Fil,
Filemon napisał(a):dlatego właśnie uważam, że każda najprostsza nawet praca zawodowa powinna być wynagradzana godziwie i na tyle porządnie, żeby motywem zdobywania wykształcenia nie stawały się pieniądze, tylko autentyczne zainteresowanie, pasja, czy w niektórych wypadkach wręcz powołanie do określonego zawodu...
Ale tak Filemonie nigdy nie było, nie jest i nigdy nie będzie.
Ja też chciałbym, żeby np. włosy mi raz odrastały jak chcę powspominać czasy hipisowania, a jak chcę być silnych facetem z czworaków na przedmieściach
włosy automatycznie mi znikały a rosły mięśnie. Chciałbym też, żeby było tak, że im dłużej jadę samochodem, tym mam więcej benzyny w banku. I jeszcze chciałbym, żeby wszyscy na świecie były szczęśliwe, a koty nie zagryzały tych biednych myszek, tylko grały z nimi w brydża.
Już bez żartów - to są tylko idealistyczne i pewnie awangardowe, ale nierealistyczne postulaty. I do takich postulatów - wybacz - dostosowujesz swoją wizję rzeczywistości, która niestety nie zechce być taką, jakiej spodziewasz się w swoich wyobrażaniach.
Gdybym nawet miał kasę za sprzątaniem psich kup przyzwoitą, niewykluczone, że nie chciałbym zostać w zawodzie kuposprzątacza z wielu powodów - prestiżu, zainteresowań, pieniędzy, ciągłego gderania upierdliwej matki.
Kasiorek - ja syndrom głupiego kierownika doskonale rozumiem. Sam miewałem... debilne kierowniczki na ogół... Jedna nawet wywaliła mnie z ukochanej pracy, bo się RAZ postawiłem...
Nie będę Ci prawił kazań, bo sam nie jestem wolny od takich myśli jak Ty. W moim otoczeniu są też ludzie, od których zależą moje zarobki, których nie lubię - z wzajemnością! Ba! Nawet w mojej małej innowierczej grupce religijnej są ludzie, którzy po prostu zawsze zgrzytają jak się zetkną. Ja też takich ludzi tutaj mam.
Myślę, że to trzeba jakoś nauczyć się dobrze żyć z tymi kretynami i kretyńskimi warunkami... Nie zrobiłem tego sam na 100%, więc się nie wymądrzam, bo będzie to tylko bajanie, a nie własne doświadczenie.
Powiem Ci tylko tak na koniec, że obserwuję życie pewnej wysoko postawionej pani mecenas, i powiem Ci, że układy są dokładnie takie same - ta osoba musi np. siedzieć po kilkanaście godzin dziennie (dosłownie!) nad projektem, bo jak nie skończy na czas, to się prezesowi firmy nie spodoba i może stracić kontrakt. Z drugiej strony księgowy firmy, gdzie ta osoba ma interesy jest tak przerażającym dyletantem i chamem, że zawsze przy ustalaniu kwoty faktur są jaja, czasami szkodliwe dla pani mecenas, bo np. za późno pozna wartość faktury, nie odprowadzi podatku na czas, i lecą karne odsetki. Albo pieniądze są przelewane, ale z opóźnieniem kilku miesięcy, i w tak skomplikowanych ratach, że trzeba bardzo uważać, czy doszły wszystkie - niewykluczone, że zresztą po to tak skomplikowanych, żeby pani mecenas kiedyś czegoś nie zauważyła.
Naturalnie, kasa jest znacznie większa, ale powiem Ci, że cały znój bardzo podobny...
dobra, czas wymyć naczynia po Wielkim Żarciu! Tak, tak, buddyści też świętują Wielkanoc...
Maks