---------- 19:28 08.02.2011 ----------
Filemon napisał(a):
i coś czuję, że... wiosna idzie!
Tak, tak... ja na wiosnę staję się bardzo
pobudzona
To wszystko tłumaczy...
---------- 21:45 12.02.2011 ----------
I ZUPEŁNIE INNY NASTRÓJ...
Dzisiaj ze mnie... straszna "klucha"...
Rano spięcie z ojcem... A właściwie- dzień jak co dzień... Panuję nad sobą... ale kurczę- nie ma chwili bym nie usłyszała ciągu krytyki...
Za zachowanie.. za brak konkretnego zachowania.. za wygląd...
Dystansuję się.. Nie odpowiadam... ale... nie jestem głucha... i nie mam serca z lodu...
Czuję...
Niedomyślna... Gruba... Marzycielka co nie poradzi sobie w życiu...
Może nie wielce uzdolniona... nie szczuplutka Afrodyta... ale co z tego?
Mam się przez to "zutylizować"?
ok.. nie jestem doskonała... nikt nie jest..
Nie pozwala mi siebie zaakceptować... uwierzyć we własne możliwości..
To smutne...
I nawet odgryźć się nie mogę... Nie chcę... robić tego samego, co on...
Mój buntowniczy brat też potrafi być cyniczny... do bólu... Brak szacunku... Cieszą go moja złość i łzy... Nie rozumiem tego...
I dziwić się, że mam kłopot w nawiązaniu relacji damsko-męskiej... Na czym się mam wzorować?!!!
***
Jak nie złość... to lęk...
Dziś "przykleiła" się do mnie też nadwrażliwość...
Wręcz panika...
Tak... to dobre słowo- panikuję...
Próbowałam przysiąść do tekstów... Analizować... I W KOŃCU zacząć pisać pracę... Ale prawda jest taka- że nie wiem jak się za to zabrać...
Może to śmieszne.. ale ja faktycznie się boję, że nie dam sobie rady... Nieustanna frustracja... Może dlatego, że... że tak bym chciała dobrze wypaść... a mam świadomość swoich braków...
Brak zorganizowania... i umiejętności... możliwości intelektualnych...
Nie, nie jestem głupia
ale...
Proste rzeczy sprawiają mi trudność...
Nie umiem przeskoczyć swoich braków...
I jestem tego świadoma... pewnie stąd frustracja...
Promotor ma swoją wizję i rytm pracy... Raczej nie chce słyszeć usprawiedliwień typu:
-Proszę Pana, choruję czwarty raz w ciągu dwóch miesiący i ciężko mi jest jasno myśleć, kiedy fizycznie jestem wykończona...
- mam trudne warunki w domu...
- i kłopoty ze sferą emocjonalną... (żeby tylko!)
Jego to raczej nie interesuje.. a ja nie palę się do "wywlekania swoich kłopotów" przed jego oblicze...
Ostatnio kolejny raz prosił o zmianę w strukturze...
Prosił bym poszukała w jakich dyscyplinach naukowych jest mowa o samowychowaniu i pojęciach pokrewnych... Może w teologii... socjologii.. filozofii...
Zlecić łatwo... Ale zupełnie nie wiem jak się za to zabrać... Zupełnie!!! I aż mi wstyd z powodu tej mojej nieporadności...
Pod górkę... A to jestem chora.. a to zamkną mi bibliotekę.. a to książka owszem jest, ale nie do wypożyczenia... Ręce opadają...
Szukam materiałów... Staram się... Nie siadam i nie ryczę (choć czasem mam ochotę...) Próbuję... ale im więcej.. tym większa frustracja i zmęczenie...
Na seminariach dramat... Widać, że mi zależy... że nie jestem bezczynna.. ale nawet głupia wymiana zdań mnie pogrąża... Mój stan wiedzy.. czy też niewiedzy... Nie umiem powiedzieć co myślę.. wybronić swoje argumenty... i wychodzę z sali tak przybita... i zniechęcona...
W takich momentach moje poczucie własnej wartości... zdecydowanie podupada...
Na uczelni się nie cackają... Jestem jedną z wielu... jak nie dam rady... nie będą po mnie płakać... Taki świat...
Takie realia...
Nie wiem co zrobić... Myśleć pozytywnie;) próbuję... Pracować- nieustannie to robię...
Po prostu są dni.. tak jak ten... kiedy chcę mieć prawo ponarzekać.. popłakać sobie trochę... przyznać się że jestem TYLKO człowiekiem.. prostym... i nie czuć się z tego powodu czegoś winna...