---------- 20:52 01.07.2011 ----------
- rano przyszlam do niani, a ta mowi, ze cos jej sie stalo z reka, koszmarnie boli i ledwo zyje, pytam, czy da rade, a ona, ze tak, bo wziela leki, wiec poszlam
- o 13.15 mala miala miec szczepienia, oczywiscie, polprywatnie, dlatego przyjeto nas dokladnie o tej godzinie i przez nasza doktor w piatek, bo mala ma straszne goraczki po szczepionkach i musial to byc piatek, zeby przez weekend przeszlo,
- umowilam sie z niania pod przychodnia, wiec z pracy musialabym wyjsc na 50 minut max. wiec szefowa nie robila problemow, na 30 minut przed moim wyjsciem okazalo sie, ze niania nie da rady przyjsc, bo ma od tej reki straszna goraczke i nie moze wstac (dobrze, ze w domu byli jej synowie), musialam wiec biegiem leciec, bo musialam zabrac mala od niani i do przychodni, wiec czas mojego wyjscia wydluzyl sie do 2 godzin,
- nie moglam jej odwiezc do domu niani, bo tam nie mial sie kto zajac mala, wiec w drodze na szczepienie obdzwanialam wszystkich znajomych, az wreszcie znalazlam kogos, kto pomogl i zabral mala na te 3 godziny,
- w pracy o malo nie padlam na biurko ze zmeczenia
- mala zrobila mi taaaka scene w przychodni, ze myslalam sie zalamie, i to nie z powodu szczepionki, ale UWAGA z powodu tego, ze mama nie pozwolila jej zdemolowac przychodni! posprzatala akta, strzykawki, waciki, kosz na smieci, jak dobrala sie prawie do lodowki ze szczepionkami i jej nie pozwolila, to rzucala sie po ziemi, o malo nie rozbila glowy, dostala takich spazmow, ze trzy osoby trzymaly ja do zaszczepienia!!
- odebralam ja popoludniu, umierajaca ze zmeczenia, bo nie bylo czasu dzis spac, padla o 19, w ubraniu
- teraz czekam na goraczke i zastanawiam sie czy zyje
---------- 20:56 ----------
oczywiscie czy ja zyję!!
niania byla u lekarza i moze bedzie zyc, modle sie, zeby dozyla do poniedzialku, bo nie wiem, co zrobie z mala
podobno sie skaleczyla (nie wie nawet kiedy) i dostalo sie zakazenie, dostala juz leki, do pon. ma byc lepiej....