Żyję. Sertralina działa ok, żadnych skutków ubocznych, jakiegos przypływu energii nie czuję, ale nie miałam ataków lęków przez 2 tygodnie, co dawało mi nadzieję, że wszystko ok. Do dzisiaj. Bo dzisiaj miałam koszmarną noc, niedość że przed snem wzięłam hydroksyzyne, bo czułam niepokój i źle się czułam fizycznie (ściskanie w żołądku, wstręt do jedzenia), to obudziłam się o 1:00 i wtedy to już miałam standardowy a może nawet gorszy od standardowego atak lęku. Znowu umierałam, miałam drgawki, zimne poty, ściskanie w żołądku, nudności, mdłości i strach że zaraz umrę. Czekałam aż to wszystko minie i trochę to trwało. W końcu nie wiem kiedy zasnęłam. Nie wiem tylko czy to wszystko przez hydroksyzyne, która przecież miała uspokajać? i co w takich sytuacjach? wczesniej ratowałam sie benzodiazepinami, działały w 15 minut, a teraz? pewnie nie mogę do sertraliny i hydroksyzyny dołączac jeszcze benzodiazepin
Czym się poratować w takiej sytuacji? dziś wróciłam do pracy po urlopie, wcale nie odpoczęłam (mam oprócz pracy na etacie własną firmę i pakowałam paczki itp. + remont, więc zapieprz), czuję się zmęczona, rano nie umiałam wstać do pracy, mam dziś doła, brak nadziei, że będzie lepiej po tej nocy, poczucie niezrobienia tysiąca rzeczy, które mam do zrobienia. Nie wyrabiam sie z niczym, za dużo mam na głowie, nie jestem w niczym tak dobra, jak bym chciała. Mam dzisiaj wizytę u psychiatry i psychologa, może dobrze, może zobaczą mnie w końcu w jakimś gorszym stanie, bo na ogół "daję radę" i nawet przy psychologu i psychiatrze mówię racjonalnie, rzeczowo, trochę bez emocji, nadużywając ciągle słowa "neutralnie", bo u mnie wszystko jest neutralne ...