takie tam

Problemy natury seksualnej.

takie tam

Postprzez kilmax » 3 maja 2011, o 17:03

Witam wszystkich starych i nowych znajomych!
Piszę, bo może potrzebuję czyjejś uwagi.
Trudno mi uwierzyć, że mogę coś w sobie zmienić.
Psychicznie jestem gejem.
Wydaje mi się, że się zaakceptowałem. Rozmawiałem o sobie z paroma mądrymi osobami (w tym z moją żoną), którzy ostatecznie zadawali pytanie: ale, chłopie, w czym problem? Każdy ma jakąś orientację seksualną i każdy podejmuje decyzję, czy daną relację "realizuje seksualnie" czy nie.
Może i tak - jest to racjonalne. Może zatem nie tu powinienem o sobie opowiadać, lecz na forum depresji - nie dawno ją u mnie zdiagnozowano.
Kurcze, nic nie jest jasne. Niczego nie rozumiem. Gubię się.
Może po prostu przeżywam udrękę wierności.
Może, ale na pewno mam poczucie niezwykłego zamętu i nic nie jest dla mnie "po prostu". Nie potrafię postawić nawet jasnego pytania.
Avatar użytkownika
kilmax
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 19:52

Postprzez caterpillar » 3 maja 2011, o 17:17

witaj Kilmax!

no troche nie rozumiem tego oczywistego tonu Twoich przyjaciol :)

bo jak dla mnie problem jest .

A z tej wypowiedzi wynika ,ze zona nie oczekuje wcale tej wiernosci i raczej czeka na Twoje dookreslenie dobrze rozumiem?
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez kilmax » 3 maja 2011, o 19:41

Z czego to wywnioskowałeś, Caterpillar?
Tak, to prawda. Często gdy z nią rozmawiam, zwłaszcza ostatnio, ona stawia nacisk na to, by spotkać mnie prawdziwego, takim jakim się czuję wewnętrznie, niezależnie od ciężaru tej prawdy.
W tym kontekście moim najweiększym grzechem jest to, że buduję wokół siebie skorupę. Na zewnątrz niej działam, funkcjonuję, jestem taki jaki chciałbym być.
Pod skorupą nie jestem taki, jaki chciałbym być, lecz taki jaki jestem.
Odnosi się to do sfery seksualnej, relacji ze światem, spraw zawodowych itd., często również do mojego małżeństwa.
Dla jasności: ta moja skorupowatość nigdy nie była przedmiotem mojego konfliktu z moją żoną - ona po prostu chce mnie spotkać prawdziwego, nie kreację.
Avatar użytkownika
kilmax
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 19:52

Postprzez marie89 » 3 maja 2011, o 21:58

Witaj Klimax


Mam pytanie... Możesz spróbować wyjaśnić, co oznacza że jesteś psychicznie gejem?

Drugie - co sprawia Ci największą trudność?


hmm...

Nie jestem wścibska.. Po prostu chciałabym spróbować zrozumieć...


***

A tak... intuicyjnie... napiszę, że powinniśmy starać się być takimi, jakimi jestesmy... jak sami się czujemy...

Akceptować i cenić siebie...
marie89
 

Postprzez Filemon » 4 maja 2011, o 01:08

miałbym do Ciebie podobne pytania jak marie...

zanim na nie odpowiesz założę (być może błędnie), że Twoja psychiczna homoseksualność polega po prostu na tym, że czujesz skłonność emocjonalną i pociąg seksualny w kierunku mężczyzn i pojawiają się pewnie w Tobie pragnienia aby to w jakiś sposób realnie zrealizować, tylko czujesz w sobie jakiegoś rodzaju opory, które stanowią przeszkodę...

czy tak...?

jeśli tak, to sprawa nie jest łatwa, ale jeśli chcesz się uwolnić od depresji i odnaleźć względną wewnętrzną równowagę, to prawdopodobnie będziesz musiał stopniowo pogodzić się z własnymi skłonnościami i jak sądzę przejść również stopniowo do zrealizowania ich w życiu w sensowny, ludzki, normalny sposób... - czyli bez prowadzenia tak zwanego podwójnego życia i nie gdzieś po krzakach czy w inny podobny sposób, który postawiłby Cię od razu w sytuacji jakiegoś chaosu powierzchowności, degrengolady i prawdopodobnie, wcześniej czy później także zniesmaczenia samym sobą i całą sprawą...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez ewka » 4 maja 2011, o 07:40

Witaj Kilmax! Miło Cię widzieć... szkoda, że w takich okolicznościach.

A gdyby chcieć zająć się tym wszystkim wg jakieś kolejności - to nie depresja jest na I miejscu? Możliwe, że to ona wpływa na takie odczucia? Lub odwrotnie - odczucia ją spowodowały? Masz pomysł na jakieś działania (terapie), aby jakoś to rozplątać?

Pozdrawiam
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez caterpillar » 4 maja 2011, o 18:12

no wywniosowalam z tekstu :wink:

Wiesz no po czesci dobrze rozumiem Twoja zone ja sama bylam w dlugoletnim zwiazku z osoba homoseksualna i nie wyobrazam sobie trzymac kogos tylko ze wzgledu na przysiege..jakos tez bym wolala wiedziec na czym stoje niz ciagle miec u boku faceta pelenego konfliktow wewnetrznych.
Mysle ,ze mimo wszelkich staran nie da sie zbudowac relacji takiej jak w zyklym zwiazku damsko meskim.

fakt warto to zaczac rozplatywac jak pisze Ewka.

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez marie89 » 4 maja 2011, o 18:54

dopowiedziałabym jeszcze... że w życiu nic nie jest czarne albo białe (w zależności od kontekstu to minus lub plus...)

Nurtuje mnie stwierdzenie "psychicznego homoseksualizmu"...


Zastanawiam się też... czy Klimax jest biseksualny bądź homoseksualny... Różnica kolosalna...


Nie chcę wnioskować... i radzić raczej też nie poradzę... ale może pewne rozmyslenia pomogą Klimaxowi...

Jeśli będziesz chciał- odpowiedz...

A póki co- trzymaj się.
marie89
 

Postprzez kilmax » 4 maja 2011, o 21:10

Hej Ewa!
Prawdę mówiąc liczyłem na to, że się odezwiesz :)
Jakąś tam terapię rozpocząłem - od leków... ponoć łagodnych.
Być może dojdzie do tego jakaś terapia psychologiczna.
Taka jest kolej rzeczy.

Caterpillar!
Chyba nie wierzę w standardy w związkach. Myślę, że relacje, tak jak i ludzie i ich egzystencje są niepowtarzalne - trudno je klasyfikować do zwykłych lub niezwykłych. Może to trochę utopijne gadanie, bo bez próby nazwania i oceny nie da się iść do przodu, ale... sam nie wiem, moje małżeństwo jest chyba pod prąd tendencjom.

Moja luba ma jeszcze jedną ciekawą teorię: twierdzi, że jestem w punkcie krytycznym. Może faktycznie trzeba przejść przez jakiś ogień, jakąś swoją śmierć, by się oczyścić, spolaryzować, by się nie bać.
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem terminu "dezintegracja pozytywna". Może właśnie to zdecydowanie oddala mnie od wewnętrznej integracji?
Może po prostu wciąż jestem za młody?
Avatar użytkownika
kilmax
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 19:52

Postprzez ewka » 5 maja 2011, o 11:35

kilmax napisał(a):Moja luba ma jeszcze jedną ciekawą teorię: twierdzi, że jestem w punkcie krytycznym. Może faktycznie trzeba przejść przez jakiś ogień, jakąś swoją śmierć, by się oczyścić, spolaryzować, by się nie bać.

No właśnie. Teoria być może bardzo trafiona.
P.S. Masz w niej duże oparcie... jak mi się wydaje.


kilmax napisał(a):Jestem zdecydowanym przeciwnikiem terminu "dezintegracja pozytywna".

A dlaczego?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Orm Embar » 5 maja 2011, o 20:31

Cześć Kilmax, stary drabie :-)

Chciałbym tylko, żebyś zbytnio nie ufał temu, co określasz jako coś, co "jest pod skorupą, i co jest Tobą". Dla jasności - nie zachęcam naturalnie także do nieufności. ;-)

Po prostu bywa tak, że to, co wyobrażamy sobie jako "nasze wewnętrzne ja, schowane pod skorupą" jest w rzeczywistości tylko naszym wyobrażeniem i projekcją. Na pewno mogę powiedzieć, że na coś takiego natknąłem się w pracy nad sobą. To dziwne, że z jednej strony musiałem uznać, że jedna część mnie nie jest tak idealna jak sobie myślałem, ale druga nie jest wcale introwertyczną skrzywdzoną istotką, ale dość towarzyskim facetem, wszystko jedno jakim, który jednak dość często niesamowicie potrzebuje samotności.

Wiem, że Ci nie pomogłem. :-) Cóż, trudno, taki już ze mnie zimny drań. ;-)

Nie rozumiem trochę tej Twojej gejowsko-niegejowskiej typologii. Dla mnie gej to facet, który ma ochotę na związanie się z facetem, w tym chodzenie z nim do łóżka. Jeżeli takie pragnienia kieruje i do kobiet i do facetów, to jest biseksem.

Jeżeli jednak "chce być blisko z mężczyzną" i ma wobec takiej sytuacji jakieś dziwne wyobrażenia jak przyjaźń Winnetou i Old Shatterhanda, to powinien popracować najogólniej rzecz biorąc nad swoja identyfikacją z męskim kręgiem ludzkości.

Im dłużej żyję, tym bardziej mam wrażenie, że to bardzo proste sprawy - tzn. nie prostackie i nie-nieskomplikowane, ale właśnie proste. Całkiem jednak możliwe, że to zwykła konstatacja pseudointelektualisty ;-) - ale to już całkiem inna bajeczka...

pozdrowienia!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez kilmax » 5 maja 2011, o 22:16

Cóż Ewuś!
Termin "dezintegracja pozytywna" jest dla mnie terminem wewnętrznie sprzecznym. Dezintegracja z natury rzeczy, w czasie, w którym się dokonuje, nie jest pozytywna. Pozytywny może przynieść rezultat, ale to dopiero z perspektywy czasu. W momencie ziszczania się, jest doświadczeniem negatywnym.
No powiedz, czy nie mam racji?

Maks!
Jak zwykle się nie rozumiemy :D
To, co napisałeś o pewnej nieufności do swojego podskorupkowego ja - jest mi bliskie, bo jakoś przeczuwam, że w tej przestrzeni się mylę. Nie wiem w jakim zakresie, ale chyba ulegam jakimś masakrycznym złudzeniom.

Nie czaję natomiast Twojej teorii na temat przyjaźni Winnetou - Old Shatterhand .
- wyjaśniaj!

I jeszcze jedno:
Mam niesamowicie mieszane uczucia:
Sprawia mi dużą radość spotkanie z Wami :lol:
Fakt, że jakoś się rozszczelniam na tym forum też chyba jest dość obiecujący.
A z drugiej strony to, że tu ląduję, świadczy o fatalnej mojej kondycji
- może i dobrze.
Avatar użytkownika
kilmax
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 19:52

Postprzez Orm Embar » 5 maja 2011, o 22:57

---------- 22:51 05.05.2011 ----------

Witaj Kilmaksie,

1. zimna logika analizująca teorię "dezintegracji pozytywnej" jest warta tyle, ile używanie klasycznego opisu faz rozwijania się zapachu dobrej wody toaletowej na ciele człowieka do analizy twierdzeń matematycznych - czyli mówiąc po ludzku jest gówno warta. ;-) Psychologia nie jest nauką ścisłą Kilmaksie i nie musi kierować się logiką, a już na pewno logiką dwuwartościową.

Teoria dezintegracji pozytywnej jak każdy zestandaryzowany model bywa uproszczeniem i zakłamaniem. Niemniej jednak ogromna część ludzi tutaj, tych, którzy przeszli przez doświadczenie psychoterapii, wie, że zanim nastąpi poprawa następuje okres pogorszenia nastroju, myśli i emocji. Wygląda to rzeczywiście tak, jakby trzeba było złamać źle zrośniętą kość, żeby zrosła się poprawnie. Taaaak, taka operacja na zrostach to chyba dobry "naoczny" przykład na istotę teorii dezintegracji pozytywnej...

2. już wyjaśniam - ściągnij sobie gdzieś z sieci książkę Wojtka Eichelbergera "Zdradzony przez ojca". Małe dziełko - jakieś 70 stron - ale dla mnie niesłychanie odkrywcze. Z grubsza rzecz ujmując pisze o tym, że synowie, którzy mieli marny kontakt z ojcem i nie przeszli "męskiej inicjacji", tęsknią za swoim Ojcem. Przybiera to różne formy - od pakowania się w "męskie rozrywki", przez np. ogromną potrzebę bliskości fizycznej z facetem (nie seksu!!!) aż po seks homoseksualny będący nie tyle homoseksualizmem, ile byciem ze swoim wymarzonym Tatą. Przeczytaj książeczkę, wtedy pogadamy bliżej.

Na pewno wiem, że ludzka identyfikacja seksualna nie jest tak uboga jak schemat "homo - bi - hetero". Jeżeli dołoży się do tego indywidualną konstrukcję cech osobowościowych, to ilość kombinacji robi się (prawie) nieskończona. Są one oczywiście w swoich zarysach bardzo powtarzalne, ale w szczegółach bogate do bólu.

Wiem na pewno, że w okresie mojej psychoterapii, kiedy cały obszar "dziecięcej" sfery mojej osobowości był na wierzchu - dosłownie jak na otwartej dłoni - bardzo potrzebowałem bliskości fizycznej z facetem, ale bez seksu. A potem jak już się wszystko poukładało, jakoś taka forma bycia z facetem oddaliła się, a zamiast tego pojawiła się myśl, że skoro już mam być z facetem w pościeli, to na pewno nie na ojcowsko-synowskie przytulanki, a na ... eeee ... oglądanie albumu z egzotycznymi motylami. ;-)

Czuję to doskonale - bo wtedy miałem silne ciągoty do bliskości z moim najlepszym wtedy kumplem (hetero milion procent), a teraz o tym nie myślę, bo co ja się będę pakował w bezowocne leżenie w łóżku z facetem, skoro on na pewno woli kobiety.

3. Siedzę, myślę, myślę, dumam i coraz bardziej mam wrażenie, że jak już powywalasz swoje przeintelektualizowanie, odpowiedź okaże się (sorry...) banalnie nudna... Albo okażesz się biseksem w jakimś procencie zainteresowanym facetami (to chyba najpewniejsza odpowiedź, skoro związałeś się z kobietą i kochasz ją), albo w bardzo małym procencie zainteresowanym facetami ale mającym kłopoty ze swoim - umownie rzecz nazywając - ojcem.

dobra, spadam do wyra, wstaję o piątej do roboty :-)

papapaaaa!

Maks

---------- 22:57 ----------

kilmax napisał(a):I jeszcze jedno:
Mam niesamowicie mieszane uczucia:
Sprawia mi dużą radość spotkanie z Wami :lol:
Fakt, że jakoś się rozszczelniam na tym forum też chyba jest dość obiecujący.
A z drugiej strony to, że tu ląduję, świadczy o fatalnej mojej kondycji
- może i dobrze.


A może zamiast na analizowaniu po milionkroć "pomieszania" swoich uczuć, związanych z pobytem tutaj na psychotekście, skupisz się na radości normalnego gadania z ludźmi i ciekawości innych sposobów patrzenia na Twój problem? :-D

Odnoszę wrażenie, że coś podobnego robisz ze swoimi myślami nt. swojej identyfikacji psychoseksualnej. Zamiast wybrać, określić sytuację (biorąc pod uwagę potrzeby osób, które kochasz) i zacząć iść w kierunku, na który masz chęć, Ty dumasz, dumasz, dumasz... ;-)

dobranoc!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Filemon » 5 maja 2011, o 23:06

autorowi wątku chciałbym powiedzieć, że czuję się zignorowany...

to co piszesz klimax to jakiś galimatias, w którym niewiele konkretu...

nie umiesz wprost i jasno określić na czym polega problem? jakie masz potrzeby fantazje, pragnienia i jak to się ma do realiów, tylko snujesz nie po męsku... ;) jakieś farmazony! (pardon madame... :P ) z których jak dla mnie prawie nic nie wiadomo i niewiele wynika... :?

P.S.
jak to w ogóle można psychicznie być gejem i... wybierać, że nie będzie się siebie w tym obszarze zgodnie z własną naturą realizować w życiu, tylko... zwiąże się z kobietą i będzie się udawać... :P małżeństwo!

oczywiście, że UDAWAĆ, bo przecież małżeństwo kobiety z mężczyzną składa się także z pożycia seksualnego, które w normalnej sytuacji jest dopełnieniem uczuć, ich wyrazem oraz wyrazem i zaspokojeniem pociągu seksualnego i pragnień erotycznych... a u Ciebie przecież tego w dużej części nie ma, no bo skoro jesteś psychicznie homoseksualny, jak to określasz, to nie możesz seksualnie pragnąć kobiety...

po kiego grzyba, że tak powiem, jesteś zatem z kobietą związany...? po co to zrobiłeś i w jakim celu kontynuujesz...?

jak dla mnie to zdecydowany galimatias i w ogóle jakiś odlot...

na ile znam życie, to przypuszczalnie ciągle jeszcze nie jesteś gotów sam przed sobą przyznać jaka jest prawda o Tobie i odważyć się żyć w zgodzie z własną naturą... nic dziwnego, według mnie, że na czymś takim wyrastają zaburzenia natury depresyjnej, bo przecież istotna i ważna część Ciebie pozostaje ciągle stłumiona, bo nie zrealizowana i to nawet jeżeli odważyłeś się już ujawnić "co w trawie piszczy" (czyli co Ci w duszy siedzi), to tym bardziej jest to męczące i dołujące, kiedy Ty i żona wiecie już jakie są Twoja skłonności i pragnienia a jednocześnie trzymasz to wszystko na wodzy i hamujesz...

W IMIĘ CZEGO? i czemu to ma służyć...? kto ma być dzięki temu szczęśliwy i czyje życie ma dzięki temu być lepsze...? a ponadto czy to ma być fundament udanego, szczerego i szczęśliwego związku Twojego z... kobietą?? sorry, ale dla mnie to odlot... :?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez marie89 » 5 maja 2011, o 23:25

Podzielam Filową refleksję...
marie89
 

Następna strona

Powrót do Problemy seksualne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 312 gości

cron