samookaleczanie

Problemy związane z depresją.

Postprzez smutnaa445 » 27 sty 2011, o 21:15

Monia zgadzam sie z tobą !! ;*
Avatar użytkownika
smutnaa445
 
Posty: 41
Dołączył(a): 27 gru 2010, o 02:41

Postprzez KATKA » 27 sty 2011, o 23:39

ale samo chcenie to czasem za mało....
ja sie tnę od liceum...choc teraz już z półtorej roku-rok tego nie robiłam...nie pamietam nawet...
natomiast wiem dlaczego to robiłam i mogę robic....
kiedy emocje przeżywa się bardzo mocno...kiedy one zaczynają przewazać nasze ja....wtedy trzeba jakoś je "upuścić" :(
kiedy od żalu...bezradnosci...czy cierpienia boli całe ciało....żyletka potrafi przynieść ulgę...pomaga się na chwilę oddalić od tych uczuć i wrócić do swojego ja....
niestety to złudne poczucie powrotu....
osoby tnące sie...nie potrafią żyć....nie potrafią zyć w słabszych dla siebie chwilach...nie radzą sobie z bólem...z życiem....z normalnym funkcjonowaniem niestety....
ja wychodziłam/wychodzę z tego sama.....nauczyłam sie okazywac co mi siedzi w środku...
ale nauczyłam sie już tego parę razy i parę razy żyletka wygrała...
nie ukrywam, ze liczę na pomoc ze strony psychologa...choć jestem wysoko sceptycznie nastawiona do tej pomocy....

trzymaj się Prince :serce2:
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez oliwia » 28 sty 2011, o 18:27

prince, ja się cięłam przez dłuższy czas. Wiem jak bardzo trudno z tym zerwać, jak do tego ciągnie, ale wiem też jak to rani bliskich i jakie wyrzuty sumienia powoduje. Od jakiegoś czasu staram się o tym nie myśleć. Nie chcę się ciąć. Po prostu znalazłam inne sposoby "wylewania" agresji i innych negatywnych uczuć z siebie.
Można z tego wyjść.
Życzę Ci tego prince :!: :wink:
Avatar użytkownika
oliwia
 
Posty: 3388
Dołączył(a): 27 sty 2008, o 09:18
Lokalizacja: Oliwkowo

Postprzez nusia___ » 2 lut 2011, o 20:30

Tak to prawda podczas bolu wydzialany jest tzn hormaon szczescia endorfiny to biochemiczny mechanizm samookaleczen, dzieki temu czejemy sie lepiej . ENdorfiny wydzielane sa rowniez [podczas gimnastyki czy jedzenia czekolady
Avatar użytkownika
nusia___
 
Posty: 836
Dołączył(a): 4 lut 2008, o 20:30

Postprzez lucifera » 4 lut 2011, o 01:15

Do każdej z osobna osoby tnącej się, a mającej wyrzuty sumienia:

Nie wyobrażam sobie, abym mogła odmówić czegoś osobie, którą kocham. Nawet jeśli wiem, że to jest dla tej osoby destruktywne. Zadaję pytanie, czy to jest to czego chce, czy wie że to wpłynie na nią źle i czy jest w pełni świadoma konsekwencji tego o co mnie prosi. I jeśli odpowiada tak, robię to o co prosi. Kochasz siebie? Musisz, skoro jeszcze się nie zabiłaś. Gdy człowiek prawdziwie siebie znienawidzi wtedy się zabija. Więc musisz się kochać. Mocno. Za wszelką cenę, skoro mówisz że mimo całego zła jakie jest nie niszczysz całkowicie siebie. Skoro siebie kochasz, skoro pozwalasz sobie istnieć, jeśli żyletka pozwala czuć Ci choć trochę ulgi - rób to. Dopóki sama w sobie nie poczujesz, że nie potrzebujesz tego, powinnaś to robić. Możesz się spytać o moje prawo do mówienie czegoś takiego. Moim prawem jest doświadczenie. Własne. I mojej żyletki. I mojej ręki która ma na sobie mnóstwo blizn. i mojej dłoni na której widnieją świeże ślady. I mojej psychiki która mówi, że zrobi wszystko aby być szczęśliwą. Bo za bardzo się kocha, aby pozwolić sobie na znienawidzenie i całkowitą destrukcję. Śmierć. Moje pogodzenie się ze samą sobą było trudne i wystawiam praktycznie cały czas siebie na próbę. Ale zrozumiałam że jeśli dodatkowo będę sie winic za żyletkę, za okropny i wstrętny absynt który piję na siłe w samotności i za papierosy które palę jak mam wielkiego doła wtedy moje życie nie będzie koszmarem tylko czymś znacznie, znacznie gorszym.

TO TYLKO MÓJ PUNKT WIDZENIA.
Parę dni temu napisałam ten tekst dziewczynie z jakiegoś bloga, która ma problemy z żyletką. Nie chcę w ten sposób nikogo do niczego zachęcać, tylko to moje spojrzenie na sprawę....
Avatar użytkownika
lucifera
 
Posty: 69
Dołączył(a): 4 lut 2011, o 00:52
Lokalizacja: Straight From Hell

Postprzez lucifera » 4 lut 2011, o 21:51

Najwyraźniej potrafię kochać bezgranicznie. Trochę naiwnie, trochę lekkomyślnie, trochę ogłupiająco. Ale oddanie. Bo w momencie gdy kogoś kocham staję się jego sługą. Zwłaszcza gdy mówimy o miłości do samego siebie.

Miłość -ogólnie- nie polega moim zdaniem na ochranianiu przed złem oraz ukrywaniu przed światem. Polega na tym, aby razem z ukochaną osobą wkroczyć w to zło i być przy niej.
Avatar użytkownika
lucifera
 
Posty: 69
Dołączył(a): 4 lut 2011, o 00:52
Lokalizacja: Straight From Hell

Postprzez Filemon » 4 lut 2011, o 23:28

lucifera, oryginalny i ciekawy wydaje mi się Twój punkt widzenia...
ale też coś budzi we mnie niepokój...

bo wejść z kimś w zło i być przy nim, nie interweniując, nie przeciwstawiając się... co to znaczy?

wiesz jakie mam pierwsze skojarzenie? na przykład do takiej "słynnej" parę lat temu pary belgijskich pedofili-moderców... to było małżeństwo, w którym żona w jakimś sensie ulegała mężowi i współpracowała z nim (nie pamiętam już dobrze szczegółów...)

albo ktoś kradnie, albo napada bezbronnych ludzi - ja wiem o tym i trwam z nim w tym, nie próbując jakoś się przeciwstawić i przeciwdziałać... czy faktycznie to jest miłość i dobro...?

co do sprawy z żyletką... trudno mi powiedzieć na ile dobrze Cię rozumiem... myślę, że masz rację w tym, by nie wyrzucać samemu sobie samookaleczania się, bo wtedy dodajemy jedną autodestrukcję do drugiej... wydaje mi się, że rozumiem też dopuszczenie do siebie tego czynu jako formy ulgi i że to chyba jest prawdziwe, że czasem jest to mniejsze zło niż to większe, do którego mogłoby dojść gdyby nie rozładować w ten sposób szarpiących wnętrze emocji...

ALE... czy powiedzenie komuś: - tak, rób to, jeśli musisz... jest właściwym podejściem...? w tym punkcie również mam wątpliwości...

pozdrawiam...

p.s.
trochę zastanowił mnie Twój nick... "lucifer" kojarzy mi się z jakimś rodzajem sił zła, jakby łudzącego nas zwodniczo swoim blaskiem... zdaje się, że coś tam kiedyś takiego wyczytałem, ale musiałbym sprawdzić dokładnie - chyba, że może Ty mi pomożesz? :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez lucifera » 5 lut 2011, o 00:02

Nie będziemy się spierać co do miłości, ani co do żyletki, bo mam jak widać kontrowersyjny punkt widzenia, który nie dla wszystkich jest odpowiedni w sytuacjiach granicznych. Co do nicku, lucifera jest żeńską odmianą od lucifer, a ten z koleji znaczy niosący światło.

edit: chociaż nie! odniosę się!

mylisz miłość do kogoś z bezwzglądną uległością mu w związku, osobnik dominujący, osobnik podporządkowany. W takich sytuacjiach wywierana jest presja ze strony dominującego, jeśli nie fizyczna to chociażby psychiczna. W takich sytuacjach osobnik słabszy nie ma jakby możliwości innej drogi, a nawet jeśli fizycznie ma to jest sterroryzowany poprzez długi okres znajomości, lub chociażby głębokość znajomości.

edit2: chętnie posłuchałabym tego co masz do powiedzenia w sprawie lucifera, apropo zwodniczego blasku itd.
Avatar użytkownika
lucifera
 
Posty: 69
Dołączył(a): 4 lut 2011, o 00:52
Lokalizacja: Straight From Hell

Postprzez Filemon » 5 lut 2011, o 01:10

jak pisałem, niewiele wiem na temat lucyfera... - dlatego zapytałem Ciebie...

wiem jednak także, że lucyfer bywa utożsamiany z diabłem i złem - jak widzę to pominęłaś... zatem być może blask, którym świeci może nas zwieść w niekorzystnym, niszczącym dla nas czy dla innych kierunku...?

ale właśnie zauważyłem też, że w swoim opisie podajesz w jęz. angielskim "prosto z piekła", czyli sugerujesz swój kontakt ze złem i niskimi siłami czy też energiami... - dlaczego? jak należy to rozumieć??

mnie osobiście zło nie pociąga a siły diabelskie szczególnie nie przerażają... może dlatego właśnie, że cenię sobie ludzkie wartości a nie ich diabelskie czy demoniczne zaprzeczenia...

skąd zatem u Ciebie te różne piekła i lucyfery...? pociąga Cię zło? utożsamiasz się z jakimiś piekielnymi siłami...?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez lucifera » 5 lut 2011, o 01:19

Mój umysł jest dla mnie piekłem. Chodzi mi o czysto ludzki wymiar, o ludzkie możliwości, o złożoność psychiki.

Nie wierzę w rogatego demona, ani w skrzydlate aniołki... ateizm...

Staram się dotknąć brudnej natury człowieka, jego niszczycielskiej i potężnej siły, brudy instynktu dotykam dłońmi i się w nich tarzam.
Avatar użytkownika
lucifera
 
Posty: 69
Dołączył(a): 4 lut 2011, o 00:52
Lokalizacja: Straight From Hell

Postprzez Filemon » 5 lut 2011, o 01:36

lucifera napisał(a):Staram się dotknąć brudnej natury człowieka, jego niszczycielskiej i potężnej siły, brudy instynktu dotykam dłońmi i się w nich tarzam.


myślę, że to nie jest dobry pomysł... i myślę też, że niezbyt zdrowy... jakoś nieprzyjemnie mi "pachnie" i również mnie nie pociąga - podobnie jak zło...

zauważ, że człowiek instynktownie trzyma się z dala od brudu, w miarę możliwości... i jak pokazuje medycyna na przykład, im lepiej mu się to udaje, tym lepiej na tym wychodzi... :)

destrukcja, innymi słowy zniszczenie, to chyba zaprzeczenie miłości... bo miłość, jak mi się zdaje, to budowanie i rozwój, między innymi...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 299 gości