przez Dunkelheit » 12 sie 2011, o 22:12
Spread to różnica pomiędzy kursem kupna a sprzedaży naszego zobowiązania w walucie. Od razu wytłumaczę - bo tutaj pojawiają się zwykle problemy - na kursy patrzymy zawsze z pozycji kantoru czy osoby, która dysponuje walutą (np. banku udzielającego nam pożyczki w walucie). Dlatego, jeśli to my chcemy nabyć walutę, patrzymy na sprzedaż, a jeśli chcemy kupić złotówki patrzymy na kupno (zauważcie, że kurs sprzedaży jest zawsze wyższy - inaczej trudno mówić o zysku). Jeśli bierzemy kredyt to bank najpierw przelicza naszą pożyczkę po kursie kupna (niższym) - to otrzymamy; kiedy przychodzi do spłaty, przelicza się względem kursu sprzedaży (czyli wyższym). Dzięki temu mamy różnicę w cenie, która jest dla banku zyskiem (; mam nadzieję, że udało mi się to jasno wytłumaczyć.
Spread to pojęcie używane w ekonomii, trudno byłoby dla niego znaleźć polski odpowiednik - głównie chodzi tutaj o względy długości słowa. Spread to ogólnie różnica pomiędzy kursami... ale szybciej mówi się nazwę angielską.
Zgadzam się z Ormem Embarem (: niekiedy polskie zamienniki brzmią śmiesznie. Biorąc pod uwagę, że dotykamy tematyki bliskiej moim zainteresowaniom, podrzucę Wam kilka równie fachowych jak spread pojęć wraz z ich odpowiednikami. Proponuję wybrać, które bardziej pasują:
skoro już było o kursach walutowych, zacznijmy od modelu, którym, jak to się śmieje, nie ma sensu prognozować giełdy (bo się przyjęło, że nim się prognozuje):
Arch (autoregressive conditional heteroskedasticity) - model autoregresyjnej warunkowej heteroscedastyczności (ew. uzależniającej się od siebie w określony matematycznie sposób warunkowo zmiennej wariancji)
magiczne słowo regresja = powrót do średniactwa
moral hazard = moralny hazard (tylko w Varianie pokusa nadużycia - tutaj szczerze biję brawo tłumaczom, zrobili to cudnie)
data mining = eksploracja danych (to jeszcze, jeszcze, ale słyszałam nawet maltretowanie danych)
i pomimo chęci znalezienia polskich odpowiedników wolę Business Intelligence niż "wywiad gospodarczy".
Przechodząc do informatyki
moje ukochane INTERFACE = MIĘDZYMORDZIE
framework = schemat wykonawczy
częściej słyszę kernel niż jądro (;
konto roota = konto korzenia?
i wiele innych.
Wychodzę z założenia, że istnieje pewne słownictwo fachowe, którego nie powinno się na siłę zmieniać. Tłumaczenia nierzadko wypaczają znaczenie słowa (ciężko mi to łatwo wytłumaczyć - jeśli spotyka się w oryginalnych tekstach słowo, z którego języka się wywodzi, między wierszami intuicyjnie zaczyna wyczuwać się jego znaczenie, które nierzadko może nie pokrywać się całkowicie z jego odpowiednikiem). Podczas pisania pracy licencjackiej często pojawiał się u mnie problem- przetłumaczyć? Zostawić, jak jest? Niekiedy tłumaczenie ujmowało pewne cechy, które wyczuwałam w terminie oryginalnym.
Dodatkowo pewne słownictwo ma oddzielać osoby zainteresowane tematem od laików. To normalne, że każda grupa ma swoje własne określenia.
Weźcie jeszcze pod uwagę, że np. polska szkoła ekonomii jako taka praktycznie nie istnieje. Ilu znacie polskich ekonomistów, którzy zdobyli sławę na świecie? Lange? Kalecki ? ... dlatego często, żeby ułatwić porozumiewanie się naukowcom, wykorzystuje się międzynarodowe terminy.
Jestem natomiast przeciwniczką angielszczyzny w normalnym życiu czy ujęciu niefachowym. Może to nie miejsce na takie wynurzenia, ale do pasji doprowadza mnie (moim zdaniem) koszmarnie przetłumaczone "lubię to" w miejscu, gdzie wystarczyłoby "podoba mi się", "świetne" czy tyle innych określeń.