Tracę siły...

Problemy z partnerami.

Postprzez Jaga82 » 8 kwi 2011, o 12:52

Witajcie!
Nie bylo mnie chwilke, bo nie mam jeszcze w nowym domu internetu i pisze z kafejki :? Brakuje mi kontaktu ze swiatem i z Wami. Przeprowadzilam sie juz, teraz czekam na rodzicow, ktorzy przyjada w niedziele i zacznie sie wielkie malowanie. A po malowaniu przygotowania do swiat i oczekiwanie na malutka. Codziennie sie zastanawiam czy to przypadkiem nie wydarzy sie juz dzis :)
Ojciec malej bardzo mi pomogl, przewiozl meble, umyl okna, wyszorowal lazienke i toalete i widze, ze zaczyna sie interesowac mala. Dotknal kilka razy mojego brzucha, pytal jak sie czuje, kazal odpoczywac gdy on sprzatal. Nie wiem czym ta zmiana jest spowodowana, nie chce sie nad tym zastanawiac.
Mam nadzieje, ze niedlugo juz bede miala internet w domku i bede mogla sobie z Wami pogadac :)
Pozdrawiam
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez Sinusoida » 8 kwi 2011, o 13:14

Super Jaga, że wszystko się tak układa :) . Ciekawa ta zmiana... Czy planujesz podać go w papierach jako ojca?
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez ewka » 9 kwi 2011, o 11:04

Brawo Jaga! Super dzielna mamuśka.

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez wera » 20 kwi 2011, o 13:02

Jaga jak się czujesz? Co słychać?
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez Jaga82 » 25 kwi 2011, o 01:01

Witajcie!
Jak się czuję? Fatalnie-znów dół. Zaprosiłam go na święta. Ja się nie nadaję do jakiegokolwiek kontaktu z facetem. Ta moja pieprzona zazdrość. Niby razem nie jesteśmy a jednak pewne zachowania bolą, nie daję rady z pierdołami. Dochodzę do wniosku, że ja nie będę nigdy i z nikim szczęśliwa, bo nie potrafię żyć. Proste sprawy między kobietą a mężczyzną mnie przerastają, są niezrozumiałe, wg mnie fałszywe, nieszczere. Nie potrafię znaleźć w sobie siły, dzięki której byłabym pewna swojej wartości. Nie znajduję racjonalnego wytłumaczenia na niektóre zachowania facetów, które ewidentnie przeczy ich słowom. I obojętnie czy chodzi o mojego ojca, ojca mojej małej, wujka, kolegę z pracy czy kuzyna. Nie rozumiem facetów i dlatego nie mogę być z żadnym z nich. Każdy wydaje mi się fałszywy, dwulicowy. Wystarczy, że ich kobieta znika im z oczu a już im ślina leci na inną, bo-fajne cycki, włosy, stopy, uśmiech, figura. Wszyscy są tacy sami, to ich samcza natura. Nam będą mówić, że żadna inna ich nie obchodzi a niech tylko znajdą się w towarzystwie swoich kolegów zaraz zaczną komentować każdą inną kobietę-jej wygląd, sposób poruszania, osiągnięcia w pracy, wyniki w sporcie-słowem wszystko, co jest inne od tego co (kogo) mają w domu. Ja jestem jakimś nieuleczalnym przypadkiem. Od jakiegoś czasu mam ochotę sprowadzać na ziemię każdego faceta, który zachowuje się wg mnie źle. W zasadzie od czasu gdy był u mnie mój ojciec i komentował wygląd innych kobiet czy to w telewizji czy to na ulicy. Nie mogłam go słuchać. A mojej mamie to nie przeszkadzało. Nie wiem czy przez tyle lat z ojcem się już przyzwyczaiła czy uodporniła na jego teksty. Na terapię jeżdżę od roku a jestem chyba bardziej w tyle ze sobą, ze swoimi emocjami, poczuciem własnej wartości niż w momencie gdy ją rozpoczynałam. Nie potrafię żyć. Boję się, że skrzywdzę moją małą swoim sposobem pojmowania świata. Boję się, że będzie tak nieszczęśliwa i skrzywiona emocjonalnie jak ja. I jeszcze się boję, że mnie złapie depresja poporodowa i że nie będę umiała jej kochać. Mam dość siebie. Nienawidzę siebie za to, jak się zachowuję, co myślę, robię. Za to, że jestem słaba. Za to, że nie potrafię sama siebie przekonać i uwierzyć w to, że jestem coś warta. Nienawidzę. Dlaczego zawsze czuję się gorsza pod obojętnie jakim względem gdy jestem w jakimś związku? Dlaczego ocenę samej siebie uzależniam od oceny jakichś dupków? Dlaczego nie potrafię sama siebie zrozumieć, samej sobie powiedzieć co jest dla mnie w życiu ważne. Ja nie umiem żyć. I raczej się już nie nauczę, nie mam skąd czerpać wzorców.
I jeszcze wstyd przed mamą. Jest u mnie. Odkąd zostałyśmy same i czekamy na narodziny małej (bo remont już skończony) w zasadzie nie mamy o czym rozmawiać. W ciągu dnia rozmowy o tym co kupić do domu, dla małej, jakie sprawy jeszcze załatwić, potem jakiś obiad i telewizja do wieczora. Zauważyłam nawet, że ja nie potrafię patrzeć jej w oczy gdy coś do mnie mówi. Zdaję sobie też sprawę z tego, że nie czuje się u mnie najlepiej. Z mojego powodu. Mało mówię, rzadko się uśmiecham, chodzę przybita, zrezygnowana. Zresztą gdy ja jechałam do rodziców na urlop zachowywałam się podobnie z tą różnicą, że w każdej chwili mogłam się zamknąć w swoim pokoju i w swoim świecie a gdy mama jest teraz u mnie czuję się w obowiązku zapewniać jej rozrywki jakkolwiek to brzmi. No i mi nie wychodzi. Odbieram jej chęci do życia. Zresztą jak wszystkim, którzy mają ze mną kontakt. Słyszałam przez drzwi jak płakała. Ja też płaczę. Cały czas gdy to piszę. Pewnie się przejęła tym, że w środku nocy kazałam jechać do domu ojcu małej po tym jak wciągnął mamę w nasz spór. Nie potrafię żyć i chyba już nawet nie chcę żyć. Czyja to wina? Rodziców? Dzieciństwa? Moja? Facetów, z którymi się wiązałam? Mojej spieprzonej psychiki? Kiedy ja będę normalna, zadowolona z siebie, radosna, pełna życia? Cały czas mi coś przeszkadza cieszyć się życiem a ja nie wiem co to jest i jak się tego pozbyć.
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez Sanna » 25 kwi 2011, o 09:20

Jago, nie wiem na ile Cię to pocieszy, ale 1-sze malutkie światelko w tunelu co do zmiany swoich obsesyjno-zazdrosnych zachowań zobaczyłam dopiero po 1,5 roku terapii. Ale jazdy na tle zazdrości pojawiały się później jeszcze wielokrotnie. Teraz jest spokój, ale za chwilę będę świętowała 4,5 roku terapii! Bądź bardzo cierpliwa.
Do tego teraz jesteś, ( i będziesz-po porodzie) w szczególnym nadwrażliwym stanie. Pozwól sobie na to. Przeczekaj.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez pozytywnieinna » 25 kwi 2011, o 09:26

nie jego a dziecinstwa, czego ty oczekujesz jaga od siebie??? jak nie mialas ciepla od matki i jakos ona nie ma wyrzutow sumienia z tego powodu, to jak masz jej ty go dac i jeszcze na dodatek czujesz sie winna! dziewczyno przestan sie obwiniac!
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Postprzez Jaga82 » 25 kwi 2011, o 13:24

Dziś wstałam trochę później niż zwykle. Mama już nie spała. Za to jest na mnie obrażona, nie odzywa się i wpędza mnie w poczucie winy tym swoim zachowaniem. Pokazuje mi, że została skrzywdzona a ja nie mam ochoty z nią rozmawiać, tłumaczyć wczorajszej sytuacji czy przepraszać. Dodatkowo zaczęła się skarżyć smsami albo mojej siostrze albo tacie, bo wysłała już chyba z sześć smsów i dostaje odpowiedzi. Przez dwa tygodnie z nikim nie pisała z taką częstotliwością. Nie chce mi się żyć. Znów to ja jestem tą najgorszą. Tak było odkąd pamiętam, bo zamykam się w sobie i nie mówię o tym, co mnie boli. Moja siostra zawsze miała łatwiej, bo darła się za każdym razem gdy jej coś nie odpowiadało. Ja nie umiem się z mamą pokłócić czy nawet wyjaśnić coś, porozmawiać. Właśnie takiej sytuacji jak ta, która ma miejsce teraz bałam się przed jej przyjazdem.
Sanno-sama siebie zawodzę, nie widzę zmian, mam kryzys, więc nie wiem czy w moim przypadku terapia coś zmieni i ewentualnie kiedy? Piszesz, że jestem w szczególnie nadwrażliwym stanie. Po pierwsze nie wszyscy to rozumieją, po drugie sama ma wrażnie, że w takim nadwrażliwym stanie jestem całe życie. Przypomniałam sobie, że jakieś 10lat temu mój eks mąż wtedy jeszcze chłopak pytał mnie kiedy ja się wreszcie będę uśmiechać, kiedy ja będę zadowolona z życia. Jak widać nie udaje mi się to i obojętnie z kim będę, obojętnie jak bardzo będzie się starał, jak mocno kochał mi ciągle będzie czegoś brakowało, ciągle będę miała zastrzeżenia. Mam już siebie naprawdę dość.
Pozytywna-miło Cię widzieć :) Przetań się obwiniać piszesz. Jeszcze nie umiem...
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez Sanna » 25 kwi 2011, o 15:07

Jaga82 napisał(a):Sanno-sama siebie zawodzę, nie widzę zmian, mam kryzys, więc nie wiem czy w moim przypadku terapia coś zmieni i ewentualnie kiedy?


Jago, mogę pisać tylko na odstawie swoich doświadczeń i doświadczeń osób które znam. I wiem, że terapia zmienia. , U mnie - 4 lata i zmiana jest ogromna, mam koleżankę , której przydarzyło się to samo ( tzn. zmiana na lepsze :)) - chodziła na terapię 3 lata.

Nie poddawaj się, zwłaszcza teraz kiedy jesteś ( i będziesz po porodzie ) narażona na szczególnie silne wahania nastroju.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Jaga82 » 25 kwi 2011, o 15:14

Właśnie się poddaję. Wiem, że nie znajdę czasu i możliwości na kontynuowanie terapii gdy mała się urodzi. I znów będę w d...
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez Honest » 25 kwi 2011, o 20:47

Jago kochana :pocieszacz: Dużo się dzieje, jest w Tobie dużo emocji, szalejące hormony i przeszłość. Sytuacja jest faktycznie niekomfortowa. Piszesz, że nie umiesz rozmawiać z mamą. A może to spróbuj zmienić? Nie od razu, oczywiście, ale może powiedz jej co czujesz? jesli nie czujesz się gotowa, to nie mów jeszcze o sprawach dotyczących Was, a Ciebie. O twoich nadziejach i obawach.
Jesteś dzielna. Nie rób teraz bilansu związków, to nie jest obiektywny moment, jesteś wzburzona po kłótni z ex. Na tym forum jawisz mi się jako mądra życiowo kobieta, inteligentna. Znajdziesz jeszcze swoje szczęście.

Trzymaj się ciepło!
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez Jaga82 » 26 kwi 2011, o 12:23

Spróbować rozmawiać z mamą? Boję się. Musiałabym powiedzieć wszystko co leży mi na sercu, żeby mogła zrozumieć wszystkie moje reakcje, zachowania, obawy, niepokoje, schizy. A wszystko to między innymi dzieciństwo a nie jestem gotowa na taką rozmowę i szczerze mówiąc nie wiem czy kiedykolwiek będę. Niejednokrotnie podczas spotkań rodzinnych opowiadała jak się starli z tatą dać nam to czego oni nie mieli. Ja pamiętam to wszystko zupełnie inaczej a nigdy nie miałam odwagi powiedzieć tego głośno, żeby sprostować jej wspomnienia. Ostatnio mama oglądała 'rozmowy w toku', program był o matce bijącej swoją córkę dosłownie za wszystko. Mama strasznie się oburzała a ja... wyszłam na balkon, bo nie mogłam znieść tego jej wzburzenia mając w pamięci to, że ja również dostawałam od niej wpieprz za bzdury. Znam osoby, które z rozbawieniem wspominają lanie i kary, które dostawali od rodziców. Ja nie umiem. Cały czas mnie to boli. Zwłaszcza teraz gdy sama mam być mamą...
Bilans związków-myślę, że to właśnie dobry moment na taki rachunek sumienia. Widzę, że wciąż, od lat powtarzam te same błędy. Chodziłam na terapię i co z tego? Zero poprawy, żadnej widocznej zmiany na lepsze. Jak już powiedziałam nie nadaję się do życia z facetem. Nie z moją chorą głową.
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez Sinusoida » 26 kwi 2011, o 12:56

Jago :pocieszacz: wiem, że niewiele Ci to pomoże ale rozumiem co przeżywasz...
Polecam Ci książki Alice Miller. Z tego co piszesz, będą dla Ciebie bardzo pomocne w tej chwili. Taka konfrontacja z rodzicami nie jest prosta, rozumiem Twoje opory. Zresztą do czegoś takiego lepiej się przygotować i nie robić tego spontanicznie lub pod wpływem chwili... W "Toksycznych rodzicach" S. Forward jest rozdział o takiej konfrontacji. Warto sobie poczytać jeśli się o tym myśli. Jeśli jesteś w terapii niewykluczone, że za jakiś czas poczujesz się gotowa porozmawiać z mamą. Osoby, które z rozbawieniem wspominają kary i lania to moim zdaniem odcięte od emocji są. Taki mechanizm obronny. Lepiej się odciąć niż przyznać samemu przed sobą, że rodzice wyrządzali nam krzywdę... Nie miej sobie za złe, że Ty to pamiętasz. To działa na Twoją korzyść, jesteś jakby pół kroku do przodu przed tymi co wyparli swój ból. Jeśli w terapii pozwolisz sobie przeżyć te emocje, żal i złość, które żywisz do rodziców, masz szanse być dobrą mamą i nie popełnić tych samych błędów. Ściskam i życzę Ci powodzenia :serce:
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez Justa » 28 kwi 2011, o 14:30

A ja z innej beczki: Jago, jak dzidzia? Nie pcha się jeszcze na świat?
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez Jaga82 » 28 kwi 2011, o 16:45

Chyba dobrze jej u mnie :) bo już 4 dni po terminie a ona nadal się chowa w moim brzuszku :) Codziennie przychodzi do mnie położna i robi ktg. Dziś miałam robione usg w szpitalu i lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku i dał mi do wyboru albo wywołanie porodu albo powrót do domu. Wybrałam dom :) Może trochę dlatego, że boję się porodu :) choć wiem, że to i tak nastąpi jak nie dziś to jutro albo za kilka dni. Wolałam ten moment odwlec choć troszkę w czasie :)
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 331 gości