miłość do DDA

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez Jamania » 19 kwi 2011, o 23:12

cześć Maks,

Pisząc, że mnie okłamał mam na myśli rzeczy fundamentalne. Chyba nie jestem w stanie tego opisać...nie zdradził mnie z nikim tylko oszukiwał, że chce tego samego co ja. Prawdopodobnie chciał nadążyć za moimi narastającymi pragnieniami zamieszkania razem, założenia rodziny. A z drugiej str nie był w stanie odsunąć się od ojca. Wymyślił więc na mój użytek inny, lepszy świat...Trwalismy w nim ok 2-3lata, już byliśmy na etapie projektowania wspólnego domku. Czy możesz się domyślić co to dla mnie znaczyło?Potem w przeciągu masakrycznego tygodnia poznałam prawdę- nie całą na raz, bo on bronił się nowymi kłamstwami jak tylko mógł. Dodam tylko, że nie było jego intencją oszukanie mnie finansowo.
Najpierw był szok, zaraz potem wielki strach o niego (opisałam w skrócie jego historię). Rozmawiałam ze znajomą dr psychiatrii na jego temat-ona powiedziała mi o DDA i potrzebie terapii.
Skupiłam się na nim. Niby powtarzałam, że nie widzę wspólnej przyszłości, ale w teraźniejszosci nadal nie mogłam być bez niego. Wtedy też napisałam tu, na forum.
Potem zaczął narastać we mnie coraz większy niepokój... zaczęłam powtarzać sobie jak mantrę słowa: pomóż sobie
tylko nie wiedziałam jak
Uczepiłam się książek o DDA i tak jak pisałam wcześniej- z jednej str większa świadomość, a z drugiej- większy problem
wiesz co jest najgorsze?
sama mam sporo cech DDA, choć u mnie w domu alkoholu nie było. były inne "niedociągnięcia", ale starałam się zawsze przekuć swój żal za błędy rodziców w zrozumienie, że przecież też są ludzmi. A teraz mam wrażenie, że wyhodowałam sobie taką postawę życiową, która powoduje, że na własne zyczenie dostaję po d...
w dodatku mam jakąś blokadę w otwarciu się tak do końca przed drugą osobą. Pomimo,że stwarzam pozory bardzo otwartej, wręcz wylewnej osoby. Jest kilka zyczliwych mi osób, które wiedzą o problemie nawet w szczegółach, ale nikt nie zna moich wszystkich emocji, włącza mi się blokada i już. Nawet ja sama wtedy nie potrafię dotrzeć do wszystkich uczuć.
Pytasz się czy jesteśmy parą. Nie, bo bez zaufania nie daję rady. Jednak jest mi bardzo bliski, to jak uzależnienie. Dzięki za tę radę o "sklejeniu"- kolejny mocny argument dający do myślenia.
Czuję się dziś jak biedny, mały patałach :? aż nie chce mi się już o tym wszystkim mysleć.
Dziękuję Ci za ciepłe słowa, przydały się.
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez pszyklejony » 20 kwi 2011, o 18:11

"Czuję się dziś jak biedny, mały patałach"

Zapamiętaj te uczucia, bo one są jedynym łącznikiem między świadomością, a ukrytą warstwą osobowości.

"ale nikt nie zna moich wszystkich emocji"

Nikt nie potrzebuje znać, oprócz Ciebie.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez tu i teraz » 20 kwi 2011, o 19:04

Jamania,

nie wiem dokladnie czemu,
ale mozna sie domyslic :wink:
Twoj ostatni wpis jest mi bliski...

to, ze opisujesz co czujesz..tak szczerze
i z glebi serca...
dotyka mnie...

...to pokazuje mi,
ze inny wymiar zycia,
ten gleboki.."duchowy" ..
jest realny...wazny...

:kwiatek:
tu i teraz
 
Posty: 210
Dołączył(a): 14 lut 2011, o 13:53

Postprzez Orm Embar » 20 kwi 2011, o 21:07

---------- 19:21 20.04.2011 ----------

Cześć,

1. FACET. Nie zamierzam bronić Twojego faceta, ale czy nie myślisz, że można na wszystko popatrzeć i tak, że on chciał zrobić dobrze WSZYSTKIM? W tym i Tobie? Że nie tyle bezczelnie Ciebie okłamał i oszukał, ile chciał powiedzieć Ci to, co Ty chciałaś usłyszeć? Jeżeli nie jest socjopatą i ma uczucia, na pewno w nim też drzemie pragnienie normalnego domu - bez alkoholu i bez chorych jazd jego ojca. Zapewne też obawa, czy on sam wobec swoich dzieci nie okaże się katem, czy poradzi sobie jako rodzic.

To co napiszę odbierz jako feedback, czyli opis tego JAKIE SĄ MOJE WRAŻENIA, a nie o tym, jaka jest rzeczywistość, ale brzmi to tak, jakbyś miała marzenia o wielkim, pięknym, białym zamku, jakby pojawił się książę z bajki (na razie w postaci ropuchy rzecz jasna!), który zapewniał Ciebie, że jeszcze chwila i moment, a te piękne wieże z marmuru i alabastru są tuż-tuż...

Jeżeli marzyłaś o Białym Zamku i o byciu Księżniczką, to niestety (a może stety?) życie jest dużo bardziej normalne, zwyczajne i prozaiczne.

Podkreślam - to moje, bardzo luźne, wrażenia, i musisz sama przefiltrować je przez swoją wiedzę o samej sobie.

2. Wiesz co, swoimi stanami nie przejmuj się o ile Ci się to uda... Każdy tak czasami miewa...

Z byciem z ludźmi to jest tak, że jakoś tak jednocześnie się z nimi jest i nie jest zarazem. To nie jest tak, że ALBO jesteś z ludźmi nieskończenie blisko, ALBO nieskończenie daleko. Z różnymi ludźmi jesteś w różnej odległości. Co więcej, czasami z tymi samymi ludźmi możesz być bliżej, a czasami dalej. To całkowicie normalne.

Z jedną osobą będziesz przez całe życie: z samą sobą. :-) Pytanie czy kochasz siebie wystarczająco mocno, by tę jedyną osobę, jaka będzie Ci towarzyszyć dzień w dzień, przez cały ten czas przynajmniej lubić, a tak często jak się da, kochać bez pamięci... ;-)

3. Co do DDA to nie jest koniec świata, i z wielu trudniejszych problemów ludzie wychodzili i dobrze żyli z bliskimi. To nie koniec świata i nie ostatnie nieszczęście...

trzym się cieplutko! ;-)

Maks

---------- 21:07 ----------

Jamanio,

Jedno super ważne zastrzeżenie: nie odbieraj moich wpisów jako prób oceny, OK? To po prostu zachęta do badania Ciebie przez siebie samą. :-) Wiem jak to działa - swoje przeszedłem, wiem doskonale jak to jest. Weź tez pod uwagę, że jestem zwyczajnym człowiekiem i też się mylę, też chybiam... ;-)

Piszę to po to, żebyś nie czuła się OSĄDZANA, ale abyś czuła się ZAPROSZONA DO NIESKRĘPOWANEJ DYSKUSJI, OK?

uściski!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Jamania » 22 kwi 2011, o 11:00

nie biorę "księżniczki" do siebie :) taka osoba chce, żeby wszystko było za nią zrobione, a ja nie unikałam przeszkód. Nie potrzebowałam idealnego księcia z bajki. Ale Maks ma trochę racji. Bo to mój chłopak (jakie to nieadekwatne słowo do wszystkich moich uczuć!) stworzył bajkę i ja byłam w niej księżniczką. On mi narzucał taką rolę, teraz to widzę.
Zauważacie, że nabieram większego dystansu?

Odprowadziłam go wczoraj na pierwsze spotkanie do psychologa, potem wysłuchałam wrażeń. Były bardzo entuzjastyczne. Aż się zastanawiam, czy On znów nie wchodzi w jakąś role. Może nie jest gotowy na terapie? a może nigdy nie da się na to przygotować, ważne zeby zacząć? proszę, podzielcie się swoimi uwagami, może doświadczeniami. Chcę uniknąć sytuacji, że On znów oszukuje innych, a przede wszystkim samego siebie, żeby spełnić czyjeś oczekiwania. Oberwie mi się pewnie za to od Was, ale przyznam się- poszłam z nim, żeby mieć pewność, że to prawda. i On o tym wie.
Dałam mu też książkę "Dorosłe dzieci alkoholików". Na razie nie czyta.

Mam taki pomysł, żeby ograniczyć z nim spotkania do tych dni, w które ma terapie(raz w tyg). Nie tylko, żeby go kontrolować, ale żeby go wspierać w tym co jest dla niego dobre. Mam wrażenie, że to byłby jasny przekaz: "namieszałeś w życiu, uważaj, bo nie można tak dalej. teraz sobie pomagasz, to jest dobre i w tym Cię wspieram"
i takie jasne reguły mi też pomogą, bo będę miala czas na uporządkowanie własnych spraw.

Dobry, czy beznadziejny pomysł?
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez Sansevieria » 22 kwi 2011, o 11:28

Entuzjazm po pierwszym spotkaniu zasadniczo przewidywalny - pojawił się ktoś, kto fachowo pomoże uporządkować istniejący zamęt w osobie terapeuty. Trudno sie zacznie później, jak różne rzeczy będzie sie nazywało po imieniu i jak trzeba będzie to i owo naprawdę w życiu, postrzeganiu i postępowaniu zmienić.
Pomysł ograniczenia spotkań jest w moim odczuciu dobry, ale niespecjalnie mi się podoba akurat ustalenie sztywne "raz w tygodniu w dzień terapii", bo trochę jabyś brała odpowiedzialność za to, czy on chodzi i miała zamiar dopilnowywać. To nie jest dobra rola, bo nie jesteś odpowiedzialna za niego, a w takiej sytuacji byś swoje plany podporządkowała jego terminom sesji. Mniej sztywności chyba lepsze by było... :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez pszyklejony » 22 kwi 2011, o 14:24

"Co do DDA to nie jest koniec świata, i z wielu trudniejszych problemów ludzie wychodzili i dobrze żyli z bliskimi. To nie koniec świata i nie ostatnie nieszczęście..."

Jakie znasz większe problemy? Bez nogi, można zyć całkiem nieźle, z DD nie bardzo.

"mój chłopak... stworzył bajkę i ja byłam w niej księżniczką."

Nie, on wierzył, że taka jest rzeczywistość, a ponieważ nic w niej nie pasuje, trzeba oszukać, wszystich, przede wszystkim siebie.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Orm Embar » 22 kwi 2011, o 20:28

Siema Pszyklejony,

pszyklejony napisał(a):"Co do DDA to nie jest koniec świata, i z wielu trudniejszych problemów ludzie wychodzili i dobrze żyli z bliskimi. To nie koniec świata i nie ostatnie nieszczęście..."
Jakie znasz większe problemy? Bez nogi, można zyć całkiem nieźle, z DD nie bardzo.


Ależ proszę bardzo! - można być na przykład dziewczynką, z którą przez wiele lat współżył ojciec, trzymając córkę w piwnicy, i przy okazji płodząc kilka dzieci (Fritzl). Można być siedmioletnim synem oddawanym pedofilowi przez matkę za alkohol (przykład spod bodaj Koszalina). Można mieć raka, może człowiekowi odpadać skóra płatami, można wpaść w ręce band zwanych przez siebie "wojskiem" z bodaj Ugandy, być 10-letnim dzieckiem i być zmuszonym do zabicia swojego ojca, wyłupania mu oczu i ugotowania z nich zupy (to nie są żarty - takie tam są praktyki, nakierowane na to, żeby dzieciaka na amen odizolować od normalności i zamienić w maszynę do zabijania).

Prawda jest taka, że dla KAŻDEGO człowieka na ziemi JEGO WŁASNE cierpienie jest największe, choć każdy cierpi bardzo podobnie...

Istnieją przykłady wielu ludzi, którzy z syndromem DDA poradzili sobie. Tzn. oczywiście nie zmienili swojej przeszłości, ale dołożyli sobie "protezy" o których pisała Sans, częściowo nauczyli się akceptować pewne rzeczy - i są odpowiedzialnymi, szczęśliwymi ludźmi.

Znasz kawał? Pytają kryminalistę jak został bandytą "ech, to okropne: matka piła i się sprzedawała, ojciec pił i bił do nieprzytomności, wszyscy bracia byli bandziorami - cóż miałem zrobić, też jestem bandytą".

Pytają księdza jak został księdzem "ech, to takie nudne - matka piła i się sprzedawała, ojciec pił i bił do nieprzytomności, wszyscy bracia byli bandziorami - to jakie ja niby miałem wyjście jak tylko księdzem zostać?". :-)

JAMANIO:
Dobre pomysły to:
- dbanie o siebie i rozwój samoświadomości (bałem się trochę, że po moim poście uznasz, że chłopak Ciebie oszukał i jeszcze ... ci psychole z psychotekstu Ciebie prześladują...);
- "odklejanie" się trochę od faceta w postaci np. niespotykania się codziennie;
- stawianie mu granic, ale i wspieranie.

Zły pomysł to MOIM ZDANIEM:
- sztywne ustalanie kiedy go spotykasz;
- spotykanie się tylko wtedy kiedy idzie na terapię - ja bym raczej dał mu czas na SAMODZIELNE wejście w temat. Nikt za niego nie przejdzie terapii, to własna droga każdego człowieka...

uściski i wesołych świąt!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Jamania » 22 kwi 2011, o 22:21

---------- 21:55 22.04.2011 ----------

wiecie czemu sobie wymyśliłam, żeby widywać go w dniu terapii? żeby miec pewność, że On tam chodzi. Bo na słowo nie jestem w stanie mu uwierzyć, a martwię się strasznie, że zrezygnuje z dobrej drogi, gdy zaczną się trudności. WIEM, że to jest głupie, bo taka terapia może się udać tylko i wyłącznie gdy On sam będzie do tego przekonany, ale i tak nie mogę się powstrzymać przed kontrolą. Swiadomość, że jest na tej terapii, że stara się zmienić, uspokaja mnie i mogę wtedy zająć się sobą. Ale wiem, że to moje podejście jest złe i pracuję nad sobą by je zmienić. Tylko to trudne!

a czy mogę teraz trochę nad sobą się poużalać?
nic na to nie poradzę, że czuję się odrzucona, skrzywdzona. Bardzo potrzebuję przytulenia do tej jedynej osoby, ale On już mi tego nie może dać. Nie nastawiam się na czekanie aż kiedyś do tego dojrzeje, bo raz, że może być różnie, a dwa-chybabym zwariowała. Odsuwam się więc, staram się cieszyć z drobiazgów każdego dnia, ale płaczę w środku nad tym, jak mi się to potoczyło. Wiem, że ludzie mają większe problemy, ale potrzebowałam trochę tego z siebie wyrzucić.

Wesołych Świąt!!!

---------- 22:21 ----------

a Ciebie Maks ściskam mocno! i Sanseviera, i Tu i Teraz! :D
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez Sinusoida » 22 kwi 2011, o 22:23

Orm Embar napisał(a):
Prawda jest taka, że dla KAŻDEGO człowieka na ziemi JEGO WŁASNE cierpienie jest największe, choć każdy cierpi bardzo podobnie...



Otóż to, nie da się porównać cierpienia. Viktor Frankl bardzo pięknie to ujął stwierdzając, że z cierpieniem jest jak z gazem. Gaz wypełnia zamknięte pomieszczenie całkowicie i równomiernie, bez względu na rozmiary pomieszczenia i ilość gazu. Podobnie cierpienie całkowicie wypełnia świadomość i duszę człowieka i nie ma znaczenia czy cierpimy tylko trochę czy ogromnie. Stąd rozmiar cierpienia jest pojęciem bardzo względnym.
Jakoś tak bardzo mi się spodobało to porównanie.

Jamanio. Rozumiem Twoje rozdarcie i smutek. I podziwiam Cię bo jesteś bardzo dzielna w tym wszystkim. Trzymaj się ciepło :pocieszacz: :serce2:
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Jamania » 12 maja 2011, o 17:54

hej,
dawno już tu nie pisałam. Próbowałam kilka razy, ale nie wychodziło nic sensownego.
Z postępów- już nie martwię się tak o Niego( że coś sobie zrobi)
Ograniczyłam kontakt i dobrze mi z tym. Naprawdę- lepiej się czuję z dala od Niego. Czas leczy rany, prawda? On też potrzebuje czasu, dopiero były 4 spotkania z psychologiem. Według mnie On jeszcze walczy z myślą o tym, że mógłby być DDA. To tak jak alkoholik nie chce się przyznać do problemu, bo wie że będzie musiał przestać pić, tak On ucieka przed konfrontacją z DDA, bo czuje, że duzo będzie musiał zmienić, przede wszystkim stosunki z ojcem. Zresztą jakie to stosunki? źle pojęta opieka...jakaś chora misja
a ja coraz lepiej rozumiem, że to są Jego problemy, z którymi musi uporać się w pojedynkę. Chciałabym go wspierać, ale mądrze-tak żeby sobie nie szkodzić. Na razie nie służą mi spotkania czy rozmowy z Nim, więc poprosiłam o tydzień bez kontaktu. Wytłumaczyłam mu dlaczego, chyba zrozumiał.
Teraz gdy utrzymuję dystans, to mniej sie boję, że pakuję się w coś co mi zaszkodzi. Nie mam już takich złych snów... Nie czuję się jak ćma lecąca do ognia.
i może dzięki temu mam odwagę sie przyznać, że nadal kocham go i w głębi duszy chciałabym, żebyśmy kiedys stworzyli prawdziwą parę... ale wiem, że to zależy od Niego, od czasu...ode mnie... bo może być różnie. Korzystam z pogody i duuużo jeżdzę na moim cudnym rowerku(do pracy też :D ), spotykam się ze znajomymi itp. Ogólnie- słucham rad, skupiam się na przyjemnościach i składam serducho do kupy.
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez Sansevieria » 12 maja 2011, o 18:04

Wspaniałe wiadomości, serce rośnie jak się czyta, Jamania :) Tak trzymać !
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Jamania » 12 maja 2011, o 18:16

tylko smutno... choć nie cały czas
Jamania
 
Posty: 15
Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 19:43

Postprzez Sinusoida » 12 maja 2011, o 18:18

Jamania - chylę czoła :usmiech2:
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Sansevieria » 12 maja 2011, o 18:49

Byłoby dziwne, gdyby nie było smutno czasem. W końcu różne sprawy nie są wesołe, no to masz uczucia adekwatne do sytuacji. Byle ten smutek nie był wszechogarniający. A jak sie bezie zmieniało na lepsze - zdrowsze to i smutek odejdzie :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość