Kiedys juz prawie poplakalam sie przed szefem, ale wtedy poprosilam szybko o wolne i powiedzialam, ze zle sie czuje..
dzisiaj jednak mialam rozmowe z szefem, ktora sama zaczelam bo chcialam wyczuc na czym stoje no i puscily mi emocje..strasznie sie poryczalam, siedzialam u niego w gabinecie z pol godziny i rozmawialismy.
jest mi strasznie glupio, ze sie tak rozkleilam! mimo, ze stwierdzil na koniec ze lepiej ze mu to powiedzialam i przyszlam niz zebym dusila to w sobie.
Zaczelam to rozmowe bo jak mnie zatrudniali ponad 3 lata temu nie mialam doswiadczenia i przyjeli mnie bo chcieli przeszkolic itp..
no i po 3 latch mam jakies doswiadczenie, ale ciagle jest jakby cos nie tak..sama nie wiem jak to okreslic...albo mam niskie poczucie wartosci i ciagle jestem z siebie niezadowolona, i jak tylko ktos sie krzywo spojrzy albo poczuje ze zostalam w pracy w jakis sposob pominieta to czuje sie urazona..) oczywiscie takiech rzeczy nie mowilam szefowi, mowilam raczej o moim stanowisku pracy i o moich odczuciach z tym zwiazanych..
ogolnie szef mnie zapewnil, ze chce abym zostala w dziale, mowil o dalszej pracy, rozwiazaniach co zrobic, zeby bylo lepiej, o szkoleniach dalszych..czyli mam w miare dobra pozycje w tym miejscu pracy..ale jednak ciagle czuje, ze tak nie powinno byc, nie powinnam az tak bardzo sie przejmowac praca, i sama nie wiem..
ostatnia noc prawie wogole nie spalam, teraz juz jestem w lozku bo jestem padnieta ale ciagle nie moge zasnac i nie moge sie wylaczyc z mysli o pracy..
koszmar..
co ja mam zrobic- jak nabrac dystansu...jak takie rozklejenie moze byc postrzegane...fakt to nie PL..Oni mysla tutaj troszke inaczej niz Polacy..
przepraszam za moja pisownie, ale nie mam sily sie starc..sory za bol w oczach od braku ogonkow i innych bledow..