To znowu ja...Siedze i placze...Peklo cos we mnie co probuje skrzetnie schowac w sobie...Zakopac gleboko...
Nie wiem, moze to nienormalne, ze po 3 miesiacach po rozstaniu ja to tak jeszcze przezywam...Tak mnie to boli...no ale jakby nie bylo troche swinstw mi porobil, a teraz zachowuje sie jakby nic sie nie zmienilo...
Peklo we mnie, bo wczoraj i dzis znow go spotkalam, po jakims miesiacu, co go nie widzialam...To boli...Mimo wszystko mam sentyment do niego i tak strasznie to boli
Wyszukuje strzepkow tego co bylo miedzy nami, czekam na skruche i przeprosiny...
Tyle juz mu wygarnelam, a on jakby nigdy nic mowi do mnie i patrzy na mnie z takim "uczuciem",Boze, zwairowac mozna...Slowa, slowa, slowa...One nic nie znacza ((
Jak mam sie od tego uwolnic...Nie ma dnia bym o nim nie myslala, o tym wszystkim co nastapilo. W kolko draze temat od poczatku, aby sobie tlumaczyc, ze dobrze sie stalo i to ta nowa bedzie miala przesrane...Juz ma...
Ale moja druga strona wciaz lamentuje...przezywa i nie umie na niego spojrzec obojetnie...
Po co ja go spotkalam, narobil balaganu w moim zyciu i zostawil mnie z tym burdlem...
Dzis znow chcial gadac (spotykalam go na stacji) po wyjsciu z pociagu, zagryzlam zeby i powiedzialam ze ide do domu...Ale to boli, bo jak go widze to taka tesknota sie we mnie otwiera...Czemu?? Przeciez jest tyle interesujacych mezczyzn na tym swiecie, ale probuje ich wyszukac tak dla udowodnienia tego - zaden mi sie nie podoba, zeden mnie tak nie pociaga i nie interesuje jak on "kiedys", bo teraz jest inaczej...
Co to bedzie jak przezyje kiedys nastepny zawod milosny....
Boze, jaka jestem slaba, nie potrafie zapomniec i zyc sama ze soba...