Korzystając,że jest już późno i chce mi się spać oraz trudno mi pełnozakresowo myśleć nad tym,co uważam i co będę pisał,to pozwolę sobie przytoczyć zdarzenie,kiedy zaprosiłem nowo poznaną znajomą na seans filmowy do mojego mieszkania. Dla wygody zaproponowałem rozłożenie wersalki i ułożenie się wzdłuż,tuż przed telewizorem. Po filmie zaproponowała mi masaż pleców. Nie od razu,ale zgodziłem się,bo jednak mam problemy z kręgosłupem. Rozebrałem się do połowy. Po wszystkim podziękowałem i nie uważałem,że jestem zobligowany do rewanżu,np.w formie seksu,na co ona być może liczyła. Byłem na 'nie' i chyba ona to wyczuła. Nie rozebrała się i nie prowokowała do niczego. 'Nie' znaczy nie. Nieważne,jak głośne.Czy wręcz ciche...
Jeszcze inny przykład przychodzi mi na myśl. Byłem w związku z dziewczyną przez 5 lat. Nie pamiętam już,czy codziennie,ale w każdym bądź razie bardzo często byłem namawiany przez nią do współżycia. Z obawy przed ciążą(nie mogła przyjmować pigułek) oraz niepewnością swoich uczuć-poza jednym wyjątkiem- odmawiałem. I nie przychodziło mi to łatwo,bo na popęd nigdy raczej nie narzekałem i nie narzekam. Może więc nie każdy facet,to taka skończona świnia,której trzeba pozwolić na zabrudzenie błotem... Gorzej tylko z tymi rozjuszonymi... Nieprzewidywalnymi... I nieokiełznanymi...
Pisane tuż przed północą,zatem jak dla mnie,proszę o wyrozumiałość...