muszę się wygadać...

Problemy z partnerami.

muszę się wygadać...

Postprzez moniaw-w » 19 lip 2011, o 23:09

mam taki problem:
"jestem" (od 1,5 miesiąca nie jestem) w związku z chłopakiem, mamy 10-cio miesięczną córeczkę.
Właśnie się przekonałam, że to jest typ, który lubi co roku zrobić sobie wakacje - zostawia pracę (tak zrobił jak się poznaliśmy za granicą, bo przyjechał na wakacje do kolegi i zupełnie przypadkiem podjął pracę a ja za kilka miesięcy dołączyłam do tej firmy), rzuca wszystko a potem płacze jak bardzo mnie kocha. W tamtym roku kiedy byłam w ciąży załatwiłam mu pracę u nas w firmie, ale się pokłócilismy i on się wyprowadził mimo tego, że przyszłam do niego i powiedziałam, żeby tego nie robił, bo straci pracę, którą dopiero co mu załatwiłam, a przecież będziemy mieć dziecko. Wyjechał, zaraz płacz, jak bardzo on mnie kocha, pracował dorywczo u siebie, przyjeżdżał do mnie co jakiś czas, wrócił na stałe po wakacjach kiedy znowu znalazł pracę w moim mieście.
Urodziła się nasza córeczka, było mi bardzo ciężko, miała kolkę i płakała od rana do wieczora, mój chłopak miał głupie godziny pracy i wracał późno - 19-20, więc byłam z małą praktycznie sama. Potem oczywiście proza życia, ja zmęczona, on domaga się seksu, ja domagam się pomocy w domu, on ma pretensje, że "każę mu zasłużyć na seks" chociaż mi nie o to chodziło.
Do tego kiedy było między nami nieciekawie (potrafił był obrażony kilka dni, a ja też nie zawsze robiłam coś, żeby to zmienić) nie zajmował się w ogóle naszym dzieckiem. Nie podchodził, nie brał na ręce, nawet jej nie kąpał ze mną. Potem się z tego tłumaczył i że się zachowywał jak idiota. Zrobiło się jakby lepiej, bo przestałam się prosić o pomoc przy sprzątaniu (po co robić coś, co i tak nie przynosi skutku), ale kolejnym problemem był mój powrót do pracy - on był od samego początku przeciwny i miałam z tego powodu wiele problemów.
Po macierzyńskim dla świętego spokoju poszłam na dwa miesiące na wychowawczy. W międzyczasie on rozmawiał z siostra, która powiedziała mu, że muszę wyjść gdzieś do ludzi, więc jego deklaracja, że ok - że rozumie, że wspiera. Już nie samo to, że ja byłam zmęczona tym ciągłym zajmowaniem się sama naszą córeczką, ale też ciężko było życ z jednej pensji i wynajmować mieszkanie. On też nie za bardzo pozwalał mi na wyjścia z domu, tzn. nie chciał zajmować się dzieckiem, a czym bliżej mojego powrotu do pracy tym gorzej. Mam możliwość pracy z domu, więc caly czas się tego trzymałam - mała podrosła, zrobiło się lżej, postanowiłam, że nie oddam jej do złobka, tylko będę pracować z domu na pół etatu. Pozostawała taka kwestia, że przez pewiem czas musiałabym jednak jeździć do firmy - może miesiąc, dwa. Częściowo w tym czasie pomagałaby nam moja mama, zostawał jeden dzień, 4 godz, w tygodniu, kiedy nie wiedzieliśmy co zrobić z naszą malutką. Znajoma siosry prowadzi złobek i chciałam, żeby córeczka przez pewien czas była pod jej opieką, chłopak miał z nią jeździć w ramach przyzwyczajenia, raz pojechal, drugi raz nie, nie dał mi znać, nie wiedziałam, co się dzieje. Do rozpoczęcia przeze mnie pracy zostało parę dni, opcja opiekunki też mu się podobała, miał plan, żeby jechać mieszkać do jego rodziców (za granicę), jemu tam kolega miał załatwić pracę, ja byłabym z małą w domu i byśmy mieszkali rok-dwa. Jak już się zgodziłam, to z kolei on miał jakieś wątpliwości - jednym słowem tysiące planów, jego niezdecydowanie, i wymówki, że ja go nie szanuję, nie biorę pod uwagę a ja machałam mu prawie pod nosem tą wiadomością w której pisał mi, że nie ma problemów z moim powrotem do pracy i pytałam więc o co co teraz chodzi.
Zachowywał się przy tym jak skończony głupek, naprawdę. Ostatni miesiąc to była jedna ciągła kłótnia już sama nie wiem o co. Kiedy raz rano chciałam się przygotwać na badania kontrolne, wzięłam prysznic, chciałam zrobić jakiś makijaż od nie pamiętam kiedy, poprosiłam, żeby zajął się córeczką, a on zrobił jej mleko, ale zostawił na podłodze z butelką i poszedł rozciągać sobie kości na łóżko do sypialni. Wyrzucał mi, że mój powrót do pracy to jest moja egoistyczna potrzeba a on się mną zajmować nie będzie a to u niego znaczyło, że jak ja chcę wyjść, to on się nie będzie zajmował córką. To sobie jakoś wyjaśniliśmy.
Później głupie obrażenie i kłótnia o bzdurę, kiedy wyszłam z domu, żeby odetchnąć troche - pierwszy raz ja, zawsze to on wychodził i wracał kiedy chciał - napisałam smsa co i o której ma dać małej do jedzenia. W odpowiedzi dzwonił do mnie i słyszałam, jak córeczka płacze, napisał głupiego smsa, że dziwne, jak ja ją zostawiam samą (była z nim), to dziecko woli lizać koło od wózka (potem się tłumaczył, że wcale tak nie było, ona raczkowała i była na podłodze obok wózka, że tylko tak napisał). I jeszcze, że robimy krzywdę dziecku i w takim razie jedno z nas musi odejść. Kiedy wróciłam do domu był bardzo nieprzyjemny, cały dzień spędził w łóżku z laptopem, jak chciałam sobie włączyć komputer, żeby obejrzeć film ja nie mogłam już nawet filmów oglądać :D), to wyłączył maszynę a później korki w mieszkaniu, na moje, że nie mam jak dziecku podgrzać jedzenia mówił bez sensu: no daj jej jeść, czemu trzymasz ja głodną.
Na drugi dzień wyszłam po szóstej do pracy, on smsy, że nasze słoneczko wstało i że moja mama ma ja natychmiast zabrać, bo skoro ja wyszłam, to on się nie będzie córką zajmował (moja mama miała przyjść o ósmej). Dał mi 5 minut, moja mama nie przyszła tak szybko, więc szantaż, że on zabiera córke do kraju. Potem akcja, jak z kryminału - moja mama się dobijała do drzwi, on się wkurzył i oblał ją wodą, sąsiad zadzwonił na policję, wezwali straż pożarną, on otworzył drzwi zanim dojechałam z pracy, jak przyjechałam do domu to przy policjantach kazałam mu się pakować i wynocha. W końcu robił wszystko, żeby odjeść.

Jeszcze była niezła akcja jak przyjechał zabrać swoje rzeczy, ale to już mniejszy szczegół. Od tamej pory (1,5 miesiąca) nie widzieliśmy się. Milczał parę dni, potem maile, że to moja wina, potem cisza, potem prośby o widzenie się z córką - dla mnie ok, chcę, żeby znała ojca. Potem kajanie się "taki drań ze mnie, proszę daj nam szansę, popracujmy nad związkiem, ludzie muszą się nauczyć być ze sobą, przyjeżdżaj tutaj, zamieszkaj ze mną, zawsze chciałem, żebyś była moją żoną". Ja jestem na nie, bo tego było już za dużo ostatnio, to on, że w takim razie nie chce widzieć nawet naszej dziewczynki, że woli być zapomniany, niż żyć bez nas, że taka strata za bardzo boli, że życie się dla niego skończyło. Przy czym skończone życie wygląda tak, że był w tym czasie tydzień z bratem nad jeziorem, teraz koncerty, koledzy, winko - jednym słowem high life, był na jednej rozmowie w sprawie pracy, i czeka na odpowiedź, a ja mam czas dla siebie po 21-szej, jak córeczka uśnie, plus całe zmartwienia finansowe. W weekend zadzwoniłam do niego i go okropnie opieprzyłam, że się zachowuje jak niedojrzały gnojek, i że idę do sądu po alimenty i powiedziałam, żeby się ze mną już nie kontaktował.
Wiecie co mnie najbardziej wkurza w tym wszystkim? To jego mówienie jak bardzo nas kocha itd. a zrobił wszystko, żeby kolejny raz zrobić sobie wakacje. Był taki wystraszony, że już nawet nie zrzucał winy na mnie jak zwykle, ale mówił, że mam się pakowac i on po nas przyjedzie. Eh.

Przez ten miesiąc jakoś się trzymałam. Ale byłam z malutką tydzień w szpitalu (on nie przyjechał, miał anginę i lekarka powiedziała, że lepiej nie) i to mnie jakoś podłamało. Raz, że wszystko na mojej głowie, dwa, że do dzieci przyjeżdżali tatusiowie, a do mojej dziewczynki nie. I zaczynam łapać okropne doły, na samą myśl o sądzie i alimentach mnie trzepie, no i nie wyobrażałam sobie nigdy, że będę w takiej sytuacji.
On się na szczęście dla niego nie odzywa od tej niedzieli, ale podejrzewam, że jeszcze parę dni i będzie mi marudził.
Siedzę i myślę co robić. On się skarżył na brak własnego życia i rozrywki i w tym mu się nie dziwię, bo tutaj miał tylko nas. Tylko jak proponowałam, żebyśmy w weekend wygospodarowali czas dla siebie - przynajmniej godzinę, on na jakieś sztuki walki może, bo trenował wcześniej, ja na fitness albo coś, to nie chciał, bo "mało nas miał" w ciągu tygodnia, żeby jeszcze w weekend być osobno. On miał zmęczoną i marudzącą babę, ja lwa salonowego z którm już mi się do łóżka nie chciało chodzić nawet, bo nic nie robił tylko polegiwał, i jeszcze wykorzystywał dziecko do trzymania mnie w domu.
Tylko że między tymi momentami i wcześniej (wcześniej więcej) było między nami dużo czułości. I teraz mim tego, że jestem wściekła na niego, że taki dupek z niego, w gorącej wodzie kąpany i nieodpowiedzialny, to wiem, że dalej uczucia do niego mam, tylko bardzo się bronię przed nimi.
I przed tą jeszcze jedną szansą. Bo chodzi o to w tym wszystkim, że jest nasza dziewczynka i ja się boję kolejny raz zaufać i co - kolejny raz za rok będę mieć taki numer? Rozmawialiśmy przez Skype, mała się go bała i chciała do mnie na ręce, nie wiem, może to dlatego, że komputer do niej
"mówił", może na żywo byłoby inaczej, bo uwielbiała ojca, ale boję się, myślę, czy nie lepiej będzie po prostu żeby zapomniała o nim. Ja sobię dam radę, ale przede wszystkim muszę myśleć o niej.
Bardzo źle mi dzisiaj było, w pracy pisałam maila do koleżanki i dobrze, że mam niesamowity katar, przynajmniej nie wyglądałam głupio ciągle wycierając nosa, bo mi same łzy leciały. Teraz jest lepiej, ale nie wiem jak to będzie później.
Nie wiem, jak można było tak ropierniczyć wszystko, nie myśleć a za parę dni żałować, kurcze :(
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez blanka77 » 19 lip 2011, o 23:28

Moniu, powiem szczerze patrząc z boku, że ja nie zauważyłam jednego punktu zaczepnego, z powodu którego zastanawiałabym się nad ratowaniem tego związku.

Ani Ciebie nie szanuje, dziecko traktuje gorzej niż psa, Twoją mamę ma za nic, pracować mu się nie chcę. Nic mu się nie chcę, oprócz rządzenia Tobą i imprezowania.

Niech dorośnie, o ile to możliwe.

Ja na ten moment dałabym sobie z nim spokój, bo zbyt wiele ta relacja Cię kosztuje.

Kwestia wychowywania dziecka - jeśli się nie dogadacie sami, to niech sąd rozstrzygnie sprawę.

A tak w ogóle to mi się wydaje, ze on chce wrócić żeby nie płacić alimentów i tyle, a nie dla Ciebie i dziecka.

jakiś błazen z niego.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez brunia » 19 lip 2011, o 23:50

Monia, nie wygląda to optymistycznie, ale rady innych zazwyczaj słabo działają...

Zadbaj po prostu o siebie.

Wyobraź sobie dokładnie siebie po podjęciu jednej i drugiej decyzji - popatrz na to, jak się z tą wyobraźoną decyzją czujesz. Jest ci z którąś lepiej? Spokojniej? Jeśli tak - zrób tak.

Mam nadzieję, że taka wizualizacja pomoże ci tak, jak mi pomaga.
brunia
 
Posty: 9
Dołączył(a): 19 lip 2011, o 23:13

Postprzez Justa » 19 lip 2011, o 23:54

[color=darkblue]Mam podobnie jak blanka - nie widzę żadnego punktu zaczepienia, na którym mogłabym oprzeć jakąkolwiek nadzieję na stabilną relację. Facet zachowuje się nad wyraz niedojrzale (łagodnie rzecz nazywając), nie szanuje Ciebie, dzieckiem opiekuje się tylko "kiedy musi" (a i to nie zawsze), nie czuje się odpowiedzialny za materialne potrzeby rodziny, wieczny chłopiec, płaczący kiedy coś zawali, ale nie wyciągający wniosków.

Moim zdaniem Twoja tęsknota wynika tylko i wyłącznie z Twoich wyobrażeń/wspomnień o tym, jak było kiedyś - ale obecna rzeczywistość pokazuje, że tego już nie ma.

Szkoda mi Waszej córeczki najbardziej - bo jeśli Ciebie tyle kosztują te przepychanki między Wami - to co ONA przeżywa?

Pamiętam, jak kiedyś tu pisałaś o swoich dylematach po zamieszkaniu z facetem i o problemach, które wynikły. To wyraźnie pokazuje, że nie ma co liczyć na jakąkolwiek zmianę. trzeba pomyśleć o sobie i dziecku. Wierz mi, że zasługujecie na lepsze życie.[/color]
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez Jaga82 » 20 lip 2011, o 00:31

Monia-mamy wiele wspolnych punktow. Odchodzilam od faceta wielokrotnie, zawsze mnie jakos przekonywal do siebie i wracalam, zaszlam z nim w ciaze i chyba dopiero jak sie corka urodzila to tak naprawde zrozumialam, ze ze mna to on mogl sobie robic co chcial ale dziecku nie dam zrobic krzywdy. Tez od czasu do czasu pisze, ze teskni za nami, ze kocha corke, ze zal mu naszego zwiazku. I co z tego? Zufalabym mu i za jakis czas nadal robilby swoje swinstwa. Pomysl czy jestes gotowa nadal sie wkurzac o to samo, bo znasz go i wiesz, ze sie nie zmieni? Czy chcesz ciagle myslec o tym jak zorganizowac opieke do malej, wiedzac, ze jej ojciec nie chce sie nia zajac? Czy chcesz chodzic sfrustrowana, wyssana z energii, smutna? Teraz, bez niego, pewnie tez masz w sobie wiele negatywnych emocji alone mina i spojrzysz inaczej na swoje zycie. Wpuszczajac go spowrotem do swoejgo zycia raczej tych negatywnych uczuc sie nie pozbedziesz, bo zamiast faceta, partnera bedziesz miala drugie dziecko. I zgodze sie z blanka, ze Twoj facet chce wrocic tylko ze wzgledow finansowych, nie do Was. Moze zbyt czarno wyglada moj scenariusz jaki tu napisalam ale tez przez to przechodzialam i dalam rade. Dalam rade ja-dasz i Ty!!!!! Glowa do gory!!!!
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez moniaw-w » 20 lip 2011, o 06:52

macie racje, dziewczyny :)
moze nie z finansami, bo jemu bedzie korzystniej placic alimenty, poza tym naprawde nie uwazam, ze chce wrocic tylko po to, zeby uniknac odpowiedzialnosci finansowej, on po prostu taki jest
i tak naprawde faktycznie raczej Znie ma sie nad czym zastanawiac

Jaga, czytalam Twoj watek, tez pomyslalam, ze sie grzebalysmy w podobnym ekhm... blocie ;) buzka dla Ciebie i Twojej Ksiezniczki :) :*
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez ewka » 20 lip 2011, o 07:13

Moniś! Cześć! Miło Cię widzieć! :)

Ja to zawsze jestem, jak wiesz, za wykorzystywaniem drugich szans...

- jeśli oczywiście w ogóle powstaje dylemat "dać ją, czy jej nie dawać". U Ciebie powstał, jak widzę. Całościowo widzę to tak, że rozmawiasz ze swoim facetem i ustalacie pewne rzeczy (punkt po punkcie), których się potem konsekwentnie trzymacie i to jest Twój warunek Waszego BYĆ. I on powinien o tym wiedzieć. I nie ma odstępstw... chyba, że je obgadacie i powstaną ustalenia nowe i one będą obowiązywać. No wiadomo, trza być elastycznym, a życie biało-czarne nie jest. Dla Ciebie taka sytuacja o tyle łatwiejsza, że już go znasz, już Cię nie zaskoczy negatywnie w razie czego... ot, jest ryzyko, którego się podejmujesz biorąc poprawkę, że może się nie udać. Myślę, że to cenne. Chłopak jakby trochę nie dorósł do roli... masz oczywiście pełne prawo nie chcieć go "wychowywać"... ale masz też pełne prawo spróbować. I może też trochę obowiązek ze względu na dziecko? Tata to ważna instytucja.

- jeśli dylematu nie ma i jest już w nas przekonanie, że nie... no to nie, sprawę zamykamy.

:buziaki:

P.S.
Napisałaś takie coś: "Potem akcja, jak z kryminału - moja mama się dobijała do drzwi, on się wkurzył i oblał ją wodą, sąsiad zadzwonił na policję, wezwali straż pożarną..."
No to robi wrażenie. Jakiś niezrównoważony? Czy co to niby ma być? Skąd takie pomysły mu się biorą? Wobec takiej akcji druga szansa wydaje się być kiepskim pomysłem. Dzieckiem się nie potrafi zająć? Nie chce? Boi się?

Napisałaś: "to wyłączył maszynę a później korki w mieszkaniu, na moje, że nie mam jak dziecku podgrzać jedzenia mówił bez sensu: no daj jej jeść, czemu trzymasz ja głodną."
To też jakieś dziwactwo. Czy wiesz, z czego to wynika? Bo ja mam wrażenie, jakby mu coś nie pasowało (nie wiem co) i taka macha na oślep łapami zupełnie bez sensu.

---i tak naprawde faktycznie raczej Znie ma sie nad czym zastanawiac---
*** No to jakby po ptakach.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez marie89 » 20 lip 2011, o 08:12

Witaj Monia


Z opisu wywnioskowałam, że Twój partner jest... totalnie nieodpowiedzialnym, niedojrzałym, egocentrycznym facetem...

Stosuje wobec Ciebie szantaż emocjonalny... - Obrzydliwy sposób manipulacji.

Myślę, że w najbliższym czasie on niczego nie zrozumie.. nie zmieni. sie Anie teraz - anie potem.. chyba że dozna olśnienia..

ale Ty nawet gdybys stanęła na rzęsach nie zmienisz ani jego ani jego postępowania..

Przykre jest jak całkowicie pomija swoją córkę. Mała jescze tego nie rozumie.. ale gdy podrośnie w kontakcie z TAKIM zimnym ojcem może mieć żal.


Rozumiem, że zależy Ci na nim. Serce nie sługa.

Ale pomyśl... czy warto mieć nadzieję na DOBRY związek z tym chłopakiem? I co taka relacja może przynieść dla Waszego dziecka..

Myslę, że dobrze zrobilaś rozstając się z nim. To była pewnie cięzka decyzja.. ale słuszna. (w moim przekonaniu).
marie89
 

Postprzez imprecha » 20 lip 2011, o 08:56

Mój Boże ,jak można tak żyć i wytrzymywać to i jeszcze zastanawiać sie nad szansami.
Masz taką siłę by wychowywać dorosłego człowieka i szarpać sie z nim,masz taką moc by go zmienić?
Zamiast skupić sie na wychowaniu swojego dziecka zajmiesz sie wychowaniem faceta dorosłego?Bo to nazywa sie szansa.
Co z tego będziesz miała?
Stres,niepokoje ,lęki,niepewność,łzy,poczucie zawodu,rozczarowanie to wszystko też zafundujesz dziecku i albo sie uda albo nie.
raczej na koniec jak juz stracisz całkiem cierpliwośc i bedziesz miała resztki siły ,żeby [pozbyć sie go ze swojego życia ,to na koniec jeszcze usłyszysz ,że nie jest małpą do tresowania i ,że Ty powinnaś się zmienić ,on jest w porządku.
Masz szanse wychować sama dziecko w spokoju i w takich wartościach i relacjach międzyludzkich jakie Ty uznajesz ,a nie na starcie fundować dziecku niezrównoważonego typa,który dodatkowo naraża je na śmierć poprzez brak opieki.
Jak pojawia sie dziecko na świecie to musimy czasem zapomnieć o naszych chceniach i marzeniach o cudownie naprawionym partnerze.Bo tweraz jest inna rzeczywistośc i los wymaga czegoś innego od nas-odpowiedzialności za powołane życie i nie można Tobie jako dorosłej osobie pozwolić ,aby nie otrzymała wszystkiego co najlepsze od życia możesz jej dać.
A taki typ ,mimo,że spłodził, to niech sam się w jakimś kącie nawraca do dorosłości i przyjdzie jak osiągnie takową (w co osobiście wątpię)
imprecha
 

Postprzez moniaw-w » 20 lip 2011, o 09:34

:D
dzięki, dziewczyny :)
wiedziałam, że pisanie tutaj to to, czego było mi trzeba :)

:buziaki:
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez doduś » 20 lip 2011, o 11:25

[quote="moniaw-w"]:D
dzięki, dziewczyny :)wiedziałam, że pisanie tutaj to to, czego było mi trzeba :)
[/quote]

i co z tym dalej zamierzasz zrobić ?
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez Księżycowa » 20 lip 2011, o 11:50

Moniu przeczałam i naknęłam się na takie zdanie:

On się skarżył na brak własnego życia i rozrywki i w tym mu się nie dziwię, bo tutaj miał tylko nas.

Jak o TYLKO Was?

Może kazdy ma inne wartości, nie wiem przyzwyczajenia, ale wydaje mi się, że jeśli facet ma rodzinę z dzieckiem maleńkim w dodatku, to kumple chyba nie są aż ak ważni. Nie mówię, że w ogóle pourywać kontakty i olać, ale wydaje mi się, ze już nie są tak ważni...

Monia sądzę, że on miał AŻ TYLE, że miał Was, tylko nie potrafił tego docenić... Chyba zona, dziecko maleńkie dla ojca są oczkiem w głowie, napędem do zycia... wszystko się zmienia tak? Jest dla kogo żyć.... tak myślę. Nie mamy dzieci, z braku kasy dawno nie imprezowaliśmy, praca, masę zajęć, brak kasy na wyjścia, wyjazdy na wakacje, ale nigdy nie pomyslałam, ze jestem TYLKO ja, bo zwyczajnie nie czuję się warta na TYLKO a czuję, że koledzy już nie są tak ważni...

Wydaje mi się, że Twój facet zachowuje się gorzej niż Wasza malutka córeczka...


Wszystkiego dobrego
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez moniaw-w » 20 lip 2011, o 12:11

[color=red][size=9]---------- 11:55 20.07.2011 ----------[/size][/color]

[quote="doduś"][quote="moniaw-w"]:D
dzięki, dziewczyny :)wiedziałam, że pisanie tutaj to to, czego było mi trzeba :)
[/quote]
i co z tym dalej zamierzasz zrobić ?[/quote]
nic, muszę zrobić prawo jazdy (serio)

A co do wątku - co mam zrobić? Kolega z pracy się śmiał rok temu, że wróciłam do niego i powiedział: "zobaczysz, za rok go znowu nie będzie".
Jestem zła, że ludzie mieli rację, dalej mam sobie wierzyć? :)

Serio, to nie wiem. Jest mi źle z tym, że moja córka jest wychowywana przeze mnie i dziadków, boję się, że może będzie tak w przyszłości, że pomyśli: "jestem zła, czegoś mi brakuje, gdybym nie była tatuś by mnie nie zostawił". Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że zły związek wyrządziłby więcej krzywd. I że nie wiem jaka będzie przyszłość, może będę mieć kogoś, kto będzie dla niej ojcem i wzorem, kto wie. Do tego w każdym razie teraz mi się nie spieszy, teraz jest ważne, czyli dzisiaj i jutro, a reszta się zobaczy.

To na czym mi najbardziej zależy właśnie teraz, to poczucie stabilności. Że jutro mogę wstać i pójść do pracy bez wymówek, że wiem, gdzie się obudzę (musiałam się przeprowadzić do rodziców z wynajmowanego wspólnie mieszkania). Mimo tego, że wiem, że on mógł po prostu nie wytrzymać jakoś ciśnienia, zgadzam się z kilkoma rzeczami na które się skarżył (życie praca-dom-praca, zero czasu dla siebie - w sensie na hobby, to, że się nie ruszał, że "się spasł jak prosię"), że to, co pisze o byciu razem, itd. brzmi bardzo sensownie, że moglibyśmy pójść na terapię (był jak najbardziej za), że możemy wypracować jakoś wspólne życie, komunikacje, to boję się, że dojrzałość to jest coś, czego się człowiek nie nauczy... I ta przerwa dla mnie była tez potrzebna, bo tych kłótni o bzdury było po prostu dość. Teraz moje życie niewiele się zmieniło, tak czy inaczej mam dziecko, obowiązki, żyję w pewnej izolacji od ludzi, których kocham (ludzi ogólnie), ale jest bez stresu. I to jest dla mnie ważne. Moja malutka bardzo szybko się zmienia, coraz więcej rozumie, to jest naprawdę duża odpowiedzialność teraz, kiedy dziecko się kształtuje emocjonalnie, żeby miała świety spokój. A to zapewnię jej sama mając święty spokój, nie inaczej.

Myślę: i co, już go znam. Mogłabym machnąć ręką i spokojnie sobie teraz poczekać, póki ta para w czajniku opadnie i mój były wróci skruszony, co z resztą zrobił. Tylko na to mogłabym sobie pozwolić nie mająć dziecka. I czego go to nauczy? Że może nas tak zostawiać kiedy tylko mu pasuje. Zastanawiam się tylko, gdzie by poszedł, bo gdybym teraz wróciła do niego to mieszkalibyśmy u jego rodziców, a tam teraz jest, może uciekłby do moich? :D


Pozostaje jeszcze kwestia widzenia się jego z naszą córeczka - chciałam mimo wszystko, żeby mieli kontakt. On się miota, wszystko zależy od tego, czy sobie nadzei narobi, czy nie. Jak tak, to zaprasza nas do siebie "mimo tego jaką decyzję podejmę zaprasza nas na jak długo chcemy" - nie mam nic przeciwko. Ale potem wizja straty wszystkiego i "niemożność wychowywania dziecka" (a gdzie był jak miał okazję?) powoduje, że on nie chce w ogóle utrzymywać kontaktu i woli być zapomniany. Więc nie mogę za bardzo na niego liczyć. Ani nie mam zamiaru się prosić, żeby odwiedzał naszą dziewczynkę, ani mu utrudniać. Tylko dla mnie musi być jedna decyzja - w tym wypadku tak, albo czarne, albo białe - albo będzie, i wtedy MA BYĆ, albo nie chce, więc niech się nie kontaktuje. Bo nie mam zamiaru dziecku robić mętliku w głowie.

Na tą chwilę sytuacja wygląda tak, że tak go opieprzyłam o to nieróbstwo, że się do mnie od niedzieli nie odzywa. Dobrze, mi niczego z jego strony nie brakuje i nie czekam na nic.
Więc teraz ważne jest dla mnie, żeby dostać w końcu zwrot podatku i zrobić sobie prawo jazdy :).

[color=red][size=9]---------- 12:11 ----------[/size][/color]

[quote="kasiorek43"]Moniu przeczałam i naknęłam się na takie zdanie:

On się skarżył na brak własnego życia i rozrywki i w tym mu się nie dziwię, bo tutaj miał tylko nas.

Jak o TYLKO Was?

Może kazdy ma inne wartości, nie wiem przyzwyczajenia, ale wydaje mi się, że jeśli facet ma rodzinę z dzieckiem maleńkim w dodatku, to kumple chyba nie są aż ak ważni. Nie mówię, że w ogóle pourywać kontakty i olać, ale wydaje mi się, ze już nie są tak ważni...

Monia sądzę, że on miał AŻ TYLE, że miał Was, tylko nie potrafił tego docenić... Chyba zona, dziecko maleńkie dla ojca są oczkiem w głowie, napędem do zycia... wszystko się zmienia tak? Jest dla kogo żyć.... tak myślę. Nie mamy dzieci, z braku kasy dawno nie imprezowaliśmy, praca, masę zajęć, brak kasy na wyjścia, wyjazdy na wakacje, ale nigdy nie pomyslałam, ze jestem TYLKO ja, bo zwyczajnie nie czuję się warta na TYLKO a czuję, że koledzy już nie są tak ważni...

Wydaje mi się, że Twój facet zachowuje się gorzej niż Wasza malutka córeczka...

[/quote]

Wiesz, po części się zgadzam (najbardziej z Twoim ostatnim zdaniem :D), po części nie.

Pomijając temat mojego chłopaka - różnie ludzie reagują na stres, na życie, niektórzy mogą po prostu się wygadać na forum (mi to pomaga), inni muszą wyjść, coś zrobić, no nie wiem...

Kiedyś byłam bardzo aktywna, miałam wielu znajomych, hobby, itp. - dlatego rozumiem tą potrzebę przerwania rutyny, chociażby na chwilę i chociażby czasem. Jeśli człowiek nie ma takiego wentylu bezpieczeństwa, to przychodzi moment, kiedy tyle pary w czajniku się uzbiera, że taką osobe rozsadza. Sama byłam w takiej sytuacji mieszkając za granicą tam, gdzie się poznaliśmy, z tego powodu wróciłam do Polski, żeby być między bliskimi, tylko role się odwróciły i teraz mój chłopak był w takiej sytuacji.

Są ludzie dla których praca i dom to wszystko i im to wystarczy - OK, z tym się zgadzam, ale nie wszyscy tacy są. I czy mamy winić innych, że są inni? To, jaka jest reakcja na to ciśnienie to inna sprawa, i za to już nie lubię mojego chłopaka :), to nie musi mi się podobać. Natomiast samą potrzebę odskoczni od pracy, czy w ogóle takiego zresetowania się rozumiem, bo to też mi było potrzebne, też tego chciałam dla siebie, tylko ja przez to nie robię głupot, nie zostawiam wszystkiego i chulaj dusza piekła nie ma...

Sama mu mówiłam, kiedy było nam bardzo ciężko, bo mała płakała non stop a jego znajomi z pracy wyszli na piwo - idź, chociaż Ty, przynajmniej odpoczniesz, będziesz dla mnie podporą, bo jak obydwoje będziemy tak siedzieć, to zwariujemy, a tak to przynajmniej jedno z nas odpocznie. To nie, bo on się przejął rolą ojca i ma obowiązki, a później się okazało, że tylko ja mam je mieć...

[quote]Wszystkiego dobrego[/quote]

dziękuję :* :)
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez Księżycowa » 20 lip 2011, o 12:19

Jasne, ja się zgadzam na odskocznie i uzupełnianie się w obowiązkach. Z tym, że jesli sytuacja nie pozwala chwilowo, to trzeba zacisnąć zęby i iść... a on strzela fochy jak nastolatek...

Moniu po co Ci dwójka dzieci i w tym jedno Cię nie szanuje...

Trzymaj się
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez Abssinth » 20 lip 2011, o 12:23

[quote](życie praca-dom-praca, zero czasu dla siebie - w sensie na hobby, to, że się nie ruszał, że "się spasł jak prosię"), [/quote]

hmmm
zmuszalas go do jedzenia czy co?

mam wrazenie, ze to czlowiek, ktory nie potrafi zrozumiec, ze jest odpowiedzialny za swoje zycie, za to co robi, za swoja przyszlosc...

te akcje z wylaczeniem Ci korkow a potem wyrzucaniem Ci, ze nie karmisz dziecka - to jakas psychoza, to jest chore i patologiczne.

sadze, ze dla Ciebie i dla malej bedzie zdrowsze nie miec zadnego z nim kontaktu...lepszy zaden ojciec niz taki psychol.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 336 gości