...

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez Katarzyna K. » 19 lis 2007, o 22:52

Flinka

"Nauczyłam się żyć w ciągłym napięciu, oczekiwaniu na wybuch i teraz ciężko mi poczuć się spokojnie, nawet kiedy wszystko układa się dobrze. Nigdy nie wiem jak zareagują, co ich zdenerwuje. Nigdy nie wiem co wykorzystają przeciwko mnie. A też bywa naprawdę bardzo miło i ciepło w moim domu, wtedy wdycham tą rodzinną atmosferę równocześnie zastanawiając się jak mogłam mieć o cokolwiek żal. Moja mama zwłaszcza potrafi być naprawdę czuła. Ale potem schemat się powtarza. Nigdy chyba nie przyjmą tego, że jestem odrębnym człowiekiem, że mogę mieć własne zdanie, przeżywać coś inaczej niż oni, być samodzielna. Nie zrozumieją tej emocjonalnej, depresyjnej części mnie. Dają mi akceptację, nawet pochwały, by za chwilę je zdeptać."

wiesz, u mnie w domu było wszystko ok, tzn. żadne z rodziców nie piło, nikt nie stosował za często przemocy. A to co napisałaś, to było o mnie. A więc to znaczy, że mam niedojrzałych rodziców? Moja mama jest dda, to właśnie z nią tak trudno jest mi ułożyć sobie relacje. Tato ma niewiele do powiedzenia w moim domu, mama szantażuje nas np. samobójstwem. Czuję, że ta moja relacja z mamąjest zbyt silna, że chciałabym juz ją przerwać, już chyba czas (mam 23 lata). Ala mam poczucie, że bez nich sobie nie poradzę. Że nie jestem w stanie się utrzymać, że wpadnę w zupełny dół jak zostanę sama.... No właśnie, bo trudno jest mi nawiązywać kontakty z ludźmi. Ciąglę się ze wszystkimi porównuję, zamykam, próbuję udowodnić swoją "lepszość i wyższość". Poza tym chyba nie mam nic do zaproponowania innym ludziom. Jestem głupiutką gąską.

pozdrawiam wszystkich, Kasia
Katarzyna K.
 
Posty: 4
Dołączył(a): 6 lis 2007, o 23:23
Lokalizacja: Wawa

Postprzez flinka » 20 lis 2007, o 01:22

Kasiu ja nie czuję się dość kompetentna by to oceniać. Pisałam ogólnie o swoich odczuciach. Zresztą to nie jest tak ważne, czy nazwie się to niedojrzałością emocjonalną czy nie, ważne jest to jak to się przekłada na Ciebie. Myślę, że Twoja mama jako DDA może mieć problem z budowaniem zdrowych relacji, takie nie są oparte na strachu, jak w przypadku szantażu emocjonalnego. Ale ważne są tu Twoje emocje, to jak to przeżywasz, a nie czyjakolwiek ocena. Moi rodzice pozornie są silni, jednak myślę, że nie potrafią prawidłowo przeżywać emocji, właściwie w ogóle ich nie akceptują. I myślę, że stąd wynikają częste kłótnie, raniące i obraźliwe słowa, pretensje, oskarżenia, granie na emocjach, szantaże itp. Nie ma chyba sensu opisywać szczegółów, może i jest, ale nie potrafię. W każdym razie w moim domu nie przelewał się alkohol (poza pewnym epizodem), zdarzało mi się dostać od taty, ale nigdy nie mocno, on po prostu nie potrafił zapanować nad sobą, więc można uznać, że było wszystko ok (tak jak to napisałaś). Ale nie mam takiego poczucia – odczuwając swoją samotność i samotność moich rodziców, nie potrafiąc bronić własnych przekonań i często odczuwając rozpaczliwą bezsilność. Nie mam takiego poczucia, kiedy ciągle w kontaktach z ludźmi boję się ośmieszenia i często kontroluję każdy ruch, kiedy nie jestem w stanie przyjąć krytyki, bo kojarzę ją z odrzuceniem, kiedy mam tendencje do uciekania w samotność, kiedy szukam opieki/ochrony i można by tu jeszcze wymieniać.

„Ala mam poczucie, że bez nich sobie nie poradzę. Że nie jestem w stanie się utrzymać, że wpadnę w zupełny dół jak zostanę sama....”
Czy to jest czysto Twój lęk? Czy nie słyszysz tego od swoich rodziców? Myślę, że to bardziej oni Cię potrzebują niż Ty ich, Ty tylko żyjesz w fałszywym przekonaniu, że nie dasz sobie rady. Skąd wiesz, jeśli nie próbowałaś? A może będzie Ci łatwiej się odnaleźć, poczuć spokojniej?
Od mojej mamy często słyszę, że jestem niezaradna, niedojrzała i bez niej bym sobie nie poradziła, ale tak naprawdę to chyba ona potrzebuje czuć się niezastąpiona. Moi rodzice boją się utracić nade mną kontrolę, mają swoją wizję idealnej córki, która przede wszystkim jest zawsze blisko.

„próbuję udowodnić swoją "lepszość i wyższość”
Zastanawiałaś się skąd to się bierze? Czy to też nie jest model Twojej mamy - żeby być ważnym trzeba rządzić, trzeba być górą?

Pozdrawiam Cię Kasiu


Melody jak się czujesz?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez ewa_pa » 20 lis 2007, o 10:07

tak sobie was czytam wiele historii niby odmiennych a jednak wiele je łaczy...i ja czuje tak samo brak miłosci,bezpieczeństwa i akceptacji w rodzinie i za dziecka i teraz tak jestem dzieckiem alkoholik.ów z tego powodu zostałam sierotą nie radze sobie z emocjami mam juz własna rodzine tą wyidealizowana kiedys dopiero jak zaczełam rozmawiac z psychologami i zastanawiac sie nad tym wszystkim przeszłoscia zachowaniami i teraz ..wiele zrozumiałam i ja nie jestem w porzadku...a to co piszecie tylko mi uswiadamia fakt ze musze pracowac nad sobą dzieki melody za ten temat jak widzisz dla wielu osób tak wazny :pocieszacz:
Avatar użytkownika
ewa_pa
 
Posty: 812
Dołączył(a): 30 sie 2007, o 21:15
Lokalizacja: bielsko

Postprzez kaśku » 20 lis 2007, o 13:43

widzisz melody ile "dobrego" zrobil twoj temat...??? :-)
a tak szybko chcialas sie wycofac, mysle ze w pewnym sensie pomoglas tym tematem sobie, ale tez innym ... mi napewno, napisze cos wiecej puzniej bo pedze na zajecia ... ;-)

ps. pozazdroscic frekfencji pod tematem ;-)

przytulam ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez melody » 24 lis 2007, o 17:18

Chciałabym podziękować tym, którzy zdecydowali się przeczytać mój przydługi post (również tym, którzy przeczytali pozostając w milczeniu... po drugiej stronie monitora; po drugiej stronie internetowych kabli)

Jeśli rzeczywiście ktokolwiek z Was odczuł, że mój temat był mu pomocny, to wspaniale. Ja jednak nie mam poczucia, że pomogłam sobie pisząc to wszystko... Trwałam w iluzji, że opisanie mojej historii zmniejszy we mnie poczucie głębokiego osamotnienia, lecz tak się nie stało. Trwałam w iluzji, że ktoś inny (nie ja) zdoła nadać mojemu życiu sens, a tymczasem muszę sobie zdać sprawę z tego, że tylko ja jestem odpowiedzialna za kształt swojego życia...

W miniony poniedziałek poczułam, że nie zależy mi już na niczym z jednoczesną świadomością, że jest to bardzo niebezpieczny stan...

Potrzebowałam się okaleczyć i zrobiłam to z premedytacją (kilka, a może kilkanaście pociągnięć żyletką przez nadgarstek). I mając ten niewymierny dowód na to, jak bardzo nie radzę sobie z własnymi emocjami zadzwoniłam do swojego terapeuty. Spotkałam się z nim następnego dnia rano (jestem mu niezwykle wdzięczna za ten czas dla mnie; czas i cierpliwość), pozostając teraz w stanie pewnego - niezupełnie naturalnego - uspokojenia...

Ktoś mi powiedział około dwóch tygodni temu, kiedy przeczuwałam, że mogę tak ostro przyhamować, abym wówczas odwołała się do wyższych wartości. Umyślnie czytam więc Sartre'a starając sie wrócic do życia - pełnego życia...

Niewiele teraz odczuwam poza tym swoistym uspokojeniem i bardzo bronię sie przed tym, by nie poczuć niczego więcej. Czy to opór? Tak, bo jestem bardzo zmęczona...

melody

PS. Czy wierzę gdzieś w głębi siebie, że moi rodzice się zmienią? Na tak postawione pytanie moge odpowiedzieć tylko w ten sposób, że dla mnie osoba ludzka nie - jest, lecz ciągle się staje. A zatem tak oni, jak i ja jesteśmy w nieustannym rozwoju...
melody
 

Postprzez kaśku » 24 lis 2007, o 17:58

Tak mi przykro Mel, ze tak się stalo, nawet niewinem co wiecej ci napisac, dodatkowo mi głupio bo mialam cos wiecej napisac, ale sama nienajlepiej się czuje, wiec nic z tego niewyszlo, z pozytywow to to ze wyjasnilam nieporozumienia miedzy mna i terapeutka, nio ale teraz to odchorowuje, tez jest mi ciezko wiec wiem co czujesz, ale mysle ze musimy dac rade, musimy to jakos pokonac, a musimy bo tak naprawde chcemy (trudno jest mi jeszcze to zaakceptowac, ale to jest przeciez dla naszego wlasnego dobra), musimy jakos się temu przeciwstawic, przede wszystkim niepoddajac się ….
Pokręciłam, ale mam nadzieje ze wiesz o co mi chodzi ..

Przytulam …
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez melody » 24 lis 2007, o 18:15

NoName,
(podoba mi sie brzmienie Twojego nicka, kiedy go wypowiadam),
nie poczuwaj się do odpowiedzialności za moje wybory. Spokojnie.
Ja wiem, że sama także cierpisz bardzo (widzę to).

Specjalnie dla Ciebie, posłuchaj sobie:
http://pl.youtube.com/watch?v=L-p2sbt_C4w
(Don't give up)

mel.
melody
 

Re: ...

Postprzez markez » 24 lis 2007, o 21:44

melody napisał(a):Chciałabym powiedzieć - "Czuję sie skrzwdzona przez moich rodziców i krzwdzona przez mamę", ale nie powiem tak, bo nie umiałabym się z tego wytłumaczyć...
Nie, nie jestem DDA, mam tylko emocjonalnie niedojrzałych rodziców, szczególnie moja mama jest taka...


Chciałbym w BARDZO DUŻYM skrócie :):):) (jak na tą sprawę) i w dość może, „kalecznie” UPROSZCZONY sposób napisać – zaznaczam, MOJE refleksje na ten temat, (bo pewnie można by o tych sprawach niejedną książkę napisać).

Może warto dla refleksji, przypomnieć sobie, od czego zaczynali nasi dziadkowie kiedyś. Z resztą sami czasem chętnie lubią o tym opowiadać :)
Cofając się daleko do historii naszych dziadków, a wiec czasów powojennych, była totalna bieda i też ludzie wtedy żyjący, w większości mieli duże obciążenia psychiczne, emocjonalne z przeżycia wojny (bardzo często pewnie niezawinione).
W każdej rodzinie najprawdopodobniej proces dochodzenia do równowagi, mógł przybierać inna formę i historia każdego będzie trochę inna.
Niektórzy ludzie np. starali się nadrobić coś i angażowali się, aby np. w dziedzinie materialnej jak najmniej brakowało.
Może o sprawy materialne było zadbać po latach najłatwiej, bo dość szybko widać namacalnie i wizualnie efekty, (choć i uczuciowo chyba musiało być jednak trochę lepiej, patrząc ogólnie na stosunki międzyludzkie niż w dzisiejszych czasach).

Stąd być może, w niektórych rodzinach pokutują takie obsesje na punkcie wyposażenia i przesadnego porządku w domu. Ale, aby też nadrobić straty w psychice i emocjach, może zabrakło sił i czasu, może też wiedzy - dostatecznej świadomości na ten temat.

Dzisiaj, już jest bardzo wysoki standard życia materialnego w porównaniu do czasów powojennych - straty pod tym względem zostały w dużym stopniu nadrobione. Jednak rozwój społeczeństwa, a tym samym też rodzin, w dziedzinach psychologii i emocji, być może pozostał jeszcze daleko w tyle.
Nerwice i depresje występowały wcześniej, tylko pewnie nie było dostatecznej świadomości na ten temat i też tylu dostępnych środków jak jest dzisiaj.
Postęp dostępnej wiedzy na ten temat, jest gigantyczny i pewnie przerasta wyobraźnię naszych dziadków i rodziców.
Na te tematy można napisać całe tomy książek i też niejeden robi na tym fortunę, bo jest wielkie zapotrzebowanie.
Wykształceni w tym kierunku, PRZEŚCIGAJĄ SIĘ w pomysłach i czasem w pewien dla mnie swoiście "obrzydliwy" sposób wielu na tym kręci interes. I chyba bynajmniej nie zanosi się na brak popytu, a wręcz coraz większy apetyt na taki materiał w społeczeństwie.

Powstają jak grzyby po deszczu różne poradniki na temat psychologii, emocji itp. Stąd pewnie pojawiają się różne modne i chwytliwe pomysły (aczkolwiek pewnie przydatne) na takie tematy jak: "inteligencja emocjonalna", "asertywność", "toksyczni rodzice" itp.

Dzisiejsze pokolenie młodych, niestety odczuwa na własnej skórze braki poprzednich pokoleń w tych dziedzinach i jak widać rozpaczliwie próbuje to nadrabiać.
Zalew wiedzy na ten temat skutecznie ich do tego zachęca. Czasem, żeby zrobić jakiś szybszy postęp, poczuć ukojenie, wiążą się W POSPIECHU, (lub mało rozważnie) z kimś, aby nie czuć osamotnienia w tym „nadrabianiu”, dochodzenia do tego, co zostało w tyle w poprzednich pokoleniach. Czasem jednak też się zdarza, że ten pośpiech powoduje, że wpadają z deszczu pod rynnę.

Nie wiem, czy warto, biorąc pod uwagę te trzy, cztery pokolenia, które obecnie żyją, w tym wszystkim DOSZUKIWAĆ SIĘ winnych i czy nie lepiej najpierw przyjrzeć się dokładniej przyczynom, żeby rozważniej leczyć skutki.
Czy np. dużo lepszym lekarstwem we wzajemnych relacjach w rodzinie nie byłaby wzajemna tolerancja i wyrozumiałość?
Oczywiście, że NIE jednostronna.
Może rodzicom też czasem potrzebna jest większa akceptacja ich, docenienie, poczucie, że robią, co mogą, że starają się, wysilają się dla rodziny, choć czasem pewnie nieudolnie z naszego punktu widzenia.
Ale jednak z perspektywy tego, od czego zaczynali, to jednak mimo wszystko, może ich "bilans" nie wychodzi tak strasznie czarno.
Może za dużo czasem porównujemy się do pewnych wzorców i się tego domagamy, zapominając, że dochodzenie do nich, to jednak pewna droga do przebycia i każdy może być na innym etapie.

Zachętą dla nas wszystkich może być np. to, że człowiek ma zdolność ciągłego uczenia się i dokonywania zmian w swoim życiu.
Szczególnie młodzi maja pod tym względem duże możliwości. Im starszy człowiek, tym chyba dużo trudniej, choć pewnie gdyby mogli i wierzyli, że dadzą radę, to może chętniej by coś nadrobili.
Ale czy jeszcze potrafią, maja na to siły, chęci i wiarę, że coś jeszcze mogą zmienić?
Pewnie jakiś procent tych osób próbuje i dalej będzie próbować. Jednak warto chyba pamiętać, że każdy sam musi się na takie próby zmian zdecydować.

Ps. "melody", tez bardzo lubię ten utwór "Don't give up". Jest w nim dużo ciepła.
Pozdrawiam serdecznie.
Avatar użytkownika
markez
 
Posty: 79
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 21:18

Postprzez melody » 24 lis 2007, o 22:59

Staram sie zrozumieć Twój punkt widzenia, Markez, i zależy mi, abyś Ty zrozumiał mój. Stąd odczuwam potrzebę wyjaśnienia kilku rzeczy, jesli pozolisz.

Otóż po pierwsze, to celem moim nie jest (nie było) doszukiwanie się WINNYCH (absolutnie nie!) W moim osobistym słowniku nie ma pojęcia winy w spojrzeniu na drugiego człowieka, jest natomiast pojęcie odpowiedzialności.
A zatem na swoich rodziców próbuję spojrzeć jak na ludzi ODPOWIEDZIALNYCH (nie - winnych) za swoje zachowania i bynajmniej nie jest to łatwe, bo mam skłonność do przyjmowania na siebie odpowiedzialności, która nie należy do mnie...

Po drugie, napisałeś:

"Dzisiejsze pokolenie młodych, niestety odczuwa na własnej skórze braki poprzednich pokoleń(...)" - otóż to.
I warto mieć tego świadomość, aby przerwać ten pokoleniowy łańcuch (czyt. poradzić sobie z własnym bólem i z własnymi emocjami np. w procesie psychoterapii, by w efekcie dać sobie szansę, by stać się rodzicem bardziej świadomym niż byli nasi rodzice).

Dałeś także wyraz pewnej wątpliwości, pisząc:

"Nie wiem, czy warto, biorąc pod uwagę te trzy, cztery pokolenia, które obecnie żyją, w tym wszystkim DOSZUKIWAĆ SIĘ winnych (to już wyjaśniłam - winnych nie szukam) i czy nie lepiej najpierw przyjrzeć się dokładniej przyczynom (o tym właśnie jest cały mój post), żeby rozważniej leczyć skutki. Czy np. dużo lepszym lekarstwem we wzajemnych relacjach w rodzinie nie byłaby wzajemna tolerancja i wyrozumiałość?"

Widzisz Markez, takie sztuczne próby zmiany choćby komunikacji w rodzinie; komunikacji dającej powierzchowny wyraz wyrozumiałości jest dla mnie niczym innym jak łataniem dziur... A tymczasem pod powierzchnią kłebią się emocje, które szukając ujścia zatruwają nas przez całe lata.
I jedyne czego ja chcę, to mieć wreszcie prawo do swobodnego ich wyrażania. I to jest cholernie trudne, bo przez całe swoje dotychczasowe życie słyszę od rodziców (w sposób bezpośredni lub posredni), że takiego prawa nie mam...
melody
 

Postprzez markez » 25 lis 2007, o 00:57

Powiem szczerze, że napisałem to w formie bardzo ogólnej, jako własną refleksję, odnosząc się do typowych zjawisk w całym naszym społeczeństwie. Twój cytat potraktowałem, jako jedną z bardzo wielu TYPOWYCH wypowiedzi różnych osób o swoich rodzicach.
Zawsze biorę pod uwagę, że oprócz osoby, która założyła dany temat, korzystają też inni z różnych naszych wypowiedzi i tak też starałem się podejść.

Ja też w pewnym sensie czułem się skrzywdzony przez swoich rodziców, ale u mnie tak było, że OBWINIAŁEM ich o swoje problemy emocjonalne. I dlatego o tym m.in. napisałem, bo dzisiaj uważam, że w jakimś sensie zmarnowałem parę lat życia na taki sposób myślenia, zamiast skoncentrować się na własnej terapii. Obwiniałem swoich rodziców o to, że nie otrzymałem od nich takiego wychowania, które już na samym starcie swojego dorosłego życia, pozwoliłoby mi być człowiekiem zrównoważonym, odpowiedzialnym, okazującym bez skrępowania swoje uczucia itd...
Dzisiaj mam już na ten temat trochę inne podejście i starałem się to w kilku słowach uzasadnić.

PRZEPRASZAM, jeżeli odebrałaś moje wypowiedzi osobiście, jak gdyby odnosiły się w całości do Ciebie i Twoich rodziców.
Gdybym miał tak podejść, to jednak musiałbym najpierw dość skrupulatnie przestudiować Twoje wszystkie posty (61) a jeszcze mieć wiedzę na temat Twoich rodziców (a praktycznie nie mam żadnej w tej sprawie).

Z tym obwinianiem, to też wg mnie jest dość typowa opinia u wielu ludzi, szczególnie np. mających nerwicę, depresję czy tp. Sam mam nerwicę i często przeżywam depresję, więc jest to w pewnym sensie moje "codzienne podwórko". Do bycia DDA pewnie też mi niedaleko, jednak myślę, że rodzice nie byli alkoholikami, (chociaż ojciec czasem lubił sobie za dużo wypić).

Jeżeli chodzi o ocenę kogoś, konkretne doradzanie czegoś, to mój pogląd jest taki, jak pisałem tu już przy innych tematach. Uważam, że do każdego człowieka trzeba podejść bardzo indywidualnie, bo jednak każdy jest niepowtarzalny, indywidualnością. I zawsze mam nadzieję, że przy poważniejszych problemach, jakie opisujemy często na tym forum, warto sięgać po fachową pomoc zawodowców, jakimi są psychologowie, psychiatrzy, czy też psychoterapia. Forum jest pewnym dodatkiem, WAŻNYM często dla nas, ale jednak tylko dodatkiem, aby wyjść po czasie na pewną prostą.
Ty korzystasz z takiej fachowej formy pomocy, jak się doczytałem w tym bieżącym Twoim temacie, więc nie mam, ani mam nadzieję, nie będę miał zamiaru OCENIAĆ Ciebie osobiście ani próbować "zabawiać się" w zawodowego doradcę. Ogólna refleksja na temat jakiegoś typowego podejścia, pisana oczami moich własnych doświadczeń, albo innym razem jakaś forma wspierania, dopingowania w czymś kogoś tutaj, to na pewno to, co rzeczywiście staram się robić, może czasem zbyt mało ostrożnie, (chociaż nie bywam tu zbyt często, ani regularnie).

To, co mnie w Tobie poruszyło w tym temacie, to jednak jak na swój wiek, masz bardzo dużą świadomość siebie i swoich problemów. Być może też sposobów rozwiązywania ich, ale może, tak jak każdy z nas, potrzebna jest, na co dzień w tych zmaganiach SIŁA, której chwilami brakuje.
Jeżeli na tym forum ją w jakimś stopniu otrzymujesz, to bardzo się z tego cieszę.

Jeszcze raz pozdrawiam.
Avatar użytkownika
markez
 
Posty: 79
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 21:18

Postprzez melody » 25 lis 2007, o 15:03

Rozumiem…

Czytając po raz pierwszy Twój post pod moim tematem popełniłam błąd, który w swoim życiu popełniam często (pewnie zbyt często…), a mianowicie rzeczywiście odebrałam Twoją wypowiedź bardzo osobiście, jako w CAŁOŚCI skierowaną do mnie. Nie, nie przepraszaj, to nie potrzebne szczególnie, że Twoje intencje były czyste. To ja przepraszam Cię za to, że ZAŁOŻYŁAM, iż Twoim zamiarem jest skrytykować mnie za wszystko, co napisałam. Zadziwiająco często ulegam złudzeniu(?) jakoby ktoś chciał mnie skrzywdzić… w jakikolwiek sposób (nie, to chyba JESZCZE nie jest kierowanie się teorią spisku). Widzę to teraz wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej, jest mi przykro z tego powodu i czuje się bezradna…

Z pozdrowieniami –
melody
melody
 

Postprzez markez » 25 lis 2007, o 18:51

Szczerze dziękuję za zrozumienie. To miłe, co piszesz.

Pozwolę nie zgodzić się tylko z tym, co piszesz o sobie.

Czytając Ciebie, zauważyłem, że jesteś bardzo krytyczna do siebie i NIEPOTRZEBNIE.
Wiem, znam to, bo sam często taki jestem, wręcz czasem bezlitosny, bezwzględny do siebie.
Ale widząc to u innych, dopiero zaczynam lepiej zdawać sobie sprawę, że to NIE JEST DOBRE.

Wtedy, kiedy człowiek jest skromny, potrafi być czasem krytyczny do siebie, to jest dobre dla niego i też innych.
Jednak NADMIERNA krytyka siebie, na pewno jest szkodliwa i nic dobrego nie wnosi do naszego życia.
Jestem o tym przekonany, bo wiem ile spustoszenia czasem potrafi zrobić w moim osobistym życiu, moja nadmierna krytyka siebie.

Przecież każdy z nas ma prawo odczuć coś w pewnej chwili zbyt osobiście, szczególnie, kiedy przeżywa jakieś problemy. Istnieje zawsze też możliwość wyjaśnienia sprawy, sprostowania czegoś i wtedy też lepszego wzajemnego zrozumienia. Cieszę się, że z takiej możliwości skorzystaliśmy :) To zawsze ma na celu odczucie ulgi, ale nie dalszego poczucia winy :)

Jeszcze raz dziękuję za Twoje zrozumienie i życzę Tobie dalszych miłych rozmów na forum.

Pozdrawiam, trzymaj się :)
Avatar użytkownika
markez
 
Posty: 79
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 21:18

Postprzez Biedrona » 26 lis 2007, o 08:12

wiesz, Melody
jestem zdania, o ktorym troche pisze Markez - bo po przepracowaniu zrozumialam wiele rzeczy, ktore wczesniej (choc nieswiadomie) przygniataly mnie do ziemi... do tego, ze zauwazylam i przetrawilam bledy moich rodzicow. nie mam zamiaru ich zmieniac, sytuacja zyciowa jest jaka jest - mama jest w podeszlym wieku, tato odszedl dwa lata temu... tyle, ze wiem, ze On teraz rozumie. takie inne troche przemyslenia - bardziej duchowe i ja w to wierze. ze teraz On to rozumie.
z drugiej strony wiesz, ze nigdy nie docenialam swojej Mamy. nie mialam pojecia jak bardzo ucieszy sie na wiadomosc o tym, ze probuje zrobic z soba porzadek - ze chodze na terapie, ze probuje to wszystko zrozumiec, poukladac.
tak naprawde to wiem, ze nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo to wszystko wywodzi sie z dziecinstwa - i zupelnie swiadomie dokonuje wyboru, by jej tym nie obarczac...
mysle, ze tak bedzie lepiej. dla niej. dla rodziny.
ja juz swoje przeszlam, przezylam, zamknelam.
nie czuje potrzeby by to wyciagac na zewnatrz. bo jak zamknac cos, co jest do nie przeskoczenia dla innych? tych bliskich? tych, ktorzy nie maja takiej swiadomosci?
Melody, jestes silna i madra.
powiedz mi - czy swiadomosc ze inni sie zmienia ma wplyw na Ciebie?
przeciez to TWOJE zycie. i jest tylko jedne.
wiem, ze ciezkie to tematy. ale musza byc.
jak zyc inaczej?
buziaczki.
:serce2:
Avatar użytkownika
Biedrona
 
Posty: 193
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 19:50

Postprzez melody » 26 lis 2007, o 10:35

Hmm... nie jestem pewna, czy zostałam zrozumiana tak jak chciałam... Teraz więc będzie króciótko, a ja pomyślę o tym, co wogóle tu pisałam i które moje sformułowania mogły zabrzmieć inaczej niż oczekiwałm, że zabrzmią.

Napisałaś Biedronko coś takiego:

"nie czuje potrzeby by to wyciagac na zewnatrz. bo jak zamknac cos, co jest do nie przeskoczenia dla innych? tych bliskich? tych, ktorzy nie maja takiej swiadomosci?"

No i właśnie tu pojawia sie pewien zgrzyt, bo ja odczytałam to w ten sposób, że mogłaś mnie zrozumieć jakobym chciała wywłekać na zewnątrz - a wewnątrz mojej rodziny - stare krzywdy, stare żale...
Być może wcale nie myślałaś o tym tak i (tak jak Markez) pisałaś tylko o swoim doświadczeniu, jednocześnie nie kierując się moimi przemysleniami. No ale pozwolę sobie jednak założyć, że skoro jesteśmy w sewego rodzaju interakcji, to moja pisanina mogła wywołać u Ciebie chęć naświetlenia czegoś z jeszcze innej strony, prawda? (no ale może wcale nie jest taka prawda... nie wiem jaka jest)
I stąd też chcę wyjaśnić, że pisząc o powtórnym przeżywaniu krzywd z dzieciństawa, nie mam na mysli (i nie miałam) takiego scenariusza, w którym to podeszłabym do rodziców i powiedziała coś w rodzaju: "Ja pamiętam co Wy mi zrobiliście"; nie o to chodzi :wink:
Mam na mysli TYLKO (lub aż!) symboliczne przeżycie tych wszystkich "strasznych" emocji, które mnie dręczą; przeżycie tego (czyt. również wywleczenie na wierzch) w procesie terapii i gabinecie terapeuty. Tylko tyle...

Na ostatnim spotkaniu terapeuta mi powiedział, że nie zdołam się "wyleczyć" (nie porzucę tego żalu...) dopóki go nie wyrażę... on będzie się we mnie ciągle tlił i zatruwał mnie od środka...
Poprosił mnie nawet abym napisała list do mojej mamy; list w którym byłyby zawarte jedynie moje uczucia do niej - czyste emocje - nic więcej... List, którego odbiorcą nie miałaby być wcale moja mama w realnym zyciu, lecz moja mama w symbolicznym sensie - ten obraz matki, który noszę w sobie... I to jest sposób na zamknięcie (prawdziwe zamknięcie) czegoś, co tak dręczy...

To tyle teraz (miało być króciótko), idę na zajęcia.
Całuję Cię również Biedronko, pa!

mel.
melody
 

Postprzez Biedrona » 27 lis 2007, o 05:51

Melody, masz racje - nie pisalam tego w tym kontekscie. pisalam to co przezylam ja - wiesz, moja (i tylko moja) pierwsza reakcja na wyciagniecie bardzo bolesnych ran z dziecinstwa bylo to by podzielic sie tymi rzeczami z najblizszymi... i nawet nie w sensie tym, by im "dokopac", bo bylam skrzywdzona, tylko by im naswietlic, pomoc zrozumiec, "wyciagnac" pewne rzeczy, ktore ciaza mi i moze im. ale po przerobieniu tego z terapeuta nie czuje takiej potrzeby. dzis wiem, ze bardziej mogloby ich skrzywdzic niz pomoc.
wiesz, Melody, nie ukrywalam przed moimi bliskimi, ze zdecydowalam sie na terapie. zaskoczeniem (milym) bylo dla mnie to, ze moja mama strasznie byla za. choc inne pokolenie. choc inne myslenie. nigdy nie pytala mnie o szczegoly - najwazniejsze bylo to, ze bylo mi lepiej. moja siostra z drugiej strony - wypytywala mnie o szczegoly, ktorych nie chcialam, nie mialam potrzeby jej ujawniac. mialam jakies takie wewnetrzne przeczucie, ze nie powinnam. bo w miejscu gdzie jestem ja, ona nie potrafi tego udzwignac. owszem, efekty mojej terapii siostra chyba odczula najbardziej - bo byla blisko, na wyciagniecie reki. bylo ciezko - mocne slowa, ustawianie moich prywatnych granic mocniej niz kiedykolwiek. szczere wyrazanie emocji i uczuc...
jest to trudne.
Melody, prosze Cie - nie mysl, ze Cie oceniam- to nie tak. probuje Cie zrozumiec, bo wiele rzeczy, o ktorych mowisz przezylam i nadal przezywam.
wiesz co Ci powiem?
w wieku 20- paru lat zdalam sobie sprawe, ze moja rodzina kocha mnie. tak po prostu. bez zadnych poswiecen, udawadniania, ze daje rade, ze jestem super fajna corka i siostra. ale ile to mnie kosztowalo... ja tylko sama wiem. i to byl swoisty szok.
bo zawsze mialam wrazenie, ze musze zasluzyc...
buziaki, Melody,
wierze, ze trwasz w swoim postanowieniu o tym pieknym stole.... ja mam podobnie.
:serce2:
Avatar użytkownika
Biedrona
 
Posty: 193
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 19:50

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości

cron