Mam 34 lata i powoli uświadamiam sobie, że całe moje dotychczasowe życie to nic więcej jak tylko ucieczka. Uciekam od wszystkiego co może sprawić mi kłopot. Nie potrafię stawić czoła problemom, ludziom, sytuacjom. Mam cudowną żonę i wspaniałego synka, ale moje małżeństwo wisi na włosku i tak naprawdę każdy następny dzień jest dla nas jedną wielką niewiadomą. To że jesteśmy razem i mamy dziecko jest zasługą tylko i wyłącznie mojej żony, jej miłości, poświęcenia i cierpliwości. Gdy patrzę wstecz na nasze życie, widzę że nie dałem od siebie zupełnie nic.
Niestety przez te wszystkie lata, gdy tylko przypatrywałem się naszym problemom, mur między nami rósł każdego dnia. Dziś jest ogromny i boję się, że nigdy nie będę już w stanie odzyskać tego co straciłem.
Niestety to nie koniec. Jest we mnie coś, co powoduje że łatwo przychodzi mi krzywdzenie innych, a w szczególności tych najbliższych. Pamiętam jak dziś sytuację z dzieciństwa gdy rodzice wyjeżdżali na działkę a ja uparłem się, że nie pojadę. Uparłem się, że zostanę w domu i im bardziej mnie prosili tym bardziej stawałem się nieugięty. Krzywdziłem i cierpiałem. Miałem w tym jakąś perwersyjną satysfakcję, że nie ulegnę, a z drugiej strony gdy tylko zamknęły się drzwi nie potrafiłem opanować łez. Tak jest do dziś, gdy dostaję miłość, oddaję obojętność, a jednocześnie mam potem wyrzuty sumienia, że nie potrafiłem zachować się inaczej.
Mam wrażenie, że jestem złym i tchórzliwym czlowiekiem, który nie potrafi kochać i nawet nie chce(!) tego zmienić.
Nie radzę sobie zupełnie z dorosłym życiem. Tylko udaję, ze jestem dojrzałym mężem i ojcem. Prześlizguję się z dnia na dzień, unikam konfrontacji, ważnych rozmów, trudnych decyzji. Nie potrafię już tak żyć. Tracę rodzinę i szacunek do samego siebie. W moim zyciu jest tak wiele niejasnych i nierozwiązanych spraw, że nie wiem jak mam to wszystko ogarnąć.
Nawet nie wiem czy mam jeszcze szansę uratować moje małżeństwo, jedyne co wiem, że nie mogę dłużej tolerować tego kim jestem. Chcę się zmienić i chcę ponieść wszelkie konsekwencje swoich decyzji.
Tak naprawdę to nie potrafiłem opisać wszystkiego. Jest bardzo trudno ubrać w słowa tak okropne rzeczy które się zrobiło.
To co wiem na dzień dzisiejszy to to, że koniecznie potrzebuję pomocy. Staczam się każdego dnia coraz głębiej i głębiej.
Może jest wśród Was ktoś, kto mógłby mi pomóc lub np. poradzić sprawdzonego psychologa, z którym mógłbym rozpocząć terapię.
P.s. Przepraszam jeśli umieściłem to w złym dziale, ale ten wydał mi się najbardziej adekwatny do problemów z jakimi się borykamy. Głównie chodzi mi o nasze małżeństwo, które jeśli tak dalej pójdzie, rozpadnie się jak domek z kart (...choć może tylko się łudzę, że nadal istnieje).