Witam,
mam problem z relacjami z ludźmi, a dokładnie: nie umiem nawiązać tych relacji. Moje rozmowy nie prowadzą do powstania żadnej znajomości, którą można by nazwać prywatną czy towarzyską. Chociaż ciągle wyszukuję okazje do poznania nowych osób, np. poprzez dołączanie do różnych zbiorowych inicjatyw, klubów hobbystycznych, to nigdzie tam nie udaje mi się z nikim stworzyć żadnej więzi. Kiedy zbiera się gdzieś towarzystwo, to zawsze w pewnym momencie dostrzegam, że wszyscy stoją w kółku, rozmawiają i śmieją się, a ja zostałem poza tym kółkiem, stoję z boku i nie rozumiem, co czym mowa. Co ciekawe, nigdy też nie mogę zaobserwować momentu, w którym to kółko się tworzy, zawsze widzę dopiero ten moment, w którym ono już powstało, a ja jestem poza nim. Jest to dla mnie bardzo przykre zjawisko, ale jeszcze bardziej martwi mnie niezrozumienie treści rozmowy. Bynajmniej nie wynika to z jakiejś mojej ogólnej głupoty - przeciwnie, wszyscy przyznają, że mam dość bogatą wiedzę z wielu dziedzin. W tym właśnie jednak, jak się zdaje, leży przyczyna problemu: wychowałem się na czytaniu książek, podczas gdy inni rówieśnicy ćwiczyli rozmawianie. Oczywiście mam również za sobą lektury zawierające jakąś wiedzę psychologiczną, która powinna pomóc mi w kontaktach towarzyskich, taka książkowa wiedza pomaga mi jednak tyle, co pisemna instrukcja pływania tonącemu. Nie wiem, jak wybrnąć z tak niekorzystnej sytuacji. Jak już powiedziałem, wchodzenie w nowe środowiska niewiele mi daje, ponieważ wszędzie tam jestem spychany na margines przez wytrawniejszych rozmówców. To zjawisko nie grozi mi wprawdzie, kiedy spotykam się z pojedynczą osobą, ale takie spotkania w cztery oczy (z dziewczynami raczej) też nie budują żadnej relacji ani chęci kolejnych spotkań. Ten brak prywatnych znajomości z ludźmi nie tylko (zapewne) negatywnie wpływa na moją psychikę, ale też pośrednio na gorsze radzenie sobie w załatwianiu różnych spraw życiowych, bo przecież nawet najuczciwsi ludzie wiele rzeczy mogą załatwić tylko "po znajomości".