Hej kochani. Mam pewien problem od bardzo dawna, naprawde baaaaaaaardzo dawna. (nie sa to tygodnie w kazdym razie )
chodzi o moje napady zlosci i agresji. o wszystko. cos mi nie podpasuje i wpadam w taka wscieklosc ze mam ochote walnac gdzies piescia, zazwyczaj sie powstrzymuje (gorzej z powstrzymaniem agresji slownej), ale taki napad, powstrzymany badz nie dooprowadza mnie do placzu z 'wykonczenia'.
zauwazam ten problem bo kiedys go nei bylo, wrecz przeciwnie zawsze naleze do osob opanowanych i spokojnych ktore nie reaguja nerwami.
a teraz?? wystarczy ze probuje gdzies sie dodzwonic, powiedzmy 3 razy do domu, oczywiscie nikt przy sobei komorki nei ma a skypa tez nie odberaja... juz nie moge oddychac mam w sobie tyle zlosci ze (czasem) komorka laduje na scianie albo cos pod reka.. i od razu w placz
jest to dla mnie okropny problem i wstydliwe szczerze mowiac, boje sie przyznac bliskiej osobie bo kurde zachowuje i czuje sie jak wariatka
i nie wazne czy powod jest blachy (a zazwyczaj taki jest) czy powazny
rece mi opadaja