Szukając miłości, czymkolwiek ona jest

Problemy z partnerami.

Szukając miłości, czymkolwiek ona jest

Postprzez Ling Yang » 26 mar 2011, o 00:53

Na wstępie od razu mówię, że pisze ten post nie po to by się nad sobą użalać (bo jestem od tego bardzo daleka), ale po prostu by jakoś sobie ulżyć. Nie mam za bardzo z kim o tym pogadać, a przydałoby mi się po prostu dać jakieś "ujście" swoim przemyśleniom.

Otóż... mam 23 lata, studiuje na II roku. Tak, mam małą obsuwę, ale to dlatego, że nie udało mi się od razu trafić na takie studia na jakie bym chciała. Kiedyś było to dla mnie problemem, że straciłam tyle czasu, ale już tak nie myślę. Nie żyjemy na czas, kilka lat w tą czy drugą stronę nie zmienia historii świata ;)
Mam za sobą depresję (tak kiedyś trafiłam na to forum), ale to było już kilka lat temu. Stopniowo za pomocą terapii i pracy nad sobą wyszłam z tego i myślę, że dziś z pełną świadomością mogę powiedzieć, że jestem już zdrowa. Wiele się zmieniło w moim życiu na lepsze. Nie jestem już takim odludkiem jak kiedyś, nie jestem skora do płakania nad sobą, bezsensownego zamartwiania się, które wpędzało mnie tylko w jeszcze większy dół. I myślę, że dzięki temu, że przeszłam przez to wszystko potrafię jeszcze mocniej docenić swoje obecne życie. Myślę, że mogę o spokojnie powiedzieć, że jestem zadowolona z życia. Studia na których jestem dają mi satysfakcję, mam kilku zaufanych przyjaciół z którymi mogę dzielić swoje zainteresowania i spędzać czas, mam 2 kochane psy, mam wiele pasji, którym potrafię oddawać się całkowicie i dają mi one mnóstwo satysfakcji, nie mam żadnych problemów rodzinnych, z mamą (a to jedyna osoba w tej najbliższej rodzinie) dogaduję się bardzo dobrze. I w zasadzie wszystko byłoby ok, gdyby nie jeden taki mały brak, który czasem powoduje niemiłe ukłucie w sercu. Mianowicie... jakby to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało głupio... brakuje mi miłości? tylko, że miłości w tym męsko-damskim znaczeniu. W tej kwestii nie mam w zasadzie żadnych doświadczeń, mimo tak "zaawansowanego" wieku ;) to nie jest tak, że ja wariuję z samotności, że czuję się gorsza od innych, itp/ Nie, naprawdę nie. Ale po prostu najzwyczajniej w świecie chciałabym mieć szansę choćby "spróbować" czy i czym w ogóle jest ta miłość.

Nigdy z nikim nie byłam, w żadnym mniej czy bardziej poważnym związku. Żadnej przelotnej znajomości. Nic, zero, nul. I nawet nie zauważyłam kiedy ten czas zleciał, kiedy minęły te lata gówniarstwa, lata bycia nastolatkiem, kiedy teraz mam 24 prawie lata. Nie doświadczyłam żadnej "gówniarskiej" miłości, żadnej "nastoletniej" miłości, nawet żadnego najmniejszego doświadczenia, takich pierdoł nawet jak trzymanie kogoś za rękę i tym podobne. Mam przykre poczucie, że coś mnie ominęło, coś, czego już nie będę miała szansy odzyskać. A czas dalej mija, patrzę na swoje koleżanki/kolegów z entymi już chłopakami/dziewczynami, w mniej lub bardziej udanych związkach, ale przynajmniej próbują. Kiedy widuję się czasem z paczką moich najlepszych kumpeli jeszcze z czasów liceum na takie babskie pogaduszki to zawsze pojawia się temat co tak u kogo w "tym" temacie. A to jedna już 4 lata w związku, jedna 2, jedna pół roku, a ja...? A ja na ten temat nie mam w zasadzie nic do powiedzenia. W moim życiu kategoria taka jak "życie uczuciowe" nie istnieje. I o tym, że taki stan mi przeszkadza w zasadzie zdałam sobie sprawę z tego dopiero teraz. Wcześniej może nie byłam do tego przekonana, nie zastanawiałam się nad tym, życie po prostu mijało, wiele rzeczy się działo i nie było czasu na rozmyślania w stylu "co by było gdyby". Ale teraz coraz mocniej zaczynam odczuwać ten brak. To jest jakoś specjalnie męczące, nie spędza mi to snu z powiek, nie wpędza w depresję. Żyję dniem codziennym i mam się czym zająć. Ale czasem nachodzą mnie takie myśli, że w zasadzie czegoś brak. Czasem ten brak dokucza bardziej, czasem mniej, ale tak czy siak pojawił się i muszę jakoś z nim "współpracować". Nie mam problemów z akceptacją siebie, mam nieco zakręcony sposób bycia, ale nie czuję się od nikogo gorsza. Fizycznie też nie narzekam, owszem jak każdą dziewczyna chciałabym trochę schudnąć tu i tam, ale to nie jest coś co mi spędza sen z powiek. Patrzę na siebie i zastanawiam się co jest ze mną nie tak? Co mam w sobie takiego, że odpycha te wszelkie uczucia jak magnez o przeciwnych biegunach? Co takiego wyjątkowego mają inni, że im się udaje? Patrzę, patrzę i nie widzę, i nie rozumiem. Bo jestem taka sama jak każdy inny człowiek.

2 razy w życiu byłam zakochana. Raz potwornie, do bólu, ale była to miłość jednostronna. Zmęczyła mnie, zdewastowała, zostawiła po sobie zgliszcza. Miałam wtedy 18 lat. Potem drugi raz, tym razem jednak było to uczucie bardzo pozytywne, które niejako pozwoliło mi się odbudować na tych właśnie zgliszczach. Ale nie zdążyłam nawet wyznać swoich uczuć, nasze drogi po prostu się rozeszły, tak się życie potoczyło, że ostatecznie wylądowaliśmy w miastach na dwóch końcach Polski i nigdy więcej go nie widziałam. Cóż, po prostu nie zdążyłam nawet spróbować. Od tamtej pory minęły już prawie 3 lata i nie pojawił się nikt na kogo widok mocniej zabiło by moje serce. I tak mijają lata, kolejne urodziny, kolejny nowy rok i jakoś tak szczególnie w te 2 dni w roku uświadamiam sobie, że oto mija kolejny rok bez zmian.

Nie mam wygórowanych wymagań. Nie jestem materialistką, nie wymagam, aby ten ktoś był "kimś" przez duże K. Każdy z nas jest kimś, wszyscy są równi, nie ma lepszych i gorszych ze względu na wykształcenie, pozycję, pieniądze itp. Nie wartościuję ludzi w ten sposób i nie jestem człowiekiem, który gardzi innymi z jakichś tam wydumanych powodów. Bardzo potrafię docenić innych ludzi i okazać im swoją wdzięczność. Nie chcę gwizdki z nieba, nie chcę żadnych kwiatków i innych tego typu stereotypowych i zbędnych rzeczy, nie wymagam by mnie ktoś nosił na rękach, bo doskonale potrafię radzić sobie sama, nie jestem osobą która wychodzi z założenia, że to już najwyższy czas, bo wstyd, bo co inni powiedzą itp. NIE, NIE, NIE. Ja po prostu najzwyczajniej w świecie chciałabym mieć kogoś bliskiego. Czasem takiego kogoś bardzo mi brakuje, czasem czuję się bardzo bezsilna. Chciałabym móc bez powodu móc zadzwonić i spytać "co robisz?". Chciałabym mieć kogoś z kim mogłabym pogadać o swoich najprzeróżniejszych przemyśleniach, pośmiać z pierdół, połazić bez celu, po prostu spędzać razem czas. Tak, mam koleżanki i z nimi mogę to robić, ale... czasem mam wrażenie, że koleżanki już nie wystarczą... Mam w sobie to rosnące pragnienie i ono ani myśli się ze mną rozstawać. Tak po prostu czuję i nie chcę sobie wmawiać na siłę, że jest inaczej. Choć i tak mam wrażenie, że przyszło i tak jakoś późno. Nie sprawia mi dużego bólu, nie spędza snu z powiek, ale ono jest i potrafię się do tego przyznać sama przed sobą.

Wiem, że miłość, że związki, że relacje międzyludzkie nie są usłane różami, że są dalekie od ideałów. Ale ja po prostu chciałabym móc choćby spróbować. Mieć szansę przekonać się o tym na własnej skórze. Nie szukam ideału, nie szukam tego jedynego na całe życie, nie szukam księcia z bajki. Szukam jakiegoś takiego "przygłupa" jak ja ;) kogoś o podobnym podejściu i dystansie do życia, podobnym poczuciu humoru, podobnych wartościach. Żadnych fajerwerków, żadnych cudów. Kiedyś moja dawna współlokatorka z akademika, która była z jedną z najbliższych osób w moim życiu i rozumiała mnie jak nikt inny, powiedziała "no i gdzie ty znajdziesz drugiego takiego przygłupa jak ty"? No właśnie, gdzie ja go znajdę? Czy jest w ogóle jakiś gdzieś? Czy to jest w ogóle możliwe? Bardzo chciałabym w to wierzyć. Nasuwa się tylko pytanie czy można tęsknić za czymś czego się nigdy nie miało, czego się w ogóle nie zna?
Cóż, wygląda na to, że można.

I po to wszystko napisałam? Hm, sama nie wiem ;) nie oczekuję żadnych złotych rad i tym podobnych. Po prostu potrzebowałam dać ujście tym emocjom. Dziękuję za uwagę. Naprawdę mi ulżyło :)
Ling Yang
 

Postprzez marie89 » 26 mar 2011, o 01:24

Rad nie mam...

ale po przeczytaniu Twojego postu... pomyslałam, że Twoje przemyślenia są mi bliskie...


Tak po prostu..


Ja też nikogo nie miałam mimo "zaawansowanego" wieku... i pewnie długo tego "księcia- przygłupa" nie znajdę... Nie szukam specjalnie... aczkolwiek- poczucie potrzeby by "KTOŚ był" jest... dlatego wiem, jak czasem to potrafi ciążyć człowiekowi na sercu...


***

Wiesz... Myślę, że inteligentna z Ciebie dziewczyna... rozsądna... i nie jest tak, że czegoś Ci brak.. Po prostu jeszcze ten właściwy nie stanął na Twojej drodze...


***

Tak na marginesie... Zauwazyłam, że mężczyźni to trochę leniwi się zrobili... Zero pomysłów na podryw... albo może Poleczki im zbrzydły :lol:
marie89
 

Postprzez Ling Yang » 26 mar 2011, o 01:51

Marie, my już się kiedyś na tym forum "spotkałyśmy" ;) tylko, że wtedy pisałam pod innym nickiem. Za nic nie jestem w stanie przypomnieć sobie hasła, więc założyłam nowe, a poza tym uważam, że tamten rozdział mojego życia jest już dawno zamknięty i nie jestem już tą depresyjną osobą co wtedy, więc nowe konto jest też swego rodzaju "nowa mną" ;)

Rad nie masz, bo myślę, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak "dobre rady" na tematy typu uczucia. Dobre rady to mogą być jak sadzić sadzonki na wiosnę czy coś w tym stylu ;) a kwestie emocji, związków międzyludzkich i tym podobnych są zbyt złożone aby były do nich jakieś złote rady. Dlatego też nie napisałam tego "wypracowania" po to by uzyskać rady, ale po prostu dlatego, że potrzebowałam to napisać. Nie mam z kim pogadać na takie tematy, z jednej strony nie jestem zbyt skłonna do takich osobistych zwierzeń w cztery oczy, a dwa, że myślę, że z żadnej u swoich koleżanek w tej kwestii raczej nie znalazłabym zrozumienia.

Ja księcia ideału nie szukam, bo takich nie ma. Z wyidealizowanych obrazków rodem z filmów już na szczęście dawno temu wyrosłam :) a jak już jesteśmy przy filmach to zawsze w tej kwestii nasuwa mi się mój ulubiony cytat z "Misia":
http://www.youtube.com/watch?v=P6ox2HUMbz4

bo jak to mówił jeden z bohaterów "czy miłość to w ogóle z życiu jest możliwa? czy to w ogóle jest takie coś?" :lol: :lol: :lol:
Ling Yang
 

Postprzez Samara » 10 kwi 2011, o 22:55

Ja myślę, że "miłość to jest takie coś" (analogicznie do tego cytatu z misia") ale mam wrażenie, że ona jest wszędzie tylko nie tu. Ze wszyscy są zakochani, są w związkach, tylko nie my. Ling, nie masz takiego wrażenia? Bo ja czasem mam.
Samara
 

Re: Szukając miłości, czymkolwiek ona jest

Postprzez ewka » 11 kwi 2011, o 07:22

Ling Yang napisał(a):Nasuwa się tylko pytanie czy można tęsknić za czymś czego się nigdy nie miało, czego się w ogóle nie zna?
Cóż, wygląda na to, że można.

Pewnie, że można. Potrzebę kochania i bycia kochanym mamy wszczepioną... realizuje się różnie.

Trza dobrej myśli być.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: ixovuguwiwiq i 206 gości