blanka77 napisał(a):
Mnie to jeszcze przyszło do głowy, że sama te sms-y napisałaś, a jeśli nie to wykorzystujesz niewinnego faceta do swoich rozgrywek
Naprawdę, Blanko, dobre... Rozumiem, że nie możesz pojąc mojego zachowania ale oskarżać mnie o takie manipulacje... Nie, ja tak nie robię...
Prawdę mówiąc... nie obrałam żadnej strategii. Po prostu postanowiłam się do niego nie odzywać, nie pisać, nie szukać w necie, na czacie..
Szłam do lekarza, kiedy zadzwonił. Odebrałam z pytaniem „co chcesz?” bo nie sadziłam, że dzwoni aby pogadać, myślałam, że dzwoni w jakiejś sprawie. Tak, w sprawie mieszkania, są nowe ogłoszenia o mieszkaniach do wynajęcia... Jak się dowiedział, że idę do lekarza, powiedział, że pójdzie ze mną. Nie powiedziałam, że nie chcę, fakt... Chciałam...
Siedzieliśmy w poczekalni i ja trzymałam telefon w ręku. Mam nowy aparat, więc gdy powiedział: „Pokaż...” myślałam, że chce obejrzeć, potem dodał jeszcze, że nie będzie mi nic czytał. Ale jak już miał go w ręku to zaczął czytać, nie dał sobie zabrać. Nie chciałam się z nim szarpać, siedział jeszcze jakiś chłopak, głupio mi było... Powiedziałam, żeby pokazał w takim razie swój, ale oczywiście nie chciał. Pozwoliłam mu przeczytać te smsy, nie miałam nic do ukrycia. Dopiero jak zobaczyłam, że próbuje odnaleźć numer tego chłopaka (miałam go już zapisanego pod imieniem) stwierdziłam, że tak to nie będzie... Nie chciał oddać. Czułam się jak idiotka, kiedy tak stałam przed nim i próbowałam mu zabrać ten telefon... jest ode mnie dużo wyższy, więc było to z góry skazane na niepowodzenie. Musiałam dopiero kilka razy kategorycznie powtórzyć, żeby mi go oddał, co też było dla mnie żenujące, byliśmy w miejscu publicznym, siedział jeszcze ten chłopak a tu taki gówniarz robi sobie ze mną co chce... Wreszcie za którymś razem oddał ze złością, powiedział, że mam się do niego nie odzywać, że tamten jest już mój, że mogą mnie tam nawet wygrzmocić... Całe szczęście, że wtedy byliśmy już sami, bo ten chłopak wszedł do gabinetu. I tak było mi wstyd. On się zachował jak chory człowiek...
Tak to było, nie podtykałam mu telefonu, nie wzbudzałam specjalnie zazdrości, nie wykorzystałam choroby, żeby wzbudzić jego litości, jestem chora od wielu dni, on wiedział o tym i jakoś go to nie ruszało, nawet nie zapytał jak się czuję...
Tak, chyba się trochę wstydzę... Bo za każdym razem dostaję w łeb, a potem przychodzę do Was i się wypłakuję... Wiem, że sama do tego doprowadzam, po co pcham paluchy między drzwi... Ale nic nie poradzę, to tak ciągnie...
Ja nie rozumiem jego myślenia, teraz to już nie chodzi o to, że on, biedny, nie może żyć własnym życiem, tak jak mu orientacja dyktuje... tu chodzi bardziej o to, żeby pokazać swoją wyższość nade mną, żeby pokazać kto tu rządzi! Tak jak ktoś tu pisał, jego orientacja seksualna nie ma tu wiele do rzeczy! On by się zachował tak samo, gdyby był hetero, spotykał się z dziewczynami, a mi robił awanturę w przypadku, gdy dałabym numer jakiemuś chłopakowi!!! Zdrada, kłamstwo i manipulacja.
On nie zawaha się postawić mnie w głupiej sytuacji nawet w miejscu publicznym.. A może nawet i ośmieszyć, może jeszcze gorzej...
A ja wdałam się z nim jeszcze w jakąś słowną przepychankę smsową... Co on za głupoty wypisuje... Że tamten jest moim facetem, bo jego sobie wybrałam, bo ma kasę i pracuje, że już od dawna „żyłam tamtym” skoro nie pamiętam, że on mi mówił, że mnie kocha, i że „musiało coś być” skoro tamten takie smsy pisał... No po prostu wymysły chorej głowy... Nie wspomnę już o tym, że straszy mnie, że tamten będzie miał ryj obity a on porozmawia sobie z moją dyrektorką i np. powie jej, że on tam nocował ze mną, chodził po obiekcie (miałam przez to raz nieprzyjemności już kiedyś)...
W ostatnim smsie napisał, że teraz to już i tak mu lata i powodzenia nam życzy... Ostatnim, bo już mu na to nie odpisałam – po co, skoro wyraźnie napisał, że mu lata...
Biedny, nieszczęśliwy miś duszący się w swoim heteroseksualnym gorsecie nałożonym mu przez zaborczą kobietę...
Kanalia i nic więcej!!!
tu i teraz, tak, slyszalam o tej książce, musze ja sobie kupić i chyba zrobić z niej elementarz, a z tego co podejrzewam to jestem idealnym dodatkiem do aneksu, jesli kiedykolwiek by wyszedł do tej ksiązki... Wszystko teorie, a w praktyce cieżko...
Ale powiem Wam, że z tego co widzę to on sam staje się dla mnie najlepszym lekarstwem. Zaczynam nawet myśleć, że nie powinnam unikać kontaktu z nim, bo za każdym praktycznie razem kiedy tak mnie gnoi, traktuje jak śmiecia, wywyższa się i pokazuje, że jemu wolno wszystko, mi nic - coś do mnie dociera. W chwili obecnej nawet nie mam ochoty do niego pisać, zagadywać... Nie chce być więcej traktowana jak ściera do podłogi, a z jego strony niczego innego się nie spodziewam.