Gerdo, udowadnianie nam, że ten związek będzie szczęśliwy to jest bez sensu nieco, bo w końcu jesteśmy grupą obcych Ci choć życzliwych ludzi.
Możliwe jednak że masz chęć udowodnić to samej sobie bądź też światu ogólnie. Że ten związek ma szanse być szczęśliwy. Jak to mawiają szansa jest zawsze, ale pytanie - jakim kosztem.
Na pewno nie ma szans na 100% zaufanie w sytuacji, w któej druga strona ma problem z komunikacją wprost. Bo nigdy nie wiesz, czy "nie ma sprawy" oznacza faktycznie "nie ma sprawy". Nigdy nie wiesz, czy mówi to, co myśli i czuje, czy też coś zupelnie innego po to, żebyś była zadowolona i szczęsliwa, zaprzeczając swoim potrzebom i czyniąc siebie nieszczęśliwym. I są potem takie efekty, jak obserwujesz - że z zaskoczenia dowiadujesz się, że naprawdę czuł zupełnie coś innego niż pokazywał czy mówił. W momencie zerwania dowiedziałaś się, że kilka razy chciał Ci się oświadczyć - to swoista "norma", jak chcesz ciągnąć ten związek to się przyzwyczaj, że tak własnie będzie - dopiero w sytuacji wybuchowej się będziesz dowiadywała o różnych ważnych rzeczach, bo to jest stały element wyniszczający obie strony. Dowiadujesz się dopiero, jak jest już za późno na sensowne działanie z Twojej strony czy choćby zajęcie stanowiska, dowiadujesz się dopiero, jak ciśnienie u partnera jest za wysokie i wybucha. To wyniszcza Ciebie, bo na codzień nie wiesz, co jest grane tak naprawdę i stale się próbujesz domyślać, często błędnie, oraz jego, bo się ciągle czuje niezrozumiany, a powiedzieć wprost nie umie. Ani sam się nie nauczy, ani Ty go nie nauczysz. Jak napisał Pszyklejony (jak zwykle on, celnie acz lakonicznie) - partner zdecydowanie dysfunkcyjny. Praca nad komunikowaniem wprost to jest raczej zadanie dla partnera we współpracy z terapeutą. I konsekwentnie partner sam musi taką współpracę podjąć i to musi bardzo chcieć. Nie da się zmusić kogoś do skutecznej pracy w terapii. Tobie grozi w tym układzie przyjęcie roli "terapeuty własnego partnera" czyli uwikłanie się w inny rodzaj opieki i dominacji. Pewna odmiana "ciągniecia za uszy" tylko nieco innego niż dotychczas.
Sama napisałaś, że w tym związku byłaś stroną silniejszą. I że to Cię męczyło. Wiesz, z człowiekiem o innej konstrukcji psychicznej zapewne byłabyś po prostu stroną równorzędną. Powiedzieli byście sobie wprost, pogadali, może zdrowo się pokłócili, potem pogodzili i zawarli kompromis. Coś co w tym związku jest męczarnią dla obu stron w ogóle mogło by się nie pojawić jako problem. To jest to, o czym Abbsinth pisała. Pewne Twoje cechy nie są złe jako takie, dla innego typu faceta byłyby super zaletami, nie raniły by go tylko stanowiły by powód do nieustającego zachwytu z jego strony. Oczywiście każdy i zawsze ma w sobie coś tam co może zmienić, poprawić, Ty też. Ale są zmiany, które tak naprawdę wiodą do próby całkowitego przerobienia siebie na kogoś innego, a to jest karkołomna zabawa.
Po to, żeby i Tobie i jemu było w tym związku błogo i dobrze wiellką pracę musiał by włozyć Twój ex. A on najwyraźniej się woli wycofać. To nie jest dobry punkt wyjściowy. Bo najpierw byś musiała przełamać jego wycofanie, potem musiał by zauważyć swój problem w komunikacji (i nie wystarczy, że mu to powiesz, on sam musi sobie to uświadomić, co może zająć miesiące), a potem nad tym popracować i on indywidualnie i jeszcze zapewne Wy oboje nad komunikacją w związku, na dodatek z przerobieniem zaszłości czyli tego, co już się stało i nadal boli. Na dodatek bez gwarancji sukcesu.
Może bardzo pryncypialnie brzmieć to, co napisałam. Ale ja w związku z mężczyzną nie komunikującym wprost jestem od lat. I wiele z tego, co piszesz o sobie i swoim postrzeganiu różnych spraw to jestem ja, choć bardziej ja sprzed terapii niż ja obecna. Sklerozy nie mam, pamiętam jaka byłam. Nasz związek z różnych przyczyn (których w Twoim związku nie ma) się nie rozpadł. Ale wiem, jaka ciężka była i jest praca nad zmianami. I moja w terapii indywidualnej, i nasza w terapii związku. Kilka lat straciłam na próbie realizacji koncepcji "zmienię w sobie to i tamto i będziemy szczęśliwi". Czyli na tym, do czego Ty się właśnie przymierzasz. Dlatego piszę - jeśli on nie ma chęci i gotowości do zmian w sobie to lepiej odpuścić. Bo jesteście młodzi i naprawdę możecie poszukać swoich bardziej pasujących drugich połówek. Oczywiście możesz jako wolny człowiek próbować poukładać relację z tym człowiekiem, który właśnie zdecydował, że chce sie z Tobą rozstać. Ale lepiej, żebyś wiedziała, że jest to droga przez mękę i bez gwarancji.