub jego rodzina to mogą na mnie liczyc. ..Mielismy jako taki kontakt ale słaby. Nawet nie smiałam zapytac kiedy pogrzeb bo na mysl o tym słowie robiło mi sie przykro a i nie chciałam jemu tego słowa wspominac zeby i jemu jeszcze bardziej sie przykro nie zrobiło. O dacie dowiedziałam sie w pracy. Szłam w pogrzebie jako delegacja z pracy. Sytuacja była o tyle trudna że szef nie wiedzial ze ja i D. sie spotykamy po za pracą - w ogóle mało osób o tym wiedziało...Wiec nie wiedziałam czy to ujawnic, czy nie. Nie ujawniłam.
Rzadko tez bywałam u niego w domu - na początku naszych spotkan poznałam Jego Rodziców wiec Oni wiedzieli ze sie spotykamy ale i tak wiekszosc spotkan była albo u mnie albo gdzies po za domami..
Jego zobaczyłam dopiero w dniu pogrzebu. Zobaczyłam ze przy nim była jego była dziewczyna. Bolało bo ja bardzo chciałam byc przy nim w tych trudnych chwilach, ale pomyslałam dobrze ze jest ktos przy nim, ze nie jest sam...Jakos przyżyłam. Na cmentarzu, juz po całym obrzędzie ..nabrałam odwagi i podeszłam do niego-zrobiłam tak jak czułam nie zważajac czy ktos to zobaczy czy nie, podeszłam i go przytuliłam mówiąc ze jest mi bardzo przykro (jego była trzymała go wtedy za ręke). On stał sztywno, jak głaz, przez cały obrzęd :( A ja miałam w oczach łzy, nie dlatego ze jego dziewczyna stała przy nim. Przeciez to Jego dobro było najważniejsze, wiec nie byłam zła na to ze (jak sie pózniej okazało) to On poprosił ja by przy nim była. Ważne było dla mnie ze ktos był przy nim.

Po pogrzebie, spotkalismy sie po kilku dniach. Powiedziałam mu jesli chce to ja teraz bede do niego przyjezdzała, bo On powinien teraz jak najwiecej czasu z Rodziną spędzac. I zgodził sie na takie rozwiązanie . W sobote rano (2 dni po pogrzebie) zadzwonił bym przyjechała - troche dziwna pora na spotkanie...ale zrobiłam wszystko by pojechac do niego. I było miło. Jego tata nawet kupił dla nas coś słodkiego.Dzięki temu poczułam sie jakbym była zaakceptowana (w tej Rodzinie). Jednak On był jakis rozbity. Dowiedziałam sie od jego byłej dziewczyny że w dniu kiedu jego mama umarła, czyli wtedy kiedy wracalismy z P. to On zadzwonił do niej z pytaniem czy Ona moze przyjsc do niego, ona to na ze nie, bo jest chora, po za tym czuła ze nie powinna tam sie pojawiac (skoro nie są razem), ale zaproponowała ze jesli chce to niech do niej przyjdzie. I poszedł. Spedził tam cały wieczór, do późna. Ona powiedziała mi że nie widziała przez ten cały czas jak byli ze sobą (a byli 5 lat) żeby tak płakał. A ja jak to słuchałam to łzy w oczach, sciśnięte serce - raz że nie powiedział mi ze wtedy był z nią,przeciez tak bardzo pragnęlam byc wtedy przy nim, a On nie chciał, dwa że Ona mówiąc mi to nie wiedziałam czy wie ze Ja i On to My - poźniej jej to powiedziałam (ale Ona powiedziała ze sie domyslała)...
D. nie potrafił być ze mną. Twierdził ze nie potrafi się pogodzić z tym że posłuchał mnie i pojechał wtedy, a 2 że nie potrafi mi wybaczyc że tak go namawiałam, że nie uszanowałam tego ze On nie chce jechać (argumentem - teraz mi sie przypomniało - że On nie chce jechać było tez 'bo nie' - dla mnie wtedy to nie był argument do brania go pod uwage :( a może powinnam uszanowac i tyle :(). Rozstalismy sie :( Na pytanie czy kocha swoją byłą odpowiadał NIE WIEM. Nie śmiałam tez zapytac czy kocha mnie..:( Ja go zapewniałam o swojej miłosci, a On pytał co to zanczy KOCHAC? Próbowałam tłumaczyc na swój sposób ale byc moze sama tak do konca nie wiem co to KOCHAC, albo wiem, ale w praktyce tego nie umiałam zastosowac??

Jego była On i ówcześnie ja pracowalismy w tej samej firmie. Po rozstaniu już sie nawet w pracy nie układało. On starał sie by Ona wróciła do niego. Ale Ona nie wróciła do niego. Twierdziła ze nie mogła mu odmówic, w sytuacji śmierci jego mamy (jego mama była za tym by to Ona z D. była i była zła na D. ze sie rozstali). Ale wrócic nie chciała (chyba ją zawiódł zbyt wiele razy).

Zaraz po tym, na horyzoncie pojawiła sie taka młoda dziewczyna E. (która zawróciła mu w głowie juz wtedy gdy był z K.). Zaczęli sie spotykać (chyba przez to K. z D. zerwała). Ale znajomosc zerwali - Ona była jeszcze wtedy niepełnoletnia (a On 10 lat starszy od niej). Po rozstaniu ze mną, ponownie odnowili kontakt. Zaczęli sie spotykac. Mnie to bardzo bolało, bo ja go wciaz kochałam i chciałam z nim być. Ale On nie chciał.
Dogadywalismy sie świetnie, lubiliśmy spedzac razem czas, i spędzalismy długie godziny ze sobą. Był moim przyjacielem. Był moim pierwszym mężczyzną (i miałam nadzieje że ostatnim). Dla niego zrezygnowąłam z pewnej ważnej zasady zyciowej ale czułam i wierzyłam wtedy ze będe z nim do końca.
Nawet po rozstaniu lubilismy długie rozmowy (ale tylko w pracy). Dobrze sie czulismy w swoim towarzystwie. Ale On...twierdził że w naszej sytuacji uczucia nie maja znaczenia - znaczenie ma zdrowy rozsądek. Że sie nie rozumiemy, że za duzo nas różni ( no tak ja wyższe On zawodowe, ja wierząca i praktykujaca On niekoniecznie, ja nie paląca, On tak - nie zyczyłam sobie by palił, ja nie przeklinam, On jak szewc, no i tez mu zwracałam uwagę gdy często przeklinał...) itp. On sie nie chcial zmieniac. Chciał byc z taką kobietą która miałaby zaakceptowac go takim jakim jest - ja nie potrafiłam go zaakecptowac takim jakim jest. Ot to. A tego wszystkiego to najbardziej nie chciał byc ze mną bo nie potrafił sie pogodzic z tym że...nie zrozumiałam ze On nie chce jechac..

Z czasem 'uswiadomiłam' sobie ze z nim nie jestem i pewnie nie bede. Zaczełam uczyc sie na nowo życia bez niego. Zapisałam sie na weekendowy kurs ang żeby czas weekendowy sobie zając. Przez pół roku w tygodniu dzień w dzień popołudniami spałam i ryczałam, ryczałam i spałam (a w miesiąc po rozstaniu schudłam z 5 kilo, bo jesc nie mogłam :(). Żadnego pozytku ze mnie w domu nie mieli. Po pół roku jakos sie zaczynałam podnosić, pomogło mi w tym wielu dobrych ludzi. W sercu jednak nadal coś czułam do niego.On był jak magnes, do którego mnie ciągnęło. Dużo i często rozmawialismy, o Nas, ale On cały czas był przy swoim. W jednej rozmowie tak go naciskałam by mi powiedział czy mni e kocha czy nie, że na początku sie wymigiwał, twierdził ze to nie ma znaczenia, ale w koncu wykrzyczał "NIE KOCHAM CIE. IDŹ Z BOGIEM" i wybiegł z biura..
Ale gdy w rozmowach poruszałam hasło ze moze lepiej bedzie jak zrezygnuje z pracy łzy w jego oczach. Dlaczego??

Czasami byłam zła na niego, bo spotykał sie z E. a K. mówił ze kocha ja. To był nie fair. I powiedzialam mu o tym. Był czas ze powiedziałam w obecnosci innego pracownika ze mu nie ufam itp Był czas kiedy myslalam ze to nie jest facet dla mnie i lepiej bedzie jesli wyrzuce z serca i zapomne.

NIe udąło sie. Ciągle cos do niego czułam, ciągle mnie do niego ciągnęło...Bywało ze przy okazji róznych rozmów, wypilismy razem kawe, podzielił sie bułką gdy byłam głodna, jakism ciastkiem. Jego była zauwazyła ze często w pracy spędzamy razem czas i zaczęłą sie do niego przymilac w mojej obecności. A mnie ...wtedy nie bylo łatwo..Doszlo do tego że ją znienawidziłam, ze .,bałam sie nawet schodzic do jego biura zeby ich razem nie zobaczyc (Ona pracowała własnie na dole wiec tez często wypiła sobie z nim kawke ). Kiedys nawet z D. o tym rozmawiałam (o moich obawach) i powiedział że jedna drugiej sobie na złość robi, i po co to - wiec dzieki temu wiem ze i Ona z nim nt temat rozmawiała. Doszło do tego ze ja dostałam inna propozycje pracy, w tym samym miescie, i zdecydowałam ze zrezygnuje z obecnej pracy . Rozmawiałam o tym z D. i pomogł w podjeciu decyzji (bardzo go cenie za to bo wiem ze pewnie chciał bysmy razem pracowali ale w tej drugiej firmie miałam lepsze warunki socjalne i ale decyzje mi pozostawił).
Zmieniłam prace. Moj kontakt z D. był zerwany :( (samoistnie to wyszło)Po za tym K. mu wyzaliła sie ze chyba dobrze ze mnie juz tam nie ma bo jej jest łatwiej -cos w tym stylu-i wyszło na to ze to ja prowokowałam, i ze ja jestem najgorsza- no tak ale najlepiej jest oceniac bo mnie tam juz nie ma - nawet nie chciał w tym wszystkim mnie wysłuchac, z resztą znał sytuacje, bo mu nie raz mówiłam , wiec dziwie sie ze nie brał tego pod uwage, tylko opieral sie na tym co tamta mówiła. Oczywiscie , mnie tez było łatwiej, bo nie musiałam patrzec na te głupie sytuacje , na te jej prowokacje i przymilanie sie. ..

Mineło pół roku od zmiany pracy. Liczyłam na to ze moze jak zmienie prace i problemy tamtej pracy nie bedą powodowac sprzeczek (bo nie raz sie niestety tak zdazało juz po rozstaniu), ze sprawy prywatne bedą jednym a firmowe drugim i gdy bedziemy sie w privacie spotykac to bedzie lepiej. Ale niestety sie nie spotkalismy, ani razu :(
Nie wiem dlaczego ale za kazdym razem gdy pisąłam cos do niego juz o zmianei pracy, On tak jakby ze złością na mnie, albo z zazdroscią (ze ja mam w nowej pracy lepiej, a on nie? - nie wiem). Doszło do tego ze przez smsy sie pokócilismy - napisałam mu m.in.ZEGNAJ, bo nie widziałam sensu ciągnięcia tej znajomosci, ale po 3 tyg nie wytrzymałam i sama sie odezwalam do niego...było dobrze przez jakis czas...W pewnym momencie prosiłam go o spotkanie nie mówiac konkretnie powodu (a chciałam mu powiedziec jak bardzo mi na nim zalezy, zebysmy wrócili do siebie, zeby mi wybaczył, dał szanse..)ale On chciał bym mu chociaz powiedziała o czym chce pogadac i tak sie rozpisalismy na gg ze mu przez gg prawie wszystko powiedziałam (a chciałam osobiscie :( ). On chyba mi wierzyc nie chciał, dodał jeszcze kilka innych argumentów na nie, nowych, których wczesniej nie słyszałam od niego , zahaczył tez o temat i sytuacje zw. ze smiercia jego mamy - chyba nadal go to boli. I w sumie porozmawialismy sobie szczerze. On uznal ze dał sie namówic. Czyli tym samym przyznał sie ze nie tylko moja wina była tej sytuacji. Ale spotkac sie po tym juz nie chciał. Co wiecej cos mu po paru dniach napisałam w smsie, juz nie pamietam co, ale to go zezłosciło i napisał ze od tej chwili nie chce ze mną juz żadnego kontaktu, i dodał, ze ciekaw jest czy bede potrafiła uszanowac (wczesniej podczas rozmowy na gg twierdził że nie potrafie uszanowac czyjegos zdania, ze zawsze chce by było na moim - ale ja twierdziłam ze tak nie jest!). Odpisałam mu zeby tak nie mówił, ze nie dam rady bez niego itp...na to On ze widac jak potrafie uszanowac jego zdanie...i po tym mimo ze bylo mi bardzo trudno, gdy pomyslałam o braku kontaktu z nim,zacisnełam zeby i przez 3 mies sie do niego nie odzywałam (nawet jak go widzialam na ulicy to mu nie kiwałam czesc ). Nie było mi z tym dobrze, sumienie mi podpowiadało ze tak byc nie moze. Postanowiłam sie do niego odezwac ..(nie poruszałam tematu tego ze nieżyczył sobie kontaktu ze mną ale nie był nie miły gdy sie odezwałam) i od tamtej pory utrzymujemy sporadyczny kontakt. Jest dla mnie miły, ciepły w słowach ale zdarzy mu się że nie odpisze mi na smsa, powodem moze byc to ze pracuje bardzo duuużo i poprostu jest zmęczony. Na imieniny życzył mi by spełniły sie moje marzenia i pragnienia. A życzenia wysłał juz o 4 rano -dziwne to. A jego była tez obchodzi imieniny tego samego dnia i ciekawe czy jej tez tak wczesnie wysłał, heh.

Jakies 3 tyg temu odezwał sie do mnie były szef, i zaproponował mi powrót do firmy. Po moim odejsciu zatrudnił 3 nowe os, ale powiedział ze potrzebuje osoby takiej jak ja. Jeszcze niedawno nie myslałam o powrocie, wręcz wypierałam sie tego, ale w obecnej pracy było troche nieciekawie, wiec pomyslałam ze rozważe propozycje.
Któregos dnia pojechałam do byłej firmy, był tam tez D. - spotkałam go pierwszy raz od momentu odejscia z pracy - podałam mu reke, ale był jakis taki zmieszany..

Po tym spotkaniu postanowiłam sie z nim skontaktowac..i prosiłam o spotkanie. Chcialam z nim pogadac nt mojego powrotu, jak On by widzial to.
Nie udało sie spotkac (z powodu jego zapracowania), ale zadzwonił do mnie. Porozmawialismy..troche mi naswietlił sprawe. Powiedziałam mu o wszystkich moich obawach, czyli chciabym wrócic ale sie boje tego, tego i tego. Troche negatywnie sie o firmie wypowiadał ze brak organizacji itp ale powiedział ze nie chce mnie zniechęcac, ze o wspóprace z nim mam sie nie obawiac i ze mam brac pod uwagę to co dla mnie dobre.

Następnego dnia troche smsowalismy, i na koniec napisał ze jakąkolwiek podejme decyzje , bedzie dobrze.

Przez długi czas (ok. 2 tyg ) miałam wahania, bo raz byłam za zmianą a raz nie. Ale na dzień dzisiejszy jestem za zmianą. Jednak. Chciałabym z D. jeszcze porozmawiac, spotkac sie ..nim podejme ost decyzje...ale jakos do tego spotkania nie moze dojsc (nie mówiłam mu ze chce jezcze o tym pogadac, tylko mówiłam ogólnie o spotkaniu, bo tak ogólne to tez chciałabym sie spotkac, zobaczyć go). Na pytanie czy dałby rade sie spotkac np w nd pisze 'może ale idzie jeszcze do pracy'. Gdy popołudniu w nd sie odzywam nic nie odpisuje. Tydzień odczekałam. Napisałam w święta co z naszym spotkaniem i nic nie odpisał jeszcze (2 dni minęły) :( Nie wiem co robić.


Po za tym napisałam tutaj, żebscie poradzili czy warto rozgrzebywac jeszcze rany z przeszłosci (uswiadomic go ze tez cierpiałam, ze nie tylko On cierpiał?). Czy isc do przodu i już nie wracac do przeszłści (nawet jesli cos bedzie nas jeszcze łączyło)?

Przepraszam ze tak dużo jest do czytania - jakos w wiekszym skrócie sie nie dało przedstawić tej sytuacji.

Czekam na opinie, porady.

Poradźcie..jak juz wróce do pracy to co robić by sytuacje z przeszłosci sie nie powtarzały, by mnie to tak nie dotykało, by mi nie przeszkadzały w dobrym wykonywaniu obowiązków w pracy. Zależy mi na dobrej relacji z D. Na razie nie śmiem liczyć na nic wiecej bo domyslam sie że D. będzie nadal na nie - a nie chce na razie poruszac tego tematu z nim.


Jezeli macie pytania to pytajcie.

Pozdrawiam serdecznie WSZYSTKICH CZYTAJACYCH.
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez agik » 27 gru 2007, o 22:10

Witaj!

Nic nie rozumiem :roll:
Gdzie tu związek? Jaki jest problem? Rozumiem, że sytuacja ze śmiercią jego mamy miałą miejsce póltora roku temu... (albo pól roku temu)
Sorry, ale nic nie rozumiem. Nie mam pojęcia w jaki sposób ma zaszkodzić Ta relacja na wpół przyjacielska, na wpól jakaś... Twojej pracy.

Sama umiesz się w tym połapać? O co właściwie chodzi? Moim zdaniem chłopak Cię studzi, jak tylko się da. I to od poczatku.
Ale tak jak mowię- nic nie rozumiem.

Pozdrawiam Cie serdecznie
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Miriam » 27 gru 2007, o 23:45

ja tez nie bardzo rozumiem... nie wiem w czym tkwi problem, sorry, ale straszny chaos w Twoim poscie. Ciezko cos napisac, bo nie wiem o co chodzi. Dobrze by bylo jakbys jakos skonkretyzowala Swoj problem w paru zdaniach.

Z tego co jako tako wyłapałam, to nie jestescie razem, w Tobie jest jakas nadzieja, ze moze cos z tego bedzie, ale on pozostaje obojetny. Miedzy tym jest jeszcze wspolne miejsce pracy. Chyba ? tak to mozna ujac w skrocie ??

Jak na moje oko, to chlopakowi nie zalezy aby miedzy Wami budowac cos wiecej. Spotykaliscie sie 2 lata, a napisalas ze juz po pol roku zaczeliscie sie oddalac, ale nie ma ani slowa o jakims przyblizaniu sie do siebie.
Skoro razem pracujecie, to najlepiej wyjasnijcie sobie i wyklarujcie to co bylo kiedys, aby Wasze relacje nie psuly Wam atmosfery w pracy.
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez cosy » 28 gru 2007, o 00:04

No hello.

No tak dużo napisałam ale mało konkretnie. Pewnie dlatego że jest kilka wątków tyczących sie tej sprawy i je wszystkie zmiksowałam.

Z D. znam sie od ponad 2 lat (09.2005) Bylismy ze sobą 0,5 roku(12.2005-06.2006), można powiedzieć że do momentu śmierci jego mamy. A zmieniłam pracę w 07.2007.

W firmie L. w której On pracuje, pracuje też K. jego była długoletnia dziewczyna - która nie chce do niego wrócić, ale jak widziała że duzo czasu ze sobą spedzamy (wiedzac że nie jesteśmy razem) to zaczęła sie do niego przymilać, tym samym powodujac u mnie huśtawkę emocjonalną (bo D. nie jest mi obojętny). Przez to tez nie mogłam dobrze wykonywac obowiazków bo sie denerwowałam tym, podnosiło mi sie ciśnienie itp
Od stycznia 2008 prawdopodobnie wróce tam do pracy..i boję sie że ona znowu bedzie prowokowac te głupie sytuacje. I że ja znowu sobie z tym nie poradzę.
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez Melania » 28 gru 2007, o 00:04

Witaj Cosy!
Przeczytałam to co napisałaś. I rozumiem, że chcesz wrócić do poprzedniej pracy, ale boisz się, że przeszłość negatywnie wpłynie na Twoją pracę w firmie, na obowiązki itd. Hmm… Bo widzę, że nadal Ci zależy na tym chłopaku (D.), ale najwyraźniej on nie odwzajemnia uczucia, jest pogubiony – możliwe, że po stracie matki. Ale widzę też, że on najwyraźniej obwinia Ciebie za to, że pojechał wtedy z Tobą zamiast zostać z matką. Ma żal, że go namówiłaś, może bardziej ma żal do siebie, że dał się namówić... Ale z tego co piszesz to nie powiedział Ci szczerze, że chce być z rodziną, tylko że płot ma do malowania. Więc dlaczego w ogóle się zgodził? Widocznie w połowie chciał jechać, a w połowie zostać, albo czuł się rozdarty albo nie chciał Ciebie urazić. Nie da się wywnioskować co wtedy mógł myśleć. Ale z drugiej strony nie powiedział o co chodzi, próbował się wykręcić, faktycznie ciężko zrozumieć co taki ktoś po drugiej stronie słuchawki ma na myśli… Ale on chyba z Tobą nie chce być, kręci z byłą, i jeszcze z inną, nie wiem jak to wygląda w rzeczywistości. Ty chciałabyś z nim być, mimo że on Cię odrzuca, nie odwzajemnia Twojego zainteresowania, nie odpisuje, nie dzwoni. Ty go prosisz, błagasz o wybaczenie. A gdzie Twoja godność? A co do tego uszanowania decyzji – to myślę, że powinniście się spotkać, porozmawiać w cztery oczy, a nie na gg. Zadaj mu pytanie czy chce z Tobą być, czy Cię kocha, co do Ciebie czuje, albo co go od Ciebie odpycha, czy czuje do Ciebie żal, a może gdy Cię widzi to wracają mu wspomnienia o śmierci mamy?? Myślę, że może on powinien pójść na terapię, by jakoś sobie pomóc. Faktycznie powrót do takiej pracy jest ciężki, może sprawić, że złe wspomnienia do Ciebie wrócą. A może nie warto tam wracać? Widać, że emocjonalnie do tego podchodzisz. Może zrób sobie bilans plusów i minusów powrotu do tamtej pracy. Jeśli on nie chce z Tobą być to głową muru nie przebijesz… Więc są dwie opcje: albo pozostaniecie w koleżeńskich układach (typu „cześć” na ulicy, zamienienie kilku słów, sms na imieniny) albo gdy nawet to jest zbyt bolesne dla Ciebie to może całkowity brak kontaktu – na zasadzie „co z oczu to z serca”.
Takie są moje przemyślenia, nie wiem na ile trafne, na ile poprawnie wywnioskowałam z Twojego postu. Wiem co znaczą wewnętrzne rozterki, sama napisałam na to forum z opisem mojego problemu, bo widzę, że są tu przyjaźni ludzie, wirtualnie zżyci ze sobą.
Pozdrawiam cieplutko :)
Melania
 
Posty: 36
Dołączył(a): 4 paź 2007, o 21:13

Postprzez cosy » 28 gru 2007, o 00:30

Melania, czytajac Twoją odpowiedż czułam sie tak jakbyś mi słowa z ust wyjęła. Ja tak jasno nie potrafie mówić o tym co czuję. Trafnie odczytałaś to co chciałam przekazac.

Ja sie zastanawiałam już czy tam wrócić i zdecydowałam ze tak, chce, mimo że to ma swoje plusy i minusy (także minusy finansowe), ale chcę stawić też czoło tej sytuacji. Nawet jeśli z D, już nigdy nie będę,chce by nasze relacje wyzdrowiały, jeżeli nie mmy być ze soba to chcę sie tak nauczyć z nim 'być' by traktować go tylko i wyłącznie jako kolege, bez emocji. A nigdy tak nie bedzie gdy ja ani On nie będziemy wiedzieć co do siebie czujemy, a moze dowiem sie gdy przy okazji pracy będe miała możliwośc by znim porozmawiać (jak parcuje gdzie indziej to do spotkania nie dojdzie, jest trudno bo On albo jest w pracy albo śpi - tak mniej wiecej to wygląda. Po za tym, zrezygnowałam z tamtej pracy bo były te sytuacje z K. Podeszłam emocjonalnie wtedy, a moze powinnam już wtedy stawić czoło sytuacji i się nie dać! Nie wiem, nie żaluje w suemi ze zmieniłam tą prace bo w ten sposób mogłam tez z dystansem podejsc do sprawy. A i On mogł w ten sposób 'sprawdzić' ile dla niego znaczy moja obecnosć w jego życiu - chyba nie wiele skoro nie zabiegal o kontakt ze mna. Trudno. Ja chcę sie po prostu wyleczyć z tej moze chorej miłości. I mam nadzieje ze ten owrót w to 'bagno' mi w tym pomoze. Dodam że tamta firma moze i jest więszym bagienkiem niz obecna firma ale tamata praca przynosiła mi wiecej satysfakcji. A jesli moej relacje z D. wyzdrowieją to bede mogła na spokojnie robić tam kariere. Mysle ze D. nawet jesli nie chce byc juz ze mna, to nie oznacza ze nie chce dla mnie dobrze (bo wiem ze chce) i moze miedzy nami powstac przyjacielska relacja.

On miał trudne dzieciństwo i pewnie ma wiele urazów. Życia rodzinnego to praktycznie wcale nie miał (jego ojciec tez lubi sobie czasem popic). Gdy bylismy razem, pytał dlaczego On - dlaczego jego wybrałam, co to znaczy Kochać..tego typu pytania. Nie chciał tez za bardzo z moją rodziną spędzac czasu - ja byłam wtedy bardzo rodzinna. Tak wiec to jest dobry chłopak..ale postepuje tak jak postepuje bo nie wyniósł poprawnych 'nawyków' z domu, tak mysle. Może nie otrzymał tyle miłosci ile dziecko ptrzebuje dostac? Tak mysle
Wiem ze to troche chaotycznie napisane...
Zalezy mi na nim przede wszystkim jako na człowieku...

Wiem ze powinnismy porozmawiac, o tym wszystkim ale raz że On nie wiem moze boi sie ze mna spotkac bo zawsz etak zrobi ze do tego spotkania nie dojdzie, albo cos. Nie wiem, Boje jemu sie zapyatc wprost. NIe chce go naciskac, bo ta znajomosc juz była na włosku, a nawet przeciez juz była zerwana. ...ehh..
Mam nadzieje ze cos nie cos zrozumieliscie z tego co napisałam.

Pozdrawiam Was.
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez Ladybird » 28 gru 2007, o 08:59

Witaj Cosy,
przeczytalam bardzo dokladnie to ,co napisalaś. Mimo lekkiego chaosu twojej wypowiedzi zrozumialam Cię doskonale. Ciebie, twoją wypowiedź i twoje nadzieje.
Mam za soba kilka związków, mam doświadczenie , nie tylko osobiste (koleżanki, którym też się nie zawsze uklada) i rozumiem mężczyzn coraz lepiej. Co nie znaczy , że w życiu osobistym umiem wyciągać z tego wnioski. Wiesz, emocje.Tobie mogę poradzić, gdyż mam dystans do tej calej twojej historii.To nie moja historia'
Dziewczyno, w calej Twojej opowieści przebija tylko jedno pragnienie - Kocham Go i muszę z nim być!!! i zrobię wszystko, aby to osiągnąc.
Przecież nie oszukuj siebie i nas, pracę zmeniasz tylko po to, aby być kolo niego na codzień. Tak dobrze Cie rozumiem, jako kobieta, która w imię milości zrobi wszystko. A jesli traci milość jeszcze więcej ( choć już nie wiadomo co można)'
Cosy, opamiętaj się, radzę Ci z calego serca. Nic z tego nie będzie. Zadręczysz się wracając tam. Jesteś mu obojętna, a czasem z Tobą rozmawia, niestety, z litości.
Ta rozląka ( bardzo rozsądne posuniecie ze zmianą pracy), o tym świadczy. Jak tu wielokrotnie, na tym forum pisano, czasem mężczyźni w chwilach kryzysu w związku, nie zdają sobie sprawy z wlasnych uczuć, a nawet wydaje im sie ,że nie kochają. Wtedy potrzebują dystansu, tej swojej jaskini w ktorej muszą przesiedziec, pomyśleć i wrócic z milościa ...albo nie.
On, Twój D. nie wrócil i nie wróci.Nie interesujesz go. Nie odzywalaś się trzy miesiące i co?! Moglabyś umrzeć , zniknąć a jego by to nie obeszlo.
Ty powinnaś milczeć, a on powinien zaczą smsy, on pierwszy, zawsze pierwszy, trzeba pamietać o tym. To on powinien mieć chęć do kontaktu z Tobą, spotkania i rozmowy.a nie ma. Nie oszukuj sie.
Ja wlaśnie jestem w tej samej sytuacji, czekam cierpliwie, wiem ile to kosztuje. Ale z biegiem czasu jest mi coraz lepiej. Już umiem się smiać, zajmuję się soba. Odpowiadam tylko na jego smsy. Choć dziś mialam chwilę slabości, napisalam pierwsza. No i co odpowiedzi brak.
Nie wracaj tam do pracy, zamęczysz się, patrząc na jego obojętnośc i kontakty z innymi kobietami. Na dodatek masz gorsze warunki. Podobalo Ci sie tam, bo tam jest on. Musisz zapomnieć, nastawić sie na to , że Twoje życie to Ty i Ty tu jesteś najważniejsza. Wtedy przyjdzie ta milość - prawdziwa i piękna. Przecież tamta tez byla pelna niedomówien i komplikacji.
Szkoda czasu, a czy on zasluguje na Ciebie? Ty wyksztalcona, pelna ciepla , wrazliwa kobietka. a on- zimny, nieskomplikowany, bez zainteresowań. Przecież tylko pracuje i spi! Jakby wyglądalo wasze wspólne zycie! On nawet się nie umie zastanowić nad przyczyną pewnych zdażen z przeszlości, tylko Cie obwinia. Tak najlatwiej.
Przytulam mocno :pocieszacz:
Trzymaj sie i nie wracaj tam ,bo zniszczysz sobie mlodośc. Szkoda czasu.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez cosy » 28 gru 2007, o 11:50

Dzięki Laborada za wypowiedź.
To ja już sama nie wiem co robić. Ja juz sie z szefem ugadałam że wróce. Wiem zawsze można powiedzieć ze sie zmieniło zdanie, ale...to trochę niefair zmieniac tak co chwile zdania.
To prawda. Ja juz go nie obchodzę. I masz rację, gdyby jemu zależało to by się odezwał. A nie zrobił tego. Ja sie mimo wszystko pierwsza odezwałam. I teraz też sie płaszcze przed nim bo zapytuje go o spotkanie..a On ciągle jakies wymiki robi. I albo się zasłania pracą albo poprostu nie odpisuje. Wiem ze może sie boi. Zawsze miał słabość do mnie i do sytuacji sam na sam. I pewnie dlatego tez unika tych spotkań.
No dobra. Jeżeli wbije sobie do głowy to że już nic nie będzie. A mogę to sobie wbić bo już tyle czasu minęlo że nabrałam większego dystansu.I będe potrafiła dzięki temu traktować go tylko jako kolegę, to wtedy jest szansa ze mój powrót tam do pracy nie będzie mnie męczyć i powodował huśtawek i że będe mogła spokojnie wykonywać obowiązki.?? Argumentem by tam wrócić oprócz tego że miałabym z D. kontakt j(ale to już stawiam na drugi plan) jest to że mogę tam szybciej nauczyć sie kierowania i zarządzania małą firmą, nauczę się tez nowych rzeczy - szef chce mnie wysłać na szkolenia do W-wy żeby nauczyć się operowac w jednym z programów - z tego się cieszę bo sama szefowi to zasugerowałam, że chciałabym sie tego nauczyć. Jest o tyle dobrze że są tam możliwości rozwoju. Ta praca w której obecnie jestem nie satysfakcjonuje mnie w pełni.
Wiem że o wiele łatwiej by było gdybym miała u boku kochajacego mnie faceta, którego i ja bym kochała. Wtedy bym w ogóle na D. nie zwracała uwagi. I w sumie spotykałam sie niedawno z kimś - kto całkowicie zamknąl moje myśli o D. ale ta znajomosć w dziwny sposób się zakończyła (On wyjechał - bez słowa pozegnania). Wiem że już wrócił - i ze cos do mnie czuje, ale ja już podchodzę z dystansem do tej znajomości (choc niewyklucozne że ponownie sie zaczniemy spotykac).
Ja już sama nie wiem czy kocham D. czy to moze tylko sentyment do tego co było, tęsknota. Dużo rzeczy w D. mi nie pasuje i nie wiem czy na dłuższą męte je zaakceptuje. Tak jak już wczesniej pisałam On twierdził że chce byc z kims kto go w pełni zaakceptuje..a mnie to chyba się nie uda. On wtedy nie chciał się zmieniać (nie wiem jak jest teraz) ale przecież każdy człowiek powinien dążyc do tego by stwać się lepszym człowiekiem. On tak ne chciał. Twierdził ze nie jest święty, nie chce być i nigdy nie bedzie. Cenie go za to ze można na niego liczyc, że w potrzebie nie zostawi...Nie jest złym człowiekiem, ale moze faktycznie to nie jest człowiek dla mnie..
Tak czasem powracałam do myśli o nim..bo przez długi czas wierzyłam że nasze spotkanie sie i poznanie nie było przypadkowe, ze to moze było przeznaczenie..Ale moze powinnam wybić sobie z głowy to myslenie, a wbic takie że jesli mamy byc ze sobą to i tak będziemy..
Chciałabym tam wrócic do pracy ale z takim trzezwym nastawieniem, i z dystansem do samego D. , no i też K. (jego byłej). Mam jeszcze trochę czasu zeby sie zdystansowyć i otrzezwieć, mniej wiecej do drugiej połowy stycznia.
Nie odpisał mi na smsa ze spotkaniem to nie. Nie będe już do tego nawracac. I jak tak los sprawi to spotkam się z nim dopiero w dniu mojego przyjscia tam do pracy!
Czy ja dobrze robie??


Pozdrawiam Was i dziękuje za wsparcie.
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez Iza66 » 28 gru 2007, o 12:48

Witam!
Całkowicie zgadzam się z Laborada. Czytając twojego posta odniosłam wrażenie że zmieniasz pracę tylko po to żeby być blizej niego. Cały czas się łudzisz że być może on ma jakis żal do Ciebie za to co się stało gdy jego mama umierała... że może jednak coś czuje...tłumaczysz brakczasu na spotkania zapracowaniem...musisz zrozumiec że to nie tak. On zwyczajnie nie chce się z Tobą spotkać. Powrót do pracy to fatalny pomysł i po tym co napisałaś nie sądzę że choć trochę i przeszło. Co dzień będziesz patrzyła na niego i jego kontakty z kobietami, to bardzo trudne.
wiem łatwo jest radzić... i po trosze Cię rozumiem. Kiedy mój mezczyzna mnie zostawił pierwszy raz byłam gotowa zrobic wszystko...myślałam że to wszystko załatwi szczera rozmowa, że przecież mu jakoś to wytłumaczę, przecież my jesteśmy dla siebie...myślałam że jak mnie zobaczy ..spotka sie ze mną wrócą mu uczucia...poszłam raz do niego-nic...napisłam sms-bez odzewu...tłumaczyłam sobie na tysiąc sposobówchciałam sróbować jeszcze, całe szzeście mam cudowną mamę, której mogę powiedzieć wszystko...przytrzymała mnie pare razy...zabroniła pisac sms..posluchałam...jestem jej bardzo wdzieczna! Meżczyźni czasem potrzebują czasu..dystansu...sami muszą sobie poukładać jeśli kocha wróci...jeśli nie to nie ma szans choćby kobieta na rzęsach stawała.
Nie ważne ze piszesz że tu masz większe szanse rozwoju-nawet gdyby- moim zdaniem nie powinnaś wracać do strej firmy.
łatwo jest radzić kiedy emocje nie dotczą nas, wiem jak trudno jest zastosowac się do tych rad, ale uwierz mi ze warto.
Pozdrawiam gorąco!
Iza66
 
Posty: 11
Dołączył(a): 18 gru 2007, o 13:42

Postprzez Abssinth » 28 gru 2007, o 12:51

ja bym uciekala od pracy i jakiegokolwiek kontaktu z nim jak najdalej! nawet, gdyby byly lepsze warunki - a Ty piszesz, ze masz gorsze (nawet, jesli mozesz sie tam nauczyc czegos....za jaka cene?).

Podpisuje sie obiema rekami pod tekstem Ladorady - wpierniczasz sie w to, latasz za nim, za kontaktem z nim, jak nastolatka - i jeszcze sie oszukujesz, ze nie, ze jeste silna, ze tylko go lubisz....srutututu, jak to moja babcia powiada.

gosc od samego poczatku Cie olewal, nie bylas mu potrzebna w zaden sposob, dzieli Was przepasc wyksztalcenia i zainteresowan - a to jest nie do przeskoczenia, niestety......a Ty i tak lecisz za nim, cos czujesz, zastanawiasz sie, piszessz smesy...daj temu facetowi spokoj, chyba, ze chcesz sie kiedys po pieciu latach dowiedziec, ze on ma zone i dziecko, a Ty dalej sama, myslaca o nim, o tym, co on chcial przez to powiedziec, ze na Ciebie popatrzyl na stolowce sponad swojej bulki z szynka.

Jestes inteligentna kobieta. Wyjdz do ludzi, znajdz sobie inne obiekty - przejdz sie moze najpierw do psychologa, zeby sie zastanowic nad przyczynami Twojej fascynacji tym facetem....Jak to wygladalo w Twojej rodzine, skad Ci sie wzial taki ped do opieki nad biednym chlopcem z problemami?

trzymaj sie cieplo,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez cosy » 28 gru 2007, o 13:02

Kurcze..czy wszyscy są za tym bym tam nie wracała??? :( Moze faktycznie tak powinnam zrobić i jak najdalej od niego..

Wiecie to jest mała firma. Z kobiet pracuje tam jego kuzynka, jego była dziewczyna i od niedawna jakaś nowa - ale nie sądze by się nią zainteresował. Tak wiec wtedy musiałam oglądać jego w towarzystwie tej jego byłej..a tak to innych problemów z innym kobietami w pracy nie bylo. Po za pracą widywałam go czasem jak jechał autem z tą młodą E. ale..z tego i tak nic poważnego raczej nie bedzie.
Ostatnio edytowano 28 gru 2007, o 13:19 przez cosy, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez Abssinth » 28 gru 2007, o 13:15

cosy...a moze to dlatego, ze widzimy wszystko z dobrego dystansu, a nie przez zaslepienie emocjami?

zastanow sie nad soba, nad swoimi pobudkami tego. teraz. nie musisz pisac, ale przemysl to sobie porzadnie. dlaczego, skad Ci sie bierzez ten ped do zaopiekowania sie nim, to poczucie, ze musisz cos jemu udowodnic, ze chcesz, zeby przestal myslec o Tobie zle....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez cosy » 28 gru 2007, o 13:27

Abssinth napisał(a):cosy...a moze to dlatego, ze widzimy wszystko z dobrego dystansu, a nie przez zaslepienie emocjami? PEWNIE TAK

zastanow sie nad soba, nad swoimi pobudkami tego. teraz. nie musisz pisac, ale przemysl to sobie porzadnie. dlaczego, skad Ci sie bierzez ten ped do zaopiekowania sie nim, to poczucie, ze musisz cos jemu udowodnic, ze chcesz, zeby przestal myslec o Tobie zle....
ja uważam sie za dobrą osobę (to odważne określenie - nie jestem osobą która nie popełnia błedów ale jezeli je popełniam to chce je naprawiac), która drugiej świadomie by nie skrzywdziła, On czasem źle oceniał moje postępowanie, po za tym On raczej nie miał dobrych wzorców miłości..moze chce swoją osobą pokazac mu ze istnieje dobro na tym świecie?? nie wiem..Czy to ma sens??
Avatar użytkownika
cosy
 
Posty: 245
Dołączył(a): 27 gru 2007, o 16:59

Postprzez Iza66 » 28 gru 2007, o 13:34

zacznij żyć własnym życiem...nie zastanawiaj sie czy mu wyjdzie z inną czy nie! Nie jesteście razem i pewnie nie będziecie.Ci ludzie Tu widzą to na zimno..obiektywnie, mają rację!!!
Powrót do strej pracy tylko Cię pogrązy...
Iza66
 
Posty: 11
Dołączył(a): 18 gru 2007, o 13:42

Postprzez Abssinth » 28 gru 2007, o 13:38

hmmmmm

to jest cholernie typowe :(

pewnie musisz sama do tego dojsc, ale powiem Ci, co pokazalo moje doswiadczenie - sa ludzie na tym swiecie, ktorzy nie dostrzegaja dobra. Nie maja organow do dostrzegania dobra, moze to slepa plamka na oczach, ale nie widza dobra i juz.

Wola zamiast tego obwiniac wszystkich naokolo o swoje niepowodzenia, swoje problemy, cale zlo, jakie spotkalo ich w zyciu. Nie jesm mozliwe udowodnic im, ze w zyciu jest dobro i zlo, i trzeba sobie samemu wybrac...nie uswiadomisz im, ze kazdy jest kowalem wlasnego losu.

Takie udowadnianaie im, ze dobro istnieje, ze nie musza widziec tylko zlych stron - jest skazane na niepowowdzenie. Sa ludzie, ktorzy po prostu nie chca tego widziec, nie potrafia, i tego nie zmienisz....a jeszcze obroci sie przeciwko Tobie, bo w koncu TY bedziesz postrzegana jako zrodlo wszelkiego zla. ....i tak troszke mi sie wydaje, ze wlasnie trafilas na takiego goscia, i po tej calej akcji ze smiercia jego Mamy - wlasnie ''awansowalas'' na przyczyne zla wszelkiego. On nie zobaczy, ze mogl sie inaczej zachowac, ze mogl po prostu powiedziec, ze nie pojedzie, bo mama jest bardzo chora, i, chcialby przy niej teraz byc. Nie. W jego umysle Ty jestes winna wszystkiemu, i nie jestes w stanie tego zmienic.Po prostu nie jestes. Tylko marnujesz czas, bo on nie umie, nie chce, i nie widzi innej opcji.

zmarnowalam wiele lat na tego typu 'przyjaciolki', mam wrazenie, ze wlasnie marnuje kolejne lata na obecnego faceta...tez zaczelo sie od tego, ze on pochodzi z rozbitej rodziny, a ja 'pokaze mu, ze milosc istnieje, taka czysta i wspaniala'......teraz, po trzech latach, mam zniszczone nerwy, a on coraz glebiej pograza sie w niszczenie mnie, bo ja jestem zla, krytykuje go, zachowuje sie jak jego matka.......hmmm, co jest dziwne, bo nigdy taka nie bylam, ale widocznie on musi miec ten swoj komfort bycia ofiara.....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: acojiwofemai, eboqexediajoc i 260 gości

cron