nie zgadzam się z pszyklejonym - nic zdrowego w tego typu egoizmie nie widzę...
uważam, że jeśli chce się być i żyć z drugim człowiekiem, to nie ma czegoś takiego jak wyłącznie moje plany, tylko plany stają się wspólne i powinny uwzględniać potrzeby obu stron...
mam wrażenie, że niezłe neurotyczne tango jeszcze przed Wami do odtańczenia... wydaje mi się, że kiedy poczułaś, że Go utraciłaś, to gotowa byłaś niemal na wszystko, żeby Go odzyskać... a teraz kiedy zaczęłaś się orientować, że i Jemu prawdopodobnie chodzi po głowie odnowienie kontaktu z Tobą i że być może trudno mu się od Ciebie oddzielić, to już powtórnie zaczynasz przybierać pozycję osoby bardzo niezależnej i liczącej się przede wszystkim z własnymi potrzebami...
nawet jeśli On świadomie lub na wpół świadomie użył określonej taktyki, żeby Cię w jakiś sposób skonfrontować i postawić w obliczu dramatycznego wyboru, przyprzeć do muru, to jest to problem do omówienia i wspólnego rozwiązania a reagowanie na to aktami własnej totalnej niezależności będzie moim zdaniem prowadzić do eskalacji konfliktu i rozdźwięku i w ogóle nie ma sensu o ile zależy Ci jeszcze na jakimkolwiek bliższym (nawet przyjacielskim tylko) kontakcie z tym człowiekiem, bo EMPATIA, czyli między innymi WZAJEMNE UWZGLĘDNIENIE SWOICH POTRZEB I LICZENIE SIĘ Z TYM CO CZUJE DRUGI CZŁOWIEK (bez brania za to odpowiedzialności na siebie...), to niezbędne według mnie atrybuty każdej dobrej i zdrowej właśnie relacji między dwiema osobami...
mnie tak rozumianej empatii brakuje w tym co piszesz o Waszej relacji... a sądzę, że bez tego się nie obędzie... bez tego, to możecie tylko jeszcze bardziej się poranić i z wielkim hukiem od siebie odskoczyć lub przeciwnie - uwikłać się w wyniszczającą grę sił... dwa kroki do przodu, trzy do tyłu, i tak dalej plus różne przedziwne i gwałtowne "figury"... coś takiego nazywam właśnie "neurotycznym tangiem"... "potańczyć", zawsze można - ale ja Ci takiego tańca nie życzę... bo na końcu, po czymś takim, to się ledwo powłóczy nogami...