Dziękuję, że tyle napisałaś. Cieszę się, że ktoś mnie rozumie. Jeżeli chodzi o rodziców, to mijam się z nimi do dzis... Rozmawiamy niby na różne tematy ale nigdy nie powiedziałam im co się dzieje. Raz nawet próbowałam dać do zrozumienia mamie. Zbagatelizowała to. Rozumiem może się bała, może ją to przerosło. Tak czy inzczej na miłość i bliskość z ich strony jest już za późno już nie chcę im o niczym mówić. Nie mam ochoty, gdy widzę ich podejście. Nie rozumiemy się, nie czuję między nami więzi, nie czuję, ze mnie wspierają, nie pamiętam kiedy czulam. Wiem tyle, że jetem sama z tym problemem. Rodzice nie zdają sobie z niczego sprawy. Nie poszłam dziś do szkoły, bo nie czułam się na siłach, przerosło mnie to dziś. Mama zrobiła mi awanturę i stwierdziła, że to przez chłopaka. Jak oni mnie nie znają, jak oni we mnie nie wietrza. Nie potrafiłabym tak ale nie chcą zrozumieć. Wierzą w to, co chcą wierzyć. Tylko jeszcze bardziej mnie tym osłabiają. Chce mi się płakać...
Jeżeli chodzi o Boga i wiarę to jestem katoliczką. Problem w tym, że czuję się zła. Mam wrażenie, że Bóg mnie potępia, że mnie ukarze. Był taki moment w moim życiu kiedy zrobiłam coś nie moralnego jak to sie mówi... Od tamtej pory tak myślę, choć nie chcę, zależy mi na Bogu i żałuję tamtego bardzo tyle, że nie mam nawet odwagi się pomodlić, bo uważam, że na to już za późno, że już przegrałam.
Wiem, trzeba zbierać siły i iść do przodu mimo wszystko, byle tylko w jakiś sposób iść i nie zatrzymywać się. Z tą miłością w naszym życiu nie jest tak, że teraz, gdy jesteśmy już dorośli musimy sami ją sobie zapewnić? Sami zadbać o poczucie bezpieczeństwa i sami nadać sobie wartość, bo kto to teraz dla nas zrobi? Nie mogę oczekiwać tego od chłopaka, chciałabym, zeby to był zdrowy związek. Czy coś między nami jest nie tak to trudno powiedzieć. Ja raczej boję się, żeby on za niektóre moje zmienne nastroje nie zaczął się zastanawiać czy ja jestem aby normalna.
Przecież jeżeli ja będę siebie kochać i akceptować to on też i na odwrót. To trwa dopiero dwa dni. Nie wiem czy chłopak coś zauważył. Mam tylko nadzieję, że nie i że uda mi się nad tym zapanować jakos. Wiem, że bardzo trudno jest taki stan zmienić. Mogę się zdystansować do niego na razie i spróbować nabrać pewności siebie. Jednak nie chcę go odtrącić tym dystansem.
Czy czuję się kochana? Odczuwam, że ten związek jest inny niż dwa ostatnie, bo czuję jakąś więź, a przynajmniej czułam do chwili aż nie zaczęłam się wkręcać. Wiem, że ja sama wmawiam sobie coś przez moją niską samoocenę. Np. nie jestem tego warta, nie wierzę, że może być ok. Od trazu jest druga myśl. On nie będzie z kimś takim jak ja. Za jakiś czas mu przejdzie gdy bliżej sie poznamy.
To brutalne-wiem. Z drugiej strony mogłabym trzymać się tego, co mi mówił i kim dla niego jestem. Przeciez to powinno mi dużo dać jego przekonania i czułość a ja nadal nie mogę uwierzyć, że to prawda.
Wczoraj rozmawialiśmy o naszym spięciu, bo trochę się pokłócilismy. On stwierdził, że cały czas jest taki sam, no to ja powiedzialam, że jestem przed okresem i mam ciężkie dni
. Tyle na krótką mete. Tym się poratowałam ale dziś już muszę starać sie odzyskiwać świadome i realne myślenie, bez żadnych wkrętek.
Nie wiem co mnie dziś spotka i jak dam radę. Boję się czy zdołam to zmienić i jeszcze stawić czoło rodzicom z powodu szkoły...
Czasem mam wrażenie, że to wszysko, to zbyt wiele jak na moje siły...