Kim jestem?

Problemy z partnerami.

Postprzez aames » 14 mar 2011, o 13:27

---------- 12:09 14.03.2011 ----------

Jaga82 napisał(a):Cześć aames!
W jakim obecnie jesteś kraju? Piszesz, że przebywasz za granicą i tylko pomoc on-line w Twoim przypadku jest możliwa. Ja też tak myślałam, też mieszkam za granicą ale znalazłam polski ośrodek z polskimi psychologami i psychiatrami i w tej chwili jeżdżę sobie co tydzień na spotkania grupy DDA. Jeśli napiszesz o jaki kraj chodzi, może będę mogła Ci pomóc.
Doceniam ludzi, którzy potrafią przyznać, że nie są w porządku w stosunku do swoich bliskich. Trzymaj się.


Mieszkam w Irlandii i kiedyś kilka razy rozmawiałem z psychologiem z polskiej przychodni. Być może za szybko się zraziłem, ale wg mnie te rozmowy były bardzo powierzchowne. Nie chce nikogo oceniać, ale wtedy wydawało mi się, że moje problemy były chyba trochę za trudne dla tych osób. Nigdy więcej już tam nie próbowałem.

---------- 12:20 ----------

Sinusoida napisał(a):Witaj Aames,
Ja też jestem pod wrażeniem chęci Twojej pracy nad sobą, tego że przyznałeś się sam przed sobą: mam problem. Jeśli jednak umawiasz się na wizytę w poradni i nie przychodzisz to moim zdaniem zwyczajnie uciekasz, ze strachu. Na pewno jest długa droga między myślą, następnie decyzją a na końcu faktycznym rozpoczęciu terapii. Twoje "miotanie" się w tej chwili wydaje mi się więc naturalne. Życzę Ci więc siły, wytrwałości i odwagi. Byś następnym razem jak się umówisz, poszedł na spotkanie.


Chyba niejasno się wyraziłem. Nigdy nie uciekłem z umówionej wizyty(dlatego, że jeszcze nigdy się nie takową nie umówiłem). Chodziło mi o to, że boję się iż osoba po drugiej stronie słuchawki zarzuci mi od razu, że idę na łatwiznę, bo nie przyszedłem do niej osobiście tylko staram się to załatwiać ważne sprawy przez telefon. Oczywiście to poniekąd irracjonalne podejście, bo nawet nie spróbowałem a z góry to neguję.
Masz jednak rację, że pomiędzy myślą a działaniem często jest przepaść.

---------- 12:23 ----------

ewka napisał(a):
aames napisał(a):Żona ma mnie dość, mojego lenistwa i wiecznego nicnierobienia, a ja nadal nie wiem od czego i jak zacząć. A może to tylko moje wymówki?!
Stąd wnioskuję, że na rozmowę z żoną jest już nieco za późno. Wydaje mi sie, raczej nawet wiem, że przegrałem swoje szanse. Pokpiłem sprawę.

Gdybyś powiedział, że CAŁKIEM za późno, to dałabym spokój... a tak, to podrążę jeszcze chwilę;) Otóż na prawdziwe rozmowy NIGDY nie jest za późno. Plus dla Ciebie z tego byłby taki, że gdy się zobowiążesz głośno i wyraźnie do czegośtam, to może zadziałać mobilizująco... w końcu słowo to nie g.wno. I może to nicnierobienie udałoby się trochę pogonić. A gdyby się udało - jakieś efekty na pewno byłyby. A gdyby były - to mobilizowałoby do następnych. A gdyby mobilizowały - to przecież o to właśnie chodzi, tak?

Mam wrażenie, że na pisaniu cała Twoja energia się kończy.

Jak to przegrałeś? Zrób czym prędzej coś ważnego.


Pewnie się teraz pogrążę w Waszych oczach, ale niestety było już tak, że rozmawialiśmy, obiecywałem i potem nic z tego nie wychodziło. Nie dotrzymywałem słowa, permanentnie. Czyli jednak g.wno.

---------- 12:27 ----------

doduś napisał(a):aames... bądź facet, co ? popłacz sobie jak chcesz, ale nie pokazuj ludziom tych łez, niech bedą Twoje i tylko Twoje. Stań przed lustrem i powiedz, że masz wpływ na to jak będzie od teraz. To co się stało to się stało i trzeba z tym żyć. Ale to też otwarcie do nowego. Odwagi !


Wiesz czekam na tą chwilę już od lat i sam nie wiem czy jestem aż takim leniem, takim ignorantem czy może czekam na kopa w dupsko od życia żeby do tego doszło. Cholera nie mogę się przełamać, nawet teraz obawiam się zadeklarować publicznie że to zrobię, bo wydaje mi się że znowu polegnę.
Zachowuję się jak rasowy tchórz i wiem o tym.
aames
 
Posty: 7
Dołączył(a): 4 mar 2011, o 02:04

Postprzez ewka » 14 mar 2011, o 13:49

Nie rozumiem, dlaczego przekonujesz nas (i chyba też utwierdzasz sam siebie), że NIC nie da się zrobić. Wszystko zbijasz. Dlaczego? Jesteś młodym człowiekiem i więcej przed Tobą, niż za... warto chyba jakoś to ogarnąć?

Moim głównym problemem jest to, że nierozwiązałem pewnej bardzo trudnej kwestii, wiele lat temu.

Można ją rozwiązać dzisiaj? Lub zrobić cokolwiek, by nie była jak kamień? Jeśli nie - trudno, ale wtedy trzeba ją w sobie po prostu zamknąć.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sinusoida » 14 mar 2011, o 14:00

Myślę, że masz dwa wyjścia. Możesz dalej rozkładać ręce i czekać, aż Twoje małżeństwo faktycznie się rozpadnie, żona od Ciebie odejdzie, a Ty sięgniesz przysłowiowego dna (jeśli chodzi o samopoczucie) albo już teraz wziąć się na siebie i zwrócić się o pomoc do specjalisty i dać sobie szansę na uratowanie małżeństwa i siebie. Nierozwiązane problemy same się nie rozwiążą, są jak bumerang.
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez doduś » 14 mar 2011, o 14:01

dziś jest pierwszy dzień reszty Twojego życia. Twoja sprawa jak go przezyjesz.
Ja taki dzień przeżyłem w styczniu zeszłego roku. Zatem masz wybór. I Ty, wyłącznie Ty, za to odpowiadasz
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez blanka77 » 14 mar 2011, o 14:28

---------- 13:25 14.03.2011 ----------

Moim zdaniem, powinieneś sobie wyznaczyć konkretne rzeczy, które musisz zmienić. najlepiej na kartce i konsekwentnie to realizować.

To postępowanie jak z dzieckiem, gdy chce się kogoś nauczyć obowiązkowości. Wiesza się listę rzeczy do zrobienia i się to realizuje punkt po punkcie. I trzeba tę listę czytać.... i kontrolować.

Wiesz, a tak z drugiej strony, to musisz określi cele po co to robisz. Bo jak ich nie określisz, to nie widzę motywacji.

---------- 13:28 ----------

Jeszcze mi przyszło do głowy coś z innej beczki.

Może jesteś na coś chory? Czasami apatyczność, senność, brak ochoty do życia wynika z jakichś dolegliwości. U kobiet często jest przyczyną tarczyca, która powoduje właśnie takowe "lenistwo".

Może warto się przebadać?
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez aames » 14 mar 2011, o 16:25

Dziękuję Wam za zarówno słowa otuchy jak i słowa które skłoniły mnie do głębszych przemyśleń.

Myślę, że na dzień dzisiejszy chciałbym mieć kogoś z kim mógłbym porozmawiać, zacząć się zmieniać, ale jednocześnie konsultować to co robię z doświadczoną osobą. Głównie chodzi mi o to, że często byłem pewien moich 'najlepszych' wyborów, a potem okazywało się, że robiłem więcej złego niż dobrego.

W sumie była to moja pierwotna intencja, napisać tutaj i dzięki Wam znaleźć psychologa czy poradnię. Na dzień dzisiejszy zupełnie nie wiem do kogo mam zadzwonić i tak jak pisałem skąd mam wziąć pewność, że trafie na osobę odpowiedzialną i kompetentną. Wiem, że nie mam czasu na pomyłki.
aames
 
Posty: 7
Dołączył(a): 4 mar 2011, o 02:04

Postprzez blanka77 » 14 mar 2011, o 16:41

ja myślę, że terapia to jedno, a zacząć coś zmieniac bez terapii to drugie.

Bo to Twoje chęci są podstawą przyszłych zmian, jak nie będziesz chciał nic zrobić to terapia nie pomoże.

A tak małymi kroczkami możesz już zacząć coś zmieniać w codziennych sprawach, typu zwykła pomoc żonie w obowiązkach domowych.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez aames » 14 mar 2011, o 16:45

Ja chcę i to nie ulega wątpliwości. Jeśli chodzi o nasze życie codzienne, to pewnie że pomagam, ale to już nie wystarcza. Wiesz to jest tak, że jeśli nie ma fundamentów, albo one się rozpadły to super dom na niewiele się zda. Prędzej czy później wszystko i tak się zawali.
Wiem, że muszę podjąć jakieś radykalne kroki. Radykalne w sensie zdecydowane i takie od których zawsze uciekałem.
aames
 
Posty: 7
Dołączył(a): 4 mar 2011, o 02:04

Postprzez blanka77 » 14 mar 2011, o 16:51

wierzę, że trudno jest się zmobilizować. jednak jak już się zdecydowałeś to musisz być konsekwentny, to podstawa.

Porozmawiaj z żoną i powiedz jej, że zamierzasz przebudować siebie i w konsekwencji Wasze dotychczasowe życie i żeby dała Ci na to czas. Żebyś nie tylko mówił, ale pokazywał jej te zmiany. Wtedy uwierzy, bo w słowa to już chyba nie
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Jaga82 » 14 mar 2011, o 23:26

Aames-przykro mi bardzo ale nie mogę Ci pomóc. Nie mieszkam w Irlandii...
Ale nie poddawaj się! Powodzenia
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez Filemon » 15 mar 2011, o 21:40

czytając Cię mam takie wrażenie jakbyś nie dopowiedział czegoś istotnego do końca - nie nazwał tego po imieniu... może to mylne wrażenie, ale jeśli jest ono trafne, to może byś się zdobył na początek TUTAJ na jasne określenie i nazwanie tego co zrobiłeś wobec swojej żony...?

kiedy napisałeś parę słów o swoim dzieciństwie to miałem takie odczucie, jakbyś był na swój sposób nieszczęśliwy - jakbyś z jakiegoś powodu nosił w sobie coś bolesnego co ciągnie się za Tobą już od wczesnych lat Twojego życia - ale co to może być...? natomiast kiedy piszesz już o obecnej Twojej sytuacji, to wzbudzasz we mnie jakoś mniej empatii i współczucia, bo mam wrażenie, że faktycznie uchylasz się i wykręcasz - nawet tutaj, całkiem podobnie jak to robisz w codziennym życiu i w Twoich sprawach rodzinnych i małżeńskich...

może na początek na tym forum spróbowałbyś inaczej? stać Cię na to, żeby jasno i do końca określić wprost co takiego właściwie zrobiłeś swojej żonie? dlaczego aż tak bardzo nie wierzysz, że jeszcze mogłoby to być do naprawienia? jaką nosisz w sobie przeszkodę, która sprawia, że nawet tutaj nie określasz jasno i wyraźnie co właściwie takiego zrobiłeś KONKRETNIE wobec swojej żony, co sprawia, że według Ciebie samego tak bardzo jesteś nie w porządku wobec Niej w Waszej relacji...? ambicja Cię blokuje? wstyd? jakiś rodzaj dumy...? ;)

wiele z tego co piszę, piszę jedynie "na intuicji", że tak powiem... może zatem to tylko moja fantazja i nie ma właściwie nic konkretnego do powiedzenia poza tymi ogólnymi stwierdzeniami, których użyłeś... czy może jednak jest coś bardzo konkretnego, czego starasz się tutaj nie nazwać i unikasz tematu...??

aha, i jeszcze jedno, pewne elementy Twojej postawy wobec bliskich skojarzyły mi się z moim byłym partnerem - On po prostu miał w sobie coś takiego, że nie potrafił się oprzeć jakiejś specyficznej potrzebie niszczenia - miał z tego wręcz pewnego rodzaju satysfakcję, mimo że sam sobie też zdawał sprawę z tego, że to co robi jest destrukcją, ale najczęściej te impulsy były silniejsze od Niego... czy coś podobnego Ciebie dotyczy...?

sorry, jeśli moje dociekania są chybione - to by znaczyło, że po prostu jakoś mylnie Cię odebrałem i źle wyczułem... nie wykluczam, że tak może być, bo moje odczucia nie są jakieś pewne i jednoznaczne... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez ewka » 16 mar 2011, o 14:05

aames napisał(a):Na dzień dzisiejszy zupełnie nie wiem do kogo mam zadzwonić...

I co? Udało się coś znaleźć?

aames napisał(a):skąd mam wziąć pewność, że trafie na osobę odpowiedzialną i kompetentną.

No cóż, takiej gwarancji raczej nie dostaniesz... trza próbować.

aames napisał(a):Wiem, że nie mam czasu na pomyłki.

No właśnie. Na czekanie tym bardziej, prawda?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez aames » 17 mar 2011, o 02:45

---------- 01:35 17.03.2011 ----------

Filemon najpierw chciałbym odpowiedzieć Tobie.
Masz zupełną rację, że nie mówię wszystkiego do końca. Motam się z tym i faktycznie może to wyglądać jakbym kolejny raz się wykręcał. Ale to nie do końca tak. Z całym szacunkiem dla ludzi na tym forum, ja po prostu boję się mówić o pewnych rzeczach publicznie. To są sprawy tak intymne i tak głeboko wchodzące w naszą prywatność, że nie wiem czy mogę i powinienem. Na chwilę obecną mogę powiedzieć jedynie tyle, że kiedyś dawno temu stanęliśmy przed okropnym wyborem i ... chyba wybraliśmy źle. Dodatkowo ja nie wspierałem mojej żony tak jak powinienem, zrzuciłem na jej barki ciężar tego wyboru i jego konsekwencje. Ja przeszedłem do codzienności jakby nic się nie stało, dla niej całe życie zmieniło bieg. Teraz powoli uśiadamiam sobie jak potwornym egoistą byłem myśląc, że wszystko rozwiąże się samo, że po prostu minie, zniknie. Tak się oczywiście nie stało i to co chcę dziś zrobić, to nauczyć się rozmawiać o tym co nam się kiedyś przydarzyło, zrozumieć swoje postępowanie i wiedzieć jak pomóc żonie w chwilach gdy sama nie daje sobie już rady.

Odpowiadając jeszcze na Twoje pytanie - miałem szczęśliwe dzieciństwo. Rodzice o nas dbali, ale wg mnie mama aż nadto, tzn. wykazywała i nadal wykazuje, nadopiekuńczość. Tata był raczej zwsze z boku, nie miał decydujacego głosu. Niestety mam z tym problem, tzn. nigdy nie potrafiłem i nadal do końca nie potrafię przeciwstawić się rodzicom. To straszne, że 34-letni facet nadal często nie ma odwagi powiedziec swoim rodzicom prawdy w oczy. Znowu kłania się tchórzostwo. Tragedia:(

---------- 01:45 ----------

Ewa - mam nadzieję, że się uda. Znalazłem osobę która zgodziła się ze mną porozmawiać i być może jest w stanie nam pomóc. Na razie trudno mi jednak cokolwiek powiedzieć. Opisałem jej wszystko i teraz będę czekał.
Cieszę się, że zrobiłem ten pierwszy krok, choć wiem, że zdecydowanie za późno i że na pewno będzie ciężko, ale coż - chcę wierzyć że się uda. Jak nie z tą osobą to z kolejną. Będę walczył, bo nie chcę stracić mojej rodziny.
aames
 
Posty: 7
Dołączył(a): 4 mar 2011, o 02:04

Postprzez ewka » 17 mar 2011, o 07:50

aames napisał(a): To są sprawy tak intymne i tak głeboko wchodzące w naszą prywatność, że nie wiem czy mogę i powinienem.

W tym momencie najważniejsza jest Twoja potrzeba... a skoro takiej nie odczuwasz, to jak dla mnie spokojnie możesz sobie przemilczeć. Zupełnie nie chodzi o to, abyś odzierał się ze swoich (i Waszych) intymności. Może kiedyś zechcesz, a może nie... najważniejsze, że podejmujesz właściwe kroki dla uzdrowienia. Cieszę się i gratuluję.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Filemon » 17 mar 2011, o 22:47

hej, aames...
widzę, że podjąłeś pewne działania w Twoich sprawach - to ważne i życzę Ci, żeby zaprocentowało... :)

odnośnie tego co bardzo osobiste i trudne do wypowiedzenia... oczywiście, że jeśli czujemy opór, wstyd czy może nawet niechęć, to dobrze jest to w sobie (podobnie jak i w innej osobie) uszanować i nie "zrzucać szat" na siłę, bo można by się potem poczuć niestosownie i bezcelowo obnażonym...

ALE też jest według mnie druga strona medalu: czasami takie forum jak to może stać się okazją to wypowiedzenia głośno pewnych słów a wraz z nimi uczuć i przeżyć, które zalegają w nas niczym ciężki kamień na dnie mrocznego stawu, czy może nawet bajorka wypełnionego zatęchłą, mętną, zastałą wodą (o ile wodą - źródłem życia - można to jeszcze w ogóle nazwać...) - jeśli to mogłoby jakoś wstępnie człowieka oczyścić i trochę "przewietrzyć" wewnętrznie, to uważam, że warto... ale to już każdy musi ocenić sam w sobie i wyczuć, czy wyjdzie mu to na dobre... :) w każdym razie tutaj jest tego rodzaju okazja, gdzie można to zrobić całkiem anonimowo i nawet bez konieczności spojrzenia komukolwiek w oczy...

co do Twoich uwag na temat kwestii rodzinnych, to sądzę, że w tej sprawie potrafię Cię zrozumieć, bo sam jestem człowiekiem w nierozwikłanej zależności emocjonalnej od matki... przy czym w moim przypadku nie polega to na niezdolności do przeciwstawienia się, czy wypowiedzenia swojego zdania, tylko raczej na nieumiejętności całkowitego oddzielenia się, uniezależnienia emocjonalnego od matki (która jest destruktywna i niezrównoważona emocjonalnie) i życia własnym życiem w sposób odważny, z ryzykiem tego co ono może przynieść, ale także jako człowiek wolny...

jeszcze jedno odnośnie Twoich spraw... powiem to wprost, ale Ty nie musisz się przecież wcale do tego odnosić... początkowo miałem niejasne wrażenie, że być może gdzieś w trakcie Twojego małżeństwa miała miejsce z Twojej strony zdrada... obecnie jednak, po Twoich nowych komentarzach, moje odczucia kierują się jakoś w stronę rodziny i kwestii posiadania dzieci... znowuż to czysto intuicyjne... naszło mnie takie odczucie, jakby być może kiedyś w przeszłości w Twojej rodzinie miało pojawić się dziecko, które się jednak nie pojawiło i że stało się to jakiegoś rodzaju tragedią czy też wielkim ciężarem dla Twojej żony a Ty masz, czy też miałeś w tym wszystkim jakiś istotny udział, który sam oceniasz jako niedobry...

nie kieruje mną ciekawość ani chęć sprowokowania Cię do wyznań - nie rób tego, jeśli nie czujesz takiej potrzeby... ale może być też tak, że wypowiedzenie pewnych uczuć przyniosłoby Ci pewną ulgę i choć trochę jakby "odczarowało" temat, które być może stanowi duże obciążenie i jakiegoś rodzaju tabu...

pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia w podjętych działaniach...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 203 gości

cron