kochać biseksualnie...?

Problemy z partnerami.

Postprzez new*life » 10 lut 2011, o 22:55

---------- 21:52 10.02.2011 ----------

Twoje ostatnie zdanie : "Nie mogę pojąć takiego myślenia", świadczy jak dla mnie o Twojej niedojrzałości. O tym, że nadal trzymasz jego stronę, nawet nie swoją i swojej matki, bo nie widzę wdzięczności za to co ona zrobiła dla Ciebie.

Ależ nie, to nie tak... Nie mogę pojąć JEGO sposobu myślenia. Może moja wypowiedź była trochę chaotyczna, ale nigdy nie miałam ani nie mam pretensji do matki o coś takiego...

---------- 21:55 ----------

Chyba nie umiem cytować... Za dużo wykasowałam...

:oops:
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez Filemon » 10 lut 2011, o 23:28

new*life, mam odczucie, że blankę trochę ponosi i traci cierpliwość... ponadto coś tam źle odczytała, bo Ty niezręcznie to sformułowałaś... ja jakoś spokojniej podchodzę obecnie do Twojego tematu i spraw... jednak zgadzam się z blanką niemal w stu procentach! w sumie mógłbym się podpisać pod jej postem... :) (za wyjątkiem tego akapitu, gdzie się nie zrozumiałyście...)

ale powiedz mi, new*life... co takiego jest w Tobie, że Ty się tak przykleiłaś do tego faceta...? co się z Tobą właściwie dzieje, kiedy się od niego odsuwasz? ziemia usuwa Ci się spod stóp? w jakim sensie?!

co się dzieje w Tobie? co czujesz kiedy jego nie ma przy Tobie? jakie Twoje potrzeby dochodzą wtedy do głosu i domagają się zaspokojenia...?

czy on jest taki seksiasty, że nikt tylko on...? ;) a może taki super hiper przystojny...? czy raczej taki dobry, troskliwy, opiekuńczy? eeeeemmmm... no... wierny może i oddany Tobie?! :shock: albo... zaradny, stwarzający Ci poczucie bezpieczeństwa... kasę potrafi porządnie zarobić, tak?! ;) no albo może... silny jest, zawsze Cię obroni, staje po Twojej stronie, myśli o Tobie, często kombinuje jak Ci tu sprawić przyjemność i czym Cię uradować...?

hmmm... jeśli niewiele z tego, to by znaczyło, że to NIE O NIEGO CHODZI WCALE... TYLKO O CIEBIE SAMĄ!

ŻE TO W TOBIE SAMEJ JEST COŚ, CO POWODUJE, ŻE TEN TAMTEN CZY INNY, CHOĆBY ZDRADZIECKI DRAŃ I ZAKŁAMANY KURWIARZ, ALE... TY SIĘ GO BĘDZIESZ TRZYMAĆ....

zatem CO TO TAKIEGO W TOBIE JEST...? Jakie UCZUCIA budzą się w Tobie kiedy on jest oraz przede wszystkim kiedy go nie ma... Jakie POTRZEBY zaspokaja jego obecność.... No bo przecież nie potrzebę szacunku, na przykład... prawda? albo wiernej przynależności do siebie... A zatem jakie POTRZEBY przy nim realizujesz...?

pozdrawiam!

Fil
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez julkaa » 10 lut 2011, o 23:33

Filemon napisał(a):new*life, mam odczucie, że blankę trochę ponosi i traci cierpliwość... ponadto coś tam źle odczytała, bo Ty niezręcznie to sformułowałaś... ja jakoś spokojniej podchodzę obecnie do Twojego tematu i spraw... jednak zgadzam się z blanką niemal w stu procentach! w sumie mógłbym się podpisać pod jej postem... :) (za wyjątkiem tego akapitu, gdzie się nie zrozumiałyście...)

ale powiedz mi, new*life... co takiego jest w Tobie, że Ty się tak przykleiłaś do tego faceta...? co się z Tobą właściwie dzieje, kiedy się od niego odsuwasz? ziemia usuwa Ci się spod stóp? w jakim sensie?!

co się dzieje w Tobie? co czujesz kiedy jego nie ma przy Tobie? jakie Twoje potrzeby dochodzą wtedy do głosu i domagają się zaspokojenia...?

czy on jest taki seksiasty, że nikt tylko on...? ;) a może taki super hiper przystojny...? czy raczej taki dobry, troskliwy, opiekuńczy? eeeeemmmm... no... wierny może i oddany Tobie?! :shock: albo... zaradny, stwarzający Ci poczucie bezpieczeństwa... kasę potrafi porządnie zarobić, tak?! ;) no albo może... silny jest, zawsze Cię obroni, staje po Twojej stronie, myśli o Tobie, często kombinuje jak Ci tu sprawić przyjemność i czym Cię uradować...?

hmmm... jeśli niewiele z tego, to by znaczyło, że to NIE O NIEGO CHODZI WCALE... TYLKO O CIEBIE SAMĄ!

ŻE TO W TOBIE SAMEJ JEST COŚ, CO POWODUJE, ŻE TEN TAMTEN CZY INNY, CHOĆBY ZDRADZIECKI DRAŃ I ZAKŁAMANY KURWIARZ, ALE... TY SIĘ GO BĘDZIESZ TRZYMAĆ....

zatem CO TO TAKIEGO W TOBIE JEST...? Jakie UCZUCIA budzą się w Tobie kiedy on jest oraz przede wszystkim kiedy go nie ma... Jakie POTRZEBY zaspokaja jego obecność.... No bo przecież nie potrzebę szacunku, na przykład... prawda? albo wiernej przynależności do siebie... A zatem jakie POTRZEBY przy nim realizujesz...?


bardzo mądry post. podpisuje sie pod nim obiema rekami
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Filemon » 11 lut 2011, o 01:33

bo to są problemy, które ja przecież znam z własnych doświadczeń, tyle że może nie w aż tak skrajnej formie, no i przez ładnych parę lat zmagań tego typu nauczyłem się sobie lepiej radzić...

że w ogóle mówię tu to co mówię, to nie przez naiwność a za to w pewnym celu... życie i czas oczywiście jak zwykle to zweryfikują...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez ewka » 11 lut 2011, o 08:34

Dobre pytania naszego Filemona. Mam nadzieję, że spróbujesz sobie na nie odpowiedzieć, Life.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez blanka77 » 11 lut 2011, o 13:20

No poniosło mnie i cierpliwość też zawodzi....

W kwestii złego zrozumienia fragmentu Twojej wypowiedzi, nie będę przepraszała, bo miałam prawo ją tak zrozumieć.

Pozostałe kwestie-stoję nadal na swoim stanowisku. I czekam na to, aż zaczniesz szanować siebie i swoje ciało.

Nie jestem wrogo do Ciebie nastawiona. Zwyczajnie przykro mi patrzeć na to co robisz ze sobą i swoim własnym życiem. I nie pozostanę obojętna. Póki będę mogła to będę Ci tłukła do głowy, że kiepsko się dzieje :szczotka:

Powodzonka
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez kajunia » 11 lut 2011, o 13:33

Filemon napisał(a):czy on jest taki seksiasty, że nikt tylko on...? ;) a może taki super hiper przystojny...? czy raczej taki dobry, troskliwy, opiekuńczy? eeeeemmmm... no... wierny może i oddany Tobie?! :shock: albo... zaradny, stwarzający Ci poczucie bezpieczeństwa... kasę potrafi porządnie zarobić, tak?! ;) no albo może... silny jest, zawsze Cię obroni, staje po Twojej stronie, myśli o Tobie, często kombinuje jak Ci tu sprawić przyjemność i czym Cię uradować...?


Ja kiedyś zwyczajnie nie wiedziałam (nie wierzyłam), że taki okaz mężczyzny występuje. New life chyba po prostu przyjmujesz zachowanie tego człowieka za tzw. "normę". Wprawdzie Cię to uwiera, ale dalej w tym tkwisz. New life, byłaś kiedyś z kimś troskliwym, opiekuńczym, czułym? Spotkałaś w ogóle takiego faceta? Bo tacy naprawdę istnieją.

Wydaje mi się też, że niektóre kobiety po prostu lubią mieć problemy, lubią jak coś się dzieje, adrenalina skacze i tak naprawdę wcale nie chcą z tego rezygnować, bo w takim popapranym związku życie wydaje się być ciekawsze :roll: Może się mylę, ale takie mam czasem odczucia.

W ogóle świetny post Fil :ok:
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez blanka77 » 11 lut 2011, o 13:41

Nie mylą Cię odczucia, bo w którymś wcześniejszym poście new life napisała, że ją roznosi jak się nic nie dzieje, tzn. jak jest "dobrze" to jest źle... (nie dosłownie to jej wypowiedź). Bo ona się uzależniła od szukania dowodów jego niewierności i to ją kręci.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez kajunia » 11 lut 2011, o 13:49

blanka77 napisał(a):Nie mylą Cię odczucia, bo w którymś wcześniejszym poście new life napisała, że ją roznosi jak się nic nie dzieje, tzn. jak jest "dobrze" to jest źle... (nie dosłownie to jej wypowiedź). Bo ona się uzależniła od szukania dowodów jego niewierności i to ją kręci.


To zabawne, czasem też mam wrażenie jakbym miała sentyment do tego toksycznego życia. Ale... nie wróciłabym do tego za żadne skarby, choćbym miała zostać sama na świecie. Najpiękniejsze jest to, że będąc w dobrym związku (lub choćby samemu) ma się wreszcie czas na realizowanie siebie! A w takim toksycznym związku całą energię spala się właśnie na takie chore problemy. Zajmowanie się sobą, spełnianie swoich marzeń jest w gruncie rzeczy przecież o wiele ciekawsze niż uganianie się za jakimś popaprańcem. No, ale do tego stanu prowadzi zazwyczaj długa droga, chociaż pierwszy krok w tym kierunku- definitywny koniec znajomości można wykonać w każdej chwili.

Ten związek to jak jedzenie resztek ze śmietnika.
Dobry związek to delektowanie się ulubionym daniem w pięknym otoczeniu.

Pomyśl o tym New life.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez new*life » 13 lut 2011, o 07:57

Że tez Wy jeszcze macie cierpliwość mi odpisywać...

Fil - zadałes mi parę dobrych pytań. Jak sie domyslasz, odpowiedź na większość z nich brzmi "nie"... Czy jest super hiper seksiasty albo przystojny? Podobno jest, faceci gdy do niego piszą rozpływają się w zachwytach. Mi na początku nie podobał sie fizycznie, to nie był mój typ. Teraz podoba mi sie prawie wszystko w nim... Dobry, troskliwy, opiekuńczy? No, powiem tak - zdarza mu się... (ja oczywiście skrzętnie te momenty wyłapuję i jestem wtedy przeszczęśliwa) O wierności to nie powiem nic... :( Czy zaradny? Jest uparty i jak trzeba to wszędzie wlezie, ale to nie przekłada się na zapewnienie bytu materialnego. Kasę jak zarobi przepuszcza na głupoty, nie myśli w pierwszym rzędzie o potrzebach bytowych, działa raczej według zasady: "Jak jest to szelest, jak ni ma to się wytrzyma..." A do końca miesięca dziury musiałam łatać ja. Wpadaliśmy ciągle w długi. Czy silny... czy obroni... nie wiem, jeszcze nie było takiej potrzeby... Czy kombinuje jak mnie uradować...? No zdarza się, że sprawi mi czymś przyjemność... Że zrobi coś z myślą o mnie... Wtedy też jestem przeszczęśliwa, jakby mi ktoś w kieszeń narobił.... :p

Ale ja też prawdę mówiąc nie robię mu jakichs niespodzianek, przyjemności... Może nie umiem wykrzesać z siebie jakiegoś entuzjazmu, bo przeciez praktycznie od początku on mnie okłamuje. W pewnym momencie trudność zaczęło mi nawet sprawiać mówienie mu "Kocham Cię", wydawało mi sie, że nie zasługuje na te słowa kiedy odkrywałam jakiegoś kolejnego maila czy smsa do kolesia...

Nie wiem co napisać więcej o moich odczuciach przy nim... Wiem, że czasem, kiedy go nie ma, uzmysławiam sobie cała jego podłość, jak patrzył mi w oczy, kłamał, a za plecami robił co innego... Ostatnio jeden z jego adoratorów, niedoszły podobno, powiedział mi: "Nic między nami nie było, tam na początku posiedzieliśmy w kawiarni, potrzymalismy sie za ręke..."
Wbiło mnie to w ziemię. Wiem, pamiętam, że jeździł do tego chłopaka, mówił - kumpel... A tu - za rączki się trzymali. Słodzio. A potem wrócił do mnie i spał ze mną. Jakby nigdy nic.
Jestem wtedy wściekła. Nie wiem co więcej. Mysle sobie, że sam sobie zasłużył na to, że mieszka w takiej ruderze z ojcem pjakiem. Że przecież miał dom, ciepły, wygodny i tani, bo płacilismy tam grosze... Że sam jest sobie winien, bo nie umiał tego uszanować, bo zachowywał sie podle.

I to nie chodzi tylko o to, że mnie zdradzał, że z facetami. O to nie mogę miec pretensji... Ale to, że mi kłamał prosto w oczy, że siedział obok mnie, a innemu pisał, że kocha... A za chwilę innemu i jeszcze jakiemuś... Co te słowa w ogóle dla niego znaczą?
Często nie liczył się z moim zdaniem, mogłam go o coś prosić do rozpuku, a on nic... Jak coś sobie postanowił to tak zrobił i koniec. Nieraz prosiłam go, żeby wyłączał kompa i kładł się ze mną spać, kiedy tak siedział późno w nocy... Nic. Zasypiałam sama a on pisał sobie z nimi.

Piszę chaotycznie, wiem... Sorki...

A potem kiedy się z nim widzę nic nie mówię, łykam wszystko... Nie wiem czemu, nie potrafię wykrzesac z siebie już tej złości... Zapominam.

Tego jest dużo więcej, nie pamiętam wszystkiego, wiem tylko, że często czułam sie przy nim jak to zapasowe koło, na dokładkę co najwyżej, czasami się do czegoś przydawałam...

Ech... Na razie muszę kończyć. Wieczorem napiszę znów.
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez ewka » 13 lut 2011, o 10:40

new*life napisał(a):Tego jest dużo więcej, nie pamiętam wszystkiego, wiem tylko, że często czułam sie przy nim jak to zapasowe koło, na dokładkę co najwyżej, czasami się do czegoś przydawałam...

Do dobrych wniosków dochodzisz, Life. Coś z nimi w końcu zrobisz, mam nadzieję.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez new*life » 14 lut 2011, o 07:46

---------- 06:34 14.02.2011 ----------

Pieprzone walentynki... Co mi po nich...
Całe szczęście, że je prześpię po nocy spędzonej w pracy.

Nieraz myśle, że najlepszym dla mnie wyjściem byłoby spakować torbę, usunąć wszystkie konta, pocztę, zmienić nr i wyjechać, nie oglądając sie za siebie. Zniknąć.

Nie wiem, co mnie przy nim trzyma, Fil, nie wiem po prostu! Prawie za każdym razem jak się widzimy, nawet po miło spędzonym dniu, na koniec dostaje od niego kopa w dupę.

Podobnie wczoraj. Sytuacja: Napisał do niego koleś na facebooku, że bardzo podoba mu sie jego postawa, że z kimś takim chciałby dzielić życie, chciałby mu zaufać, pytał czy jest wolny, czy zajęty... Pomijam moje zdziwinie odnośnie tego, jak można pisać takie rzeczy komus, kogo się na oczy nie widziało, tylko na podstawie aktywności na fejsie, ludzie!
Tem kop w dupę to było w moim odczuciu to, że "Mój" odpisał, oczywiście, odnośnie tej swojej postawy, skrzętnie zanotował nr telefonu, który tamten mu podał ale ani słowem nie zająknął się, że znajomość, ok, ale nic ponadto, bo ma mnie! Nic! Jakbym nie istniała, jakby mnie nie było, a przecież jesteśmy jakby na etapie schodzenia się...
Ale co ja sie dziwię, przecież zawsze tak było, nawet jak byliśmy razem.

On nie widzi w swoim postępowaniu nic złego. Lubi nawiązywac znajomości, a że akurat z gejami najlepiej mu się gada to co on poradzi...

Ale coś mnie trzyma...
Kiedy jesteśmy razem i nie słyszę nic o nich, jestem spokojna. Jest dobrze.
Tylko czasem dochodzą do głosu jakieś wyrzuty sumienia odnośnie mojego postępowania wobec siebie samej... Jak np. kilka dni temu, kiedy robiłam przymiarkę, żeby nocować u niego, w tym nieogrzewanym, syfiastym mieszkaniu... Najpierw gadaliśmy i było mi tak dobrze, kiedy siedziałam przytulona, że zgodziłam się zostać na noc. On mówił jak bardzo się cieszy, że jestem tam z nim a ja cała w duchu uchachana ze szczęścia...
Ale jednocześnie czułam, że postępuje wobec siebie jak szmata, on mnie tyle razy upokorzył i poniżył a ja leżę, przytulam się i jeszcze się cieszę...

---------- 06:46 ----------

Jest coś w tym, co napisała kajunia... Mam jakieś ciągoty do takiego życia, nie wiem czemu ciągnie mnie na dno, ale... ciągnie. Tak naprawdę lubię nawet być tam u niego, gdzie wieje meliniarstwem... Z nim mogłabym byc nawet tam. A bez niego nawet pałac wydaje mi sie nudny. Już nie wspomnę o sobie samej i swoim zyciu - puste i nieciekawe bez niego. Może to tu powinnam się sobie przypatrzeć. Czepiam sie innych, bo sama nie potrafię zorganizować sobie życia. Wydaję sie sobie mało wartościowa więc przyjmuję za normę takie zachowania, bo są ciekawsze, coś się przynajmniej dzieje... Ale z drugiej strony smuci i denerwuje mnie fakt, że nie dzieje sie za moja sprawą, tylko ktoś mnie w te akcje wkręca... Dlatego tylko "się przydaję" i "jestem na dokładkę"...

"Ten związek to jak jedzenie resztek ze śmietnika" napisałaś.
Dokładnie tak to odbieram i ja. Czuję, że zbieram resztki po tych kolesiach. A oni spijają śmietankę.

:zmeczony:
new*life
 
Posty: 49
Dołączył(a): 9 gru 2009, o 15:08
Lokalizacja: ...skąd chcę uciec...

Postprzez ewka » 14 lut 2011, o 07:55

new*life napisał(a): Jest coś w tym, co napisała kajunia... Mam jakieś ciągoty do takiego życia, nie wiem czemu ciągnie mnie na dno, ale... ciągnie. Tak naprawdę lubię nawet być tam u niego, gdzie wieje meliniarstwem... Z nim mogłabym byc nawet tam. A bez niego nawet pałac wydaje mi sie nudny.

Wydaje mi się, że nic nie chcesz zmienić w swoim życiu, Life.

Będziemy Cię wspierać, abyś umiała w tym bagnie trwać... czy będziemy wytykać palcem, jak bardzo jest to wszystko do bani?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez mahika » 14 lut 2011, o 10:44

A ja myślałam ze jesteście na etapie rozstawania się, a nie schodzenia :roll:

Wcale mu się nie dziwie że nie widzi nic złego w swoim zachowaniu.
Zapewne on tak nie uważa że jesteście razem, czy na etapie "schodzenia sie"
Jest wolnym człowiekiem, więc czemu ma nie zawierać tych znajomości.

Tak. Ty jesteś na dokładkę, żeby go utrzymywać. Taka wygoda.

Związek? To nie jest związek, dziwię się ze jeszcze to tak nazywasz.
Ty skamlasz o jego uczucie, a on sobie żyje na twój koszt i świetnie się bawi.

Widocznie tak ci odpowiada :)
Tylko powiem Ci ze będziesz miała wielki niesmak, wstręt i ciężko będzie ci spojrzeć sobie w oczy kiedy wreszcie dasz sobie spokój z tym byciem podnóżkiem.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez kajunia » 14 lut 2011, o 10:54

---------- 09:52 14.02.2011 ----------

new*life napisał(a):Nieraz myśle, że najlepszym dla mnie wyjściem byłoby spakować torbę, usunąć wszystkie konta, pocztę, zmienić nr i wyjechać, nie oglądając sie za siebie. Zniknąć.


Tak tak tak, popieram, tylko ostre cięcie i konsekwencja może przynieść skutek. Ja wykasowałam numery, znajomi zabierali mi telefon jak dostawałam sms czy to nie od NIEGO, pisali do mnie żebym nie czuła się samotna, zajmowali mi czas. Jeśli możesz na kogoś liczyć to z tego skorzystaj, bo samemu jest ciężko. Musisz zdawać sobie sprawę z tego, że to jest złe i że jedynym dobrym rozwiązaniem jest definitywne zakończenie znajomości.

new*life napisał(a):Tylko czasem dochodzą do głosu jakieś wyrzuty sumienia odnośnie mojego postępowania wobec siebie samej...
...
Ale jednocześnie czułam, że postępuje wobec siebie jak szmata, on mnie tyle razy upokorzył i poniżył a ja leżę, przytulam się i jeszcze się cieszę...


To wiele o Tobie mówi, zdradzasz samą siebie. Znam to uczucie.

new*life napisał(a):Już nie wspomnę o sobie samej i swoim zyciu - puste i nieciekawe bez niego. Może to tu powinnam się sobie przypatrzeć. Czepiam sie innych, bo sama nie potrafię zorganizować sobie życia. Wydaję sie sobie mało wartościowa więc przyjmuję za normę takie zachowania, bo są ciekawsze, coś się przynajmniej dzieje... Ale z drugiej strony smuci i denerwuje mnie fakt, że nie dzieje sie za moja sprawą, tylko ktoś mnie w te akcje wkręca... Dlatego tylko "się przydaję" i "jestem na dokładkę"...


Dlatego tak ważne jest abyś zdecydowała się na terapię z psychologiem. Jesteś na dnie, odbij się wreszcie od niego i zacznij żyć. Uwierz mi na słowo, że normalne życie jest wbrew pozorom ciekawsze, bogatsze i o wiele przyjemniejsze!

Podoba mi się, że dochodzisz do takich wniosków, to są bardzo ważne słowa.

Btw, walentynki to święto miłości (pomijając czy jest komercyjne czy nie..), zrób sobie prezent, sama dla siebie, samotność również może być piękna i o wiele przyjemniejsza niż grzebanie w brudach. Dlaczego nie kupić sobie kwiatów, truskawek, czekoladek i nie zrobić sobie swojego prywatnego święta przy pięknej muzyce lub filmie. Brzmi banalnie, ale jaki sens ma spędzanie tego dnia z kimś, kto Cie stale krzywdzi :? To nie jest dla mnie miłość, to brak innego wyjścia, ucieczka od samotności.


:serce: To dla Ciebie dziś :) :pocieszacz:

---------- 09:54 ----------

mahika napisał(a):Tylko powiem Ci ze będziesz miała wielki niesmak, wstręt i ciężko będzie ci spojrzeć sobie w oczy kiedy wreszcie dasz sobie spokój z tym byciem podnóżkiem.


O ile już go nie masz :roll:
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 49 gości