Witam.Dawno tu nie zaglądałam.Ale muszę komuś się wyżalić..
Mam już dosyć mojego wiecznego smutku i lęku..Nie lepiej z tym skończyć?Kiedyś myślałam,że gdy znajdę sobie chłopaka,to mi wystarczy do ,,szczęścia''.No dobrze,mam chłopaka,który mnie kocha(przynajmniej tak twierdzi),a i tak czuję się do niczego.Gdyby odszedł,to skończyłabym ze sobą.
Nie mam żadnych ambicji,skończyłam zawodówkę,a taka praca mnie dobija.Nie pracuję,więc rodzina uważa mnie za lenia..i mają rację..
Uczę się w liceum wieczorowym.Chciałabym zdać maturę...Mówię sobie,żę będę się uczyć,tylko za szybko się załamuję..nie potrafię nic dobrze zrobić...nawet jeśli zdam maturę,to studia,znowu trzeba się męczyć,bez pracy,na łasce rodziców..
Mój chłopak mówi dużo o założeniu rodziny..wątpię czy będę dobrą żoną,matką..Boję się życia mam 20 lat,nic nie osiągnęłam..
Nie wiem co robić,co daje szczęście..On wierzy w Boga i twierdzi,że tylko Bóg daje szczęscie..Ja nie potrafię w to uwierzyć..