Kim jestem?

Problemy z partnerami.

Kim jestem?

Postprzez aames » 4 mar 2011, o 02:12

Mam 34 lata i powoli uświadamiam sobie, że całe moje dotychczasowe życie to nic więcej jak tylko ucieczka. Uciekam od wszystkiego co może sprawić mi kłopot. Nie potrafię stawić czoła problemom, ludziom, sytuacjom. Mam cudowną żonę i wspaniałego synka, ale moje małżeństwo wisi na włosku i tak naprawdę każdy następny dzień jest dla nas jedną wielką niewiadomą. To że jesteśmy razem i mamy dziecko jest zasługą tylko i wyłącznie mojej żony, jej miłości, poświęcenia i cierpliwości. Gdy patrzę wstecz na nasze życie, widzę że nie dałem od siebie zupełnie nic.
Niestety przez te wszystkie lata, gdy tylko przypatrywałem się naszym problemom, mur między nami rósł każdego dnia. Dziś jest ogromny i boję się, że nigdy nie będę już w stanie odzyskać tego co straciłem.

Niestety to nie koniec. Jest we mnie coś, co powoduje że łatwo przychodzi mi krzywdzenie innych, a w szczególności tych najbliższych. Pamiętam jak dziś sytuację z dzieciństwa gdy rodzice wyjeżdżali na działkę a ja uparłem się, że nie pojadę. Uparłem się, że zostanę w domu i im bardziej mnie prosili tym bardziej stawałem się nieugięty. Krzywdziłem i cierpiałem. Miałem w tym jakąś perwersyjną satysfakcję, że nie ulegnę, a z drugiej strony gdy tylko zamknęły się drzwi nie potrafiłem opanować łez. Tak jest do dziś, gdy dostaję miłość, oddaję obojętność, a jednocześnie mam potem wyrzuty sumienia, że nie potrafiłem zachować się inaczej.
Mam wrażenie, że jestem złym i tchórzliwym czlowiekiem, który nie potrafi kochać i nawet nie chce(!) tego zmienić.

Nie radzę sobie zupełnie z dorosłym życiem. Tylko udaję, ze jestem dojrzałym mężem i ojcem. Prześlizguję się z dnia na dzień, unikam konfrontacji, ważnych rozmów, trudnych decyzji. Nie potrafię już tak żyć. Tracę rodzinę i szacunek do samego siebie. W moim zyciu jest tak wiele niejasnych i nierozwiązanych spraw, że nie wiem jak mam to wszystko ogarnąć.
Nawet nie wiem czy mam jeszcze szansę uratować moje małżeństwo, jedyne co wiem, że nie mogę dłużej tolerować tego kim jestem. Chcę się zmienić i chcę ponieść wszelkie konsekwencje swoich decyzji.

Tak naprawdę to nie potrafiłem opisać wszystkiego. Jest bardzo trudno ubrać w słowa tak okropne rzeczy które się zrobiło.
To co wiem na dzień dzisiejszy to to, że koniecznie potrzebuję pomocy. Staczam się każdego dnia coraz głębiej i głębiej.
Może jest wśród Was ktoś, kto mógłby mi pomóc lub np. poradzić sprawdzonego psychologa, z którym mógłbym rozpocząć terapię.

P.s. Przepraszam jeśli umieściłem to w złym dziale, ale ten wydał mi się najbardziej adekwatny do problemów z jakimi się borykamy. Głównie chodzi mi o nasze małżeństwo, które jeśli tak dalej pójdzie, rozpadnie się jak domek z kart (...choć może tylko się łudzę, że nadal istnieje).
aames
 
Posty: 7
Dołączył(a): 4 mar 2011, o 02:04

Postprzez ewka » 4 mar 2011, o 08:56

Cześć!
Dobrze, że napisałeś. I że chcesz co-nieco zmienić... zacząć (tak mi się wydaje) trzeba od jasnego określenia, jakie (lub jaką) dziedzinę życia chcesz zmienić przede wszystkim. I od niej zacząć. I się nie zniechęcać. I kodować każdy, najmniejszy sukcesik. I cierpliwym być. I wytrwałym.

Może się mylę... czuję, że komunikacja z żoną leży. Polecam dobrą, szczerą rozmowę. Czy w niej wywalić WSZYSTKO, to nie wiem... szczerość jest dobra i szlachetna, ale czasem związek może jej nie udźwignąć, jeśli w tym momencie nie jest w najlepszej kondycji.

Mam nadzieję, że odezwie się tutaj nasz sympatyczny kolega, który właśnie przebudowuje swoje życie i rzuci kilka dobrych wskazówek. Może być tak, że sam nie dasz rady... ale opcję (jak widzę) psychologa bierzesz pod uwagę. To dobrze.

Eh! Taką radość odczuwam, kiedy ludzie biorą się za bary z życiem. Z sobą. Będę Ci kibicować
:ok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez woman » 4 mar 2011, o 09:11

Aames, najważniejszy krok masz już za sobą
wiesz, że jest źle, nie mydlisz sobie oczu,
chcesz zmian.
Najważniejszy problem to chyba ucieczka od wszelkiej odpowiedzialności, od obowiązków, tak myślę.
Krzywdzenie innych to taka pochodna braku poczucia własnej wartości, które znów wynika z tego pierwszego..
Błędne koło, które trzeba przerwać.
Nigdy nie jest za późno na zmiany, tak więc głowa do góry.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez doduś » 4 mar 2011, o 11:10

cześć,

podobny do mnie jesteś :) Albo ja do Ciebie :)

JA zrobiłem tak. W jednym tygodniu poszedłem na mój pierwszy miting, do terapeuty, do spowiedzi po iluś tam latach i założyłem wątek na tym forum. No i przeczytałem pierwszą ksiażkę bliską moim problemom. Oczyiście nie ma obowiazku zrobic tego samego :) Ale z terapeutą to dobry pomysł. Zauważyłem, że chyba nosisz coś bardzo cieżkiego w sobie. Z tym warto iść do fachowca.

Pisz,
i trzymam kciuki
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez woman » 4 mar 2011, o 13:27

A wiesz Doduś, że też pomyślałam o Tobie czytając kolegę :wink:
Dobrze, że się pojawiłeś.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez limonka » 4 mar 2011, o 14:49

woman napisał(a):A wiesz Doduś, że też pomyślałam o Tobie czytając kolegę :wink:
Dobrze, że się pojawiłeś.
Chyba Nie tylko tu jedna :):) Jak pisza pierwszy krok za toba ... Zrozumienie Ze masz problem :)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Cacanka » 4 mar 2011, o 15:34

z jakiego rejonu Polski jesteś? skąd potrzebujesz psychologa?...

trzymam kciuki za Ciebie i wierzę, że już niedługo Twoje życie zmieni się na lepsze!

Pozdrowionka
Avatar użytkownika
Cacanka
 
Posty: 158
Dołączył(a): 30 paź 2009, o 10:48

Postprzez aames » 4 mar 2011, o 15:37

Dziękuję za Wasze odpowiedzi.
Mój problem przede wszystkim polega na 2 rzeczach, tzn. pewnie jest tego więcej, ale istotne są w tym momencie te dwie.
Po pierwsze odpycham problemy - nie umiem o nich rozmawiać, nie przechowuję ich w pamięci. Coś złego, co zdarzyło się wczoraj, dziś już dla mnie najczęściej nie istnieje. W tym worku z emocjami i zdarzeniami, może znaleźć i znalazło się wiele ważnych i istotnych rzeczy z naszego wspólnego życia. Nie chcę wymieniać, bo nie jestem jeszcze na to gotów, a może po prostu trochę obawiam się aby zrobić to publicznie.
Nie potrafię sobie też odpowiedzieć na pytanie, czemu nie pomogłem swojej drugiej połowie, gdy ona tego najbardziej potrzebowała. Z jednej strony myślę, że zrobiłbym dla niej wszystko, ale z drugiej patrząc na naszą przeszłość, okazuje się że nie zrobiłem praktycznie nic.

Drugą rzeczą, którą powoli zacząłem sobie uświadamiać, są pokłady agresji które we mnie drzemią. Nie zrozumcie mnie źle, nigdy w życiu nie uderzyłem i nie uderzyłbym nikogo bliskiego (choć zdarzało mi się kiedyś uderzyć naszego psiaka, czego bardzo żałuję:(). Chodzi bardziej o sferę psychiczną - potrafię skrzywdzić...Potem bardzo mam ogromne wyrzuty sumienia, ale niestety zdarza mi się to zrobić.

Do tego dochodzi moje 'lenistwo' - w zasadzie niczego chyba nie potrafię poprowadzić od początku do końca. Zawsze po pierwszym zrywie - zostawiam to na pastwę losu. Boję się, że z tym forum będzie podobnie - teraz dociera do mnie kim jestem, ale za jakiś czas, może to zejdzie na dalszy plan. Nie zniknie, po prostu ja to zrobię:( Jak z tym walczyć?

Wiem, że muszę zacząć rozmawiać z kimś kto zechce mi pomóc, ale moją i tak trudną sytuację, komplikuje sprawa, że mieszkam za granicą i w grę wchodzi jedynie pomoc on-line.
aames
 
Posty: 7
Dołączył(a): 4 mar 2011, o 02:04

Postprzez doduś » 4 mar 2011, o 16:01

wróciłeś po mailu z nocy, to dobry objaw na początek :)

nie wiem jak jest z pomocą on-line. Nie wiem, na ile jest skuteczna. Są tu osoby, które z takiej pomocy korzystały i widziałem/czytałem różne opinie.
Forum nie zastąpi dobrego terapeuty.
Piszesz o bardzo znajomo brzmiących dla mnie problemach. Moja postawa (lenistwo) ,zachowania (przemoc psychiczna, ataki zlości, spychanie problemów w niebyt pod płaszczykiem jakoś to bedzie) były bardzo podobne do Twoich.
Ja zastanowiłem się nad tym, co chcę zrobić. Zmiany są dla siebie. Rozumiem, że chcesz polepszyć jakość, czy nadać nową jakość swojemu małżeństwu. Lecz niech to nie bedzie dla Ciebie celem. Celem mojej pracy jestem ja sam, moje życie, moje zmiany. A świat wokół mnie zmienia się dlatego, że zmieniam się przede wszystkim ja.

Trudno mi tu pisać jakieś rady w "ciemno". Może po prostu pytaj, a ja i pewnie jeszcze niejedna osoba tu, na forum, postaram się dzielić z Tobą tym co zrobiłem sam, gdy stanąłem wobec pytania, przed którym stajesz teraz Ty. A może poszukamy jakichś nowych rozwiązań ?
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 7 mar 2011, o 08:07

aames napisał(a):Nie potrafię sobie też odpowiedzieć na pytanie, czemu nie pomogłem swojej drugiej połowie, gdy ona tego najbardziej potrzebowała. Z jednej strony myślę, że zrobiłbym dla niej wszystko, ale z drugiej patrząc na naszą przeszłość, okazuje się że nie zrobiłem praktycznie nic.

Dlatego wydaje mi się, że rozmowa z żoną powinna być początkiem zmian... ona powinna wiedzieć, że dopiero dzisiaj zauważasz pewne nieprawidłości, do jakich się przyczyniłeś i że bardzo CHCESZ to zmienić. Miałbyś w niej pomoc i wsparcie... a przecież tak w ogóle - razem łatwiej.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez aames » 13 mar 2011, o 00:05

cześć
Moje życie, to chyba jednak głebszy 'kanał'. Tych spraw jest tak wiele, że gdziekolwiek nie spojrzę, gdziekolwiek się nie odwróce to wszystko wydaje się cholernie pogmatwane (przepraszam za język). Tak naprawdę to nie wiem od czego mam zacząć.
Najgorsze jest to, że problemy przez lata się nawarstwiały - to tak jakbyśmy każdego dnia brud zamiatali pod dywan. Przez jakiś czas będzie nawet pozornie czysto, ale prędzej czy poźniej czeka nas albo generalne sprzątanie, albo życie obok tego syfu. Niestety, nawet gdy będziemy chcieli posprzątać to niektóre plamy już nigdy nie zejdą.
Moim głównym problemem jest to, że nierozwiązałem pewnej bardzo trudnej kwestii, wiele lat temu. To osaczyło nasze życie, a przede wszystkim życie mojej żony. Ja miałem to gdzieś, to ona musiała i musi z tym walczyć. Olałem sprawę i po prostu czara goryczy została przepełniona. Żona ma mnie dość, mojego lenistwa i wiecznego nicnierobienia, a ja nadal nie wiem od czego i jak zacząć. A może to tylko moje wymówki?!
Stąd wnioskuję, że na rozmowę z żoną jest już nieco za późno. Wydaje mi sie, raczej nawet wiem, że przegrałem swoje szanse. Pokpiłem sprawę.

Teraz motam się po stronach i szukam jakichś psychologów. Niby już kogoś znajduję, ale albo nie jestem pewien czy to odpowiednia osoba, albo zwyczajnie nie wiem jak mam zacząć rozmowę, żeby nie zostać odrzuconym, albo posądzonym o pójście na łatwiznę (bo dzwonię a nie idę do gabinetu/przychodni). Naprawdę jednak na chwilę obecną nie mogę tego inaczej zorganizować. Nieraz wydaje mi się, że potrzebuję (a może od zawsze potrzebowałem) jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś od czego mógłbym zacząć. Jak na razie to raczej tonę, a czasu mam coraz mniej.
aames
 
Posty: 7
Dołączył(a): 4 mar 2011, o 02:04

Postprzez Jaga82 » 13 mar 2011, o 00:28

Cześć aames!
W jakim obecnie jesteś kraju? Piszesz, że przebywasz za granicą i tylko pomoc on-line w Twoim przypadku jest możliwa. Ja też tak myślałam, też mieszkam za granicą ale znalazłam polski ośrodek z polskimi psychologami i psychiatrami i w tej chwili jeżdżę sobie co tydzień na spotkania grupy DDA. Jeśli napiszesz o jaki kraj chodzi, może będę mogła Ci pomóc.
Doceniam ludzi, którzy potrafią przyznać, że nie są w porządku w stosunku do swoich bliskich. Trzymaj się.
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez Sinusoida » 13 mar 2011, o 20:00

Witaj Aames,
Ja też jestem pod wrażeniem chęci Twojej pracy nad sobą, tego że przyznałeś się sam przed sobą: mam problem. Jeśli jednak umawiasz się na wizytę w poradni i nie przychodzisz to moim zdaniem zwyczajnie uciekasz, ze strachu. Na pewno jest długa droga między myślą, następnie decyzją a na końcu faktycznym rozpoczęciu terapii. Twoje "miotanie" się w tej chwili wydaje mi się więc naturalne. Życzę Ci więc siły, wytrwałości i odwagi. Byś następnym razem jak się umówisz, poszedł na spotkanie.
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Postprzez ewka » 14 mar 2011, o 10:42

aames napisał(a):Żona ma mnie dość, mojego lenistwa i wiecznego nicnierobienia, a ja nadal nie wiem od czego i jak zacząć. A może to tylko moje wymówki?!
Stąd wnioskuję, że na rozmowę z żoną jest już nieco za późno. Wydaje mi sie, raczej nawet wiem, że przegrałem swoje szanse. Pokpiłem sprawę.

Gdybyś powiedział, że CAŁKIEM za późno, to dałabym spokój... a tak, to podrążę jeszcze chwilę;) Otóż na prawdziwe rozmowy NIGDY nie jest za późno. Plus dla Ciebie z tego byłby taki, że gdy się zobowiążesz głośno i wyraźnie do czegośtam, to może zadziałać mobilizująco... w końcu słowo to nie g.wno. I może to nicnierobienie udałoby się trochę pogonić. A gdyby się udało - jakieś efekty na pewno byłyby. A gdyby były - to mobilizowałoby do następnych. A gdyby mobilizowały - to przecież o to właśnie chodzi, tak?

Mam wrażenie, że na pisaniu cała Twoja energia się kończy.

Jak to przegrałeś? Zrób czym prędzej coś ważnego.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 14 mar 2011, o 11:12

aames... bądź facet, co ? popłacz sobie jak chcesz, ale nie pokazuj ludziom tych łez, niech bedą Twoje i tylko Twoje. Stań przed lustrem i powiedz, że masz wpływ na to jak będzie od teraz. To co się stało to się stało i trzeba z tym żyć. Ale to też otwarcie do nowego. Odwagi !
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 199 gości

cron