Hej,
Mam na imię Edyta. Proszę Was o pomoc w ocenie sytuacji i mnie samej, bo nie wiem jak mam sobie poradzić.
Przez ponad 4 lata byłam w związku z Damianem. Raz lepiej raz gorzej, oboje studiujemy, mieszkamy razem. Wiele zniosłam, bo to gwałtowny człowiek. Wszystko właśnie się rozpadło przez tę gwałtowność. Kiedyś ze złości w czasie kłótni pchnął na mnie przeszklone drzwi kuchenne -rozbiły się i byłam pokaleczona. Szkło wbiło mi się w torebkę stawową w łokciu i nie mogłam ruszać jakiś czas ręką. Nie pomógł mi, jeszcze musiałam sprzątać (cała pokaleczona).
Później tłumaczył że chciał tylko je zamknąć, myślał że jestem dalej i nie trafi. Wybaczyłam, strasznie go kochałam i jakoś to przełknęłam.
Ale niedawno to się powtórzyło, z tą różnicą, że widząc co się święci zdążyłam się cofnąć; drzwi oczywiście pękły, ale tym razem mnie nie pokaleczyły. Miałam "tylko" sprzątanie. Zdecydowałam się jakoś to zakończyć.
Poznałam ostatnio cudownego człowieka. Łukasza. Widzę że o mnie walczy. Wiem że się stara, a jednak trzymam go nieco na dystans.
Dzięki niemu to, że postanowiłam się wyprowadzić, zamieszkać sama zaczęło wyglądać realnie (on dał mi siłę zrealizowania tego zamierzenia - wcześniej się bałam).
To straszne, ale on nie wie że mieszkam z Damianem; kiedy się poznaliśmy nie chciałam się angażować, bałam się strasznie, a koledze nie musiałam się tłumaczyć. Myśli że mieszkam ze zwyczajnym kolegą, znanym od dawna, a nie z kimś kogo kochałam.
Ale czas robi swoje i... czuję że mogłabym zaryzykować budowanie związku. Zaczynam ufać Łukaszowi i - choć nie mogę powiedzieć że już go kocham - widzę że mogłabym, że do tego zmierza a ja nic nie poradzę na to uczucie...
Widzę że jest obok, dobry, spokojny.
Kiedy Damian się dowiedział, że zamierzam się wyprowadzić strasznie się wściekł. (nie mówiłam nic poza tym, że chcę mieszkać sama). Krzyczał, nie pozwolił mi nic powiedzieć. Na koniec uderzył mnie pięścią w twarz.
Później nie przeprosił, przeszedł do normalnego porządku już następnego dnia. Kiedy pytałam za co mnie tak uderzył, mówił żebym nie wymyślała, bo wcale mnie nie zdzielił w twarz z pięści...
Sytuacja była dla mnie jasna aż do dzisiejszej nocy... (to straszne i nie wiem jak pisać, ale postaram się w miarę jasno i otwarcie).
Damian był moim pierwszym i jedynym partnerem seksualnym. Wydawało mi się (to znaczy tak myślałam o sobie) że nie mogę się kochać z kimś mi obcym, niekochanym, kimś do kogo nie czuję wielkiej miłości.
A jednak to co zrobiłam dziś w nocy... czuję się jak o kobieta która się sprzedaje...
Damian miał dziś mieć egzamin. Nie mógł zasnąć. Obudził mnie koło 2 w nocy i zaczął pieścić. Nie wiem czemu się poddałam. Może byłam zbyt zaspana, może z innego powodu. Jakkolwiek zaczęłam się odwzajemniać. Później potoczyło się już samo. Nie.. nie kochaliśmy się, zrobiłam to ręką...
W głowie miałam na zmianę dwie myśli..
...co ja robię, przecież Łukasz...!...
...ale po tym łatwiej zaśnie, może odpocznie przed tym egzaminem...
...ale co ja robię...! Łukasz...!...
Dla jasności, nie utożsamiałam Damiana z Łukaszem, ciągle wiedziałam co się dzieje...
Teraz płaczę. Nie mogę się pogodzić, z tym że zachowałam się jak nie przymierzając - prostytutka.
Pomóżcie mi ocenić, czy nie ma dla mnie szans? Czy jestem już taka bezduszna? Taka pusta w środku i nieczuła?
Sama się przed sobą za łatwo usprawiedliwię; że Damian był przecież jedyny, wcześniej, długo itd...
Ale teraz go N I E K O C H A M wiem o tym, a mimo to dziś stało się to, co się stało... nawet jeśli nie był to seks...
Jeśli... chcecie mnie nazwać zdzirą - zróbcie to proszę... napiszcie wszystko co myślicie... mogą być najgorsze rzeczy...
Ale pomóżcie mi jakoś to o c e n i ć bo sama czuję że nie mam już sił, nie wiem jak to nazwać i nie wiem czy już taka jestem zepsuta, że... śmiertelnie się tego boję, ale chcę znać prawdę o tym czy jestem już aż tak zła jak prostytutka...? że mogę bez miłości robić takie rzeczy?
Czuję że zdradziłam Łukasza - mimo iż właściwie nie jesteśmy razem.
Zdradziłam to co do Niego czuję chociaż nie jest to jeszcze miłość...
Wiem że nie powinnam Mu mówić - bo to zniszczy jego, nie mnie...
Ale poradźcie, czy powinnam się z Nim więcej nie spotykać? Nie mówiąc nic o co chodzi, poprosić żebyśmy się nie kontaktowali, nie spotykali, żeby to już koniec?
Chciałam z Nim budować związek, ale ... przecież nie mogę tak od początku zna zdradzie i kłamstwie... prawda?
Nie wiem co jeszcze mogę... piszcie proszę.. wszystko co myślicie... poradźcie...