Kolejne rozstanie

Problemy z partnerami.

Postprzez Filemon » 26 kwi 2011, o 15:21

;) :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez blanka77 » 26 kwi 2011, o 15:21

Filemon napisał(a): albo mój obraz Ciebie, który sobie dotychczas stworzyłem jest obciążony... znacznymi błędami malarskimi...! :lol:


weź gumeczkę i wymarz niedoróbki w Twoim obrazie :)
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Filemon » 26 kwi 2011, o 15:24

blanka77 napisał(a):weź gumeczkę i...


bardzo dwuznaczna wypowiedź... :haha: ;)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez blanka77 » 26 kwi 2011, o 15:24

hehehehe :twisted:

to weź myszkę hehehe
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez gerda » 26 kwi 2011, o 15:29

Człowiek pisze na forum szukając wsparcia a tu niemal w kazdym poście mnie dobijacie coraz bardziej, że sama jestem sobie winna, że to moja wina. A czy ja pisze ze to nie jest moja wina? Jest! I jestem tego świadoma!
Podciągac nick do baśni andersena i dopratrywać się w tym cech osobowości... proszę, przecież to bez sensu.

W jednej kwestii pisze o sprawach zawodowych, ktore mam przed soba. Z drugiej strony piszac o tym ze nie wiem co bedzie kiedykolwiek pisze o uczuciach. To sa dwie różne rzeczy, wiec tu nie ma sprzeczności.

To on ze mna zerwał, więc raczej nie mnie tu dawać jakiekolwiek nadzieje. Nie jestem wyrachowana, poprostu doceniłam co miałam, jak to straciłam i jest mi z tym cholernie źle, a dopatrywanie się moich cech osobowości w każdym malym słówku, ktore napisze to paranoja.
gerda
 
Posty: 16
Dołączył(a): 25 kwi 2011, o 20:19

Re: Kolejne rozstanie

Postprzez blanka77 » 26 kwi 2011, o 15:38

gerda napisał(a):Czy to faktycznie moja wina? Czy chec rozwoju, wyjazdu, przekreslenia planow, ktore mielismy na te 3 miesiace jest na tyle egoistyczna, zeby gruba krecha przekreślać 3 letni, piekny zwiazek? Chciałam, żeby jechal tam ze mna. Nawet nie mielismy okazji o tym porozmawiac... on tak szybko podjął decyzje...


W pierwszym poście postawiłaś takie pytanie. Każdy wypowiadający się spogląda na Twoją historię (mimo, że chce być obiektywny) to jednak z jakiegoś swojego punktu widzenia i ma do tego prawo i próbuje odpowiedzieć na pytanie, które sama zadałaś.

Pisząc, zwierzając się, powinnaś brać to pod uwagę. Wsparcie, nie zawsze oznacza głaskanie. Powiem inaczej, czasem jest to głaskanie kotka za pomocą młotka. Jednak żaden wypowiadający się w tym poście osobnik, nie ma złych intencji.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Abssinth » 26 kwi 2011, o 16:00

hmmm
nie nie nie, tu chodzi o to, ze byly /sa?/ takie zamki do drzwi Gerda i Twoj nick oznacza na pewno, ze jestes bardzo zamknieta :P

(zart powyzej majacy za zadanie pokazac, ze z kazdego nicka mozna w sumie wyczytac cokolwiek sie chce :P )

-------
i - popieram, po raz kolejny, decyzje Twojego bylego.

Sadze, ze byla najlepszym rozwiazaniem dla Was obojga.

Zycze Ci , abys znalazla na swojej drodze kogos, kto zarowno bedzie Cie wspieral w Twoich planach zawodowych, jak i emocjonalnie pasowal do tego, czego oczekujesz.

Factom, ktorzy wymagaja wyrzeczen, rezygnacji z planow, a jednoczesnie nie zamierzaja porzadnie okreslic swoich zamiarow, mowie stanowcze NIE.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez blanka77 » 26 kwi 2011, o 16:16

---------- 16:12 26.04.2011 ----------

Często słowo kompromis jest rozumiane opacznie. Owszem, jest to wzajemna wymiana ustępstw w codziennych sprawach, ale nie oznacza uległości, wycofywania się, całkowitej rezygnacji z siebie i własnych potrzeb. Takie wyrzeczenie nieuchronnie prowadzi do frustracji, a w konsekwencji do rozpadu związku. tak mogło być w waszym przypadku.

Dobry kompromis to próba znalezienia rozwiązania, które zadowoli obie strony. To jednak wymaga spojrzenia na sytuację szerzej. Bo jeśli ja chcę jechać w góry, a ty nad morze, nie trzeba wcale z tego rezygnować. Można np. pojechać na Kretę, gdzie każde znajdzie coś dla siebie :)

W dobrym związku trzeba ustępować sobie nawzajem, a przede wszystkim - słuchać się wzajemnie.

---------- 16:16 ----------

Mówi się, że związek jest jak dwukółka. Jeśli jedno z kół kręci się dużo szybciej od drugiego, wózek, zamiast jechać prosto, obraca się w miejscu. Jeśli partnerzy w związku mają podobny poziom zaangażowania, ich związek jest dużo trwalszy niż w przypadku, gdy jednej z osób bardziej zależy na utrzymaniu go.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Sansevieria » 26 kwi 2011, o 16:57

gerda napisał(a):. W tym momencie uważam, że miedzy nami jest za dużo wzajemnego żalu, żeby cokolwiek ustalać. Uważam, że teraz trzeba ochłonąć, zająć się sobą, poznać innych ludzi i na chwilę zapomnieć. Dopiero potem siąść i pomyśleć, czy faktycznie jest to partner mojego życia.


Gerdo, to trochę nie tak chyba... Z tego co piszesz on jakąś decyzję podjął. Decyzję o rozstaniu. I wcale nie jest tak, że za jakiś czas oboje siądziecie i pomyslicie, a teraz zajmiecie się swoimi sprawami. Nie to usłyszałaś.
On nie będzie wisiał w próżni oczekując, aż będziesz miała czas i nastrój. To jest właśnie to, czego zdajesz się nie dostrzegać w czymś takim, jak związek. Że partner nie jest jakimś elementem życia, który można odłożyć na później, tylko jego częścią integralną, podstawową. Albo jest, albo go nie ma w charakterze "drugiej połowy". I jak piszesz "poznać nowych ludzi" to naprawdę, zrób to, ale chłopakowi pozwól odejść. Bo trochę to brzmi, jakbyś chciała sprawdzić, czy się ktoś lepszy nie trafi...
Wiesz, tu na prawdę nie chodzi o szukanie winnych. Jesteś jaka jesteś. On też. Nam tu, na forum, najwyraźniej jasno wychodzi że do siebie nie pasujecie i że dobrze się stało, że Twój partner to po pierwsze zauważył, po drugie miał odwagę to powiedzieć i po trzecie zrobił to naprawdę, z tego co piszesz, w sposób godny oraz rozsądny. Owszem, coś straciłaś. Coś zyskałaś. Będąc jaka jesteś spotkasz człowieka bardziej pasującego, jak to Abssinth pisze. Odpowiadającego Ci emocjonalnie, mającego inne nieco postrzeganie związku, inne potrzeby. Jesli od początku coś Ci w tym związku nie pasowało, to naprawdę wątpię, czy jest szansa, żeby zaczęło pasować teraz. Najwyraźniej nie pasuje coraz bardziej, a to jest zwykle droga jednokierunkowa.
Filemonie, ja po prostu jestem trójwymiarowa i obraz nie oddaje całości, będąc z natury swojej płaski :D
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez pszyklejony » 26 kwi 2011, o 19:57

"chcial spedzac ze mna kazda minute, ciagle przy mnie byc, przytulac sie"

"nie chce sie rozwijac, ze ciagle stoi w miejscu, nie spelnia swoich marzen, duzo gada a mało robi"

Typowe cechy dysfunkcyjnego.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Sinusoida » 26 kwi 2011, o 20:15

---------- 20:09 26.04.2011 ----------

A ja nie odbieram wypowiedzi Gerdy tak jednoznacznie, na jej niekorzyść. Moim zdaniem mogło być różnie. I widzę przyklejony, że masz podobne spostrzeżenia.

---------- 20:15 ----------

W przeciwienstwie do niego, ktory chcial mi sie juz kilka razy oswiadczyc, ja jednak mysle o tym ze moze lepiej najpierw skonczyc studia i jakos odbic sie usamodzielnic a potem myslec o oswiadczynach i slubie.


Moja wcześniejsza wypowiedz ad. zaręczyn dotyczyła Twojej powyższej wypowiedzi.

A on mówił "no co Ty, zaręcznyny? Przecież ja ciągle się czuję jak dziecko. Gdzie tu zaręczny, może po studiach"


Ta Twoja wypowiedź, z kolei przeczy tej wcześniejszej więc się trochę pogubiłam. :bezradny:

Tak czy siak nie widzę Ciebie jako jedynej "winnej" i wyrachowanej w tej sytuacji.
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Filemon » 27 kwi 2011, o 00:43

gerda, ja się przyznaję, że Cię w jakiś sposób oceniłem i nie była to ocena korzystna...

mam jednak wrażenie, że na przykład Abssinth oceniła z kolei (choćby pośrednio) Twojego partnera... i jak spojrzeć na te dwie oceny, to zdaje się, że są one przeciwne...

wychodzi na to, że co człowiek, to inne postrzeganie tej samej sytuacji - na dodatek sytuację tę znamy jedynie z opisu i to jednostronnego...

czyli w zasadzie, to chyba nie mają sensu takie oceny i próby domyślenia się czy zgłębienia, w którym miejscu i czyja leży odpowiedzialność za rozpad związku...

co zatem pozostaje... może po prostu Cię wysłuchać...? sam nie wiem... w jaki sposób odnieść się do Twoich relacji, ażeby uniknąć oceny zarówno Ciebie jak i Twojego partnera, już choćby dlatego, że widać, że różne oceny się różnią a te niekorzystne dla Ciebie sprawiają Ci ból, czy też przykrość...

ja niekiedy popadam w taką skłonność do oceniania czy nawet osądzania - zazwyczaj wówczas, kiedy jakaś sytuacja jest przeze mnie z takich czy innych powodów dosyć jednoznacznie odbierana... pewnie najczęściej są to powody mające coś wspólnego z moim własnym doświadczeniem i przeżyciami, bo to chyba nie do uniknięcia...

tyle z mojej strony - być może nic więcej nie potrafię wnieść w ten temat dlatego chyba się z niego już wyłączę...

przepraszam, że Cię osądziłem - jakoś silnie odebrałem niektóre Twoje wypowiedzi i opis sytuacji: na tyle, że nie spodobałaś mi się w tym wszystkim - bardziej Ty niż on, no i dałem temu wyraz...

wydaje mi się, że Twój były partner również wnosił trudności do Waszego związku, ale w moim odczuciu były to bardziej jego problemy a jeśli chodzi o Ciebie, to jakoś wydajesz mi się swobodniejsza, silniejsza i bardziej konkretna i pragmatyczna w Twoich wyborach, dlatego trudniej mi postrzegać Twoją postawę jako, z kolei, efekt jakichś Twoich problemów...

p.s.

co do kay'a i gerdy, to chyba nie zrozumiałaś co chciałem powiedzieć - być może nie znasz tej baśni... według mnie warto ją przeczytać, bo jest piękna i mądra, moim zdaniem... i z pewnością niesie w sobie głębsze przesłanie niż trywialne odniesienie do typu powszechnie znanego zamka do drzwi... ;) - to kamyczek do ogródka Abssinth :P
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez gerda » 27 kwi 2011, o 01:55

Hej Sinusoida, on mi o tym, że chcial mi się kilka razy oświadczyć powiedział dopiero w dniu zerwania. Nie wiedziałam o tym wcześniej bo dawał mi inne sygnaly.

Ciężko na forum oddać cała istotę tego związku. Pomimo wszelkich problemów, Jego, moich, Naszych, łączyło Nas na prawdę głębokie uczucie i 100% zaufanie. Nie wiem, może jestem jeszcze zbyt niedojrzała, żeby móc przyjąć taką miłość, docenić ją i w pełni móc się jej oddać, ale na prawdę szczerze żałuję, że ją straciłam. Był to mężczyzna, z którym wiązałam swoją przyszłość i chciała iść z nim przez życie, ale też chciałam go zmienić, tak żeby było mi wygodniej.

Dopiero Wy, na forum, uświadomiliście mi, co chłopak mógł czuć, coś z czego wcześniej nie zdawałam sobie nawet sprawy, coś co było dla mnie na tyle mało ważne, żeby nie zwracać na to uwagi. Zdalam sobię sprawę z tego, że w dużej mierze, to jak mnie oceniacie to prawda. Może dlatego to boli tak bardzo, bo sama nie dostrzegałam tego w sobie wcześniej i nie wiedziałam, jak bardzo moje zachowanie moglo być krzywdzące dla drugiej osoby. Jednocześnie praganę Wam z całego serca udowodnić, jak bardzo się mylicie mówiąc, że ten związek nie ma juz nigdy szans na bycie szczęśliwym, ale pozwólcie, że to pokaże czas. Jednak wierzę w to, że ludzie się zmieniają, ja także jestem człowiekiem i wierze, że przy wielkiej pracy, którą w siebie włożę, bedę w stanie zrozumieć, że nie jestem najmądrzejsza i jedyna na świecie, być wrazliwsza na potrzeby innych, bardziej uczuciowa. Przecież kiedyś taka byłam. Co się ze mną stało?
gerda
 
Posty: 16
Dołączył(a): 25 kwi 2011, o 20:19

Postprzez ewka » 27 kwi 2011, o 07:47

A czy w tym wszystkim chodzi o znalezienie winnego? No przecież nie. Raczej o jakieś uwypuklenie zachowań, które się nam tutaj rzucają w oczy. I po to, aby rozjaśnić sytuację, spojrzeć z innej perspektywy i wyciągnąć z tego wszystkiego jakieś konkretne wnioski do użycia w tym konkretnym przypadku lub innym.

Bo jeśli można się czepić Twojego Gerda zbyt małego otwarcia na jego potrzeby, to równie dobrze można się czepić jego zbyt słabego komunikowania o nich. I mamy 1:1... z którego tak naprawdę nic nie wynika.


gerda napisał(a):Uważam, że teraz trzeba ochłonąć, zająć się sobą, poznać innych ludzi i na chwilę zapomnieć. Dopiero potem siąść i pomyśleć, czy faktycznie jest to partner mojego życia.

Mnie się to też nie podoba. "Potem" może być za późno, a partnera i związek nie można ot tak odstawić na półkę jak misia. Można, jeśli się taką decyzję podejmie wspólnie - dajemy sobie "czas wolny" na pół roku, rok czy ile tam i coś potem ustalimy. Istnieje opcja taka, że każdemu (lub jednemu z Was) tak się potoczy, że misiu pójdzie do kosza. Myślę, że o tym warto byłoby pamiętać.

"chcial spedzac ze mna kazda minute, ciagle przy mnie byc, przytulac sie"
"nie chce sie rozwijac, ze ciagle stoi w miejscu, nie spelnia swoich marzen, duzo gada a mało robi"

Takie cechy u mężczyzny mi się też nie podobają. Uważasz, że on jest w stanie to zmienić? Jeśli nie - umiałabyś z tym żyć? Wiem, że teraz jest Ci żal i trudno o odpowiedź obiektywną... no więc umiałabyś? Bo chyba trzeba taką ewentualność brać pod uwagę. On może nie chcieć się zmienić. Lub nie potrafić.

Twoja postawa życiowa w kwestii zawodowej mi się podoba. Jest rozsądna i jak najbardziej na miejscu w tym właśnie czasie. Z kolei Twój facet jakby całość życia widział w Tobie tylko i wyłącznie... a to podoba mi się mniej. Grozi przyduchą, która mnie osobiście przeraża. Obstawiam rozmowę, rozmowę, rozmowę.


gerda napisał(a):Jednocześnie praganę Wam z całego serca udowodnić, jak bardzo się mylicie mówiąc, że ten związek nie ma juz nigdy szans na bycie szczęśliwym, ale pozwólcie, że to pokaże czas.

Masz jakiś konkretny pomysł?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sansevieria » 27 kwi 2011, o 12:44

Gerdo, udowadnianie nam, że ten związek będzie szczęśliwy to jest bez sensu nieco, bo w końcu jesteśmy grupą obcych Ci choć życzliwych ludzi. :) Możliwe jednak że masz chęć udowodnić to samej sobie bądź też światu ogólnie. Że ten związek ma szanse być szczęśliwy. Jak to mawiają szansa jest zawsze, ale pytanie - jakim kosztem.
Na pewno nie ma szans na 100% zaufanie w sytuacji, w któej druga strona ma problem z komunikacją wprost. Bo nigdy nie wiesz, czy "nie ma sprawy" oznacza faktycznie "nie ma sprawy". Nigdy nie wiesz, czy mówi to, co myśli i czuje, czy też coś zupelnie innego po to, żebyś była zadowolona i szczęsliwa, zaprzeczając swoim potrzebom i czyniąc siebie nieszczęśliwym. I są potem takie efekty, jak obserwujesz - że z zaskoczenia dowiadujesz się, że naprawdę czuł zupełnie coś innego niż pokazywał czy mówił. W momencie zerwania dowiedziałaś się, że kilka razy chciał Ci się oświadczyć - to swoista "norma", jak chcesz ciągnąć ten związek to się przyzwyczaj, że tak własnie będzie - dopiero w sytuacji wybuchowej się będziesz dowiadywała o różnych ważnych rzeczach, bo to jest stały element wyniszczający obie strony. Dowiadujesz się dopiero, jak jest już za późno na sensowne działanie z Twojej strony czy choćby zajęcie stanowiska, dowiadujesz się dopiero, jak ciśnienie u partnera jest za wysokie i wybucha. To wyniszcza Ciebie, bo na codzień nie wiesz, co jest grane tak naprawdę i stale się próbujesz domyślać, często błędnie, oraz jego, bo się ciągle czuje niezrozumiany, a powiedzieć wprost nie umie. Ani sam się nie nauczy, ani Ty go nie nauczysz. Jak napisał Pszyklejony (jak zwykle on, celnie acz lakonicznie) - partner zdecydowanie dysfunkcyjny. Praca nad komunikowaniem wprost to jest raczej zadanie dla partnera we współpracy z terapeutą. I konsekwentnie partner sam musi taką współpracę podjąć i to musi bardzo chcieć. Nie da się zmusić kogoś do skutecznej pracy w terapii. Tobie grozi w tym układzie przyjęcie roli "terapeuty własnego partnera" czyli uwikłanie się w inny rodzaj opieki i dominacji. Pewna odmiana "ciągniecia za uszy" tylko nieco innego niż dotychczas.
Sama napisałaś, że w tym związku byłaś stroną silniejszą. I że to Cię męczyło. Wiesz, z człowiekiem o innej konstrukcji psychicznej zapewne byłabyś po prostu stroną równorzędną. Powiedzieli byście sobie wprost, pogadali, może zdrowo się pokłócili, potem pogodzili i zawarli kompromis. Coś co w tym związku jest męczarnią dla obu stron w ogóle mogło by się nie pojawić jako problem. To jest to, o czym Abbsinth pisała. Pewne Twoje cechy nie są złe jako takie, dla innego typu faceta byłyby super zaletami, nie raniły by go tylko stanowiły by powód do nieustającego zachwytu z jego strony. Oczywiście każdy i zawsze ma w sobie coś tam co może zmienić, poprawić, Ty też. Ale są zmiany, które tak naprawdę wiodą do próby całkowitego przerobienia siebie na kogoś innego, a to jest karkołomna zabawa.
Po to, żeby i Tobie i jemu było w tym związku błogo i dobrze wiellką pracę musiał by włozyć Twój ex. A on najwyraźniej się woli wycofać. To nie jest dobry punkt wyjściowy. Bo najpierw byś musiała przełamać jego wycofanie, potem musiał by zauważyć swój problem w komunikacji (i nie wystarczy, że mu to powiesz, on sam musi sobie to uświadomić, co może zająć miesiące), a potem nad tym popracować i on indywidualnie i jeszcze zapewne Wy oboje nad komunikacją w związku, na dodatek z przerobieniem zaszłości czyli tego, co już się stało i nadal boli. Na dodatek bez gwarancji sukcesu.
Może bardzo pryncypialnie brzmieć to, co napisałam. Ale ja w związku z mężczyzną nie komunikującym wprost jestem od lat. I wiele z tego, co piszesz o sobie i swoim postrzeganiu różnych spraw to jestem ja, choć bardziej ja sprzed terapii niż ja obecna. Sklerozy nie mam, pamiętam jaka byłam. Nasz związek z różnych przyczyn (których w Twoim związku nie ma) się nie rozpadł. Ale wiem, jaka ciężka była i jest praca nad zmianami. I moja w terapii indywidualnej, i nasza w terapii związku. Kilka lat straciłam na próbie realizacji koncepcji "zmienię w sobie to i tamto i będziemy szczęśliwi". Czyli na tym, do czego Ty się właśnie przymierzasz. Dlatego piszę - jeśli on nie ma chęci i gotowości do zmian w sobie to lepiej odpuścić. Bo jesteście młodzi i naprawdę możecie poszukać swoich bardziej pasujących drugich połówek. Oczywiście możesz jako wolny człowiek próbować poukładać relację z tym człowiekiem, który właśnie zdecydował, że chce sie z Tobą rozstać. Ale lepiej, żebyś wiedziała, że jest to droga przez mękę i bez gwarancji.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 304 gości