o kurcze, ale mi się wątek rozrósł....
Zabieram się do odpisywania.
Może będę pisać od pauz- bo nie umiem cytować kilku osób jednocześnie....
Dziękuję za każdą odpowiedź. I za tą ciepła, i za konstruktywną i za tą, która zabolała- również, chociaż poczułam wewnętrzny sprzeciw, ze tak ktoś się do mnie zwraca...
Zaczynam (postaram się po kolei na posty) :
- wiem, że język, którego używamy, odzwierciedla często naszą podświadomość, ale ja o tym, że "kiedyś swietny sex" napisałam zupełnie świadomie. 6 lat temu byliśmy gówniarzami, między nami była taka chemia, że właściwie bzykaliśmy się zawsze i wszędzie. A że nie mieliśmy swojego mieszkania- to naprawdę czasem było dość, hm...ekstremalnie...
Teraz, po tylu latach- już nie jest ważne ile razy, czy mamy gdzie, czy nikt nie usłyszy nie zobaczy. ( Co niewątpliwie dawało jakiś dreszczyk emocji)
Zresztą, co tu duzo mówić. Związek ewoluuje. Seź po kilku latach nie ejst taki, jak na początku. Zaczynają byc wazniejsze rzeczy- bliskość, miłość, ciepło. Tak myślę. I dlatego to napisałam.
W którymś poście wspomniałam, że mieliśmy przerwę w seksie- wtedy nawet by mnie te gumki nie zdziwiły (choc zabolałoby tak samo). Ale od jakiegoś czasu znów jest super. Do żadnego faceta nie czuję takiego pociągu fizycznego, jak do niego. I wiem, że jest to obustronne.
- Mahika, pytasz, czy kiedyś dał mi powód- tak kiedyś dał. Jakieś trzy lata temu mieliśmy mały kryzys- wtedy zaplątał się w głupie rozmówki na gg z kolezanką. Nie było to jakieś mega świntuszenie- ale jednak. Przez przypadek zostawił otwarte gg- więc przeczytałam zamykając laptopa. Rozstaliśmy się, ale że łączy nas ogromna miłość i widać było, że on tego bardzo żałuje, przegadaliśmy sprawę i postanowiliśmy budować wspólne życie.
Może dlatego obecna sytuacja tak mnie zabolała i tak zaskoczyła...
Bo jeśli to się pojawi cyklicznie, a ja teraz wybaczę- to może on za 3 lata jednak kogoś uwiedzie?...
- po kieszeniach nie szperałam- nie szperam z zasady. Ubranie, w którym był miało dość specyficzny "klubowy zapaszek", za którym ja nie przepadam.
Naturalną rzeczą jest, że przed wrzuceniem do pralki sprawdza się kieszenie. No i tajemnica się rozwiązała...
- Blanka...- muszę się nad tym głębiej zastanowić...Własciwie ostatnimi czasy nic nie robię, tylko się "głębiej zastanawiam". Chyba zaczynam być tym zmęczona....
- Laissez- coś w tym jest...Zaraz o tym napiszę...
- Filemon- kocham go nad życie. Jest moim najlepszym przyjacielem, najlepszym partnerem, najlepszym opiekunem, najlepszym powiernikiem, najlepszym kochankiem, najlepszym tancerzem i najmądrzejszym facetem jakiego znam. Bardzo, bardzo go kocham.
I mam swiadomość, że on mnie też.
- Ludolfina- bardzo to mądre... Czy możesz mi zaproponować jakąś literaturę?... Tego się boję... Że On zafiksował się tak bardzo w związek ze mną, ze uważa, że jestem dla niego jedyną i najwspanialszą kobietą, a podświadomie tego nie czuje...Cholernie trudna sprawa....
jak to odkryć?...
Waszych dywagacji na temat szperania, grzebania, wyciągania i prywatności nie skomentuję, bo chyba niewiele wnoszą, aczkolwiek temat dobry. Można go kiedyś obgadać...
( sprawę z moim "grzebaniem" wyjaśniłam wcześniej, więc chyba już nie ma wątpliwości, o co chodzi
)
Uff, chyba odpowiedziałam na wszystko...
Sikorko, Mahiko, Justo- jestem i odpisuje.
Wszystkich, którzy zaangazowali się w moją sprawę ściskam i mocno Wam dziękuję- faktycznie- tak jak napisała Ewka na początku- pomagacie mi przez to przejść. To bardzo dla mnie ważne- dzięki,
A teraz do rzeczy. Rozmawialiśmy. Atmosfera w domu jest średnia. Okazało się, że "wziął gumki, bo leżały na stoliku. A on po prostu się poczuł za pewnie. Na imprezie wszyscy opowiadali o mnie- jaka to jestem świetna, jakie ma szczęście, że ma taką kobietę i wtedy poczuł, jaką chciał zrobić głupotę. Własciwie to już w taxówce uświadomił sobie, co robi. Zachował się jak szczeniak, żenująco, wie o tym, przeprasza, błaga o wybaczenie, zrobi wszystko, by odzyskać moje zauwfanie"...
Moja pierwsza reakcja- proszę, zeby się spakował i wyprowadził.
Dałam mu czas do końca tygodnia.
Żyjemy obok siebie. Rozmawiamy. Jest spokój przepełniony ogromnym smutkiem.
Śpimy osobno, aczkolwiek dziś w nocy kotuś mi nasikał do pościeli, więc chcąc nie chcąc- spaliśmy razem.
I czuć było przez skórę, jak mu ciężko jest się " nie przytulić". Bo zawsze spaliśmy ze sobą wtuleni, jak dzieci.
Ja NIE OGARNIAM całej tej sytuacji. Czuję, jakby się to działo za szybą...
i nie wiem, co mam robić...
Jest miłość.... Ale jest też ogromny brak zaufania...
Nie gotuję, nie sprzątam, nie piorę... Może potrzeba mu tego by poczuć, jak bezpieczną przystań chciał stracić...
Czy robię dobrze?...
Pozdrawiam Was !