Witam, jestem tu nowa, nie wiedziałam, gdzie konkretnie powinnam napisać. Stwierdziłam nowe rozstanie- nowy problem-nowa grupa wsparcia, dlatego utworzyłam nowy topic.
Mam 23 lata, w tym roku koncze studia. 27 marca zostawił mnie facet. Przeżyłam juz jedno rozstanie przed nim, ale to bylo co innego. Z poprzednim chlopakiem bylam prawie 3 lata i mnie zdraził. Wychodzenie z tego było ciężkie ale i proste zarazem- cała wina na niego, wszystkie negatywne uczucia na niego, chec jak najszybszego zapomnienia o nim. W tym przypadku jest inaczej.
Z moim ostatnim chlopakiem bylismy tez prawie 3 lata. Poznalismy sie w niesamowitych okolicznosciach, mozna rzec- milosc od pierwszego wyjrzenia. Myślałam, że to jest to, to z nim spedze całe życie, ale mimo wszystko coś mi w nim przeszkadzało. On sam, niezwykle romantyczny, piszacy listy milosne, piekacy ciasta dla ukochanej, chcial spedzac ze mna kazda minute, ciagle przy mnie byc, przytulac sie. Ja- niezbyt romantyczna, poczulam sie przytloczona takim osaczeniem ze strony partnera. On- z głowa pełna marzeń, bujający w obłokach, milion planów, tylko zaden niezrealizowany. Ja- twardo stapająca po ziemi, otwarta na rozwój, twardo sprowadzałam go ze świata marzeń na ziemię.
Przez ostatnich kilka tygodni naszego zwiazku zastanawialam sie czy to wogole ma sens, przeszkadzało mi to, że on nie chce sie rozwijac, ze ciagle stoi w miejscu, nie spelnia swoich marzen, duzo gada a mało robi. Postanowilam pojechac na 3 miesieczna, wakacyjna praktyke studencka za granice. Bylam juz na takim wyjezdzie, przezylismy go bez problemu. Codzienne, kilkugodzinne rozmowy na skypie, on do mnie przyjechal na prawie 2 tygodnie...
27 marca do mnie przyszedł i powiedział, ze nie ma dluzej sily sie starac, ze za mna nie nadaza, ze problem jest w nim a nie we mnie. Mowil, ze decyzje podjal po dwu dnowym mysleniu. Nie rozumialam, wpadlam w histerie, spakowalam wszystkie rzeczy od niego jakie wpadly mi w rece, kazalam sie wynosić i nigdy nie wracać.
Dzien pozniej jak emocje troszke opadly, spotkalam sie z nim na rozmowe, chcialam znac konkretny powod rozstania. I się nasluchałam... Ze to wszystko moja wina, ze ja do tego doprowadzilam, ze moje plany byly zawsze najwazniejsze, ze nie umiem okazywac uczuc w wystarczajacy dla niego sposob, ze on byl zawsze na drugim planie, ze on nie wytrzyma znowu mojego wyjazdu za granice, ze zrywa ze mna teraz zebym miala czas zeby sie po tym otrzasnac i wyjechac na praktyke, ze chce sobie znaleźć kogos, kto bedzie go kochal takiego jakim jest, ze mam sie nie interesowac tym co on czuje, nawet nie zblizac sie do granicy jego intymnosci i ze nie chce mnie juz nigdy kochać.
Zabolało... mocno. Zwłaszcza ostatnie zdanie. Zerwalismy kontakt.
2,5 tygodnia poźniej miala urodziny, liczyłam jak idiotka ze napisze chociaz zyczenia... Nic. Zdenerwowalam sie, napisalam do niego na nastepny dzien ze myslalam ze po niemal 3 latach zwiazku myslalam ze moge liczyc chociaz na zyczenia urodzinowe. Odpisal ze bil sie caly dzien z myslami, czy do mnie pisac ale stwierdzil ze nie bedzie o sobie przypominał. W skrócie, ja mu pisałam jak bardzo mnie boli i jak mi na Nim ciagle zalezy, a on pisal ze codziennie o mnie mysli, nie zapomni o mnie, jest mu cieżko, a tymbardziej jest mu ciezko bo wie ze nigdy nie bedziemy razem. Ostatnia wiadomosc od niego: "ciagle zadaje sobie pytanie dlaczego... dlaczego musiało tak byc, dlaczego się spóźniłaś. Dobranoc Kochana:*"
Nasz zwiazek był pełen milości, bardzo duzo rozmawialismy o swoich potrzebach, ale on nigdy wprost nie powiedzial czego chce, czego oczekuje, jak sie czuje. Jak go o to pytalam, to mowil ze to sa tylko jego glupie przemyslenia, ze nie ma sie co tym martwić.
Ja po rozstaniu poczułam, jak bardzo mi na nim zależy. Wiem, ze on w dalszym ciagu mnie kocha. Nie chce ze mna byc bo zawsze bylam mocniejsza w tym zwiazku. Mialam wieksze ambicje, spelniałam marzenia, udawało mi się osiagnac to co sobie zaplanowałam. Popychałam go w tym kierunku. Zapytalam czy nie chcialby wyjechac na zagraniczne studia... pytał tylko czy chce sie go pozbyć.
To on zerwał, pewnie czuje się jak zwyciezca. Wreszcie on trzyma władze, wreszcie jest ponad mną.
Zaproponowałam mu kontakt, ze napisze maila od czasu do czasu, co u mnie słychac. Powiedziałam ze nie musi odpisywac, ani nawet tego czytac. Zgodził się odrazu, mowil ze sam chcial zaproponowac cos takiego.
Maila napisze wkrotce.. narazie nie wiem co w nim zawrzec. Tylko co u mnie, pisac co czuje? Zrezygnowałam z błagania o szanse.
Wiem, ze w tym przypadku na wszystko potrzebny jest czas. Zależy mi na nim bardzo, kocham go i chce z nim być, ale teraz mamy inne spojrzenie na świat. Dla mnie ważny jest rozwoj, on chce miec kobiete ktora bedzie przy nim caly czas, beda sie przytulac i szeptac sobie jak bardzo sie kochaja. Ze mna narazie nie ma szans na stabilizacje (on ma 24 lata).
Czy to faktycznie moja wina? Czy chec rozwoju, wyjazdu, przekreslenia planow, ktore mielismy na te 3 miesiace jest na tyle egoistyczna, zeby gruba krecha przekreślać 3 letni, piekny zwiazek? Chciałam, żeby jechal tam ze mna. Nawet nie mielismy okazji o tym porozmawiac... on tak szybko podjął decyzje...