Drodzy forumowicze, mam nadzieję że nie będziecie mieli mi za złe jak odkopię ten wątek, ale bardzo potrzebuję się "wypisać" bo czuję, że dzieje się u mnie coś niedobrego chyba. Wiem, że trudno mnie zrozumieć, bo ja sam siebie w ogóle nie rozumiem.
Jakoś w lutym zupełnie przestałem się przejmować tymi wszystkimi swoimi przeintelektualizowanymi wywodami i postanowiłem zająć sobie czas sportem tak, żeby nie mieć czasu na myślenie. Dużo biegałem, chodziłem na siłownie i klub tenisowy i generalnie chodziłem spać codziennie padnięty i znowu w ten sposób "uciekłem" od swoich problemów emocjonalnych. myślałem,że one zniknęły bo czułem się naprawdę szczęśliwy, w kwietniu miałem w sobie więcej energii i naturalnego spokoju niż kiedykolwiek wcześniej i chciałbym cofnąć czas tak, żeby znowu był kwiecień.
Jakoś pod koniec kwietnia stwierdziłem, że może powinienem poszukać sobie dziewczyny ale nie miałem pojęcia jak się za to zabrać :/ podobała mi się koleżanka z pracy, singielka, próbowałem ją zaprosić na kolację, do kina, ale ona wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że jest niezainteresowana. Jak człowiek pracuje, to pozostają mu do dyspozycji ewentualnie jakieś kluby, ale w klubach nigdy nic nie słyszę i ogólnie hałas obezwładnia mnie. Poza tym dziewczyna poznana na imprezie.. nie wiem czy to tak ma wyglądać:( Czuję się tu za granicą w trudniejszej sytuacji, więc może powinienem wrócić do Polski, zawsze łatwiej budować związek na znajomym gruncie. Szukałem też znajomości przez internet, ale nic z tego nie wyszło. Próbowałem w tym samym czasie rozkręcić własny biznes i wydaje mi się, że stres i brak czasu zaczął krzyżować moje plany. Z powodu zbyt silnego odczuwania stresu wybrałem się do psychologa ze skierowania psychiatry ze skierowania lekarza rodzinnego z prywatnego ubezpieczenia w zakładzie pracy. Psycholog ten okazał się gejem i podzielił się ze mną swoją osobistą historią małżeństwa, które zawarł z powodu presji rodziny i w którym czuł się jak w piekle oraz rozwodu, który go po dwudziestu latach wyzwolił. W ogóle byłem w szoku, że psycholog dzieli się prywatnymi przeżyciami, myślałem, że takie coś jest niedozwolone. Ogólnie czułem się na tym spotkaniu "zagrożony" z jego strony i "niezrozumiany". Po spotkaniu dał mi jakąś książkę o trudzie bycia gejem w społeczeństwie, którą zacząłem czytać ale przeszkadzał mi styl pisania, wydawało mi się że propagandowy, i w ogóle nie mogłem się zidentyfikować z treścią. Zdecydowałem, że do tego psychologa już nie będę wracał, bo nie czułem się spokojnie po terapii. Właściwie wtedy zaczął się mój niepokój. Że może jestem zdolny wyłącznie do związku z mężczyzną i nie chcę tego przyjąć do wiadomości. Psycholog albo zasiał we mnie to przeświadczenie, albo jedynie je odkopał na drodze terapii szokowej - raczej to drugie, przeczytałem całe swoje wcześniejsze wpisy i przecież to jest mój główny problem - obawiam się, że jestem gejem i próbuje to jakoś wyprzeć. Wyniosłem z tej sesji również przeświadczenie (właściwie to on sugerował), że jedyną opcją jest teraz eksperymentowanie, i że przyda mi się jako osobie, która wszystko musi sprawdzić na sobie, żeby wiedzieć. Że uspokoi mnie to.
Teraz będzie fragment trudniejszy do zrelacjonowania z powodu trudnych emocji, jakich mi przysporzyła ta historia. Nawiązałem przez internet znajomość poprzez portal ogłoszeniowy do znajdowania znajomości czysto platonicznych. WIedziałem, że ten chłopak (w moim wieku) identyfikuje się jako gej i nie przeszkadzało mi to. Chciałem go poznać, zobaczyć co go motywuje, zrozumieć. Stwierdziłem że spróbuje nawiązać przyjaźń i zobaczę, co z tego wyjdzie. Umówiliśmy się na mieście i poszliśmy zjeść burgera i frytki, po pierwszej rozmowie wydawał się uczciwy i zrównoważony, ale dziwiło mnie jego przewrażliwienie i problemy w wyrażaniu emocji, wydawał się też inny w rzeczywistości niż przez internet. Po spotkaniu wysłał mi smsa, że fajnie by było jeszcze się spotkać. Tydzien później zdzwoniliśmy się i mieliśmy pójść do kina, grali akurat Hannę na którą chciałem się wybrać, a nie miałem z kim bo moi znajomi już widzieli ten film. (W tym czasie spotykałem się jeszcze z jedną dziewczyną, która nie chciała obejrzeć Hanny, zaprowadziła mnie za to na Wodę dla słoni - nigdy się tak nie wynudziłem na żadnym filmie). Zbaczam mocno z tematu, wybaczcie. Koniec końców, poszedłem z nim do kina, ale nie na Hannę, tylko znowu na film, który on chciał i na którym się znowu wynudziłem niestety. Potem on odwiózł mnie do domu swoim samochodem, ale na parkingu tak jakby nie chciał się pożegnać. Siedział i patrzył się na mnie. Ja akurat mieszkałem sam, więc stwierdziłem że nie przeszkodzi mi towarzystwo i możemy obejrzeć coś ciekawego w telewizji.
Na kanapie przytuliłem go.
Znowu emocje, których nie rozumiem. Potrzebowałem bliskości, czułem się samotny, chciałem zobaczyć jak to jest przytulić chłopaka na dłużej. Chyba podświadomie do tego dążyłem od dawien dawna, gdyż ogólnie nigdy żaden mężczyzna (łącznie z rodziną) nie przytulił mnie na dłużej niż pół sekundy. Teraz jak to wspominam w ogóle nie czuje tej przyjemności, nie mogę zrozumieć i przypomnieć sobie tego uczucia. Ale wiem, że kiedy go przytuliłem to zatonąłęm całkowicie w tym przytuleniu. Z czystej ciekawości i zwierzęcych impulsów pociągnąłem to dalej i noc skończyła się na stosunku oralnym. Podczas tego stosunku nie było mnie w tym pokoju, nie wiem jak to możliwe. Nie było mnie tam. Zupełnie nic nie czułem. Nawet przyjemności, którą czułem przy przytuleniu. Pamiętam, że on doszedł i poszedł do domu, a ja czułem się jakoś tak dziwnie, nie miałem orgazmu, siedziałem na fotelu i patrzyłem w ścianę. Tak zleciała mi cała noc. Rano jakoś się otrząsnąłem i poszedłem do kościoła, była akurat niedziela. Wyspowiadałem się. Ciągle tkwiąc w jakiejś takiej aleksytymii. Pod wieczór dostałem ataku paniki, nigdy wczesniej nie przytrafiło mi się coś takiego. Stwierdziłem, że na pewno zaraziłem się HIV. Panika stała się nie do zniesienia, właściwie to chciałem uciekać ale nie miałem dokąd. WIem, że to wszystko wina mojej podświadomości, ale to naprawdę wydawało się REALNE. Nigdy nie przypuszczałem, że jestem aż takim debilem. Spędziłem kolejne kilka nocy nie mogąc zasnąć, zaczęła się nerwica serca. W trzy dni po zajściu, nie mogąc zaznać spokoju, wybrałem się prywatnie do kliniki specjalizującej się w tego typu chorobach i lekarz wcisnął mi za jakieś chore pieniądze PEP (post-exposure prophylaxis), można o tym poczytać na wikipedii. Za te pieniądze mógłbym pojechać na dwutygodniowy urlop, ale jak jakiś debil wziąłem te tabletki, które w ogóle nie były mi potrzebne. Na drugi dzień zaczął pienić mi się mocz i stwierdziłem że tabletki rozwaliły mi nerki
Kolejne tygodnie upłynęły na badaniu krwi i moczu, nie wykazały one nic negatywnego, ale mocz pieni się do dzisiaj ku zdumieniu lekarzy co przypomina mi tylko o tym całym zajściu.
Tak naprawdę to od tamtej pory nie czuję już nic pozytywnego ani negatywnego. Wplątało mi się też natręctwo oglądania gejowskiej pornografii aby poradzić sobie ze stresem. To wszystko jest tak żałosne, że czasem brak mi słów. Zacząłem chodzić na terapię regularną, psychodynamiczną, może coś mi da, w obecnym tempie pewnie zajmie to kilkadziesiąt lat. Tak naprawdę nie proszę o żadne opinie, ale musiałem to wszystko spisać, jeżeli komuś się chciało przeczytać to dziękuję!