zrezygnowanie podczas terapii, i nie tylko to...

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

zrezygnowanie podczas terapii, i nie tylko to...

Postprzez bulerbyn » 21 mar 2011, o 12:18

witam, chcialem podzielic sie z Wami moim problemem, dylematem, orzechem do zgryzienia, na ktorego mam za słabe zęby...

na poczatku zaznacze, ze strasznie mi trudno przyszlo napisanie tutaj, trudno ogolnie mi przychodzi proszenie o pomoc, czy mowienie wprost, ze jest mi zle, ze mam jakis problem i ze nie daje sam sobie rady

ale zauwazylem, ze wiekszosc ludzi piszacych tutaj ma lub mialo podobne problemy(o ktorych zaraz napisze), i ze z pewnoscia znajde jakies slowa pokrzepienia, ktore pomoga mi nadal trwac w terapii

a wiec od poczatku, jestem juz rok na terapii, trafilem tam poczatkowo z problemami w zwiazkach, lekiem przed bliskosci, robalem, przed ktorym uciekalem cale zycie, a ktory powoli wypalal mnie od srodka, uczuciem wewnterznej pustki, odretwienia, niemoznoscia odczuwania jakichkolwiek uczuc, bardzo niska samoocena, ulegloscia, nieufnoscia, nadpotliwoscia, ktora ujawnia sie w sytuacjach towaryskich, mozna by jeszcze cos dorzucic, ale juz nie pamietam:))

przez ten rok, wydaje mi sie, a raczej wiem, ze zrobilem ogromny krok do przodu, cos tam zaczalem czuc, zaczalem sie sie powoli otwierac i nagle spadlo na mnie jak grom z jasnego nieba, zaczelo mi sie przypominac, ze moja matka wykorzystywala mnie, do pewnych czynnosci, ktore mialy podtekst seksualny, ze wywolywala u mnie podniecenie, ktorego nie powinna, wiele jeszcze jest rzeczy, ktorych nie moge, lub boje sie przypomniec sobie... w kazdym razie, wszystko zaczelo miec sens, od zawsze czulem ogromna niechec, wrecz odraze do niej, jakiekolwiek kontakt fizyczna z nia, juz w moim zyciu doroslym, wywyolywal ogromny lek,

wczesnie tez rozpoczalem aktywosc seksualna, zmuszalem inne dzieci w podstawowce do obcowania seksualnego ze mna, to bylo wszysto w 5, 6 klasie podstawowki, rowniez w tamtym okresie, chcialem wspolzyc z innymi, starszymi kobietami, wrecz sam sie oferowalem, albo myslalem o oferowaniu im swoich uslug seksulanych

moje zycie seksualne tez wyglada teraz tragicznie, nie potrafie czerpac radosci z seksu, a po mam ogromne poczucie winy, musze sie szybko ubrac, wrecz uciekac, z miejsca "przestepstwa"

nie musze chyba dodawac, ze moje obecne stosunki z kobietami, wygladaja fatalnie

teraz czuje sie zajebiscie wyczerpany, i czuje, ze zaczyna brakowac mi sil, do dalszej terapii, ogolnie rzecz biorac, to czuje, ze jestem w totalnej dupie, niekiedy sam zaczynam watpic we wlasne wspomnienia, ale z drugiej strony wiem, ze wydarzyly sie takie rzeczy miedzy mna a moja matka, ktore nie powinny miec miejsca

teraz pytanie do Was, jak sobie radziliscie w trakcie terapii, jak Wam udalo sie dojsc do siebie, odnalzezc sie po takich wydarzeniach, mam na mysli po molestowaniu, jak przetrwaliscie? jak udalo Wam sie przekuc takie doswiadczenia w cos pozytywnego, i jak odzyskaliscie zaufanie do ludzi?

czy jest to wogole mozliwe? w chwili obecnej brakuje mi takiego swiatelka w tunelu, moze latwiej bedzie je dojrzec na zewnatrz, niz wewnatrz?

za pomoc z gory dziekuje:)
bulerbyn
 
Posty: 4
Dołączył(a): 20 mar 2011, o 23:47

Postprzez Sansevieria » 21 mar 2011, o 12:56

"Witaj w klubie" - paskudnym wisielczym humorkiem to zalatuje, ale przynajmniej miej świadomość, że nie jesteś sam. :)
Teraz niespecjalnie mam czas pisać, ale tak pokrótce - daje się zrobić z tym porządek, słowo honoru. W tym, co piszesz to sporo poznaję swojej przeszłości, którą obecnie nadal pamiętam, ale która już jest niczym film, nad wyświetlaniem którego ja sprawuję kontrolę.
Jesteś w terapii- super. Ujawniły Ci się czy też ujawniają wspomnienie, które powodują, że zaczynasz wreszcie wiedzieć, co, jak i dlaczego w Twoim życiu. Drugie super. Bo grunt to właściwa diagnoza. Odczucia, które opisujesz to klasyka, teraz masz czas, który ja nazywam "oswajaniem wspomnień". Takie dopuszczenie do siebie tego, że faktycznie się zdarzyło to, co się zdarzyło. Wielu osobom pomaga w tym okresie zapoznanie sie z literaturą przedmiotu czyli zwyczajne zdobycie wiedzy na temat traumy wykorzystania oraz jej skutków dla ofiar. Polecam Ci artykuły na stronie Stowarzyszenia "Koniec milczenia" i przede wszystkim A. Salter "Pokonywanie traumy. Jak zrozumieć i leczyć dorosłe ofiary wykorzystania seksualnego w dzieciństwie" wyd. Media Rodzina, Poznań 2003- (nie ma w księgarniach, jest w necie) - część druga jest o ofiarach. Przeczytasz i ...zapewne przestaniesz się dziwić, że jest z Tobą teraz tak, jak jest. Może być inaczej i dasz radę, bo niby czemu nie :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez caterpillar » 21 mar 2011, o 13:28

Witaj na forum bulerbyn :kwiatek2:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Sinusoida » 21 mar 2011, o 14:17

Witaj na forum bulerbyn :) Wysłałam Ci wiadomość na priva. :kwiatek2:
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez bulerbyn » 22 mar 2011, o 12:09

witam Sinusoida, caterpillar oraz Sansevieria, co do wisielczego humoru, to bardzo lubie:) zreszta trudno go nie miec po takich przejsciach, dzieki wielkie za slowa wpsarcia, wiem, ze psychoterapia to proces indywidualny, jednak widze z tego co pisze Sansevieria, ze przezycia moga byc podobne

pocieszajace to,a z drugiej strony smutne, ze te smrody z dziecinstwa ciagna sie za czlowiekiem tak dlugo, najpierw uciekamy przed tym, zamurowujac sie przed uczuciami w bunkrze, pozniej trzeba samemu sie wydostac z niego

co do lektur, to lukne na nie, wlasnie skoczylem czytac Allice Miller - Bunt Ciała, wiec cos nowego sie przyda

jeszcze raz dzieki za slowa wsparcia:)
bulerbyn
 
Posty: 4
Dołączył(a): 20 mar 2011, o 23:47

Postprzez Sansevieria » 22 mar 2011, o 13:49

Skoro już jesteś po lekturze Miller i zdajesz sobie sprawę z "należenia do klubu" czyli bycia ofiarą wykorzystania to Salter jak najbardziej jest lekturą zalecaną. Część pierwsza o sprawcach to uznaniowo, natomiast o ofiarach absolutnie obowiązkowo. Dalsze laktury zalecane oczywiście podam na życzenie, ale po kolei. Wykorzystanie kazirodzcze przez kobiety jest niestety mało opisane, ale conieco na temat jest. Natomiast schematy reagowania ofiar są podobne, niezależnie od płci sprawcy. I zajrzyj na priv. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Orm Embar » 23 mar 2011, o 00:06

Cześć Bulerbyn, witaj na forum,

Wiesz co, co do okresu znacznego pogorszenia samopoczucia podczas terapii, to powiem tylko, że wszystko co opisujesz jest dość normalne, typowe w terapii (nie wiem, czy to Ciebie martwi czy też cieszy...) a co więcej bardzo ... zdrowe.

Mam świadomość, że posługujemy się tutaj na forum trochę językiem żargonowym - ale OK, też go użyję. Przeszedłem terapię związaną najogólniej rzecz biorąc z brakiem ojca - czyli leczenie bardzo typowych cierpień chłopaka pozbawionego męskich wzorców. Podobnie jak i Ty moje braki tliły się we mnie latami. Ich działanie było naturalnie widoczne, ale jakoś tak jak za muślinem, jak za mgłą - widoczne, ale trudne do rozpoznania.

Wiem, że podczas terapii musiałem otworzyć się na wszystko to, co schowane. Brzmi bardzo "podręcznikowo", ale tak to dokładnie jest - odczuwasz wszystkie utykane w zakamarkach cierpienia z czwórnasób, o ile nie bardziej.

Ja np. odczuwałem nieprawdopodobną potrzebę fizycznego kontaktu z facetem (NIE SEKSU - doskonale wiedziałem co jest czym, aż nadto dobrze). Tak jakby brak takiego kontaktu z wczesnych lat objawił się z całą siłą w dorosłości. Po terapii nadal jestem oczywiście czuły na męskie uściski ;-) ale duuuuuuuuużo mniej niż w trakcie terapii i przed nią. Panuję nad tym.

Dobra wiadomość jest taka, że jak już się cała żółć wyleje, jest naprawdę fajnie (patrz przykład Sans). Wszystkie wspomnienia z terapii odbytych z sukcesem zawierają taki właśnie fragment, kiedy cierpi się bardziej.

Ostrzeżenie mam takie, żebyś tego cierpienia za bardzo nie celebrował. To trzeba przeżyć, ale co jakiś czas warto wychylić głowę z tej swojej jamy pełnej nieszczęść i popatrzeć, na ile już jesteśmy wolni. Piszę o tym dlatego, że czasami jak człowiek zacznie analizować swoje problemy, to może któregoś dnia być już zdrowy, ale z nawyku "zanalizować się" na śmierć.

powodzenia w terapii!

Maks

ps. aha! - czas trwania terapii: ja łaziłem trzy lata, przez prawie półtora na początku znakomicie się maskowałem, zacząłem kruszyć swoją skorupę gdzieś pod koniec drugiego roku. Tak więc, skoro trak szybko Ci poszło wyłażenie z mechanizmów obronnych, to ciesz się chłopie!

M.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez bulerbyn » 23 mar 2011, o 11:55

witaj Orm Embr, jesli chodzi o celebrowanie cierpienia, to zgadza sie jak najbardziej... niestety, poki co, nie potrafie sie wzniesc ponad to, przyznanie sie przed soba, czy te wpsomnienia o wykorzystywaniu sa ciagle swierze, i wlasnie takiego dystansu mi jeszcze brakuje

ale jak pisalem wczesniej, jestem juz rok w terapii i wiele mi sie udalo rozkruszyc, czy nawet zidentyfikowac to, ze zylem iluzjami tym, ze matka, albo ojciec wkoncu sie opamietaja i zaczna mnie kochac, tak jak tego potrzebuje, nagle sobie zdalem sprawe, ze to oczekiwanie jest bardzo wielka czescia mnie - i nagle banka pekla, bo tez zauwazylem, ze strasznie duzo sily zabierala mi obrona tych iluzji:)

wiec moze wszystko z czasem przyjdzie, kto tam wie, poki co nowego trupa w szafie znalazlem, i zanim sie go zlozy do grobu pewnie minie troche czasu

Sansevieria, wlasnie zabieram sie za wyszukanie ksiazek, brak mi motywacji i sil, zeby sie nawet ksiazkami zajmowac, ostatnio oprocz pracy i szkoly, nic mi sie nie chce, yyyyy - skisly mi naczynia w zlewie kilka dni temu, odzwierciedla to pewnie jak sie czuje, jakby skisla mi dusza:))

pzdr
bulerbyn
 
Posty: 4
Dołączył(a): 20 mar 2011, o 23:47

Postprzez Sansevieria » 23 mar 2011, o 15:38

Uważaj z tym zlewem, bo może się okazać, że jego zawartość już stworzyła cywilizację i wymyśliła tablice logarytmiczne....
Bardziej serio to pierwszy etap zapoznawania się z tym modelem trupa w szafie osłabia mocno. Bo było już różnych rzeczy niefajnych tyle, a tu "jeszcze i to". Masz prawo czuć się słaby, no jakbyCi ktoś dodatkowe 20 kilo na plecy włożył. To "nie celebrowanie cierpienia", o którym Orm pisze to chyba nie Twój etap, tak na moją intuicję to teraz raczej oglądasz fakty i wspomnienia bardziej niż jesteś w stanie z tego powodu cierpieć. Może się mylę, ale tak to co piszesz odbieram. Zanim trup w grobie wyląduje trzeba wykonać sekcję. A zanim sekcja to jednoznaczne ustalenie, że mamy do czynienia z trupem z szafy, a nie z iluzją. Czyli na mojego czuja teraz sprawdzasz, czy ten trup prawdziwy jest.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez pszyklejony » 23 mar 2011, o 23:06

"ze zylem iluzjami tym, ze matka, albo ojciec wkoncu sie opamietaja i zaczna mnie kochac, tak jak tego potrzebuje"

Potrzebujesz i nie da się tego ominąć, tyle, że trzeba to zrobić samemu. Jest to trochę sztuczne, taka proteza, ale daje niezłe efekty.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Sansevieria » 23 mar 2011, o 23:52

Pozwolę sobie przypomnieć, że podczas ostatnich Igrzysk Olimpijskich biegacz na protezach czasy miał lepsze od tych pełnosprawnych. Sztuczne może i jest, ale działa jak trzeba :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Orm Embar » 19 kwi 2011, o 03:32

Sansevieria napisał(a):Pozwolę sobie przypomnieć, że podczas ostatnich Igrzysk Olimpijskich biegacz na protezach czasy miał lepsze od tych pełnosprawnych. Sztuczne może i jest, ale działa jak trzeba :)


Taaaak, to mądra myśl, Sans... Bywają sytuacje, kiedy trzeba sobie trochę duszę "zaprotezować". Jeżeli to działa i nie jest dysfunkcyjne (np. "zaprotezowaniem" nie jest jakiś związek symbiotyczny) to wszystko jest OK i super...

Protezy są w porządku! :-)

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Sinusoida » 19 kwi 2011, o 10:02

pszyklejony napisał(a):"ze zylem iluzjami tym, ze matka, albo ojciec wkoncu sie opamietaja i zaczna mnie kochac, tak jak tego potrzebuje"

Potrzebujesz i nie da się tego ominąć, tyle, że trzeba to zrobić samemu. Jest to trochę sztuczne, taka proteza, ale daje niezłe efekty.


Przyklejony, mógłbyś rozwinąć tę myśl? Chodzi mi o tę część: trzeba to zrobić samemu. A konkretnie - jak to zrobić? :usmiech2:
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez pszyklejony » 19 kwi 2011, o 21:01

:) samemu w sensie - nikt inny nie ma dostępu do naszej osobowości. Jak - to złożony proces w wielu obszarach, trzeba pomocy specjalisty.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Re: zrezygnowanie podczas terapii, i nie tylko to...

Postprzez Fiołek » 30 lip 2011, o 17:05

Podepnę się pod ten wątek co by nie zakładać nowego o podobnym temacie.

Od 2 miesięcy jestem w terapii dynamicznej i na ostatniej sesji coś powoli zaczęło we mnie pękać,ale tak powoli....mimo to pojawiły się we mnie myśli o rezygnacji z terapii, z terapeutki, która na tym etapie choć empatyczna w swym spojrzeniu to jednak małomówna....ta cisza mnie wkurza. czuję, ze czegoś się ode mnie wymaga...nie wiem co robić, co mówić...cisza mnie zabija. Według terapeutki nie daje sobie zbytnio czasu....coś w tym musi być.
Parę dni temu rozmawiałam z babką z nurtu behawioralnego (rozmawiałam z psychiatrą w sprawie odstawienia neuroleptyka i stabilizatora emocji) i prosiła o wytrwanie. Że ponoć moja terapeutka jest owszem sztywna jak kołek, na maksa ale jest specjalistą w swej dziedzinie. I że po tym co przeszłam może i lepiej ze trafiłam na dynamicznego....tylko ja się gryzę,bo potrzebuję nazwania pewnych rzeczy. Co się ze mną dzieje, dlaczego, pewnej pomocy przy przechodzeniu przez to wszystko....a tu głównie cisza i konsternacja. Zabiera głos,ale mało i krótko....czy na tym ma polegać ten rodzaj terapii? Że w końcu wybuchnie ze mnie ta gromadzona złość, wściekłość maskowana latami....że brak interakcji spowoduje otwarcie się emocjonalne i przeżycie tego? Jakie są wasze doświadczenia? Czy powinnam jej powiedzieć o moich rozważaniach nad zaprzestaniem terapii (choć w głębi duszy nie chcę i nie poddam się,bo za długo już trwam w tym chorym układzie i chcę się wreszcie uwolnić i zacząć żyć)? Czy mogę od niej wymagać czegoś więcej ot chociażby wyjaśnienia czemu nasza relacja ma głównie polegać na tym, ze ja mówię, mówię i dupa?....
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron