powiem Ci tak. Jestem młoda ale dużo przeżyłam jak na 17 lat i w skrócie, rozwód rodziców, kłotnie, matka mnie zostawiła, nikt nie okazuje zrozumienia... I w pewnym momencie odezwał się do mnie znajomy którego znam od dziecka... I byłam z nim. To był burzliwy związek. Tyle razy zrywaliśmy a potem prosił żebym wróciła i tak było bardzo długo. Nigdy mi nic nie dał a wręcz ja mu dawałąm najpierw fajki, potem wódka, narkotyki... Odwalał nieźle ale na nikim mi tak nie zależało. Tylko on powodował "to coś" ale kiedy po raz kolejny mnie zostawił ja się nie miałam już siły ciąć i płakać... Nikt mi nie sprawił takiej przykrości. Próbowałam si utopić na jego oczach ale mnie złapał... Serce mi pękło. Nadal nie przestałam go kochać. Ale poznałam mojego obecnego chłopaka, jesteśmy ze sobą ponad 2 lata... Czuje przy nim spokój, bezpieczeństwo... Wiem, że nie zrobi tego co tamten. Nie napisze poprostu niewiadomo skąd, że to koniec. Wiem, że mu zależy, ale ja go nie kocham... I to wiem. Jest mi z nim dobrze i to naprawde. Dobrze... moze raczej stabilnie. Nie narzekam zbytnio. Owszem nie jest romantyczny, nie interesuja go te rzeczy co mnie ale... i wiesz niby jest ok. Mnie zalezy jemu tez ale na checiach sie konczy niestety...
Dobrze mówisz trzeba patrzeć pozytywnie.