Cześć Miguel,
No proszę - nie wrzeszczysz po otrzymaniu "ostrych" (cudzysłów świadomy) wpisów. Punkt dla Ciebie.
Ja też nie mam niestety software Miguel v 2.0 - ale wersji Maks v 2.0 też jakoś nie miałem, a jakoś tam wyszło. Nie mogę Ciebie zmienić, mogę podzielić się swoim doświadczeniem.
Nawiasem mówiąc właśnie przypomniała mi się para znajomych prawników (równorzędne zarobki, pełna równość życia), gdzie on był naprawdę okropnym facetem (bardzo pociągła twarz, krzywe zęby, brak mięśni), a ona piękną, jędrną piersiastą blondynką. Zawsze zastanawiałem się jak się dobrali - ale jednak dobrali się, i byli ze sobą bardzo szczęśliwi.
Pewnie nawet uprawiali seks, bo mieli dziecko.
Nie wiem jak on to robił, wiem, że te swoje krzywe zębiska ciągle szczerzył w bardzo głośnym śmiechu.
Było to w nim bardzo fajne.
Dobra, miały być konkrety.
Miałem bardzo ostrą formę jąkania - naprawdę dramatyczną. Do tego jakieś urocze doświadczenia typu bycie przez dwa lata wykorzystywanym seksualnie, jakieś tam DDA i inne tego typu pierdoły.
Skąd ten uśmiech? Bo jak to piszę, to opisuję już tylko fakty, emocji specjalnie tutaj nie ma.
Problemy były bardzo realne - np. nie poszedłem z lęku przed mówieniem kilka razy na egzaminy na studiach, więc oblewałem je walkowerem (i powtarzałem semestr), moje kontakty z ludźmi były porypane bo naznaczone lękiem przed mówieniem, każdy zakup chleba to była męka - szybkie bicie serca, pot na czole, czerwone plamy przed oczyma... Poradzenie sobie z dziedzictwem DDA i wykorzystania była też ważne, ale załóżmy, że to osobna para kaloszy.
Oto kilka etapów mojej pracy, dla ułatwienia w punktach:
1. w terapii jąkania musiałem oczywiście zabrać się za ćwiczenia logopedyczne - ćwiczyłem "zrywami", ale były to dość systematyczne zrywy - żadna systematyczna praca twardziela lepszego od Rambo, ale co jakiś czas kilkutygodniowe ćwiczenia. Nie wiem jak to odnieść do Twojej sytuacji - może ćwiczeń na siłowni? może jak nie możesz zaimponować twarzą, bo zaimponuj klatą?
2. jąkanie powoduje lęk przed mówieniem. Wszystko jest logicznie to doopy - tak jak w Twojej opowieści. Jąkasz się, więc mówisz rzadziej, mówisz rzadziej, więc boisz się coraz bardziej, wiec coraz bardziej się jąkasz. Miejsce, bez wyjścia, prawda? No i powiem Ci tutaj, że jednym z niezwykle ważnych momentów w terapii jąkania było mozolne uczenie się nieprzejmowania się tym, co inni myślą o moim jąkaniu. Było to straaaaasznie trudne. Jak się jąkasz, chcesz kupić kie-kie-kiełłłłłbasssę jak najszybciej i wiać spocony do domu. Aby pójść dalej w terapii jąkania musisz nauczyć się stanąć z dumnie podniesioną głową, zapytać o kiełbasę, nawet jąkając się mocno i POCZUĆ jak to jest CZUĆ MYŚL "mam w tyłku co kto myśli o moim jąkaniu". To było bardzo trudne, przychodziło etapami, ale było bardzo ważne. Jak to zmieniłem mogłem bowiem łatwiej wdrażać zmieniony sposób mówienia. Wcześniej paraliżował mnie strach. W wychodzeniu z jąkania musiałem i ćwiczyć (=działać), i zmieniać swój pogląd na swoje życie (=zmieniać stan umysłu).
3. na załatwienie takich różnych baaaardzo trudnych spraw znalazłem czas w gabinecie psychoterapeutycznym. O dziwo pomocne było także i to, że dostałem wtedy mocno w dupę od życia - jak dostawałem po tyłku, nie wiedziałem jak się nazywam i ledwo zipałem, ale jak już zagoiły mi się siniaki po paski na tyłku, doszedłem do wniosku, że trudny czas był świetnym katalizatorem zmian. Nie chcę go przeżywać jeszcze raz, ale ... cieszę się, że go przeżyłem wtedy.
4. wykrywałem w sobie "psychoterapeutyczne pierdoły" - czyli nie jakieś bardzo ciężkie tematy typu wykorzystanie seksualne, ale np. zauważałem, że nie daję sobie prawda do osiągania sukcesu. Mam takie poczucie, że nie mogę wyprzedzać innych. Albo że nie wolno mi rywalizować z innymi w celu pokonania ich (np. na polu zawodowym). Taka paranoja posunęła się tak daleko, że uważałem, iż to ciężki grzech marzyć, żebym był dobrze zarabiającym we własnej firmie facetem.
Czyli ogólnie niezły groch z kapustą.
W moim stowarzyszeniu jąkałów zrobiliśmy wtedy kilkugodzinny kurs Racjonalnej Terapii Zachowania vel metody Simontona - czyli takiego poglądu, że to nasze myśli warunkują w dużej mierze efekt naszych działań. Niby czary-mary, ale to nie jest jakaś odjechana pop-psychologia, ale tak jak Ci pisałem uznana metoda owocnego wsparcia psychologicznego osób onkologicznie chorych.
Metoda polegała na niemal fizycznych wywalaniu z głowy myśli negatywnych i pakowaniu sobie do niej nawet na zasadzie mechanicznych powtórzeń myśli pozytywnych. Wiem, brzmi strasznie, ale stosowałem tę metodę w około 4-5 wykrytych "syndromach" niefajnego własnego software'u załadowanego do własnej głowy i w jakiejś mierze zmieniało to moje myślenie, a potem i działanie. Tak dokładnie jeśli zmieniałem myślenie, łatwiej było mi wejść w skuteczne działanie. Będę tej metody zresztą jeszcze używał - napiszę Ci o skutkach.
To tyle. Znowu tego dużo (życzę dotrwania do końca, hehehehe), ale masz bardzo konkretne przejścia faceta takiego jaka ja.
Aaaaa! Nie napisałem jak skończyła się moja praca nad jąkaniem - naturalnie jąkam się nadal, tyle, że dużo mniej. Czasami więcej, czasami wcale. Ważne jest coś innego - nie przeszkadza mi to już w codziennym funkcjonowaniu.
Jeśli mam gdzieś dzwonić, dzwonię a nie odkładam dwa tygodnie telefon (tak! - tak robiłem... raz cała stołówka na 2 tys. ludzi nie miała mięsa na obiad, bo bałem się zadzwonić do dostawcy i zamówić karkówkę na to cholerne 'k'....).
Myślę, że na podobną drogę masz szansę i Ty. Tzn. Casanovą ani aktorem porno nie zostaniesz, ale możesz sobie z problemem poradzić.
Nie wiem jak - ja nie siedzę w Twojej skórze. Wiem jednak, że można - w Twoich racjonalizacjach widzę dokładne odzwierciedlenie tego, co ja mógłbym myśleć o sobie w trudnych czasach, gdybym wtedy miał jeszcze w przestrzeni głowy, zawładniętej przez lęk przed mówieniem, miejsce na coś takiego jak takie chłodne analizy jak Twoje...
powodzenia!
Maks