witam, chcialem podzielic sie z Wami moim problemem, dylematem, orzechem do zgryzienia, na ktorego mam za słabe zęby...
na poczatku zaznacze, ze strasznie mi trudno przyszlo napisanie tutaj, trudno ogolnie mi przychodzi proszenie o pomoc, czy mowienie wprost, ze jest mi zle, ze mam jakis problem i ze nie daje sam sobie rady
ale zauwazylem, ze wiekszosc ludzi piszacych tutaj ma lub mialo podobne problemy(o ktorych zaraz napisze), i ze z pewnoscia znajde jakies slowa pokrzepienia, ktore pomoga mi nadal trwac w terapii
a wiec od poczatku, jestem juz rok na terapii, trafilem tam poczatkowo z problemami w zwiazkach, lekiem przed bliskosci, robalem, przed ktorym uciekalem cale zycie, a ktory powoli wypalal mnie od srodka, uczuciem wewnterznej pustki, odretwienia, niemoznoscia odczuwania jakichkolwiek uczuc, bardzo niska samoocena, ulegloscia, nieufnoscia, nadpotliwoscia, ktora ujawnia sie w sytuacjach towaryskich, mozna by jeszcze cos dorzucic, ale juz nie pamietam:))
przez ten rok, wydaje mi sie, a raczej wiem, ze zrobilem ogromny krok do przodu, cos tam zaczalem czuc, zaczalem sie sie powoli otwierac i nagle spadlo na mnie jak grom z jasnego nieba, zaczelo mi sie przypominac, ze moja matka wykorzystywala mnie, do pewnych czynnosci, ktore mialy podtekst seksualny, ze wywolywala u mnie podniecenie, ktorego nie powinna, wiele jeszcze jest rzeczy, ktorych nie moge, lub boje sie przypomniec sobie... w kazdym razie, wszystko zaczelo miec sens, od zawsze czulem ogromna niechec, wrecz odraze do niej, jakiekolwiek kontakt fizyczna z nia, juz w moim zyciu doroslym, wywyolywal ogromny lek,
wczesnie tez rozpoczalem aktywosc seksualna, zmuszalem inne dzieci w podstawowce do obcowania seksualnego ze mna, to bylo wszysto w 5, 6 klasie podstawowki, rowniez w tamtym okresie, chcialem wspolzyc z innymi, starszymi kobietami, wrecz sam sie oferowalem, albo myslalem o oferowaniu im swoich uslug seksulanych
moje zycie seksualne tez wyglada teraz tragicznie, nie potrafie czerpac radosci z seksu, a po mam ogromne poczucie winy, musze sie szybko ubrac, wrecz uciekac, z miejsca "przestepstwa"
nie musze chyba dodawac, ze moje obecne stosunki z kobietami, wygladaja fatalnie
teraz czuje sie zajebiscie wyczerpany, i czuje, ze zaczyna brakowac mi sil, do dalszej terapii, ogolnie rzecz biorac, to czuje, ze jestem w totalnej dupie, niekiedy sam zaczynam watpic we wlasne wspomnienia, ale z drugiej strony wiem, ze wydarzyly sie takie rzeczy miedzy mna a moja matka, ktore nie powinny miec miejsca
teraz pytanie do Was, jak sobie radziliscie w trakcie terapii, jak Wam udalo sie dojsc do siebie, odnalzezc sie po takich wydarzeniach, mam na mysli po molestowaniu, jak przetrwaliscie? jak udalo Wam sie przekuc takie doswiadczenia w cos pozytywnego, i jak odzyskaliscie zaufanie do ludzi?
czy jest to wogole mozliwe? w chwili obecnej brakuje mi takiego swiatelka w tunelu, moze latwiej bedzie je dojrzec na zewnatrz, niz wewnatrz?
za pomoc z gory dziekuje:)