Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Problemy z partnerami.

Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez dicamillo » 30 lip 2011, o 12:13

Witajcie...
Niecałe dwa tygodnie temu rozstałem się z moją dziewczyną po prawie 4 latach związku. Rozstanie wyszło właściwie od obojga, choć mam wrażenie, że Ona o wiele bardziej tego chciała niż ja...
Od prawie dwóch lat mieliśmy okresowe problemy. Bywało dobrze przez 1,5 - 2 miesiące (czasem nieco dłużej), a potem nagle odczuwałem takie dziwne uczucie w środku, że coś jest nie tak, że czegoś innego mi potrzeba. Chciałem odpocząć, rzucić to wszystko i się odsunąć, czułem potrzebę żeby do Niej zatęsknić... W takich chwilach czułem, że spotykam się z Nią bardziej z musu niż z czystej chęci, kiedy do mnie mówiła byłem zirytowany i nie słuchałem Jej tak na dobrą sprawę... Miałem Jej serdecznie dość. Na początku każdego z takich "kryzysów" próbowałem go przeczekać, nie chcąc Jej martwić, sądząc, że może to przejdzie - niestety, było coraz gorzej. W końcu dochodziło do tego, że Ona wyczuwała, że coś jest nie tak, a potem ostatecznie wybuchałem, opowiadałem Jej, że Ją przepraszam, że nie wiem co się ze mną dzieje, ale nie potrafię Jej nawet powiedzieć "kocham Cię", bo nie wiedziałem, czy cokolwiek jeszcze do Niej czuję... Przy każdym z takich kryzysów biegaliśmy i szukaliśmy pomocy - a to u znajomego księdza, a to w internecie, a przy przedostatnim kryzysie na początku tego roku u psychologa (nawiasem jeszcze mówiąc, wtedy było o wiele gorzej, bo sam zacząłem sobie pisać z dwoma koleżankami poznanymi w internecie i zwyczajnie zdradziłem Ją emocjonalnie)... Na nieszczęście, trafiłem najwyraźniej na dość kiepskiego psychologa, bo od lutego aż do dziś nie potrafił mi pomóc i znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy... Ale mniejsza o to. Za każdym razem praktycznie dochodziło do rozstania, ale jakoś tak wspólne łzy, odsunięcie się od siebie na czas tych trudności i długie rozmowy powodowały, że wszystko znów wracało do normy i czułem, że ja Ją strasznie, strasznie kocham... Niestety, na początku maja znów przyszedł kryzys, który ukrywałem przed Nią do samego końca czerwca (nie chciałem Jej zepsuć humoru, bo miała egzaminy na dwóch kierunkach studiów)... Pod sam koniec Ona zaczęła zauważać, że coś jest nie tak i widziałem, że czuje się nieswojo... Byliśmy na granicy rozstania, już zamierzałem z Nią zerwać, bo miałem wszystkiego dość, ale nie potrafiłem - czułem, że tak naprawdę uczucie do Niej we mnie jest i że zaraz tego pożałuję, jeśli się rozstaniemy. Pogadaliśmy zatem, płakaliśmy bardzo oboje, cierpieliśmy... Zaczęliśmy znów poszukiwać powodów tego co się działo i jakichś rozwiązań. Dorwaliśmy się do książki Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, a Kobiety z Wenus" i Marta (moja dziewczyna... to znaczy: była) odkryła w rozdziale 6 coś, co i mnie zaskoczyło. Przez cały czas szukaliśmy nie tam, gdzie trzeba, sądziliśmy że my się za bardzo różnimy czy coś w tym rodzaju i stąd te kryzysy - tymczasem przeczytałem, że naturalny cykl emocjonalny mężczyzny wymaga, by mężczyzna się czasem odsunął, zatęsknił, odświeżył swoje uczucia. Zdecydowaliśmy wspólnie, że nie będziemy się spotykać przez tydzień i przemyślę wszystko, skonsultuję też nowiny z psychologiem. Niestety okazało się, że Ona już miała tych moich wątpliwości dość (jest DDA po terapii, od zawsze widziałem, że najważniejsza jest dla Niej stabilność i poczucie bezpieczeństwa), a tak się zdarzyło, że zdecydowała się wyżalić swojemu koledze, od którego dowiedziała się później, że jest Nią zauroczony... Wiem, że jego istnienie przyspieszyło znacznie Jej decyzję o rozstaniu, znacznie Jej ją ułatwiło. Pomimo tego, że bardzo się starałem i sam cierpiałem razem z Nią przez to wszystko, po tygodniu "odpoczywania" - kiedy już czułem, że chyba jest lepiej i znaleźliśmy w końcu rozwiązanie problemów - Ona mnie zostawiła... Powiedziała, że zszargałem strasznie Jej uczucie, że Ona musi ode mnie teraz odpocząć, odżyć... Umówiła się ze mną (przystałem na wszystko, bo czułem się strasznie winny), że przez najbliższe 3 - 4 miesiące będziemy żyli osobno, może każde z nas kogoś pozna, albo i z kimś będzie i przez ten czas przekonamy się, czy to uczucie jeszcze w nas przetrwa, czy to wszystko ma szansę się odrodzić... Miałem zrobić coś z sobą, znaleźć rozwiązanie, pomóc sobie, dojrzeć. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że Ona ma wyraźny zamiar się właśnie z nim spotykać, ani też, że szybko się zacznie w nim zakochiwać...
W każdym razie, na koniec rozmowy pożegnała mnie ze łzami w oczach słowami "kocham Cię", a ja poczułem, że nie ściemniam, kiedy odpowiedziałem "ja Ciebie też"... Od samego początku było mi ciężko, a Jej - z tego, co widziałem - przez pierwsze dwa dni. Potem zaczęła się czuć coraz lepiej, rozmawiała z Piotrem i spotykała się z nim, jednocześnie coraz bardziej odsuwając się ode mnie... Już prawie nic nie zostało z naszych ustaleń z dnia rozstania: początkowo pozwalała mi się nazywać Misiem itp (jak dawniej), mogłem z Nią normalnie rozmawiać itp... Z każdym dniem niestety stwierdzała, żebym nie pisał do Niej o nas, bo musi teraz odżyć i chce mieć możliwość pomyślenia tylko o sobie, potem z kolei że za dużo się odzywam, następnie żebym już mówił do Niej wyłącznie po imieniu... Ostatecznie, sam stwierdziłem, że dam Jej całkowicie spokój, bo już sam nie miałem siły być tak olewany. Cierpiałem - i nadal cierpię - że nie mam szans pokazać Jej, że się staram i nadal Ją kocham, a on tymczasem sprawia, że Ona coraz bardziej się do niego przybliża... Jednocześnie widzę, że Ona obecnie nie widzi w ogóle tego, co zrobiłem dla Niej i dla nas, nie widzi też że wszystko przeżywałem boleśnie razem z Nią i naprawdę się starałem. Żałuję najbardziej, że dopiero po rozstaniu zdążyłem przewertować od deski do deski książkę Johna Graya, a potem naszego wspólnego bloga i zorientowałem się wreszcie, że te wszystkie 5 - 6 kryzysów w ostatnich dwóch latach było spowodowanych tym, że nie wiedzieliśmy o naturalnym cyklu emocjonalnym mężczyzny; sądziliśmy, że to chyba jakieś nienormalne, że czasem muszę się odsunąć etc... Ona sądzi, że teraz rzucam słowami bez pokrycia, że jestem niedojrzały i że przypominam sobie, że Ją kocham, dopiero kiedy prawie lub całkowicie Ją tracę...
Wiem, że to wszystko na sto procent przez tą niemożliwość odsunięcia się. Najpierw Ona nie dawała mi możliwości, by zatęsknić, a gdy zrozumiała mnie jako tako i zaczęła mi to umożliwiać, ja sam czułem się winny i nie umiałem z tego czasu skorzystać, odpocząć... Teraz już za późno, bo Ona jeszcze ode mnie odpoczywa i zakopała swoje uczucie do mnie gdzieś w głębi siebie... W zimie już raz tak było, rozstaliśmy się, też nie chciała mnie słuchać i w ogóle ze mną rozmawiać, ale w końcu - gdy dałem Jej spokój - zaczęła znowu czuć do mnie to, co wcześniej... Tyle, że wtedy spotykała się z kimś kompletnie nie w Jej typie, a w Piotrze obecnie nie widzi żadnych wad (sama tak stwierdziła)...

Powiedzcie mi, co ja mam robić, żeby Jej uczucie wróciło? Co zrobić, żeby w końcu uwierzyła mi, że poznałem przyczynę tych kryzysów i ją rozwiążę i już nigdy nie zafunduję Jej takiej emocjonalnej huśtawki? To jest jedyna rzecz, która mnie powstrzymywała od zapewniania Jej, że zostanę z Nią do końca życia... Jedyna przeszkoda, która stała mi na drodze do zaręczyn. Wiem, że Ją kocham nad życie i chcę z Nią je przeżyć, ale obecnie nie mam żadnych szans na chociażby normalną rozmowę, a już tym bardziej na rozmowę o tym wszystkim, o nas, o tym problemie... Nie wyobrażam sobie istnienia bez Niej, czuję obrzydzenie na myśl o tym, że mógłbym się spotykać z kimś innym - to uczucie tak paskudne, jakbym samą taką myślą Ją co najmniej zdradzał, jakbym zdradzał to uczucie, które do Niej żywię... Nie wspomnę już o tym, że ostatnio bardzo mało (jeśli w ogóle) sypiam, jem z przymusu góra dwa razy dziennie (nie jestem w stanie nic wziąć do ust), dostaję rozstroju żołądka, mam gorączkę z nerwów... Poradźcie mi, co mam dalej robić? Boję się potwornie, że uczucie tym razem już do Niej nie wróci i tym samym Ona już do mnie też nie... Sama mi co prawda w momencie rozstania powiedziała, że chciałaby do mnie kiedyś wrócić, ale na pewno nie teraz, że teraz musi odżyć i może z kimś się spotykać, żeby zobaczyć, jacy są inni faceci itp... No i że "4 lata to nie jest coś, co dałoby się tak po prostu łatwo zapomnieć"... Mam nadzieję, że Ona może i będzie się z nim nadal spotykać, a może i w końcu z nim będzie, ale uczucie które w Niej przetrwało tyle burz w końcu wróci, że wrócą sentymenty, wspomnienia i ostatecznie do mnie wróci... Ale z drugiej strony śmiertelnie się boję, że będzie z nim szczęśliwsza (szczególnie, że on się stara - ale trudno, by na samym początku było inaczej)... Proszę Was, pomóżcie, powiedzcie mi co powinienem robić, by Ją odzyskać - niezależnie od tego, kiedy, byleby w ogóle się to udało...

PS. Mam nadzieję, że nie zagmatwałem niczego za bardzo... Gdyby ktoś z Was chciał mieć też lepszy wgląd w sytuację, mogę Wam tutaj podesłać adres mojego bloga oraz adres naszego wspólnego bloga.
dicamillo
 
Posty: 7
Dołączył(a): 30 lip 2011, o 11:22

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez Aisha » 30 lip 2011, o 17:29

Piszesz dużo o swoich uczuciach, przemyśleniach, reakcjach na pewne rzeczy, a mało o swojej ex. Jaka ona była w tym związku? Jak się w nim czuła?

Ze swojego punktu widzenia jako kobiety, która potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, powiem Ci, że gdyby mój partner raz mnie kochał, a raz nie i nie znałabym dnia ani godziny, w której przeżyje kolejny kryzys wewnętrzny, to nie byłabym w stanie spokojnie na co dzień funkcjonować.
W poradnikach psychologicznych można znaleźć wiele tłumaczeń ludzkich zachowań. Nie zaprzeczam, że istnieje coś takiego jak "naturalny cykl emocjonalny mężczyzny", ale nie może on być wytłumaczeniem dla wszystkich Waszych rozstań.
Każdy mężczyzna i każda kobieta ma jakiś wewnętrzny cykl. Mimo wszystko będąc w związku trzeba starać się być na tyle stabilnym, żeby druga osoba czuła, że może na nas polegać. Rozstanie to zawsze jest ostateczność. Nie można używać go pochopnie do wywołania pozytywnych emocji związanych z późniejszym powrotem. Zawsze bowiem ryzykujemy, że za którymś razem partner już do nas nie wróci.
Aisha
 
Posty: 41
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 17:35

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez blanka77 » 30 lip 2011, o 18:07

dicamillo napisał(a):Dorwaliśmy się do książki Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, a Kobiety z Wenus" i Marta (moja dziewczyna... to znaczy: była) odkryła w rozdziale 6 coś, co i mnie zaskoczyło. Przez cały czas szukaliśmy nie tam, gdzie trzeba, sądziliśmy że my się za bardzo różnimy czy coś w tym rodzaju i stąd te kryzysy - tymczasem przeczytałem, że naturalny cykl emocjonalny mężczyzny wymaga, by mężczyzna się czasem odsunął, zatęsknił, odświeżył swoje uczucia.
Żałuję najbardziej, że dopiero po rozstaniu zdążyłem przewertować od deski do deski książkę Johna Graya, a potem naszego wspólnego bloga i zorientowałem się wreszcie, że te wszystkie 5 - 6 kryzysów w ostatnich dwóch latach było spowodowanych tym, że nie wiedzieliśmy o naturalnym cyklu emocjonalnym mężczyzny; sądziliśmy, że to chyba jakieś nienormalne, że czasem muszę się odsunąć etc... Ona sądzi, że teraz rzucam słowami bez pokrycia, że jestem niedojrzały i że przypominam sobie, że Ją kocham, dopiero kiedy prawie lub całkowicie Ją tracę...
Wiem, że to wszystko na sto procent przez tą niemożliwość odsunięcia się. Najpierw Ona nie dawała mi możliwości, by zatęsknić, a gdy zrozumiała mnie jako tako i zaczęła mi to umożliwiać, ja sam czułem się winny i nie umiałem z tego czasu skorzystać, odpocząć... Teraz już za późno, bo Ona jeszcze ode mnie odpoczywa i zakopała swoje uczucie do mnie gdzieś w głębi siebie... W zimie już raz tak było, rozstaliśmy się, też nie chciała mnie słuchać i w ogóle ze mną rozmawiać, ale w końcu - gdy dałem Jej spokój - zaczęła znowu czuć do mnie to, co wcześniej... Tyle, że wtedy spotykała się z kimś kompletnie nie w Jej typie, a w Piotrze obecnie nie widzi żadnych wad (sama tak stwierdziła)...



Wydaje mi się, że coś z Waszymi emocjami jest nie halo. Nie rozumiem tego "odpoczywania". Kryzysy się zdarzają, ale trzeba je brać na klatę i rozwiązywać, a nie uciekać od siebie. Doprowadziliście do tego, co chcieliście, czyli oddaliliście się od siebie, żeby zasmakować innego życia. I stało się. Nikt nie gwarantował tego, że nowy smak będzie gorszy.

Kwestia Twojego kryzysu. Miałeś go przez 2 lata? No nie wiem czy to kryzys - cykl emocjonalny, moim zdaniem znalazłeś sobie dobre usprawiedliwienie, a nie powód swojego zachowania.

Sama długo bym nie wytrzymała na takiej huśtawce i pewnie zachowałabym się tak jak twoja dziewczyna. Oczywiście przyjmując Twoją wersję wydarzeń.

ogarnij się jakoś i popracuj nad swoimi emocjami. Poszukaj prawdziwych przyczyn Waszych kryzysów. Bo trochę z zachowania przypominasz mi psa ogrodnika, mimo, że deklarujesz, ze dajesz jej wolność.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez Aisha » 30 lip 2011, o 18:11

Zgadzam się z blanką, co do tego, że Twoje zachowanie przypomina teraz psa ogrodnika. Zastanów się, czy Twoja dziewczyna nie stała się nagle dla Ciebie atrakcyjna, bo masz przeczucie, że tracisz ją bezpowrotnie?
Aisha
 
Posty: 41
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 17:35

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez blanka77 » 30 lip 2011, o 18:49

Aisha napisał(a):Zastanów się, czy Twoja dziewczyna nie stała się nagle dla Ciebie atrakcyjna, bo masz przeczucie, że tracisz ją bezpowrotnie?


Dokładnie. Może chcesz ją "mieć" bo pojawia się zagrożenie.

Bo wiesz, nie sztuką jest "działać" gdy jest zagrożenie, tylko sztuką jest umieć żyć w tzw. codzienności. A tego moim zdaniem nie potrafisz zbytnio.

Wydaje mi się, że gdy z nią byłeś to się nudziłeś. Potrzebowałeś emocji, więc szukałeś dziury w całym żeby znaleźć powód do "odpoczynku" z dala. Odpocząłeś, chociaż nie wiem na czym to polegało, to chciałeś wrócić. I tak w kółko. Nikt by tego nie wytrzymał, jeśli by nie musiał.

Ja rozumiem, że w momentach kryzysu ludzie się zbliżają do siebie, a nie odstawiają tę drugą stronę, tym bardziej gdy nie jest niczemu winna.

Chyba jesteś trochę rozkapryszony i egocentryczny. Ne możesz tak postępować z ludźmi jak to opisałeś w pierwszym poście.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez Bianka » 30 lip 2011, o 21:22

Zgadzam się z dziewczynami, mój mąż nie ma takiego cyklu na szczęście, myślę że to wymówka, że potrzebujesz tej adrenaliny rozstania a zwykła codzienność Cię nudzi, po prostu jesteś niestabilny i szybko się nudzisz, takie osoby zazwyczaj mają wiele partnerek i każdą porzucają:/ Jak wyobrażałeś sobie małżeństwo? myślę że jak teraz byście wrócili do siebie to za jakiś czas miałbyś kolejny "kryzys" :(
Zastanów się co czujesz do tej dziewczyny? co Was łączyło? dlaczego byliście razem tyle czasu? czy najwspanialsze chwile przeżyłeś tuż po "odpoczynku" od niej? i czy jest możliwe żebyś tak samo "pokochał" jakąś nową dziewczynę??
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez dicamillo » 30 lip 2011, o 23:58

Wydaje mi się, że gdybym obecnie wrócił do dziewczyny nie rozwiązując swoich problemów, na pewno za jakiś czas znów byłoby źle. Po zimowym rozstaniu i powrocie bardzo wiele zmian wprowadziłem do swojego życia specjalnie dla Niej i od samego początku, szczerze mówiąc, próbowałem tak na zaś poszukać powodów tych wszystkich kłopotów i jakichś rozwiązań, by się ich pozbyć, bo bałem się potwornie, że znów się pojawią. Chciałem z całego serca, żeby niesamowita pewność, która powróciła do mojego serca, już w nim pozostała na zawsze... Ale niestety, po 1,5 miesiąca znów poczułem, że coś jest nie tak:/ W zeszły poniedziałek byłem pierwszy raz u psychologa i będę chodził co tydzień; póki co na pierwszej wizycie głównie mówiłem i odpowiadałem na proste pytania. A jak wyobrażałem sobie małżeństwo? Jako coś pięknego, coś, czego pragnę... Na pewno nie jako zło konieczne, jeśli o to Ci chodzi. Nie panikuję z powodu wyobrażenia o wspólnym życiu do samej śmierci...
Co czuję do tej dziewczyny... Oj, kocham Ją nad życie, nie wyobrażam sobie istnienia bez Niej:/ Ona mnie również strasznie kochała, potrafiliśmy się świetnie wspierać, zawsze mogłem na Nią liczyć i samemu starałem się z całych sił, by i Ona mogła na mnie zawsze polegać... Czułem ogromną radość, ilekroć mogłem Jej się na coś przydać, nawet zwykłe chodzenie razem do supermarketu czy zmienianie wody żółwiowi w akwarium było czymś strasznie fajnym przy Niej:/ Różnie bywało, ale najwspanialsze chwile to rzeczywiście raczej te, które przeżywałem tuż po „odpoczynku”, cieszyłem się za każdym razem potwornie że już po wszystkim, że znów jestem przy Niej, dlatego właśnie tak bardzo jestem przekonany, że winne jest zaburzanie tego naturalnego cyklu emocjonalnego u mnie, jego niezrozumienie, ba – zwyczajnie nie wiedzieliśmy jeszcze niedawno, że coś takiego istnieje i jak przebiega:( Jeśli zaś chodzi o ostatnie pytanie: nie, szczerze wątpię bym kogokolwiek kogoś jeszcze tak strasznie pokochał jak Martę... To jest tak silne uczucie, że nie potrafię tego nawet opisać, dość powiedzieć, że obecnie nie potrafię nic jeść, prawie nie śpię po nocach, serce mi się co jakiś czas tłucze z nerwów jakbym dopiero co biegał, mam stan podgorączkowy (zapewne też z nerwów)...

Jeśli zaś chodzi o rozstania, to nie jest tak, że za każdym razem jak jest źle, jak mam wątpliwości to się rozstajemy. Przestajemy się tylko spotykać na kilka dni, ograniczamy smsowanie itp... Rozstaliśmy się dopiero teraz, drugi raz w tym roku (za pierwszym razem Ją bardzo skrzywdziłem, ale nie chcę o tym mówić) i bardziej z Jej inicjatywy, ja nie byłem za tym, by konieczne było takie ekstremalne rozwiązanie, nie chciałem od Niej odejść – ale już nie mogłem patrzeć, jak przeze mnie nic nie je i wymiotuje z nerwów... Stwierdziłem sam przed sobą, że wolę samemu pocierpieć niż sprawiać Jej dalszy ból, dlatego się zgodziłem na to rozstanie:( Strasznie teraz żałuję... Wtedy sądziłem, że niebawem jak rozwiążę swoje problemy, znów będziemy razem, szczególnie że po rozmowie, w momencie gdy zostawiałem Ją pod jej blokiem, rozkleiła się znów i powiedziała mi, że chciałaby do mnie wrócić jak się „naprawię” i że mnie kocha... Widziałem Jej miłość wyraźnie w Jej oczach i ten ból, rozterkę, jakby tak naprawdę bardzo nie chciała odchodzić... A zaledwie półtora tygodnia później Ona powiedziała mi, że zakochała się w chłopaku, który okazywał Jej zainteresowanie i wsparcie w czasie, gdy ja miałem początki „kryzysu” i trudności z okazywaniem Jej uczuć. Plus że się spotykają od kilku dni, że czatują w wolnych chwilach na facebooku i że chce z nim być... A do mnie podobno nie czuje nic, nie tęskni i nie chce na pewno ze mną teraz być. Nie mówi, że już kompletnie nigdy nie mam u Niej szans, nie zamknęła mi drzwi przed nosem całkowicie. Ale jeżeli im się ułoży, to raczej nie widzę dla siebie już nigdy szans...

Dużo się zastanawiałem nad tym wszystkim i sądzę, że to nie tak, iż zaczynam się strasznie starać i Jej potrzebować dopiero wtedy, kiedy pojawia się zagrożenie. Obecnie naprawdę nie chciałem tego rozstania, zgodziłem się tylko dlatego że nie miałem już serca Jej tak męczyć... Nie wiedziałem wtedy, że jest ktoś, kto tylko czeka na moment, żeby Marta nikogo nie miała, szczególnie że widziałem po Niej, że naprawdę chce do mnie wrócić, kiedy się zmienię i twierdziła, że obecnie nie chce niczego od żadnego faceta. A mimo to właśnie od samego rozstania bałem się, że źle zrobiłem zgadzając się, że naprawdę nie chcę Jej opuszczać...

Nie wiem, czy będąc z Nią się nudziłem. Raczej nie, zawsze miałem trochę pomysłów na wspólne spędzanie czasu. Jedynie gdy nadchodziły te paskudne wątpliwości, wszystkiego mi się odechciewało i byłem bardzo przygnębiony, że znów się zaczyna... Nie wiem, jak się odnieść do tego co piszecie odnośnie „szybkiego nudzenia się kobietami”, gdyż przez pierwsze dwa lata było mi naprawdę trudno „okiełznać” Martę z Jej pesymistycznymi myślami, humorami związanymi z DDA... Czułem, że jest ciężko, ale nie przestawałem się starać nawet gdy była naprawdę okropna dla mnie. Przetrwałem masę trudności, poza tym kobieciarzem też nigdy nie byłem, dążyłem raczej do ustatkowania się, do znalezienia tej jednej Jedynej kandydatki do mojego serca i poprzestaniu na poszukiwaniach... Inna rzecz, że Marta była w ogóle moją pierwszą dziewczyną...

Jeśli zaś chodzi o kryzysy – jeśli używam tego słowa, to mam na myśli tylko te momenty, w których miałem wątpliwości co do uczuć, czułem niechęć do Marty, miałem pesymistyczne myśli i tak dalej. Tylko w takich momentach dochodziło do „odpoczywania” od siebie, w innych trudnych momentach starałem się jak najszybciej godzić z Martą, rozwiązywać wszystkie złe rzeczy szczerą i długą rozmową. Jeśli zaś chodzi o długość kryzysu – nie, nie miałem go przez 2 lata, ale w ciągu dwóch lat pojawiał się on – w różnych odstępach czasu – jakieś 5-6 razy. Kilka miesięcy cudownych, potem znów napad tych złych myśli i wątpliwości co do uczuć...

Pytania Bianki i Blanki77 z głowy, na koniec pytania Aishy. Jaka była i jak się czuła w związku? Była wspaniała, starała się zawsze by było mi dobrze (czasem aż za bardzo), kochała mnie niesamowicie i chciała się przed całym światem wręcz mną chwalić...

Pomóżcie... :(
dicamillo
 
Posty: 7
Dołączył(a): 30 lip 2011, o 11:22

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez ophrys » 31 lip 2011, o 00:11

Zmiany wprowadza się dla siebie, jeżeli robisz to dla kogoś, to nie będą trwałe.

A jeśli myślisz, że będzie inaczej to parę tysięcy psychologów może spokojnie zmienić zawód, bo okaże się, że to wszystko do czego doszli było błędne.

Powtórzę - zmień się ale dla siebie.
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez ophrys » 31 lip 2011, o 00:14

Acha, i skoro nie wyobrażasz sobie bez niej życia, to jak to się stałoi, że zanim ją poznałeś - zyłeś?

Z reguły takie stwierdzenia jak - nie mogę bez niej żyć, jest dla mnie wszystkim, kocham nad życie, bez niej wszystko jest do kitu itp - oznacza nie tyle miłość co głębokie uzależnienie i potrzebę posiadania kogoś do kochania.

Poczytaj o uzależnieniu od kochania.
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez dicamillo » 31 lip 2011, o 01:11

Po pierwsze, kwestia zmian: może trochę się źle wyraziłem, to nie jest tak że ja się zmienię pod Jej dyktando, że wszystko czego sobie tylko zażyczy - uczynię, jakbym był z plasteliny;) Już w zimie niby sam nabroiłem, ale ostatecznie nie pozwoliłem sobie wcisnąć wszystkich wymagań, jakie przedstawiła.

Jeśli zaś chodzi o uzależnienie od kochania, znalazłem póki co coś takiego:

http://www.repka.pl/Psyche/Relacje/Part ... hania.aspx

Szczerze mówiąc, mnie to bardziej pasuje do Marty (nie do końca, bo chyba lęku przed zbliżeniem obecnie nie odczuwa, ba - sama dąży do małżeństwa, to jej największe marzenie... Ale na początku naszej znajomości rzeczywiście musiałem z Nią walczyć, kiedy zaczęło być dobrze - bardzo bała się większego otwarcia się na mnie.

Tak więc sądzę, że nałogowcem kochania nie jestem. Nie jestem zaborczy ani nie oczekiwałem nigdy bezwarunkowego pozytywnego stosunku do mnie. Nie, nie pasuje... Ale do Marty chyba tak, zważywszy na to jak szybko potrafiła się zakochać w Piotrze i zapomnieć, że półtora tygodnia wcześniej rozstawała się ze mną ze łzami w oczach i słowem "kocham" na ustach... Kurczę, ciekawe spostrzeżenie.
dicamillo
 
Posty: 7
Dołączył(a): 30 lip 2011, o 11:22

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez ophrys » 31 lip 2011, o 11:02

To poczytaj jeszcze to:

http://uzaleznienieodmilosci.pl/page/wzorce/

http://psychocentrum.pl/artykuly/mozliwe-za-blisko

Fragment:

"(...) charakterystyczny cykl wzajemnego uzależnienia zwany „toksycznym tangiem”

- częste rozstania i powroty
- intensywność i namiętność odbierana jako prawdziwa i wyjątkowa miłość
- jednoczesne przyciąganie i odpychanie siebie nawzajem
- charakteryzowanie swojego partnera zdaniem – „nie mogę z nim żyć, ale nie mogę też żyć bez niego”
- wysoka temperatura uczuć w związku – cykle pozytywnej i negatywnej intensywności emocji
- jeden z partnerów zawsze „goni” drugiego – partnerzy często zamieniają się w tej roli "



Nie ma tak, że partner bez problemów wiąże się z partnerem, który ma problem z okazywaniem emocji w związku. Jeżeli w dziewczynie znalazłeś schemat uzależnienia, a Ty się z nią związałeś, to u Ciebie też jakiś niezdrowy schemat funkcjonuje. Proponuję żebyś skupił się na sobie a nie na niej.
W moim odczuciu, abyś mógł stworzyć satysfakcjonujący związek to jest jeszcze przed Tobą bardzo dużo pracy.
Powodzenia.
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez biscuit » 31 lip 2011, o 11:45

ophrys napisał(a):W moim odczuciu, abyś mógł stworzyć satysfakcjonujący związek to jest jeszcze przed Tobą bardzo dużo pracy.

rozumiem, że Ty ophrys
i inne panie z wątku
jesteście już odpowiednio doskonałym produktem
do tworzenia związku
:?
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez biscuit » 31 lip 2011, o 11:48

blanka77 napisał(a):ogarnij się jakoś i popracuj nad swoimi emocjami.

rozumiem, że mówi ta ogarnięta
ta z przepracowanymi emocjami w swoim związku
?
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez ophrys » 31 lip 2011, o 11:55

Dziękuję za zainteresowanie Biscuit. Myślę, że jestem juz wystarczająco dobrym produktem aby stworzyć satysfakcjonujący związek :D
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Rozstanie, chęc naprawienia błędów i powrotu

Postprzez blanka77 » 31 lip 2011, o 12:18

biscuit napisał(a):
blanka77 napisał(a):ogarnij się jakoś i popracuj nad swoimi emocjami.

rozumiem, że mówi ta ogarnięta
ta z przepracowanymi emocjami w swoim związku
?


Kiedy się kończy praca nad emocjami??? I jak dla Ciebie nie jestem "ta".
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 223 gości