Stwarzanie problemów

Problemy z partnerami.

Stwarzanie problemów

Postprzez Fiołek » 16 lip 2011, o 21:17

Nie wiem nawet czy mój problem nadaje się do wątku z problemami w związkach,ale już nie wiem u kogo szukać pocieszenia.....w zeszłym roku zaczęłam terapię dda. Trwała ona stosunkowo krótko, na tyle żeby za dużo rzeczy się ze mnie nie wylało. Potem był epizod w szpitalu psychiatrycznym i diagnoza borderline. Obecnie od jakiegoś 1,5 miesiąca jestem w terapii indywidualnej psychodynamicznej. Dopiero docieramy się z terapeutką, mi jest ciężko się otworzyć a już wejść na tematy dzieciństwa to krok nie do pokonania.... ze mną stale jest coraz gorzej. mimo, ze w naszym życiu powoli wszystko zaczyna się jakoś układać ja ciągle wynajduję jakieś problemy. Non stop. jeden za drugim. Nie ma tak żebym ja była z czegoś zadowolona tylko zaraz znajdę sobie problem, obarczam nim mojego Tz i zabieram radość życia. Przed każdym jego wyjściem (a nie ma ich dużo, choć zazwyczaj są to sobotnie wieczory) na piwo z kolegą wstrzynam małe piekiełko. Nie pamiętam ani razu żeby mi to było na rękę lub żebym mu życzyła dobrej zabawy. Nawet dziś miał iść na dwa piwa ze swoim kolegą inwestorem z pracy (więc spotkanie nie do końca towarzyskie) jednak ten miał przyjechać autem więc opcja zmieniła się na jedno piwo zamiast z dwóch. Na pytanie czy się cieszę odpowiedziałam a niby z czego. Mojemu Tz szczerze chodziło o to, że powinnam być zadowolona bo szybko będzie w domu i będziemy mogli spędzić czas razem....ja jednak nie widziałam powodów do radości,bo od rana mu mówiłam, że przez ostatnie dni jestem tak poryta, tak zagubiona, zalękniona że potrzebuję bliskości jak nigdy. Cielesności, towarzyszenia, rozmów, ukojenia...nawet o telefon jestem zazdrosna. Czuję się jak małe dziecko, które łaknie do rodzica potrzebuje go a on ciągle ma ważniejsze sprawy do roboty.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że coraz bardziej przypominam swoją matkę...matkę, którą całe życie za to nienawidziłam. Za bezsensowne rozmowy z ojcem o "problemach" - robię to samo. To się nakręca, czy może inaczej ja to nakręcam tak że po obu stronach puszczają już nerwy a na końcu czuję się jak kretyn, który w kółko wałkuje te same tematy i w kółko wychodzi z tego ten sam wniosek. Nie stwarzaj sobie Fiołek problemów, próbuj się cieszyć tym co jest,przestać fatalizować, krytykować, nienawidzić tak siebie, zabierać radość bliskim, nerwowo podchodzić do wszystkiego...

Przypominam ją tą swoją bezradnością i lękiem i przed światem. Tym, ze bez mojego Tz wydaje mi się, ze sobie nie dam rady....że on zna odpowiedź na wszystko. A przecież oboje wiemy, ze tak nie jest i nigdy nie było. Nawet jak patrzę w lustro widzę ją w całej swej okazałości...nie znoszę dlatego patrzeć w lustro, a ponoć jestem atrakcyjna i faceci na mnie lukają.

Wiem, że całe ciśnienie jakie we mnie latami się gromadziło lekko uchodzi na najbliższych...a to na Bogu ducha winne dzieci, zwłaszcza na córkę (czytaj moja relacja chora z matką, która mnie nienawidziła, wyzywała, krytykowała, oczerniała) a to na mojego męża. Głównie na niego....jak nie wylewać tego co dla mnie niezrozumiałe w jego stronę...jak dotrzymać to ciśnienie do sesji żeby to wszystko odbywało się w bezpiecznym miejscu żeby nikogo nie skrzywdzić.
Czy ktoś z was tak miał/ma że ciagle sobie stwarza jakieś problemy, kłody byleby tylko nie poczuć szczęścia, zadowolenia....że bezczynność go zabija, wdziera się nuda, panika przed pustką.....

jak poczuć, że coś czuję....nie tylko łzy zawodu, smutku i bezsilności....jak poczuć coś innego niż złość,nienawiść, żal, smutek...jak to wszystko poczuć na 45minutowej sesji? Jak zdjąć ten cholerny pancerz?
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez moniaw-w » 16 lip 2011, o 21:29

jest tutaj grupa DDA - może warto rzucić okiem, jest tam wiele osób w trakcie terapii i po i byc może pomogą

przede wszystkim daj sobie czas - to dopiero początek Twojej drogi

eh, DDA - zazdrość, potrzeba kontroli, 'oddzielenie' od własnych uczuć, niskie poczucie własnej wartości, nagromadzona złość - brzmi swojsko, prawda?
wiesz, to jest bardzo przykre, jak problem alkoholowy rodziców wpływa na dzieci... ale najważniejsze jest, że od tego można się uwolnić
nie wiem dokładnie jak, ale wiem, że powoli - małymi krokami, terapia czasem jest długa, ale każdy chyba tutaj powie Ci, że warto

a tak na co dzień, żeby poczuć coś innego - masz jakieś hobby, coś co lubisz robić, nie wiem, chociażby spacery wśród pól, czasem tak mało potrzeba, żeby poczuć szczęście
może warto, żebyś czegoś takiego poszukała?
powodzenia z całego serca :*

eh jej, chciałam dodać, bo pytasz jak nie wylewać tego na partnera - może trzeba podejść do tego tak, że on nie jest winien - np. ma prawo iść na piwo biznesowe, a nawet na piwo z kolegą tylko dla przyjemności, a Twoje obawy są wynikiem tego, w jakiej rodzinie się wychowałaś a nie jego "ciosem" w Twoją stronę
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez Fiołek » 21 lip 2011, o 15:20

Wiem, że to ma właśnie taki wydźwięk,bo strasznie przypominam swoją matkę, która nie znosiła gdy ojciec wychodził na piwo....cały czas szukam tych rzeczy, które pozwoliły by mi się zapomnieć i poczuć luźniej. Dawniej były to wszelkie formy aerobicu, dziś czasem jest to rower, dobra książka....ale to też zależy od mojego nastroju i natrętnych myśli. Gdy one są to na niczym niestety nie potrafię się skupić.

Od paru dni jestem spokojniejsza i bardziej cierpliwa....to taka sisusoida w naszych relacjach....może kiedyś nadejdzie dzień, że nie będziemy w kółko wałkować tych samych schematów i rozmów, które do niczego nas nie doprowadzają.
Dzięki za zainteresowanie moim problemem ;)
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 333 gości