peoszę napiszcie o sobie, bo ja momentami nie daję rady

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

peoszę napiszcie o sobie, bo ja momentami nie daję rady

Postprzez felicity » 22 lis 2007, o 22:36

Witajcie!!!

Po tych latach chodzenia na terapie uświadamiam sobie że zajmowanie się rodzicami, ich problemami, , sobą z punktu widzzenia terapii postawiło mnie w takim punkcie, że sama nie wiem czego chce.

Jakbym była w martwym punkcie. Jeśli wszystko działo się wokół alkoholika to w momencie gdy problemy wygasają nie wiem co ze soba zrobić. NIe wiem jakie mam cele na dalsze życie. Pracuję i nie mam z tego radości ani entuzjamu ani satysfakcji, bo przeraża mnie perspektywa tego, że po 5 latach studiów, osoba z wyższym wykształceniem i 3 lata stażu pracy nie ma zdolności kredytowej ( bo co innego jak nie kredyt skoro się samemu walczy?) a jak już ją ma to spłata na 35 lat i ile wyrzeczeń?

Dlatego zaczynam robić wiele rzeczy na odczepnego i przestaje się starać. Kompletnie siadałą mi motywacja.
I znów myśle co dalej ze mną, znów zaczynać coś inaczej, od początku...zrzygać się można....

Chce być samodzielna to wiem na pewno, ale cena jest taka że dochodzenie do posiadania czegoś albo uzbieranie kasy wiąże się z tyloma wyrzeczeniami że szok. Odechciewa mi się starac, bo te pragnienia są tak odległe, że aż nierealistyzne.

I wkurza mnie to, że jest tyle warsztatów , ale mnie na nie nie stać!

Robi się błędne koło, bo nawet jak znajde dorywcza pracę i uciułam jaką sumę to znów nie mam czasu na te zajęcia, bo cos z czym się pokrywa.
Mam poczucie zmarnowania czasu na studiach, bo prawda jest taka że kto kończy humanistyczny kierunek w naszym kraju będzie biedował. Oczywiście przekwalifikowanie znów wiąże się z ;

1. czasem
2.kasa
i co teraz mam biadolić do końca życia?

A kwestia wyboru studiów- skoro się włóczyłam po terapiach, ja z zaniżona samooceną,pogubiona i tylko patrzyłam żeby uciec z domu to nie od razu mierzyłam wysoko. Nie myślałam o tym, że to intratny kierunek bez perspektyw, bo chciało mi się pracować z dziećmi. Oczywiście moje wyobrażenie też się zweryfikowało, bo to wszystko wygląda zupełnie inaczej teraz od śordka, wiele trzeba samemu, wiele nie można a to czego się nie lubi trzeba i wiel jest ograniczeń, że na ten prawdziwy sens brak czasu.

Mieszkam w Poznaniu, nie lubię tego miasta, nie garnę sie do ludzi i niby tyle możliwości, tyle mnie otacza różnych atrakcji ale ja już nie mam tej radochy z przeżywania skoro moje podstawy życiowe są takie marne....

Odechciało mi się być ta silną, zaradną pomocną, wytraciło się, przelało.....

czemu mam się spaleć, czemu nie usatwić się tak w życiu, aby żyć po prostu wygodnie?czemu w naszej kulturze pokutuje chore przekonanie, że chęć zdobycia kasy i łatwego życia jes czymś złym?
CZuję w sobie taki rozłam i tyle mam watpliwości....
I od pary tygodni chodze taka zmęczona i srustrowana, że śpię za 2 osoby...

I ten sydnrom DDA....
czasem myślę, że gdyby nie ten moj ojciec alkoholik to w ogóle nie brałabym się za pracę z ludzmi nacechowaną znów pomaganiem i poświęceniem.

a nie chce żyć w sprzeczności z sobą i nie wiem teraz na ile przyczyna leży w kwestii miskich płac i obniżonej motywacji, bo to może ucieczka przed porażkami a na ile to jest tak że może w mojej naturze, we mnie w środku są inne nieodkryte talenty i wcale nie mają znamion pomagactwa.

DDA wykoslawia myślenie o sobie, żyłam złudzeniami że jestem kimś, a okazuje się że to wcale nie ja.

I dobija mnie fakt, że chyba nie zostanie mi nic innego jak spakowac walizke i udac się na emigrację żeby życ godnie i móc zarabiac tyle aby sobie radzić i znależc swój kąt i moejsce na tym globie.

Nie wiem jak wy sobie radzicie?
Jak Wam wychodzi to układanie sobie dorosłego życia?

Napiszcie proszę..


:!:

paaaaaa :roll: :?
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Postprzez MagdaMysza » 23 lis 2007, o 12:17

cześć felicity,
ja jestem chyba na podobnym etapie jak Ty. Mozemy pomagac sobie wzajemnie :) chyba. To znaczy nie wiem czy potrafie jakos pomoc, moge jedynie napisac jak jest ze mna.

Ja tez chodze przyspana ostatnio ale zdaje sie ze to dosc powszechne zjawisko ;)) podobno solarium troche pomaga

A co do radzenia sobie z doroslym zyciem :shock: mnie ono jak narzie przeraza. Mam poczucie ze jestem niekompetentna, nieporadna niedojrzala i wszystkie te inne... Ale jak poprostu zaczynam robic swoje a nie skupiam sie na tym co powiedza inni co mysla inni to nawet niezle idzie ...chyba.

Jestem DDA , 25 lat. Niedawno skonczylam studia, ale sama nie wiem jak, bo po obronie a wlasciwie juz przed wpadlam w cholerna depresje, prawie nie jadlam i w zasadzie nie poznawalam siebie. Lecze sie od 4 miesiecy i radosc zycia powoli wraca. Ale cholernie boje sie kazdej kolejnej rozmowy z psychiatra, a juz nawet nie powiem jak przeraza mnie mysl o spotkaniach w grupie terapeutycznej... Za wszelka cene chce wygrac z przeszloscia , ale boje sie otworzyc. Jestem na etapie obwiniania rodzicow za moje problemy ale mam nadzieje ze to minie, bo chyba nie do konca o to chodzi :?:
Caly poprzedni rok nie odczulam odrobiny satysfakcji z wykonywanej pracy, strasznie sie meczylam , mimo staran nic nie szlo, a przynajmniej ja to tak odbieralam ...W koncu jak juz zrozumialam ze nie poradze sobie sama, to znaczy mniej wiecej w momencie gdy slablam z glodu a jednoczesnie dlawilam sie jedzeniem nie mogac nic przelknac poszalm po pomoc do psychiatry i chyba dzieki temu teraz jakos stoje na nogach. W pracy staram sie znacznie mniej a poczucie spelnienia jest wieksze ;) NAdal czuje potezna samotnosc i chcialabym moc porozmawiac z kims kto mnie zrozumie, ale tak jak mowilam, koszmarnie sie boje spotkan grupowych i wypowiedzenia chocby zdania glosno przed grupa obcych mi ludzi......

Nasza rzeczywistosc nie pomaga, to prawda, o kupnie mieszkania tylko marze. Dodam ze nic mnie wlasciwie w kraju nie trzyma i rodzenstwo tez mam za granica. Jak narazie jednak postawialm na swoje zdrowie.... i tak nie dalabym rady w nowej rzeczywistosci...Ciulam kase na terapie i dopiero odkrywam czego tak naptrawde chce.

Bo jako DDA wogole siebie nie znam, nie wiem czego pragne czego potrzewbuje. Gdybym wyjechala teraz pogubilabym sie jeszcze bardziej. Chyba, bo tego nigdy sie nie wie... Jak juz sie odwaze to uciulam te 200 zeta i pojde na jakis cykl spotkan z ludzmi takimi jak ja.Zobacze jak to wyglada ...Moze pomoga.
;) napisz co tam u ciebie ...papatki
MagdaMysza
 
Posty: 1
Dołączył(a): 23 lis 2007, o 11:28
Lokalizacja: WROCŁAW

Postprzez felicity » 6 gru 2007, o 18:46

witaj!

dzięki za opdpowiedź, miło że choc jedna osoba zechciała dokonac wpisu... :)

Pisze dopiero teraz, bo miałam problemy z netem, ale teraz jest już chyba OK.
widze ze tez nie masz lekkiego czasu w swoim życiu co mnie pociesza nawet że nas smutasów jest więcej, bo to wiesz żadna pociecha...a terapia to dobry kierunek, tak myślę, bo wiesz jakby nie patrzec otwiera oczy mi pokazała nie jedno, i gdybym miała decydować poszłabym jeszcze raz, może już nie do tego samego psycjhologa, ale na pewno warto się przełamać. Ja zapisałam się na zajęcia związane z praca nad emocjami, ich wyrażaniem i od nowego rok mam zamiar chodzić na półroczny cylk spotkan i to buduje we mnie nadzieję. Drażni mnie tyle rzeczy, irytuje i złości, że sama sobą jestem zmęczona, właśnie zmęczona. chętnie gdzieś bym pjechała na dłużej i licze dni do przerwy świątecznej, bo same święta mnie jakoś dobrze nie nastrajają. I brak mi wiary w przyszłość, w siebie w ludzi, jakby się wypaliła albo uleciała.

U mnie no cóż, nie wiem do końca co pisac...
mało we mnie radości, motywacji i entuzjazmu do tego co przede mną, ajkbym przestała byc ciekawa tego co ma nadejść i spodziewała się trudności.
Ten wyjazd za granicę...
wiesz przeczytała ciekawy artykuł w "Charakterach" i były ciekawe spostrzeżenia odnośnie tego, że wyajzd może okazac się ucieczką a nie rozwiazaniem a pobyt na emigracji potęguje tylko nasze problemy.
wiesz nie boję się nowych sytuacji, ale denerwuje mnie t że po raz nie wiem który już się przeprowadzam, że znów od poczatku, że znów szukam swojego miejsca, że znów ja nie wiem, że znów poszukuje i kiedys to była dla mnie radocha a teraz mam poczucie ciąglęj niestabilności i zwątpienia.
I nie wiem co jest dla mnie takie najważniejsze, nie wiem czego chce i nawet jak ide na warsztaty to nie znajduję odpowiedzi. Chyba już brak mi cierpliwości do samej siebie i swojego
Brak mi w życiu pasji, odkrywania, spontaniczności a ja czuję marazm.
I już sama nie wiem co pisac....
I czuje jak się męczę....
pa i mikołajkowych niespodzianek zyczę, pa :!:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Postprzez markez » 6 gru 2007, o 22:56

MagdaMysza
"Jak narazie jednak postawialm na swoje zdrowie.... i tak nie dalabym rady w nowej rzeczywistosci...Ciulam kase na terapie i dopiero odkrywam czego tak naptrawde chce".

felicity
"wiesz nie boję się nowych sytuacji, ale denerwuje mnie t że po raz nie wiem który już się przeprowadzam, że znów od poczatku, że znów szukam swojego miejsca, że znów ja nie wiem, że znów poszukuje i kiedys to była dla mnie radocha a teraz mam poczucie ciąglęj niestabilności i zwątpienia".



Cieszę się, że potraficie tak fajnie, mądrze pisać o sobie. Spodobało mi się, że mimo zwątpienia, zniechęcenia czy zmęczenia, potraficie dojść do wniosku, że warto najpierw dochodzić do pewnej wewnętrznej równowagi i też nie dokładać sobie do pewnego poczucia niestabilności.
Wyjazd zarobkowy za granicę, myślę, że na dzień dzisiejszy tylko by was dodatkowo obciążył.
Nic w tym złego wyjechać, zarobić, odłożyć pieniądze aby ułatwić sobie trochę życie. Warto jednak najpierw zadbać o siłę wewnętrzną, dowiedzieć się więcej o sobie, swoich rzeczywistych potrzebach i wtedy łatwiej podejmować takie wyzwania jak wyjazd, bez tych dodatkowych obciążeń.
Fajnie, że ludzie na takim forum mogą się odnaleźć, mając podobne problemy, odczucia czy spojrzenie na pewne sprawy. Wam się udało spotkać :)

Ja nie wiem czy jestem DDA, chociaż mam nerwicę i częstą skłonność do depresji. Dużo z tego co piszecie, np. o oporach w psychoterapii grupowej, też mnie dotyczy. Do dzisiaj się na to nie zdecydowałem, chociaż mam stopniowo coraz mniej oporów i może się w końcu przełamię, bo tak jak piszecie, warto się z tymi problemami rozprawić (choć często to trwa trochę), żeby się nie ciągnęły i przestały być takim obciążeniem w naszym życiu.
Tak sobie myślę, że kto nas ma lepiej zrozumieć, jak nie osoby które przeżywają podobne problemy?
Może ma jakieś znaczenie, jaki jest lekarz, ale chyba warto próbować i nie dawać za wygraną, bo komu jak nie nam, ma na tym najbardziej zależeć? Przecież ile w tym kierunku człowiek zrobi, to tym łatwiej, lżej się będzie żyło (czy mniej, czy więcej zarobię). Większa stabilność naszej psychiki i swobodne wyrażanie emocji, jest czymś bardzo ważnym. Na dłuższą metę, nie da się żyć z takimi problemami spokojnie, bo życie dzisiaj nie jest sielanką (czy to w Polsce, czy za granicą) i przyjdzie każdemu zmierzać się w życiu z dalszymi, często silnymi stresami i człowiek prędzej czy później nie udźwignie tego, nie da rady.
Przez to co piszecie, jesteście dla mnie taką kolejną zachętą, żeby jednak walczyć o siebie, o swoje zdrowie i decydować się na konkretne kroki w tym kierunku :)

Pozdrawiam Was.
Avatar użytkownika
markez
 
Posty: 79
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 21:18

Postprzez felicity » 6 gru 2007, o 23:56

dzięki za wpis! :) :) :) :) :) :) :)

Wiesz ja tak sobie myślę, że ja czasem po prostu za dużo myślę i za mało przekłada się u mnie na działanie , takie konkretne i na dzień dzisiejszy nie umiem rozczytać się w swoich "chceniach".
Jest trudno widzę to, ale tak sobie pomyslałam, że brak mojego zadowolenia z dotychczasowego życia to po części dowód na to że mając kryzys przejde znów jakis kawałek do furtki otworzę i znów przejde kawałek i otworzę...przejde i kolejna otworzę..., mam nadzieję, że mi się jakoś to poukłada z czasem a znajomośc siebie to dla mnie podstawa w życiu, samoświadomość pozwala się mi mniej meczyć z tym co mnie otacza.
I też widzę, że mam problem z rozdizzeleniem zjawisk i rzeczy na które mam wpływ od tych które są poza moją kontrolą, miesza mi się to i tez dlatego chyba się męczę.

Pewnie jeszcze inne rzeczy dochodzą, ale już dziś nie napisze nic więcej, bo padam ze zmęczenia!
Spokojnej nocy :?
Pozdawiam was!
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Postprzez markez » 7 gru 2007, o 16:31

Pisząc o godz. ok. 23:00 też najczęściej padam ze zmęczenia i nie mam sił na rozpisywanie się :)
Często też jest tak, że człowiek jest zmęczony psychicznie, np. od ciągłego myślenia. U mnie to są przyczyny chyba w depresji. I ten rodzaj zmęczenia potrafi się ciągnąć całymi dniami i niewiele ma to wspólnego z niewyspaniem. Wtedy człowiek do wszystkiego musi się zmuszać, do każdej aktywności. Trzeba wtedy powalczyć chyba z przyczyną.

Wy już dużo robicie żeby dochodzić do równowagi, np. poprzez psychoterapie itp. To wam pomaga lepiej poznawać samych siebie, odkrywać to co do tej pory mogło być zakopane, nie wyrażane na co dzień.
Myślę, że warto też czasem spojrzeć na to, co się dzięki takiej pracy nad sobą już osiągnęło i na tym budować dalej. Czasem tak jest, że większość uwagi koncentrujemy na tym, czego nie mamy, co chcielibyśmy osiągnąć i widząc czasem długą drogę do tego i wyrzeczenia, osłabia nas to i odbiera siły do robienia czegokolwiek w drobniejszych sprawach na co dzień.

A może też jakąś receptą jest to, o czym same piszecie, żeby dochodząc do pewnej względnej równowagi (nie doskonałej) i większej świadomości siebie, swoich rzeczywistych potrzeb, pragnień, nauczyć się cieszyć z małych, drobniejszych celów, a one poprzez nasze zadowolenie z nich, będą budować w nas siłę która będzie procentować na dłuższą metę i przygotowywać - ćwiczyć nas do większych wyzwań, jak się takie pojawią?

Mając czasem podobne przeżycia, warto na wzajem wymieniać się swoimi przemyśleniami, bo zawsze się czegoś od siebie możemy uczyć, a przynajmniej utwierdzić w tym, co już robimy dobrze w danym kierunku.

Pozdrawiam i zachęcam do wypowiedzi
Avatar użytkownika
markez
 
Posty: 79
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 21:18

Postprzez felicity » 7 gru 2007, o 19:06

otóż to!

trzeba szukać różnych sposobów rozwiązywania i ja myślę, że to że my chcemy pójśc same do psychologa to w pewien sposób świadczy o naszej samoświadomści, bo wiesz nie czekam na kopa od kogoś czy od czegoś tylko sama sie organizuję i już!

a co do tego niechceinia i braku motywacji to ja widze ze moje oczekiwania od życia nie są spełniane i brak mi cierpliwości na te efekty.
I jeszcze widze ile to mnie czasem emocjonalnie kosztuje nerwów i jak się spalam a pamiętam takie krótkie odcinki w swoim życiu, że pomimo trudności nie wybuchałam tak i teraz mi przyszło do głowy, że może to kwestia leku przed porażkami, odrzuceniem przez innych i czasem jeżę się na ludzi z którymi pracuję, chociaż wiele spraw można byłoby inaczej załatwić, na spokojnie i łągodnie. Czasem też myśle że to kwestia zmiany, że już jakoś dizałamy w mechanizmach a tu bach! można inaczej i trudno tak sięgnąć po takie zachowania dojrzałe bo to niesie niewiadomą. w miejsce tego nieporządanego zachowania ma wejśc nowe i nie zawsze jesteśmy gotowi na to nowe choć racjonalnie wiemy że to jest dobre rozwiazanie. Ja tak mam widzę to u siebie. W środu siła mnie pcha do tego czego już nie chce.
NO ale zobaczymy ajk się wszystko poukłąda w najbliższym czasie.
Swięta i nowy rok mi jakoś temu nie sprzyja, bo krystycznie się oceniam i czuję się abrdizj sama niż jestem w ciągu roku, tak jakoś...
pa, trzymajcie się!
:D
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31


Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 58 gości