chcialbym pomoc jednej osobie, majacej od 15 lat mniejsze lub wieksze "klopoty finansowe" spowodowane .... no wlasnie czym?
- uzaleznieniem (zakupoholizm)
- czy jakas dysfunkcja (powodujaca brak mozliwosci przewidywania konsekwencji swoich dzialan)
inteligentna i wyksztalcona kobieta w wieku 35 lat, zarabiajaca powyzej sredniej krajowej i zyjaca na dosc przyzwoitym poziomie. od kilkunastu lat "nie mogaca zwiazac konca z koncem". dwie karty kredytowe "zajechane" na kilkanascie tys pln.
co dostanie wyplate to splaci odsetki i czesc zadluzenia, ale pod koniec miesiaca, gdy braknie jej pieniedzy to i tak znow wykorzysta limit do konca. i tak juz od wielu lat. z odsetek placonych przez te kilkanascie lat moznaby utrzymac niewielka wioske w afryce.
moim zdaniem ta osoba kupuje rzeczy na ktore jej poprostu nie stac, ale nie potrafi sobie ich odmowic lub (przede wszystkim) wybrac czegos tanszego, ale raczej nie kupuje rzeczy w nadmiarze ...
np kupuje tylko bardzo dobre rzeczy znanych marek (np puder za 200 pln) i nie da sobie wytlumaczyc ze pewnie w jej sytuacji madrzejsze byloby kupic jakis troche tanszy "zamiennik".
zdaje sobie doskonale sprawe ze swojej sytuacji, ciagle powtarza ze sobie z tym poradzi, ale trwa to juz kilkanascie lat i zadnych pozytywnych efektow.
ponad rok temu dostala zastrzyk finansowy, wiec namowilem ja do splaty jednej karty i zmniejszenie limitu kredytowego - zrobila tak. przez kolejny rok nie splacila juz od siebie ani zlotowki (tzn splacala ale potem zawsze wykorzystywala limit od nowa), a teraz juz znow kolejny miesiac z rzedu bierze z banku niewielkie pozyczki (500 - 1500 pln co miesiac), bo nie starcza jej do kolejnej pensji i musi czyms zalatac dziure budzetowa.
nie trafia do niej tlumaczenie, ze jak bedzie musiala splacac te pozyczki to jej "dziura" budzetowa bedzie jeszcze wieksza ... przez caly czas wychodzi z zalozenia ze "jakos to bedzie".
czasem wkurza sie jak probuje z nia na ten temat rozmawiac a czasem spuszcza glowe i mowi ze nie wie jak to rozwiazac ...
raczej nie kupuje rzeczy w nadmiarze i nie kupuje dla poprawy nastroju. po zakupach nie ma wyrzutow sumienia, wiec nie wiem czy jest to zakupoholizm, ale moim zdaniem z czesci rzeczy moglaby zrezygnowac lub napewno moglaby zaczac kupowac troche tansze odpowiedniki. poprostu chyba (moim zdaniem) zyje na troche wyzszym poziomie niz ja stac.
mowi ze: przeciez musi miec dobre kosmetyki i dobre ciuchy, bardzo dobre produkty spozywcze ... jak czasem w trakcie zakupow probuje z nia na ten temat rozmawiac to slysze "jakos dam rade" ... przeciez musi co najmniej raz do roku wyjechac gdziec na dluzsze wakacje i jeszcze co najmniej 2 razy na weekend zagranice .... musi kupic oprawki za 1500 pln dla siebie i za 300 pln dla dziecka ... itp
ja nie neguje wydawania pieniedzy (i to nawet sporych) na rozne rzeczy, bo sam, jak na faceta, to wydaje sporo na ciuchy i gadzety ... ale potrafie liczyc i wiem ile moge wydac zeby starczylo mi do kolejnej pensji (albo nawet zebym mogl troche odlozyc).
wiec nie wiem czy to zakupoholizm czy jakas dysfunkcja polegajaca na braku umiejetnosci zaplanowania i opanowania swojego "budzetu"...
co zrobic? jak moge pomoc?
wiem ze luzie maja powazniejsze problemy, ale naprawde chcialbym pomoc ...