Większość rodziców zwraca się z problemem, bo dziecko ma problemy ze szkołą, nauką, ocenami - w sensie negatywnym. A ja mam zdolne dziecko: super się uczy, ma wiele uzdolnień, jest lubiane przez nauczycieli - niby się cieszyć. I tak większość rodziców uważa, że przesadzam, że cackam się z dzieciakiem i wyolbrzymiam. Ale tak nie jest. Wiem, jaką pracę trzeba wykonać by wyciągnąć dziecko z problemami, ale tak samo wiele czasu i uwagi potrzeba by nie wyhodować sobie wyalienowanego egoistycznego dupka, który kiedyś był uzdolnionym, wrażliwym dzieckiem. Tylko rodzice coś spierdolili.
To nieprawda, że rodzice uzdolnionych dzieci nie mają problemów. Może nie mają - jeśli nie mają tez problemów z pieniędzmi i sobą - mogą stworzyć enklawę spokoju i warunków do fantastycznego rozwoju. A w takiej sytuacji jak ja mogę tylko myśleć o tym jak chronić dziecko przed docinkami rówieśników, którzy nie rozumieją go i posądzają o złą wolę. Którzy uważają go za dziwoląga i ściągają , równają w dół. Traktują jak kujona, a kujon nie może być dobrym kolegą. Ktoś kto nie jest świetny z wf-u nie może być fajnym kumplem.
A on jest jaki jest. Jest ciekawy świata. I chłonie go całym sobą. Bez szczególnej zachęty. Szkoły publiczne nie mają dla niego szczególnej oferty. Na prywatne czy społeczne mnie nie stać. Dodatkowe zajęcia? Książki?
Jasne można dać sobie spokój powiedzieć - co będzie to będzie, ale tak jak rodzic dziecka z problemami chce dać z siebie wszystko i zrobić wszystko by dziecko miało dobry start i dobre życie. I móc spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: dobrze go wyposażyłam na drogę - dalej podąży już sam. Odpowiedzialny i szczęśliwy.
Czy rodzicom tzw. normalnych dzieci tak trudno zrozumieć, że posiadanie wybitnie uzdolnionego dziecka to dodatkowa odpowiedzialność za talent, który dostaliśmy w depozyt?